Halo 3: ODST

Redakcja

21.09.2009 00:00, aktual.: 01.08.2013 01:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wejście kolejnych odsłon serii Halo na rynek w kilku przypadkach było krokiem naprzód dla całej branży gier wideo i o ile trudno te wydarzenia porównać do wymyślenia oscyloskopu przez Edisona, bezapelacyjnie jest to jedna z najbardziej innowacyjnych serii w historii. Pierwsza część dostarczyła pojazd z niezwykłą mechaniką prowadzenia oraz zapoczątkowała modę na odnawialną energię - nie trzeba było długo czekać, by motyw ten zastąpił tak popularne łykanie apteczek w tytułach FPP. Następnie pojawiło się Halo 2 i świat znowu oniemiał, gdyż ekipie Bungie udało się stworzyć jeden z najbardziej miodnych trybów multiplayer, w który zagrywały się miliony graczy na całym świecie. I choć Halo 3, to już niestety mały spadek formy oraz kopiowanie pomysłów z poprzedniczek, tak Halo 3: ODST stanowi już niezły powiew świeżości…

Przede wszystkim machamy tutaj na pożegnanie Master Chiefowi, czyli odzianemu w zieloną zbroję herosowi, który już nieraz ratował ludzkość przed zagładą. Akcja tego dość sporych rozmiarów samodzielnego dodatku dzieje się nie po wydarzeniach mających miejsce w Halo 3, a w trakcie ataku sojuszu obcych na portowe miasto New Mombasa (przy Halo 2). Jeden z niszczycieli Covenantów przebija się przez obronę naszej planety i cumuje nad metropolią, a jego pokład opuszczają jednostki desantowe. Jako że MC - John 117 ma akurat inne sprawy na głowie, tak do akcji zabiera się oddział Orbital Drop Shock Troopers, którego zadaniem jest uporanie się z licznymi siłami wroga oraz pomoc pozostałym w mieście cywilom. Operacji przewodzi kapitan Veronika Dare, zaś na czele ekipy stoi sierżant Buck. Oczywiście w szeregach nie mogło się obyć bez speca od ładunków wybuchowych (Mickey), ciężkiej broni (Dutch) oraz zwiadu (Romeo). Na samy końcu jest nowy nabytek tej zacnej ekipy, czyli my – Rookie.

Po krótkiej odprawie żołnierze pakują się do swoich jednoosobowych kapsuł, a następnie zostają zrzuceni wprost w sam środek walki. Niestety, gdy akurat spadamy niszczyciel wroga wchodzi w nadprzestrzeń - siła fali, która temu towarzyszy, zaburza trajektorię lotu wszystkich jednostek desantu oraz niszczy dużą część miasta poniżej… Kiedy nasz żółtodziób dochodzi do siebie po niefortunnym lądowaniu od momentu zrzutu mija sześć godzin. New Mombasa opuszczone, w radio martwa cisza, zaś na domiar złego jeszcze pada. Czy może być gorzej? Rookie jest odłączony od reszty oddziału, więc nie pozostaje mu nic innego, jak przeczesać miasto w poszukiwaniu kompanów i wykonać powierzone zadanie. Podążając ulicami natrafimy nie tylko na małe grupki Przymierza, ale również odnajdziemy wskazówki, które pomogą nam rozwiązać zagadkę tego, co tak naprawdę działo się z innymi, gdy my leżeliśmy nieprzytomni w naszej kapsule. Dosyć nietypowy sposób na opowiedzenie historii, aczkolwiek sprawdza się on doskonale w najnowszym dziele Bungie.

