Disgaea 2: Dark Hero Days
Wydane niedawno na PSP Disgaea 2: Dark Hero Days nie powinno być traktowana jako zupełnie nowy produkt, ponieważ jeszcze z podtytułem Cursed Memories gra pojawiła się w 2006 roku na PlayStation 2. To specyficzne połączenie japońskiego RPG i turówki zostało niezwykle ciepło przyjęte na domowym sprzęcie poprzedniej generacji, a że nie jest tajemnicą, iż PlayStation Portable to dziś dom dla wszelkiej maści pozycji z nurtu jRPG, stąd reedycja dzieła Nippon Ichi Software na tym akurat sprzęcie nie była zaskoczeniem. Na wskroś japońska przygoda, charakteryzująca się ciekawym ujęciem walki w kieszonkowej edycji - czy w dalszym ciągu wciąga?
31.03.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49
Jak w każdej z gier tego bogatego gatunku, niezwykle ważny element stanowi tu fabuła. Niestety, tytuły jRPG zazwyczaj urzekają swoją historią i klimatem jedynie konkretną grupę odbiorców, a osobom nie siedzącym "w temacie" ciężko przetrawić tego typu przygodę... Cóż, nie inaczej rzecz ma się też w tym przypadku. Oto niejaki Overlord Zenon rzucił na ludzi klątwę, zmieniając ich w przeróżnej maści demony - komuś wyrosły skrzydła, a innego nieszczęśnika los przyozdobił przykładowo rogami. Nietrudno się domyślić, że zwolenników takiego obrotu sprawy nie było zbyt wielu, dlatego postanowiono przeprowadzić szeroko zakrojoną akcję zemsty, połączoną z próbą odzyskania dawnego wyglądu. Jedynym człowiekiem, którego złowrogi urok nie dotknął, jest niejaki Adell, który po części z tego właśnie powodu staje się głównym bohaterem całej przygody. Tak, już od pierwszych minut fabuła wieje na kilometr Krajem Kwitnącej Wiśni. Lecz jeśli nie odrzuci Was na starcie, istnieje szansa, że dacie się wciągnąć na całego.
Humor to niewątpliwie jedna z tych cech gry, która potrafi przekonać do Dark Hero Days wielu twardzieli. Ot, rodzice Adella postanawiają przywołać złego Zenona wykonując w okolicy wioskowej studni tajemne rytuały, okazuje się jednak, że zamiast sprawcy całego zamieszania ich oczom pojawia się jego demoniczna, aczkolwiek urocza córka – Rozalina. Dziewczyna uparcie udowadnia swoje pochodzenie, po czym staje się w pewnym sensie zakładnikiem wioski. Dołącza naturalnie szybko do nas i razem stawiamy pierwsze kroki w długiej, wciągającej przygodzie. Pierwsze kilkadziesiąt minut zabawy delikatnie wprowadza nas w fabułę, serwując jednocześnie kilka misji szkoleniowych. Można je oczywiście pominąć, ale przyjmijcie dobrą radę – warto się zaprzeć, skupić oraz przejść je wszystkie. Bez poznania przynajmniej podstawowych zasad rozgrywki, nie macie co myśleć o jakimkolwiek sukcesie misji. Im dalej w las, tym więcej drzew – okazuje się, że system walki jest bardzo dopracowany, a co za tym idzie trudny do opanowania, bo szczegółowy i oferujący niezwykle wiele taktycznych rozwiązań.
Sporo elementów zabawy było już obecnych w pierwszej części i to właśnie znany, skomplikowany sposób prowadzenia bitew może być powodem, dla którego nie każdy "łyknie" grę od razu. Disgaea 2 stawia przede wszystkim na taktyczno-strategiczny aspekt toczenia walki. Obraca się on wokół na pozór prostego schematu – starcia mają miejsce na dużych arenach, gracz i przeciwnicy poruszają się korzystając z systemu turowego i wybierają umiejętność, jakiej użyją. W jednej rundzie można wykorzystać nawet 10 postaci, wydając im odpowiednie polecenia. Po przekazaniu rozkazów drużynie należy wybrać opcję ich wykonania, zaś po zakończeniu naszej tury, do akcji wkracza przeciwnik, działając na identycznej zasadzie. Wraz z dalszą rozgrywką okazuje się, że opcji dostajemy o wiele więcej – ogromne znaczenie ma na przykład strona, z której atakujemy wroga, a także umiejętne wykorzystanie dostępnych akcji oraz posiadanych przedmiotów. Nie każdego da się powalić tłukąc go bezwzględnie i bezmyślnie po głowie – odpowiednia kombinacja walki wręcz, wykorzystania broni oraz magii też ma tu kluczowe znaczenie.
