Borderlands

Redakcja

04.11.2009 11:52, aktual.: 01.08.2013 01:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Na grę opisywaną w tej recenzji czekałam z wypiekami na twarzy, śledząc wszelkie pojawiające się w sieci wiadomości na jej temat. Każdy kolejny zwiastun wywoływał u mnie bardzo niezdrowe podekscytowanie. Nie da się ukryć, iż właśnie tego typu pozycji brakowało mi od dawna, a opcja wspólnej zabawy w cztery osoby wzbudzała dodatkowe pozytywne emocje. Odliczanie dni do ukazania się Borderlands na rynku stało się ostatecznie czynnością tak normalną, jak regularne mycie zębów, a dzień premiery jawił mi się w niezwykle kolorowych barwach - choć niecny plan wzięcia dwutygodniowego urlopu w tymże czasie niestety nie wypalił… Wreszcie płytka zakręciła się jednak oto w czytniku mojego wysłużonego Xboksa 360, rozsiadłam się wygodnie i wkroczyłam w ten cyfrowy świat. Aczkolwiek tak naprawdę "wkroczyłam" nie jest odpowiednim określeniem na moje pierwsze spotkanie z pozycją - raczej z miejsca "wsiąkłam".

Produkcja reklamowana była przez twórców jako RPG akcji, jednak trzeba zaznaczyć, iż element o nazwie akcja sprawuje silną kontrolę nad elementem o nazwie RPG i to w każdym aspekcie tej pozycji. Tak naprawdę czynnikiem motywującym bohatera do wszelkich działań podejmowanych w świecie Borderlands nie jest fabuła oraz chęć zbawienia świata (i bardzo dobrze - dość już mam kolejnych band nastolatków z bogatym życiem wewnętrznym ukształtowanym przez śmierć rodziców gdzieś w pożarze, którzy to nieodmiennie przypadkowo stają się jedynymi osobami pretendującymi do miana zbawców Ziemi czy też innej dowolnej planety). Motywatorem naszej postaci zwyczajnie jest kasa, a dodatkowo wszelkiego rodzaju przedmioty zostawiane z niezwykłą częstotliwością przez uśmierconych brutalnie przeciwników. Zbieramy bronie, tarcze, bronie, bronie, bronie... oraz dolary, za które można zakupić kolejne bronie - i tak to się wszystko pięknie kręci. Przyświeca nam ponadto oczywiście cel nadrzędny, jakim w tym przypadku jest odnalezienie mitycznego skarbca, w którym znajdzie... a nie powiem. I nikt się przecież nie domyśli.

Z trzęsącego się autobusu w początkach zabawy wysiadamy jako któraś z czterech postaci - Soldier, Hunter, Berserker albo jedyna babka w tym doborowym towarzystwie, czyli Siren. Każde z nich posiada naturalnie pewną unikalną umiejętność, którą w trakcie gry rozwija się za pomocą punktów zdobywanych wraz z kolejnymi poziomami doświadczenia. Żołnierz przykładowo montuje na polu walki niewielkie stacjonarne działko, siejące postrach i zniszczenie wśród przeciwników; Łowca przywołuje sokoła, który próbuje dosłownie zadziobać wrogów na śmierć; Berserker wpada w szał bitewny masakrując wszystko, co napotka na swej drodze. „Syrena” natomiast na chwilę staje się niewidzialna, co daje szansę na porażenie atakujących ją natrętów efektami typu wyładowania elektryczne, a dodatkowo wzmacnia ona znacząco ataki wręcz. Ułatwia to również szybką ucieczkę z pola walki, lecz wierzcie mi - w świecie Borderlands nie będziecie uciekali. Nigdy.

Obraz

Jak już wspomniałam, każde z bohaterów posiada tylko pojedynczą umiejętność podstawową, jednak da się je dość szeroko modyfikować, dodając przeróżne pomocne elementy do swoich ataków. Ponadto postacie mogą niejako kształcić się w jednym z trzech ogólnych kierunków, rozwijając zróżnicowane zdolności pasywne, mające docelowo pomóc w walce oraz decydować znacząco o jej stylu. Czy tak jest naprawdę? Być może będę osamotniona w tym osądzie, ale w rzeczywistości wybór konkretnej ścieżki rozwoju nie wpłynął w moim przypadku jakoś znacząco na samą rozgrywkę, ponieważ umiejętności te w większości wydają mi się zwyczajnie mało użyteczne. Świetnym pomysłem jest opcja dla niezdecydowanych - za niewielką (subiektywnie) sumę pieniędzy da się odzyskać wszystkie wydane dotąd punkciki, by następnie wpakować je w zupełnie inne miejsce. Ogólnie jednak przydałoby się więcej zdolności nastawionych na akcję, gdyż cała gra przecież właśnie taka jest. To samo tyczy się personalizacji postaci - wielka szkoda, że nie da się zmienić choćby wyglądu zewnętrznego za pomocą nowych strojów czy fryzur, zaś jedyne dostępne opcje to wybór imienia plus różne wersje kolorystyczne tego samego ubranka.

