Forza Horizon

24.10.2012 15:38, aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kiedy jest się twórcą gry, która zaczęła wyznaczać standardy danego gatunku, bardzo łatwo stracić perspektywę i przy okazji kolejnej odsłony serii coś strasznie zepsuć, szczególnie chcąc zakombinować. Turn 10 zdawało się mieć tego pełną świadomość, prace nad mniej symulacyjnym Forza Horizon powierzając ekipie Playground Games. Nazwa zespołu pewnie wielu nic nie powie, lecz wyścigówki to dla tych ludzi nie pierwszyzna – pracowali wcześniej w końcu w Criterion, Slightly Mad Sudios, Codemasters czy Bizarre Creations. Obaw było trochę, ale ich rynkowy debiut zaliczyć należy do bardzo udanych.

Tytułowy Horyzont to impreza w stanie Kolorado w Ameryce, na którą zjeżdżają fani czterech kółek, lubiący rywalizować ze sobą i pokazywać innym, kto jest mistrzem szos. Cały „twardy” klimat dotychczasowych odsłon Forzy ustępuje miejsca bardziej frywolnemu wożeniu się po 216 odcinkach dróg oraz pokonywaniu różnorakich wyzwań przy akompaniamencie nut nadawanych przez jedną z trzech dostępnych stacji radiowych. Nie grają wielkich hitów, lecz ścieżka dźwiękowa została idealnie według mnie dobrana do atmosfery niezobowiązującej jazdy. Co więcej, produkt w pełni zlokalizowano, a to oznacza (obok GPS-a!) nawijających przez głośniki po polsku DJ-ów, ich gości, plus rzecz jasna chełpiących się swoimi dokonaniami drogowych twardzieli. Jasne, że niektóre dialogi zalatują sztucznością, niemniej całościowo efekt jest moim zdaniem fantastyczny.

Tak jak cała gra. Krzywo patrzyłem na zapowiedź otwartego świata, lecz chaosu uniknięto zamykając pobocza płotami, czy barierkami, toteż nie przybieżymy całej mapy z góry na dół sunąc sobie zwyczajnie po prostej, gdzieś przez pola. Do objechania spora połać terenu, ale na nudę narzekać nie będziecie. Śmiem powiedzieć, że produkt „zassie” Was jeszcze zanim przystąpicie do pierwszych zmagań w ramach zawodów. Do odnalezienia są poukrywane znaki rabatowe, rozwalenie każdego to jeden procent zniżki na modyfikacje w garażu – to raz. Dalej, na drogach poustawiano radary, rejestrujące najwyższą prędkość miejscowo, jak i na odcinkach, a to świetny pretekst na powrót w dane strony kiedyś z lepszą bryką, by przebić rekordy kumpli. Ponadto do namierzenia są „truchła” legendarnych aut, zawalone sianem gdzieś w starych szopach, które w garażu doprowadzą nam do porządku, a po szosach szwenda się pełno gości z miejsca gotowych na podjęcie rzuconego im przez opuszczoną boczną szybę wyzwania. Mało? Każdy drift, wyskok, jazda na gazie, wyminięcie bryki cywila, tudzież lawirowanie między nimi na autostradzie są w końcu sumowane i nagradzane finansowo przez sponsorów.

Obraz

Tryb fabularny w dziele Playground polega na zdobywaniu kolejnych kolorowych opasek wtajemniczenia (trochę jak pasy w karate), by w końcu zostać mistrzem Horizon. Stopniowo odkrywane są przed nami kolejne zawody, wygrywając w nich zgarniamy pieniądze i doświadczenie, a przy wskoczeniu na wyższy poziom kierowcy dostajemy opcję odebrania naszej bezpośredniej konkurencji kierowanej przez nich maszyny. O ile damy im radę w starciu na drodze naturalnie. „Niestety” problemu z tym być nie powinno, gdyż twórcy zostawili znaną poprzednich odsłon Forzy opcję cofania czasu. Można to na szczęście wyłączyć przed wyścigiem, tak jak linie wspomagające na drodze, albo systemy pomocnicze, co przełoży się na dużo lepszy zysk po wygranej. Przy konkurencjach nie majstrowano. W większości chodzi o wyścigi z jednego punktu do drugiego, ewentualnie na kilka okrążeń, czasem urozmaicane pojedynkami z... samolotem czy balonami. Podróż do dalszych zakątków sporej mapy ułatwiają specjalne punkty festiwalowe. Płatne, ale oferujące zniżkę po wypełnieniu dostępnych tam, ciekawych zadań.