Obraz

New Mombasa widziana oczami Rookie to opustoszałe, skąpane w mroku miasto, gdzie na każdym kroku dostrzegalna są ślady dramatu jaki miał tu miejsce. Na korytarzach domów porozrzucane meble, pamiątki. Ulice pełne pustych samochodów, barykad i automatów, które wypluwają z siebie pieniądze... Wielkie wideo telebimy oślepiające niegdyś kolorowymi reklamami teraz są zgaszone. Jedynie ciała poległych żołnierzy oraz obcych wskazują na fakt, że toczyły się tu walki. Klimat przybicia i bezradności mocno daje się odczuć, lecz nie traćmy na to czasu – w końcu mamy rozkazy do wykonania… Drogę po ciemku odnajdziemy dzięki specjalnemu trybowi widzenia, jaki posiada hełm ODST. To nowość, gdyż ten noszony przez Master Chiefa mógł się popisać jedynie latarką i ciągle narzekającą Cortaną. Nietypowy noktowizor ładnie oświetli teren, do tego przeciwników zobaczymy w czerwonych obwódkach, a interesujące obiekty żółtych. Mało tego - przy włączony trybie nocnym na niektórych ścianach dostrzeżemy specjalne znaki, będące wskazówkami do miejsc, gdzie trafimy na rzadko spotykany rodzaj broni.

[break/]W odróżnieniu od Spartan, żołnierze z jednostki Orbital Drop Shock Troopers nie są szkoleni od 6 roku życia i szprycowani sterydami. Pewnie dlatego też nie mogą trzymać broni w obu rękach oraz niesamowicie wysoko skakać. Na domiar złego upadek z kilku metrów wiązać się będzie z nieuchronnym spadkiem energii. Tu też nowość, bo teraz chroni nas lekka tarcza, po której zniszczeniu ubywać nam będzie pasek życia. Na szczęście apteczki znajdziemy często, więc nie ma co panikować. Uderzenie z kolby, które było niezwykle potężne w części trzeciej gry, tu zostało bardzo osłabione. Szykujcie się więc, że zanim olbrzymi Brute padnie na glebę, będziemy musieli go potraktować przynajmniej czterema ciosami.

Obraz

Nie muszę przypominać, że nie jest to łatwe - w końcu jaka przerośnięta małpa pozwoli się ot tak okładać kolbą, prawda? Spory problem pojawia się też, gdy na planszy zawita uzbrojony w młot Brute Chieftan czy też sam wielki Hunter. Wtedy nie ma żartów, bo o ile dla Master Chiefa pozbycie się ich nie było specjalnie trudne, tak dla bardziej ludzkich ODST jest to spore wyzwanie i raczej przypomina walkę z mini bossem, niż starcie z kolejną jednostką Covenantów. Fanów uniwersum Halo zasmuci też fakt, iż w grze nie pojawią się Elite, którzy koło Johna-117 są niemal symbolem serii, oraz "to" co sporo namieszał w dwóch ostatnich odsłonach gry, czyli Flood. Tyle o wrogach - zajmijmy się oddziałem.

O ile przechodząc sześciogodzinną kampanię na moment trafimy w buty każdego z żołnierzy (poza panią kapitan) to trudno szukać między nimi jakiś znaczących różnic. Chłopaki nie mogą się pochwalić żadnymi szczególnymi zdolnościami - ot, zaczynamy z inną bronią. W tym miejscu warto wspomnieć, iż aktor Nathan Fillion nie tylko udzielił głosu sierżantowi Buckowi, lecz również i swojej twarzy. Nic dziwnego - związany jest on z serią już od długiego czasu, w dodatku sam często pogrywa. Nadal została zachowana anonimowość głównego bohatera (Rookie) - nie tylko nie ściągnie on przez całą grę swojego hełmu, ale jeszcze jest niemy... Znany graczom arsenał wzbogacono w Halo 3: ODST o dwie nowe pukawki. Dostajemy pistolet o tak wielkiej mocy, że z dziecinną łatwością będziemy rozdawać "headshoty" na lewo i prawo, plus karabin z tłumikiem - ten przyda się w czasie naszych samotnych wędrówek po New Mombasa. Tym razem nie trzeba już atakować wszystkiego, co się rusza, więc możemy równie dobrze zwyczajnie przekradać się pod osłoną nocy koło większych oddziałów.