[break/]W założeniach autorów Borderlands wielką rolę miało odegrać uzbrojenie i trzeba przyznać, że z zadania tego wywiązano się wzorowo. Gra oferuje niesamowitą wręcz ilość broni podzielonych na kategorie główne (mamy strzelby, wyrzutnie rakiet, karabiny maszynowe oraz inne standardowe rodzaje pukawek). Początkowo może wydawać się, iż są one do siebie raczej podobne, pomijając oczywiście różną siłę rażenia, niemniej szybko okazuje się, że ilość kombinacji jest niesamowita, a dodatkowe elementy w stylu możliwości podpalenia wrogów czy też wywołania obrażeń toksycznych zdecydowanie podnoszą walory znajdowanych narzędzi masowego rażenia. Naprawdę, nie spodziewałam się, że ciągłe dozbrajanie się oraz kombinowanie, która z broni noszonych w plecaku nada się najlepiej do tego, co aktualnie mam do wykonania w świecie gry, da mi tyle frajdy - a jednak! Nawet rozwijaniu postaci przyświeca jedna główna myśl - jeszcze tylko jeden poziom i wreszcie będzie można skorzystać z tego przepotężnego, znalezionego niedawno obrzyna. "A wtedy mieszkańcy pustkowi wreszcie mnie popamiętają" - mruczę sobie pod nosem, odpierając ataki czyhających zewsząd wrogów.

Obraz

Przeciwnicy nie odpuszczają tutaj ani na moment, co z reguły w grach wyprowadza mnie z równowagi, jednak Borderlands zaczarowało mnie na tyle, że kolejne hordy rozwalałam z ogromną przyjemnością i nieco dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Nie dość, iż wrogowie są zróżnicowani - od zwykłych bandytów włóczących się po pustkowiach, poprzez drapieżne ptaki, psy czy kraby, a kończąc na dysponujących zaawansowaną technologią żołnierzach – to okazjonalnie produkcja rzuca w naszą stronę przepakowanego bossa, który z reguły przewyższa naszą postać rozmiarami kilkukrotnie. Naprawdę trzeba przyznać, iż nie sposób tu się nudzić, mimo że zadania do wykonania są z reguły podobne (idź, zabij, wróć, odbierz nagrodę). Naturalnie zdarzają się tu niemniej i wcale nie tak rzadkie wyjątki, z których najbardziej chyba zapadło mi w pamięć zestrzeliwanie z zablokowanego wiatraka ptasich odchodów. Zaiste, twórcy gry wykazali się dość specyficznym poczuciem humoru, jednak w moje gusta trafili w sumie bezbłędnie.

Świat Borderlands jest dość zróżnicowany, chociaż początkowo zdawać się może, że ciągle śmigamy się po bardzo podobnych do siebie lokacjach. Dodatkowe urozmaicenie stanowi dynamicznie zmieniająca się pora dnia - zachód słońca czy noc w tej grze to małe klimatyczne mistrzostwo świata. Samo poruszanie się po pustkowiach odbywa się na kilka różnych sposobów. Ten podstawowy, czyli zwiedzanie miejscówek "z buta", zdaje egzamin wyłącznie na samym starcie zabawy, gdyż dostępne przestrzenie szybko okazują się zbyt duże, aby uprawiać po nich spacery na szeroką skalę. Po paru wykonanych zadaniach zyskujemy dostęp do rozsianych po świecie gry stacji pojazdów, którymi to wehikułami można wozić się do woli (bądź do momentu zniszczenia "auta").

Obraz

Model jazdy jest delikatnie mówiąc szalenie „specyficzny” i przypomina mi ten znany (choć niezbyt przeze mnie lubiany) z serii Halo. Da się do niego przyzwyczaić, a rozjeżdżanie wrogów sprawia nieziemską frajdę, zwłaszcza że wydają oni wówczas niesamowicie fajny dźwięk. Każda "furka" ma też na wyposażeniu działko maszynowe bądź poręczną wyrzutnię rakiet, za pomocą których sieje się zazwyczaj prawdziwe zniszczenie w szeregach przeciwników. Tylko kto ma nim operować, skoro my po raz enty próbujemy wyjechać z ciasnego zaułka cudownie prowadzącym się pojazdem? Ano właśnie - powolutku dochodzimy do czystej esencji tej pozycji, trybu co-op.