[break/]Wierni marce dostaną przy odpaleniu gry kilka aut, kolejne za ciężko zarobione pieniądze sobie kupimy, a potem wylakierujemy, z dostępnych naklejek tworząc zaawansowane wzory, tudzież nabywając już gotowe. Gromadzenie gotówki idzie w trybie samotnej zabawy wolno w stosunku do rozgrywek po Xbox Live. Tam nie dość, że same zmagania oznaczają sporą porcję kasy, to jeszcze co nowy poziom gracza w szybkiej ruletce do zgarnięcia są nawet setki tysięcy kredytów, a do tego atrakcyjne samochody. Zadziwiająco wciągają niestandardowe opcje zabawy, takie jak „zakażanie” innych poprzez stuknięcie, odwrócona wersja berka w trybie Król (uciekamy, nie gonimy), czy Kotek i Myszka, gdzie gracze podzieleni na drużyny starają się dopchnąć swego „uszatego” przedstawiciela do mety, zarazem blokując „gryzonia” rywali. Model jazdy uproszczono, ale nie zbezczeszczono. Wozy w różnych klasach wydajności bądź z gdzie indziej umiejscowionym napędem wciąż prowadzi się wyczuwalnie inaczej. Szybkie drogowe „śmigacze” ślizgają się po piachu, trzeba sensownie operować hamulcem. Nie ma turbodopalacza.

Obraz

„Róża” więc pośród gier wyścigowych oto zacna, ale czy bez kolców? Niestety nie. Wypad poza zamknięte tory odbił się na rezygnacji z 60 klatek na sekundę i przyzwyczajeni do tego mogą się zniechęcić, choć gra ani na chwilę nie zwolni. Auta wykonane zostały ponadto dostrzegalnie gorzej, niż w Forza Motorsport 4. Niszczą się, lecz wizualnie słabo i nie niesie to żadnych konsekwencji, mniej uwagi przywiązano również do szczegółowości otoczenia. Zdarzają się kanciaste obiekty, oblepione do tego całymi dwiema rozmazanymi teksturami. Fikołki samochodem zalicza się regularnie i wyglądają one przekomicznie, jak gdyby ktoś miotał po piasku kartonowym pudełkiem (model jazdy przypominam chwaliłem). Po drogach poruszają się nieśpiesznie oraz beznamiętnie pojazdy cywili, z drugiej zaś strony konkurenci kierowani sztuczną inteligencją, rywalizujący między sobą, potrafią z naprzeciwka na pełnym gazie w nas „przytrąbić”. Niejeden rekord tak pożegnałem… W multi nie ma lagów, pojawiają się jednak przekłamania graficzne (auta toną w asfalcie lub latają w powietrzu), a czasem „księżycowa” fizyka. Kolizja drogowa z przeciwnikiem wyrzuca nas wtedy w dal niczym z procy.

Obraz

Wszelkie niedoróbki są pomijalne, bo frajda z gry jest przeogromna. Syndrom "jeszcze tylko chwilki" rozciąga się w czasie na kilka bitych godzin, przez które pochłonięci imprezowym klimatem Horizon dusimy wirtualny pedał gazu oraz kiwamy głową do puszczanych przez radiowców nut. Udało się wziąć poważną markę i nie "rozwadniając" jej przygotować w tych ramach coś niekoniecznie dla wielbicieli symulatorów - ale ich także usatysfakcjonować. Zabawa w sieci cieszy, samotna również nie pozostawia wiele do życzenia, gdyż błądzenie po drogach Kolorado w dzień czy w nocy samo w sobie daje nieopisaną radość. Pełna polska wersja językowa tylko bardziej nakłania do zakupu. Nie zawiedziecie się.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl