Dragon Age: Początek
Od czasu, gdy zaczęłam moją emocjonującą przygodę z grami wideo, każda kolejna generacja konsol umożliwiała mi wskazanie (z reguły jednej) firmy developerskiej, której produkcje na grubo przed premierą wywoływały u mnie przyspieszone bicie serca, drżenie rąk i inne objawy entuzjazmu. Od paru dobrych lat taką firmą pozostaje dla mnie BioWare. Ufam im, bo wiem, że ilekroć pozycja sygnowana ich logiem ukaże się na rynku, będzie to dla mnie znak, iż należy wyłączyć wszelkie telefony, wziąć dwa tygodnie wolnego z pracy i zaszyć się w domowych pieleszach, aby spokojnie i do woli delektować się najnowszym ich dziełem. Tak było z Mass Effect, któremu poświęciłam około 200 godzin mojego młodego (chyba) jeszcze życia, czy tak samo jest w przypadku Dragon Age: Początek? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, należy... zacząć od początku właśnie. Albo raczej od początków, bo tych gra oferuje aż sześć - pozwalając na wcielenie się w różnego rodzaju bohaterów.
23.11.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51
Słowem kluczowym tej recenzji powinno być określenie "wybór", gdyż tych w Dragon Age: Początek jest naprawdę cała masa. Jednego z najpoważniejszych dokonać należy jeszcze przed rozpoczęciem zabawy właściwej, decydujemy się bowiem na określony typ postaci, co w konsekwencji przynosi zupełnie inne dla każdej z nich rozpoczęcie, dając graczowi za każdym razem od jednej do dwóch godzin unikalnej rozgrywki fabularnej. Klasy bohaterów są zaledwie trzy, jednak osobiście nie uważam tego za wadę, gdyż w połączeniu z wyborem rasy (człowiek, krasnolud lub elf) i całkiem nieźle rozbudowanym edytorem wyglądu otrzymujemy tak naprawdę za każdym razem całkowicie unikalnego głównego herosa. O zróżnicowaniu klas nieco później, szkoda natomiast, że twórcy nie zdecydowali się na rozszerzenie edytora o możliwość kreacji ciała, bo tak naprawdę mamy wpływ tylko na twarz. Ale pomysł z odmiennym początkiem fabularnym dla każdej z postaci jest świetny, gdyż pozwala doskonale wczuć się w rolę późniejszego Szarego Strażnika, poznając jego pochodzenie i motywy działania.
Świat Ferelden, w który rzuca nas fabuła, nie jest miejscem spokojnym. Trwa oto Plaga (Blight), czyli najazd sił ciemności na spokojne dotychczas wioski, osady oraz miasta. Jak głosi historia, co kilkaset lat Plaga powtarza się, a zakończyć ją można jedynie przez pokonanie potężnego Arcydemona jednoczącego zastępy Mrocznych Pomiotów siłą swojej opazurzonej łapy. Ziemia umiera, słońce kryje się za chmurami, a rośliny więdną i usychają ze względu na brak wody. Temu wszystkiemu ma naturalnie zapobiec bohaterski gracz w skórze postaci, która trafia w szeregi Szarej Straży - mniej lub bardziej przypadkowo, w zależności od wybranego początku gry. Jak to w rasowym RPG podróżujemy po mapie, wycinając w pień kolejne zastępy sił mroku, dążąc do ostatecznej konfrontacji z głównym złym. Beztroski tu jednak za grosz, bo ciągle mamy poczucie nieubłaganie upływającego czasu, a i bycie Szarym Strażnikiem posiada swoje nieprzyjemne konsekwencje, o których dowiadujemy się dopiero w trakcie przygody…
Wraz z gromadzeniem doświadczenia na polu bitwy nabywamy punkty, które następnie inwestować można w różnorakie talenty - że wymienię tylko otwieranie zamków, tworzenie trucizn i mikstur leczących czy wreszcie umiejętność przekonywania innych do swoich racji. To ostatnie jest szalenie ważną sprawą, bowiem wpływa w znaczący sposób na rozgrywkę, dodając nowe opcje dialogowe i pozwalając na poprowadzenie historii nieraz zupełnie odmiennym od spodziewanego trybem. Oczywiście nie wszystkie talenty dostępne są dla każdej postaci, dlatego istotny jest odpowiedni dobór członków naszej drużyny. Pozostaje też kwestia umiejętności, jakich każdy z bohaterów przygody będzie się uczyć - ich również mamy naprawdę wiele. Przykładowo, mag może specjalizować się w typowych czarach żywiołów, ale także leczyć bądź rzucać zaklęcia powodujące negatywne zmiany w statusie przeciwnika; wojownika można uczyć lepszego posługiwania się bronią i tarczą jednocześnie lub też zdecydować się na bronie oburęczne. Opcji jest mnóstwo, a jedyną bolączką tytułu tutaj jest brak możliwości resetowania umiejętności - co jednak uczy konsekwencji w dokonywaniu wyborów (i nawyku częstego zapisywania stanu gry, naturalnie).
