Logitech zawiesił współpracę z youtuberem szczującym przeciwko kościołowi. I słusznie
Do radykała religijnego mi niezwykle daleko, ale dobrze, że ktoś w końcu sprowadza internetowych celebrytów na ziemię.
Wyrobiłeś sobie markę jako krytyk gier i filmów, to siedź w branży. Logiczne, prawda? No właśnie, najwidoczniej dla niektórych – niezupełnie. I choć wychodzę tutaj od bardzo konkretnego przykładu, cały problem można nazwać niejako systemowym: człowiek zdobywa trochę poklasku i od razu uzurpuje sobie prawo do bycia jednostką opiniotwórczą w ujęciu przekrojowym. Apeluję: ogarnijcie się.
Youtuber Łukasz Stelmach ogarnąć się nie umiał i tak oto stracił kontrakt z Logitechem. Teraz tłumaczy, że wcale nie zachęcał do niszczenia pomników i podpalania kościołów, lecz ironizował. Nie ma to tamto, chłopie, rozwaliłeś kabaret na dwójce.
Stwierdzam to z niekrytą przykrością, ale żyjemy w czasach, w których słowo ma ogromną moc dystrybucyjną, i ta moc niestety wykorzystywana bywa w najgorszy możliwy sposób. Do mass mediów nie trzeba już aplikować w żmudnym procesie rekrutacji. Zakładasz kanał na YouTubie i technicznie rzecz biorąc, możesz występować przed milionami ludzi.
Jeśli masz sensowny pomysł na siebie i odrobinę charyzmy, to szybko zyskasz widzów, a co za tym idzie fanów, którzy niczym gąbka będą chłonąć twoją gadkę. Z jednej strony to piękny obraz medialnej wolności, z drugiej zaś – piekielnie groźna broń w rękach potencjalnych idiotów, szurów i innych oszołomów, bo przypadkiem można stać się czyimś idolem. A jak pisał Lew Tołstoj, wiara w autorytety powoduje, że ich błędy przyjmuje się za wzorce. I robi się niebezpiecznie.
Akurat tak się składa, że komentując gry, masz zapewne wielu fanów wśród nastolatków, grupy de facto najbardziej chłonnej. Implikując, musisz liczyć się z tym, że twoja ironia zostanie przez kogoś odebrana jako sugestia lub wręcz przykaz. Pół biedy, gdy chcąc zgarnąć pieniądze od sponsora, polecasz szemrany sklep czy usługę (patrz. akcja z Bestceną). Gorzej robi się, kiedy rzucasz mądrościami o machaniu toporem, wrzucaniu ludzi do jeziora czy niszczeniu mienia.
Zasięgi to nie tylko bezemocjonalna wartość skalarna, ale też, a może nawet przede wszystkim odpowiedzialność. Bez względu na to, którą stronę barykady politycznej reprezentujesz i komu życzysz źle, język nienawiści należy wyciąć z każdej debaty publicznej. Zwłaszcza jeśli owa debata stanowi pewną formę dygresji i tak naprawdę nijak się ma do tego, co dało ci rozgłos.
Skoro internetowi twórcy takiej świadomości nie mają, ktoś ich musi uświadomić, a nie ma lepszej metody niż odcięcie od rurociągu z gratisami i gotówką. Angażowanie brutalnej siły nie jest może zbyt eleganckie, ale z całą pewnością efektywne. Props, Logi.