[break/]Borderlands umożliwia równoczesną zabawę aż czteroosobowej grupie (przez sieć, dodatkowo da się grać na podzielonym ekranie we dwójkę). Powiem szczerze, że jest to chyba najlepsza rzecz, jaka mogła się zdarzyć tej pozycji. Pozbawienie jej co-opa byłoby wręcz jak wyrwanie serca i duszy razem wziętych. Przemierzanie pustkowi w pojedynkę owszem, jak najbardziej ma pewien urok, lecz tak naprawdę to z trybu kooperacji właśnie miodność wylewa się litrami - nie ma to jak wspólne polowanie na bandytów czy też przeczesywanie kolejnych lokacji w poszukiwaniu jeszcze potężniejszej broni. Przeciwnicy są wówczas naturalnie odpowiednio silniejsi, co cieszy, gdyż inaczej gra nie stanowiłaby żadnego porządnego wyzwania. Najlepiej bawić się w ekipie znajomych, bo w przypadku rozgrywek z przygodnymi partnerami ryzykujemy utratą porządnej broni, którą dopiero co znaleźliśmy - tu nie ma reguł, kto pierwszy ten lepszy. Choć zawsze można wyzwać takiego gracza na pojedynek i pokazać mu, kto tu rządzi... No ale mimo wszystko polecam sesje multi z kimś, kogo znamy i lubimy, zwłaszcza że przyjdzie spędzić w samej grze sporo czasu, aby doprowadzić do końca choćby wątek główny, nie mówiąc już o misjach pobocznych.

Obraz

Za pierwszym razem Borderlands da się ukończyć w około 20-25 godzin. "No jak to" - krzyknie niejeden gracz - "i to ma być dobry wynik jak na pozycję z gatunku RPG?". Cóż, należy jak najszybciej zrozumieć, że tak naprawdę tytuł ten to przede wszystkim FPS pełną gębą, a z klasycznych RPG czerpie tylko niektóre elementy, serwując je graczom w dość specyficzny sposób. Po obejrzeniu napisów końcowych pojawia się jednak możliwość swoistego "New Game +", co oznacza zabawę przy zachowaniu swoich bieżących statystyk, przedmiotów i tak dalej, a równocześnie przeciwnicy przechodzą niemały „tuning”, zyskując na sile oraz szybkości. Ogólnie, Borderlands jest jak beczka miodu, którą można jeść bardzo długo, a i tak ciągle jeszcze zawsze coś zostaje na dnie.

Osobny akapit należy się grafice, która ze względu na swój specyficzny, kreskówkowy styl wywarła na mnie ogromne wrażenie. Świat otaczający naszą postać jest przepiękny, dopracowany w najdrobniejszych szczegółach i w sumie oprócz chwilami odrobinę wątpliwej jakości tekstur nie ma się tu do czego przyczepić - można tylko wzdychać z podziwu nad projektem. Animacja chrupie wyłącznie okazjonalnie, tak tylko przy naprawdę potężnej "zadymie". Niemal do perfekcji dopracowano animację przeciwników, którzy faktycznie reagują na nasze poczynania i strzały z dowolnie wybranej broni. Szczerze mówiąc, obawiałam się nieco, że niecodzienna oprawa zepsuje atmosferę gry, ale... to było bardzo dawno temu - jeszcze przed premierą. W tej chwili mogę stanowczo stwierdzić, że Gearbox miało absolutną rację zmieniając w pewnym momencie koncepcję grafiki w Borderlands - kreska jest prześliczna i oryginalna, a zarazem pasuje do tej pozycji w 100%. Teraz nie wyobrażam sobie innego rozwiązania.

Obraz

Opisywana tu pozycja jest dla mnie niewątpliwie jednym z cichych (no dobrze, może średnio-cichych) hitów tego roku. Nie spodziewałam się aż tak dobrej oraz dopracowanej produkcji, choć nie da się ukryć, że osoby oczekujące rasowego RPG z rozbudowaną fabułą i skomplikowanym systemem rozwoju postaci poczują się prawdopodobnie zawiedzione. Można również zrozumieć głosy krytykujące grę za zbyt dużą, zdaniem wielu, ilość elementów stricte strzelankowych, zwłaszcza na Xboksie, gdzie tytułów FPS jest zatrzęsienie, więc łatwo można wpędzić się w przesyt dotyczący tego właśnie gatunku. Króciutko - osobiście zostałam zachwycona światem, możliwościami i grywalnością Borderlands. Polecam bez wahania!

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (1)