Demon's Souls
Rzadko trafia się gra, która z tak niezwykłym powodzeniem łączy ze sobą klimaty europejskiej mitologii oraz siekania demonów z bezlitośnie wyżyłowanym poziomem trudności bliskim japońskim produkcjom. FromSoftware stworzyło prawdziwego potwora, gdzie każdy skrawek planszy wręcz domaga się naszej krwi, a pomyłka staje się równoznaczna z wyzionięciem ducha. Koniec z nieletnimi bohaterami o bujnych czuprynach, którzy aby ratować swoją krainę muszą pokonać hordę kolorowych żelków - w Demon's Souls jesteśmy zwyczajnym śmiertelnikiem z kawałkiem żelastwa w dłoni marzącym o tym, żeby kolejny wróg nie zrobił mu z zadka jesieni średniowiecza. Tylko śmierć tutaj jest tak satysfakcjonująca, że będziecie się ścigać po dokładki...
30.11.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51
Demon’s Souls to w pewnym sensie spadkobierca klasyków pokroju "dziadka" Diablo - wpadamy z mieczem do lochu tnąc wszystko, co stanie nam na drodze i zbierając przy okazji walające się po okolicy skarby. Produkcja nie próbuje wymusić na graczu żadnych głębszych przemyśleń odnośnie sensu wszelkich poczynań, a jedynie rzuca nas w lokacje pełne pokracznych maszkar z oczywistym zadaniem głównym – wybić wszystko, co chociaż w najdrobniejszym stopniu okaże wrogość. Fabuła? Jesteśmy kolejnym z wielu śmiałków zmierzających na ratunek królestwu Boletarii, które na skutek chciwości swojego władcy zostało pochłonięte prze gęstą mgłę wypełnioną demonami gustującymi w ludzkich duszach. Nasz heros naturalnie dzielnie wkracza w ową otchłań nieustannie rozszerzającej się zawiesiny. Na wstępie mamy krótki, acz treściwy samouczek, po czym nagle spacerek „za rączkę” kończy się i zostajemy rzuceniu naprzeciw 30 metrowego bossa... Wspominałem coś o nieuchronnej śmierci?
Wraz z momentem, w którym po zgonie nasza dusza zostaje przywołana do Nexusa - czyli miejsca spoczynku wszystkich ofiar bezlitosnej mgły, rozpoczyna się rozgrywka właściwa. To miejsce stanie się najdroższa oazą spokoju, gdzie bezstresowo zarządzimy ekwipunkiem, ulepszymy swój oręż oraz nabijemy kolejne poziomy doświadczenia. Jest to również główna baza wypadowa, z której dostaniemy się do pięciu dostępnych światów podzielonych na sześć mniejszych rozdziałów. A na końcu każdego zawsze czeka przerośnięte monstrum. Oczywiście zanim rozpoczniemy misję ratowania świata trzeba wpierw odzyskać swoje pierwotne ciało. Granie w dwóch formach, astralnej i fizycznej, wiąże się ze znaczącymi zmianami w mechanice całej zabawy. Przykładowo, biegając jako duch posiadamy tylko połowę paska zdrowia, lecz za to zadajemy o połowę więcej obrażeń. Będąc żywym zaś jesteśmy w stanie przyzwać innych graczy oraz sami stajemy się narażeni na ich wtargnięcie do naszego świata.
Zabawa w lochach przypomina nieco tytuły z serii The Legend of Zelda - postać właściwie jak po sznurku zmierza tu do znajdującego się na końcu labiryntu bossa, a w trakcie zagłębiania się w dany poziom odblokowujemy przy okazji kolejne skróty, które pozwolą nam szybciej dostać się do wcześniej poznanych miejsc. Niestety wspomniane ułatwienia potrafią pojawić się dopiero po walce z lokalnym szefem, co trochę utrudnia sprawę - szczególnie, że śmierć oznacza powrót na sam początek planszy. Tak, nie dość że tracimy ciało plus wszystkie zebrane do tego momentu dusze (o nich za moment), to jeszcze cofa nas na start przemierzanego obszaru, ze wszystkimi wrogami czekającymi na powtórkę z rozrywki. Jedyny sposób, żeby odzyskać utracone punkty, to dojście tam, gdzie ostatnio spoczęły nasze zwłoki. Jeżeli jednak śmierć dopadnie nas po raz drugi upuszczone wcześniej duszyczki znikają bezpowrotnie... Zmusza to gracza do dokładnego rozważenia kolejnej wyprawy, zwłaszcza jeśli ma się w kieszeni sumkę wartą kilka godzin zmagań z potworami.
[break/]Gromadzone dusze to growa waluta, za którą zrobimy dosłownie wszystko - naprawimy lub ulepszymy zbroję, nabędziemy nowy oręż, eliksiry, a nawet punkty doświadczenia. Trzeba wspomnieć, że cena wraz z każdym kolejnym poziomem naszego bohatera zawsze stopniowo idzie w górę, a z pojemnością sakiewki rośnie też i ryzyko kolejnej wyprawy w nieznane. Doprowadza to do sytuacji, iż im stajemy się silniejsi, tym bardziej zaczynamy się obawiać zgonu ze względu na straty materialne. Najpiękniejsze jednak w Demon’s Souls jest to, że ukatrupienie naszej postaci nigdy nie wydaje się tanie, lecz zwycięstwo daje więcej radości niż w jakiejkolwiek innej grze. Trudność w tym tytule nie polega na nasyłaniu na nas potworów posiadających niszczycielskie, niemożliwe do zblokowania ataki, ale na wymuszeniu od gracza ostrożności oraz znajomości swojego wroga. Karany jest pośpiech i bezmyślna szarża - nawet najsłabsze pokraki odwrócą to przeciw nam.
Wielki plus dla twórców za wyjątkowo intuicyjny system walki - głównie wygodnie przypisane pod przyciski komendy. Wszelkie akcje związane z dzierżoną w danej chwili bronią znajdują się pod klawiszami L i R, odpowiednio dla lewej oraz prawej ręki. „Jedynki” odpowiadają za lekkie ciosy, natomiast spusty pozwalają wyprowadzić niszczycielskie cepy. Przedmioty mordu da radę taszczyć po jednym na każdą łapę lub coś w obu naraz - w zależności od tego jaki styl nam bardziej odpowiada. Ma to głównie wpływ na wyprowadzane ciosy oraz zdolność blokowania i parowania wrogich razów. Równocześnie możemy dźwigać przy sobie cztery bronie, między którymi przerzucamy się za pomocą krzyżaka. Strzałki umożliwiają szybki dostęp do aktualnie wyuczonych czarów lub cudów oraz wybranych przedmiotów. Warto dokonać stosownych przygotowań zanim jeszcze wyruszymy do walki, ponieważ ze względu na sieciowy charakter gry nie istnieje tu coś takiego jak pauza. Jakieś mankamenty sterowania? Chyba tylko system namierzania wrogów, który potrafi sporadycznie pogubić się przy większej ilości przeciwników, a w szczególności, gdy ci są rozlokowani na różnych wysokościach.
Paradoksalnie może nieco, kolejna śmierć w Demon’s Souls daje nam więcej korzyści, niż sześć kolejnych poziomów doświadczenia, czy nowa super zbroja, bowiem następne pojedynki wygrywamy przez to coraz częściej wiedzą i refleksem. Wszystko sprowadza się do konsekwentnej nauki przyjmowanych ciosów oraz odpowiedniego podejścia do danego starcia. Niezależnie od tego czy jesteśmy mocarnym rycerzem zakutym w zbroję, potężnym magiem lub też zwykłym złodziejem, każdą z dziesięciu dostępnych w grze klas da się na swój wyjątkowy sposób pokonać występujące bestie. Cały system walki, rozwoju postaci oraz budowy ekwipunku posiada niesamowitą głębię, przez co mógłby spokojnie zawstydzić niejedną pozycję RPG. Wszelkie typy broni charakteryzują się swoim własnym stylem walki i dziesiątkami statystyk - poczynając od wagi oraz siły ataku, a na dodatkowych atrybutach (jak rodzaj zadawanych ran i magiczne właściwości) kończąc. Co więcej - wybrana na początku profesja nie oznacza, że do końca będziemy musieli trzymać się wyznaczonych schematów. Od tej decyzji zależą jedynie wstępne statystyki bohatera, które w przyszłości będziemy mogli zmienić wedle uznania. Złodziej dzierżący ogromny miecz? Nie ma problemu. Rycerza biegłego w łuku oraz magii? Też osiągalne. Swoboda w kreowaniu swojego pogromcy demonów wypada kapitalnie
Ulepszanie posiadanego ekwipunku jest równie ważne, co kolejne poziomy dla samej postaci. W grze znajdziemy dwóch kowali oferujących swe usługi w zamian za surowce oraz dusze. Od tego jakie materiały zbierzemy i do którego rzemieślnika się udamy zależą późniejsze rozgałęzienia, odblokowywane dla danego rodzaju oręża. Warto się dobrze zastanowić, czy lepiej posiadany miecz podbić szybko podstawowymi przedmiotami, czy poczekać na te trudniej dostępne i nadać mu tym samym konkretniejszych właściwości. Oczywiście inwestowanie w kilka różnych typów rynsztunku w znacznym stopniu ułatwia życie, gdyż w Demon’s Souls nie znajdziecie jednej jedynej broni skutecznej przeciwko wszystkim napotkanym zmorom.
[break/]Od wielu lat wszelkiej maści pozycje przyzwyczajają nas do trybu rozgrywki wieloosobowej. Opisywany tutaj tytuł nie jest odosobnionym przypadkiem, lecz też nie trzyma się w żadnym wypadku ustalonych konwencji. Gra nieustannie przypomina nam, że pomimo wyżynania poczwar zazwyczaj samotnie, jesteśmy częścią społeczności Demon’s Souls, której uczestnicy zostawiają po sobie widoczne ślady. Występują one pod postacią rozmieszczonych przez graczy wskazówek, plam krwi ukazujących ostatnie sekundy życia jakiegoś nierozważnego biedaka, czy zwyczajnie dostrzegamy nikłe widma kogoś, kto w danej chwili przemierza tę samą okolicę co my. Ale naturalnie funkcja sieciowa nie ogranicza się jedynie do zaśmiecania czyjegoś świata komunikatami o własnym istnieniu. Gdy przyjmiemy postać ducha otwiera się przed przed nami droga do prawdziwej interakcji między użytkownikami. W tej sytuacji możemy dokonać dwóch wyborów – pozwolić się przywołać przez innego uczestnika jako Niebieski Fantom poprzez wykorzystanie specjalnego niebieskiego kamienia, albo też spróbować siłą wtargnąć do czyjejś gry pod postacią Czarnego Fantoma, stosując przeznaczony do tego celu kamień czarny.
W pierwszym wariancie występujemy w roli wsparcia dla gospodarza, pomagając mu w likwidacji zagrożenia oraz pojedynku z bossem, zaś w zamian otrzymujemy dodatkowe dusze wraz z nowym ciałem. Jeśli jednak zdecydujemy się na drugą rolę to naszym zadaniem staje się odnalezienie żywego zawodnika, a następnie odesłanie go na tamten świat w możliwe najdrobniejszych kawałeczkach - za co również jesteśmy nagradzani nową powłoką cielesną. W tym momencie z asystą przychodzą lokalne potwory, które zaprzestają ataków na naszej osobie. Wyjątkowo satysfakcjonujący w polowaniu na innego gracza jest sam proces ścigania oraz śledzenia ofiary. Powolutku doprowadzamy naszą zwierzynę na skraj wytrzymałości nerwowej, gdy ta zaczyna dostrzegać zabójcę w każdym podejrzanie wyglądającym elemencie otoczenia, i tylko czekamy na dogodną chwilę, aby zadać mu decydujący sztych w plecy.
Z graficznego punktu widzenia Demon’s Souls to kawał dobrej roboty. Na wyróżnienie zasługują w szczególności same demony projektami niejednokrotnie potrafiące przyprawić o ciarki na plecach, gdy wyłaniają się z otaczającego nas mroku. Odwiedzane lokacje zaskakują swoją rozległością oraz sporą ilością miło roztrzaskujących się elementów otoczenia, których destrukcja wspierana jest przez dobrze już znany silnik Havok. Wszystko to bez jakichkolwiek oznak wczytywania się mapy czy kłujących w oko dorysowujących się tekstur. Gorzej z udźwiękowieniem - w trakcie eksploracji muzyki brak, jest tylko przy bossach, chociaż zabieg ten był chyba celowy, by gracz mógł skupić się na charakterystycznych odgłosach wrogów. Nie można za to zapomnieć o świetnie dobranych aktorach, których głosy potęgują klimat świata na skraju zagłady.
Właściwie jedynym poważnym zgrzytem gry pozostaje zabawa sieciowa, która nie pozwala na wygodne uformowanie drużyny ze znajomych. Przyzywanie kompanów często staje się serią niepowodzeń lub pomyłek, a brak jakiejkolwiek komunikacji tylko utrudnia dalszą koordynację działań. No ale z drugiej strony Demon’s Souls nie było tworzone stricte z myślą o rozgrywce multi. Komu mogę tytuł polecić? Tym, którzy już od dawna marzyli o prawdziwym wyzwaniu, osobom mającym dość pozycji stworzonych z myślą o niedzielnych graczach. Nie raz będziecie zwijać się w kącie z szału i bezradności, natomiast każdemu sukcesowi towarzyszy prawdziwa euforia oraz poczucie spełnienia. To produkcja wymagająca nie lada cierpliwości, ale pięknie nagradzająca zgłębianie niuansów tego jakże rozbudowanego świata. Na pewno jeśli do tej pory gry RPG nie robiły na Was większego wrażenia, raczej nie macie co liczyć na jakieś objawienie przy Demon’s Souls. Lecz wielu wciąż zostanie tu przykutych do telewizora na dziesiątki wypełnionych zgonami godzin, a Nexus stanie się ich drugim domem...