Obraz

Skupmy się jeszcze na moment na samej metropolii. Przedstawiona w grze miejscówka to nie wyłącznie czysto betonowa dżungla, więc spodziewajcie się, że zahaczycie jeszcze o na przykład ZOO, czy podziemia, a w walce z siłami wroga pomogą miejscami nieliczni przedstawiciele policji (New Mombasa Police Department) oraz żołnierze UNSC Marines. Miasto naznaczone śladami tragedii skrywa ponadto jedną tajemnicę. Przechadzając się po pustych ulicach często natrafimy na obiekty, które opowiedzą nam skrawki historii niejakiej Sadie; cywila. Historia ta została zachowana przez Superintendenta, czyli komputer zarządzający całym miastem. Warto wyszukać wszystkie jej fragmenty, gdyż świetnie obrazuje ona to, co działo się w czasie ataku i doskonale dopełnia sam scenariusz Halo 3: ODST. Jeszcze jedno spojrzenie na wydarzenia.

[break/]Świetną nowością w ODST jest stworzony od podstaw tryb kooperacji. Na pierwszy rzut oka to taka kalka Hordy z Gears of War 2 - bo to walka z następującymi po sobie grupami przeciwników - lecz w istocie Firefight ma znacznie więcej do zaoferowania. Są trzy rundy po pięć fal, każda runda odpala inne utrudnienia (czaszki). Pierwsza to odskakujący przed granatami przeciwnicy, kolejna to masa wybuchowych niespodzianek lecących w naszą stronę, jeszcze dalej dostajemy co prawda możliwość uzupełnienia energii, ale o ile uderzymy kogoś kolbą... I potem jest gorzej. Kiedy przebijemy się przez 15 fal mamy jedną bonusową, gdzie odpalane jest jednocześnie sześć utrudnień. A następnie wariacje, czyli na przykład znowu zwinnych wrogów, tylko że ich pancerze odbijają pociski z naszego karabinu. Mówię Wam - koszmar. Lecz dawno tak dobrze się nie bawiłem.

Obraz

Więc kampania i tryb Firefight wypadają zacnie, co jednak ze stroną wizualną produktu? Niewesoło. Grafika w Halo 3: ODST to dokładnie to samo, co widzieliśmy w Halo 3, a więc zaniżona rozdzielczość, fatalne miejscami tekstury i modele postaci. Aż czasem szkoda, że otaczające nas ciemności nie ukryły wielu wpadek ekipy Bungie... Zupełnie inaczej sprawa się ma z muzyką, która należy chyba do najlepszych, jakie słyszałem w grach wideo. Kawałki doskonale podkreślają klimat panujący w zrujnowanym mieście New Mombasa, zaś gdy przejmujemy kontrolę nad innymi członkami grupy i jest więcej akcji, płynące z głośników dźwięki również idealnie komponują się z tym, co dzieje się na ekranie. Strona audio to bezapelacyjnie najmocniejszy atut Halo 3: ODST i już nie mogę się doczekać, jak w sklepach pojawi się osobna ścieżka dźwiękowa z gry. Cudo!

Obraz

Pora podsumować wszystko powyższe i ocenić najnowszą grę w legendarnej już serii. Za 149 złotych (cena sugerowana) mamy oto sześciogodzinną kampanię, która świetnie opowiada historię tym razem już nie megapotężnego Master Chiefa, a zwyczajnego mięsa armatniego, jakim są chłopaki z oddziału Orbital Drop Shock Troopers. Jest niesamowity tryb Firefight, do tego na drugiej płycie znajdzie się gratka dla tych, co nadal nie mogą odejść od cudownego Halo 3 – zestawy map Heroic, Legendary i Mythic. Czyli komplet. Ponadto ODST pięknie chowa te wszystkie kiczowate kolorowe pukawki i pastelowe uniwersum, z jakich znana jest seria, i serwuje niezwykle mroczną historię. W mojej skromnej ocenie ten dodatek to najlepsza ze współczesnych części Halo - a pamiętajcie, że z opinią reinkarnacji Master Chiefa trzeba się liczyć [to się nazywa megalomania Jed - przyp. TH]. Także lećcie do sklepu i widzimy się w sieci.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Komentarze (0)