Dead Space Extraction
Trudno jednoznacznie ocenić rewolucyjność obecnej generacji sprzętów, nie można mieć jednak wątpliwości co do destrukcyjno-kreatywnych zapędów dzisiejszych konsol. Z jednej strony mamy oto wzrost popularności strzelanek FPP, z drugiej zaś śmierć klasycznych podgatunków. Pamiętacie, jak niegdyś zagrywaliśmy się w tzw. ”celowniczki”, produkcje, w których osią zabawy było całkowita eksterminacja hord wrogów przy użyciu pistoletu i z pomocą celnego oka? Dziś tego typu rozrywki uświadczycie już tylko na Wii… Kontroler Nintendo świetnie wywiązuje się z funkcji wskaźnika broni, więc co jeśli połączymy ideę staroszkolnego „celowniczka” z niezwykle udaną marką, jaką okazało się być Dead Space? Przy zapowiedziach Extraction kręciliśmy nieco nosem - dziś wiemy, że zupełnie niesłusznie.
14.10.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Klimat, przygoda, horror oraz zaskoczenie - tymi czterema cechami charakteryzował się pierwowzór. Nowa marka Electronic Arts zaskarbiła sobie rzesze sympatyków, a firmie pozwoliła uwierzyć, że ciągnięcie w nieskończoność popularnych serii to nie jedyny klucz do sukcesu. Przy tak dużej liczbie sprzedanych Wii ciężko było nie spekulować chęci zaistnienia EA z Dead Space i na tym poletku. Czy można przenieść survival horror totalnie zmieniając samą oś rozgrywki? Czy spłycenie możliwości sterowania do jadącej po szynach kamery nie zepsuje zeszłorocznego hitu? Ci, którzy snuli obawy, mogą odetchnąć z ulgą. „Elektronicy” dostarczyli nam kawał świetnej rozrywki – produkcję, która uzupełnia bogatą już historię młodej przecież serii. Cztery wskazane wyżej cechy, choć może w innych proporcjach, dostajemy również w Dead Space Extraction. Ta gra ocieka dokładnie tym samym, znanym klimatem, wlewając się w każdy otwór naszego poszarpanego przez Nekromorfy ciała. Nie pozostaje nic innego, jak zaopatrzyć się w kino domowe lub dobre słuchawki i całym sobą przenieść się do kosmicznego świata opanowanego przez nieczyste moce.
Pierwsze zaskoczenie - strona graficzna. Nie dość, że trudno zauważyć jakieś kolosalne różnice pomiędzy Extraction, a dostępnym na Xboksie 360 i PS3 Dead Space, to jest to również zdecydowanie jedna z najlepiej wykonanych graficznie oraz najbardziej szczegółowych gier na stacjonarną konsolę Nintendo. Jeśli dodacie do tego znajomą oprawę dźwiękową, dostaniecie mieszankę budującą niesamowitą atmosferę. Na zachętę warto wspomnieć też, że pierwsza miejscówka tutaj to tak naprawdę ostatnia z pierwowzoru. Fabuła cofa nas do wydarzeń sprzed gry Dead Space, do czasu, kiedy koloniści odnaleźli w górniczej kolonii Aegis VII coś - Symbol. Zastanawialiście się jak zmieniali się ludzie po odkryciu tajemniczego artefaktu? Extraction rzuci Was w sam wir przeobrażeń, bratobójczej walki i szaleństwa, jakie opętało naukowców oraz cywilów. Poczujecie dreszczyk emocji i niepewności, jakie wywołują przemiany zarówno bliskich kompanów, jak i niewinnych na pierwszy rzut oka kolonistów. Jak poradzić sobie z rozszalałym nagle człowiekiem, którego jedynym marzeniem jest rozszarpanie nas na strzępy? Celne oko i szybki palec na spuście stanowią najważniejszy oręż każdego, kto zdecyduje się poświęcić swój czas historii naukowców z Aegis VII.
Chociaż wiilot sam w sobie stanowi świetny kontroler do „celowników”, tak szczerze polecam zaopatrzenie się w nawet najtańszy pistolet do Wii. Pomimo tego, że to jedynie stelaż dla kontrolera, zdecydowanie ułatwia on rozgrywkę, powodując przy okazji, że wszelkie ewentualne bóle w ciągłego trzymania „pilota” skierowanego w stronę ekranu w magiczny sposób znikają. Przed rozpoczęciem rozgrywki warto dodatkowo kontroler wycentrować już w samej grze, aby żaden z pocisków nie przeleciał czasem obok głowy przebrzydłego Nekromorfa. Jak strzelać? Przede wszystkim oczywiście celnie. Wrogowie nie giną od samych dziur w głowie - znane z pierwowzoru rozczłonkowywanie przeciwników to ponownie klucz do sukcesu oraz szybkiego wyeliminowania zagrożenia. Część broni posiada alternatywne tryby strzału, a o sposobie ich użycia w zręczny sposób informuje sama gra. Giwery to mieszkanka znanych z pierwowzoru urządzeń, jak i zupełnie nowych (choć podobne w swym działaniu) narzędzi. Potwory są zbyt szybkie? Raz na jakiś czas warto zwolnić czas, dokładniej wymierzyć i oddać strzał, który powali rozwścieczoną bestię na ziemię.
[break/]Ale eksterminacja to nie jedyne, co oferuje Dead Space Extraction. Wbrew ogólnie przyjętym kanonom, twórcy poszli o krok dalej, dając graczowi znaną już moc telekinezy, która służy i do rozwiązywania zagadek. Choć są one jedynie dodatkiem do samego strzelania, to bardzo ważnym niemniej - gdyż pozwalają odetchnąć po większej bitwie plus podbudować klimat. Niejednokrotnie też nasz bohater wykazać się będzie musiał umiejętnościami rozpracowania zabezpieczonego włącznika, kierując strumień energii w odpowiednie miejsce. Łatwizna, szczególnie kiedy w tle atakują nas Nekromorfy… Telekinezą przesuniecie ponadto przedmioty, które zasłaniają przejście, lub muszą znaleźć się tu czy tam, aby pchnąć grę do przodu. Jest więc po staremu - choć prościej i przyjemniej. Większa zmiana taka, że w pierwowzorze musieliśmy sami stawić czoła niebezpieczeństwu, a tu przez sporą część gry towarzyszą nam inne osoby. Tylko szkoda, że tak naprawdę potrafią one raczej napsuć krwi, niż faktycznie pomóc. Jest dzięki nim raźniej, co może odrobinę psuć atmosferę, należy jednak pamiętać, że to początek walki z uwolnionym złem i ucieczka przed zagrożeniem, a nie znane z Dead Space zwiedzanie wyludnionych stacji kosmicznych czy statków.
Poprzez strzelankę na szynach Electronic Arts przedstawiło ciekawą fabułę, ograniczając jednak w bardzo znaczący sposób naszą ingerencję w otoczenie. Kilka prostych zagadek oraz często monotonne strzelanie może się znudzić i choć niejednokrotnie spotykamy niegrywalne fragmenty, które mają za zadanie pchać historię do przodu, a podczas których kamera potrafi ukazywać akcję w naprawdę ciekawy sposób, tak zasadniczo rozgrywka opiera się na tym samym – bezmyślnym strzelaniu w kończyny przeciwników. Największym minusem tytułu jest bez wątpienia połowiczne wyeliminowanie uczucia strachu i zaskoczenia. W pierwowzorze niejednokrotnie podskakiwałem na fotelu, gdy z dziury wyłaniał się nagle Nekromorf. W wypadku Extraction takie „atrakcje” można zliczyć na palcach jednej ręki. I choć klimat jest ten sam, tak wszystko wypada mniej przerażająco oraz bardziej przewidywalnie. Wrogowie najczęściej pojawiają się w drzwiach i w większości przypadków trzeba akurat pisać SMSa, żeby nie zdążyć oddać strzału. Do tego jest po prostu łatwo.
Ale i tak mamy te kilkanaście godzin przygody w Martwym Kosmosie? Nie tym razem - grę można skończyć w zaledwie kilka, aczkolwiek ciężko oczekiwać od tego typu produkcji bitych dni fabularnej rozgrywki... Inna sprawa, że jeśli nastawiliście się na dużą liczbę możliwych do rozbudowy elementów, jak miało to miejsce w Dead Space, to tym możecie poczuć się odrobinę rozczarowani. Choć po zakończeniu każdej z 10 misji otrzymujemy ulepszenia, tak aplikowane są one automatycznie, nie da się poczynić modyfikacji w sposób, który sami wybierzemy. Dalej, co jakiś czas można zebrać przedmioty, które w bardziej szczegółowy sposób opiszą fabułę (logi), lecz nie mają one wpływu na samą rozgrywkę, a standardowe znajdźki uzupełniają bądź zdrowie, bądź amunicję. Extraction oferuje co prawda dodatkowe tryby, wątpię jednak, by osoby, które ukończą główny wątek fabularny, chciały rzucić się na ich przechodzenie. Ważnym elementem tutaj jest niewątpliwie zabawa w kooperacji, niemniej w pozycji tego typu to standard, a nie dodatkowa opcja, którą programiści z wielką łaską uraczyli graczy.
Dead Space Extraction to niewątpliwie kawał solidnej strzelanki, a śmiem twierdzić, że jedna z najlepszych (jeśli nie najlepsza) z rodzaju „na szynach” w jaki dane mi było do tej pory zagrać. Każdego czeka tu świetna grafika, barwna fabuła i dynamiczna rozgrywka okraszona przemyślanym projektem. Osoby, które wsiąkły w świat Martwego Kosmosu poczują się jak w domu i o ile spłycona rozgrywka nie będzie dla nich barierą nie do zaakceptowania, powrócą na kilka godzin do lubianego uniwersum. Fani „celowniczków” będą również zadowoleni, bowiem nie dość, że produkt rozbudowuje klasyczną ideę tytułów tego typu, to z punktu widzenia typowego rewolwerowca serwuje sporo pierwszorzędnej rozrywki. Choć nowe Dead Space nie jest pozycją idealną, to zdecydowanie warto zainwestować w nią pieniądze, chociażby po to, by zobaczyć jaką oprawą powinny charakteryzować się gry na Wii. Osobiście mam szczerą nadzieję, że sprzedaż DSE okaże się o wiele wyższa niż (świetnego) MadWorld, a Electronic Arts chętniej przenosić będzie swoje tytuły na stacjonarną platformę Nintendo. Przednia zabawa w świetnej oprawie. Ruszajcie do walki z hordami Nekromorfów.