[break/]Na arenie starć znajdziecie dość ciekawe zjawisko – Geo Panele i Geo Kryształy. Odpowiednie ich wykorzystanie na przykład umożliwia zwiększenie o połowę mocy ataku danej postaci lub sprezentuje 25 procent bonusowego doświadczenia. Takie smaczki urozmaicają rozgrywkę, należy jednak pamiętać, że wróg nie śpi i doskonale wie, jak zadać Wam najmocniejsze ciosy, po których część drużyny już się nie podniesie - poległy kompan ląduje automatycznie w szpitalu i może być z niego wyciągnięty dopiero po walce. Z każdą batalią postacie zwiększają swoje poziomy, stają się silniejsze, uczą nowych czarów oraz zdobywają przedmioty. Projekty przeciwników zwyczajnie ujmują za serce - podczas misji szkoleniowych chociażby, staniecie naprzeciwko złowrogich niebieskich pingwinów, dzierżących w swoich małych płetwach błyszczące miecze. Atakujący wydają się na pierwszy rzut oka niegroźni, ale po kilku zadanych przez nich ciosach na pewno zmienicie zdanie... Ogólnie, zapewne nie raz i nie dwa pokonają Was z pozoru słabi przeciwnicy, lecz dzięki temu Disgaea 2: Dark Hero Days jest ciekawym wyzwaniem - a przecież o to w dzisiejszych czasach niełatwo.
Gra może niektórym przypominać Final Fantasy Tactics, niemniej wynika to głównie z taktycznego podejścia do prowadzonych starć. Fani typowych jRPG poczują się na początku odrobinę nieswojo – nie znajdziecie tu mapy świata, ani połaci ziemi, które należy pokonać, by dojść do jakiegoś miejsca. Podróże odbywają się w odrobinę inny sposób. Należy podejść do strażnika bramy w rodzinnej wiosce Adella, a następnie wybrać jedną z interesujących nas lokacji. Napotkani tu mieszkańcy zabawią rozmową lub pozwolą skorzystać ze sklepu czy szpitala – oczywiście gra uczy, jak robić użytek z takich miejscówek. Przez początkowych kilkadziesiąt minut z tytułem byłem z lekka zagubiony i kilkukrotnie oglądałem te same rozmowy, wychodziłem niechcący ze sklepu, albo zupełnie przypadkiem przenosiłem się w nieodpowiednie miejsce, lecz zagadanie każdego napotkanego mieszkańca przekazało mi często istotne informacje, pomagające w dalszej zabawie. Stara prawda - im większą liczbę niegrywanych bohaterów się zaczepi, tym większa szansa, że zrozumie się, o co chodzi w fabule...
Graficznie Disgaea 2: Dark Hero Days wpisuje się w znany standard gier jRPG - mamy szczegółowo narysowane dwuwymiarowe postacie, świetnie komponujące się z malowniczymi, pieczołowicie wykonanymi tłami. Dodatkowego blasku nadają jaskrawe efekty świetlne, które ożywiają całość oprawy. Tabele i statystyki nie zasłaniają pola bitwy oraz są odpowiednio czytelne, a jedynym zgrzytem jest rozpoczynający grę filmik – choć dynamicznie wykonany, nie wyświetla się w wersji pełnoekranowej. Boczne przycięcia obrazu dziwią i pozostawiają niesmak na dobrych kilka minut. W kwestii dźwiękowej nie ma się do czego za bardzo przyczepić - wszelkie odgłosy brzmią poprawnie, melodie szybko wpadają w ucho i kilka razy złapałem się na tym, że nucę przy goleniu coś z Dark Hero Days. Ciekawym rozwiązaniem jest możliwość przełączenia głosów postaci i lektora na język japoński – w takiej opcji napisy pozostają po angielsku. Dodaje to grze uroku i jeszcze bardziej pozwoli poczuć na wskroś japoński jej klimat.
Disgaea 2: Dark Hero Days w stosunku do wersji z PlayStation 2 jest bardziej rozbudowane. Autorzy postanowili dodać bonusowe postacie, które pojawiły się wcześniej w roli szefów – w kieszonkowej odsłonie możemy pozwolić im dołączając do naszej drużyny. Znajdziecie tu ponadto dodatkowy tryb rozgrywki o nazwie Axel, gdzie wcielicie się w rolę tytułowego, upadłego antybohatera, który posiłkując się swoim kompanem o imieniu Pink, chce odzyskać utraconą popularność. Ogólnie, poszerzona Disgaea 2 to świetna propozycja dla wszystkich fanów jRPG, nie bojących się stawić czoła bardziej skomplikowanemu systemowi walki. Wciągająca, zabawna i ciekawa, choć może trochę infantylna fabuła, klasyczne wykonanie, kilkadziesiąt godzin zabawy i wszechobecny humor to najważniejsze elementy gry. Przy pierwszym spotkaniu tytuł potrafi odrzucić, warto jednak dać mu drugą szansę. A dla amatorów tego typu zabawy mamy pozycję obowiązkową.