[break/]Drużyna składa się zawsze z maksymalnie czterech postaci i czasami naprawdę ciężko jest się zdecydować, kogo w określonym momencie potrzebujemy najbardziej. Obecni tu bohaterowie znacząco różnią się nie tylko umiejętnościami, ale i charakterem, nastawieniem do świata czy pochodzeniem. Mamy złośliwą wiedźmę Morrigan, do której od pierwszej chwili z wielu powodów poczułam ogromną sympatię, naiwnego jak dziecko Allistaira, doświadczoną magiczkę Wynne, lekko traktującego życie zabójcę Zevrana plus jeszcze kilka innych postaci, o których jednak pisać nie będę, coby nie zdradzać za wiele. Część z nich da się dołączyć do drużyny wyłącznie w określonych momentach gry, dodatkowo w każdej chwili można komuś nakazać opuszczenie naszych szeregów. Jednocześnie należy pamiętać, że złe traktowanie któregokolwiek z naszych przyjaciół potrafi się skończyć zwróceniem się go przeciwko nam - i tu dochodzimy do jednej z najbardziej urzekających według mnie cech tej pozycji, czyli do morale drużyny oraz różnorakich interakcji między jej poszczególnymi ogniwami.
Niezależnie od płci, główny bohater jest niewątpliwie osobą czarującą - świadczą o tym niezliczone opcje romansowe. Zainteresowanym postaciom można prawić komplementy czy też angażować się w dialogi na temat ich prywatnego życia lub poglądów na świat, zwiększając w ten sposób ich uwielbienie do naszej persony. Sprawdza się oczywiście również obdarowywanie wybrańca bądź wybranki prezentami. Otwiera to nowe gałęzie rozmowy oraz daje dostęp do charakterystycznych dla każdej z postaci zadań, dzięki którym poznajemy lepiej m.in. ich przeszłość. Z sympatiami można też nawiązać znacznie bliższe kontakty, również fizyczne (co prowadzi do dość interesujących scenek w namiocie), należy tylko pamiętać o zróżnicowanych preferencjach seksualnych członków drużyny - jest możliwa miłość homoseksualna, a nawet trójkąt, jeśli tylko dobrze dobierzemy czułe słówka i w odpowiedni sposób pokierujemy wydarzeniami. Oczywiście, wszystko to wpływa na morale drużyny oraz stosunki pomiędzy poszczególnymi jej członkami. Cudowną sprawą są losowe dyskusje, jakie prowadzą oni między sobą podczas zwiedzania poszczególnych lokacji. Często łapałam się na tym, iż odkładałam w takim momencie pada, z zaciekawieniem wysłuchując kąśliwych docinków albo też scen zazdrości. Naprawdę, w tym aspekcie gra jest zaprojektowana zwyczajnie wspaniale.
Jak wspominałam, podczas zabawy przyjdzie nam stanąć oko w oko z wieloma wyborami, których konsekwencje będziemy odczuwać jeszcze długo później. Podoba mi się to, że są one nie do końca oczywiste, a świat nie pozostaje czarno-biały, ponieważ rozwój sytuacji po podjęciu konkretnej decyzji może zaskoczyć nawet tych bardziej podejrzliwych oraz asekuracyjnych graczy. Sporo tu politykowania, ale i typowych motywów zdrady, zawikłanych zabójstw czy też uniesień miłosnych. Wszystko to prowadzi również do uzyskania jednego z paru możliwych zakończeń - i nie, nie za każdym razem mamy do czynienia z choćby częściowym nawet „happy-endem”. Oczywiście tajemnicy pewnie żadnej nie zdradzę, jeśli powiem, że wreszcie przyjdzie zmierzyć się nam z Arcydemonem, jednak eskalacja konfliktu w świecie Dragon Age: Początek będzie miała dla bohatera jeszcze inny, dużo bardziej bolesny wymiar. Jednakże ciii - o tym wszystkim lepiej dowiedzieć się samemu.
Sposób prowadzenia rozgrywki różni się dość znacznie w zależności od platformy, przy czym prym wiedzie tu PC, gdzie walki są zdecydowanie bardziej taktyczne w porównaniu do obu wersji konsolowych, w których mamy do czynienia bardziej z tak zwanym RPG akcji niż czymś w stylu starych Baldurów. Pochwalić wypada dość dobrą sztuczną inteligencję naszych kompanów wykonujących to, co do nich należy, stosując się do ustalonej przed walką taktyki. Przeciwnicy chwilami zachowują się dość głupawo - ot, na przykład po rzuceniu przez mojego maga zaklęcia na chwilową nietykalność wróg idiotycznie marnował manę na kolejne wypuszczane w moim kierunku czary, podczas gdy ja zaśmiewałam się do rozpuku z jego dziwacznego uporu. Na szczęście akcji tego typu jest mało, a cała gra oferuje raczej przemyślane i - co należy podkreślić - niełatwe walki. Aczkolwiek „hardkor” to nie jest, bo nie napotkałam sytuacji, z której nie dałabym rady wyjść obronną ręką przy zastosowaniu odpowiedniej taktyki. Choć z drżeniem serca myślę o jednym z bossów, gdy w końcu zdecyduję się na przejście gry na najwyższym poziomie trudności, gdzie nawet tak zwany bratobójczy ogień może zrobić z naszej drużyny kaszkę w mgnieniu oka - że o przeciwnikach i ich morderczych wówczas umiejętnościach nie wspomnę.
[break/]Dawno już nie grałam w pozycję spod znaku RPG, gdzie tak dużo byłoby krwi, przemocy i języka, który niejednemu kulturalnemu człowiekowi podniósłby wszystkie włosy na głowie. Z każdej praktycznie walki postacie wychodzą wręcz obryzgane na karmazynowy kolor, chociaż ma to też oczywiście bezpośredni związek z klasą bohatera - wojownik walczący w zwarciu wyglądać będzie w moim doświadczeniu gorzej niż mag rzucający czary z oddali. Efektownie oraz krwawo prezentują się ponadto okazjonalnie wykonywane ciosy kończące, dostępne jednak wyłącznie w przypadku silniejszych potworów bądź bossów. Same stosunki cielesne między bohaterami nie zostały pokazane zbyt dosadnie, jednak wielki plus za to, że nie jest to wyłącznie czarny ekran plus sporadyczne westchnienia i jęki. Klimatycznie to zatem gra dla graczy raczej dojrzałych, zresztą przede wszystkim ze względu na spore skomplikowanie fabularne i intrygi polityczne, ale również wyżej opisane elementy dokładają tu swoją cegiełkę.
Do tego miejsca można by w sumie odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z pozycją bez wad, dziełem wręcz doskonałym i ponadczasowym. Tak jednak nie jest, gdyż przyznanie Dragon Age: Początek takiego miana skutecznie uniemożliwiają problemy techniczne obecne w sporym natężeniu w wersjach konsolowych. Grafika jest mocno średnia, a chwilami zwyczajnie brzydka, tekstury rozmyte, zaś płynność animacji bardzo nierówna. Całe szczęście zrzucenie gry na dysk w przypadku Xboksa 360 eliminuje skutecznie uciążliwe dogrywanie. Okazjonalnie zdarza się również, że główna postać zamiera w efektownym bezruchu (czy to podczas walki, czy też scenki fabularnej), co oczywiście wymusza wgranie ostatniego zapisanego stanu gry oraz równie okazjonalne przekleństwa wygłaszane pod nosem. Co ciekawe, nic z tego, co napisałam, nie dotyczy raczej wersji komputerowej, gdzie gracze mogą się cieszyć naprawdę ładną, dopracowaną grafiką. Złego słowa natomiast nie da się powiedzieć o udźwiękowieniu - dialogi nagrane są profesjonalnie i z uczuciem, a muzyka, mimo że w niewielkiej ilości, pasuje do klimatu. Wersję angielską przetestowałam dogłębnie i jest to jak dla mnie małe arcydzieło; wersja polska chwilami nieco od tego standardu odbiega, gdyż dialogi wypadają czasami dość sztywno, a tłumaczenia niektórych nazw bywają nietrafione - niemniej nadal jest to inicjatywa godna pochwały.
Długie podsumowanie chyba nie jest potrzebne - pomijając kwestie techniczne, jestem naprawdę zachwycona tą pozycją. Świat Ferelden wciągnął mnie bez reszty, nie pozwalając na oderwanie się od konsoli przez wiele godzin. Pierwsze przejście gry w moim przypadku dało tych godzin około 50, a przecież tyle jeszcze czeka do odkrycia...Cóż, wystarczającą mam nadzieję rekomendacją niech będzie fakt, że przez ponad tydzień w czytniku mojego Xboksa 360 nie zagościła żadna inna pozycja, a ja po włączeniu konsoli automatycznie zanurzałam się w świecie Dragon Age, nie odpowiadając na wiadomości, nie sprawdzając co tam na Rynku... Był tylko Początek i ja. W sumie to był i jest, bowiem zaraz wracam do kolejnego przejścia. Polecam, polecam, polecam - dla mnie jest to mimo wszystko pretendent do miana gry roku, zaś na pewno pozycja obowiązkowa dla każdego fana gier RPG, zwłaszcza tych staroszkolnych.