Heavy Rain
Fahrenheit to projekt, który do dziś w świadomości wielu graczy uchodzi za kultowy. Produkcja ta prezentowała mroczną opowieść, gdzie zwykły szary człowiek stawał się nagle poszukiwanym mordercą. Emocjonalne przeżycia nie opuszczały nas przez kilka godzin, aczkolwiek nie obyło się bez wpadek - mniej więcej w połowie historii do świetnie przemyślanego scenariusza wkradły się nadnaturalne elementy, które kłóciły się z wiarygodnym światem. Przez ten zabieg niestety tytuł nagle szybko potrafił zniechęcić, zaś budowany od początku klimat mrocznego thrillera, pełen zwątpienia i bezsilności, w mgnieniu oka pryskał… Twórcy długo kazali nam czekać na swą kolejną produkcję. Quantic Dream doskonale zdawało sobie sprawę z błędów Fahrenheita i ich nowe dzieło - Heavy Rain ma być tego dowodem. Jak wypadło w praktyce?
22.02.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Historia, niczym jak w dobrym filmie, rozkręca się tutaj dość powoli - i z tego też względu gra jednych zaciekawi, choć innych niestety z miejsca może odrzucić. Początek fabuły wieje mocno nudą, niemniej stanowi dobry wstęp do całej opowieści oraz pozwala nam poniekąd „zaprzyjaźnić” się z Ethanem Marsem – jednym z czwórki głównych bohaterów, w których przyjdzie nam się wcielić. Od samego początku nie doświadczycie tego tak oczekiwanego, przybijającego klimatu skąpanego w strugach deszczu, akcji ze strzelaniem i pościgami – na to przyjdzie pora dużo później. Cała opowieść w Heavy Rain ostatecznie kręci się oczywiście wokół zabójcy origami, człowieka mordującego dzieci topiąc je w deszczówce i porzucającego ich ciała w odludnych miejscach. Nie zdradzając za wiele, każda z grywalnych postaci ma coś wspólnego ze zbrodniarzem i chce uratować ostatnią jego ofiarę – chłopca Shauna. A czasu jest niewiele.
Zaraz po uruchomieniu Heavy Rain wita nas szybki samouczek tworzenia figurki z origami, jaka to widoczna jest na okładce gry. Trzeba czymś się zająć podczas instalowania danych na dysku...Potem tych, co nie śledzą na bieżąco informacji o tej produkcji, czeka niespodzianka – tytuł jest w pełni zlokalizowany. Ale też równocześnie Sony oddało użytkownikowi możliwość wyboru, jak językowo chce on zacząć przygodę. Opcji jest kilka, począwszy od oryginalnych dialogów czytanych przez angielskich aktorów z polskimi napisami wyświetlającymi się u dołu ekranu, na pełnym rodzimym dubbingu skończywszy. Gra jeszcze zapyta, jak radzimy sobie z obsługą pada - to swoisty wybór poziomu trudności. Jeżeli uważamy się za mistrza, czeka nas podczas zabawy spore wyzwanie, zaś gdy "wychyłowy" kontroler od PS3 nadal ma przed nami jakieś tajemnice, wtedy pojawiające się w Heavy Rain sekwencje będą znacznie mniej wymagające. A jak właściwie się w to gra?
W tajniki sterowania bezstresowo wprowadzi nas samouczek. Poruszanie postacią kryje się pod jednym przyciskiem, kierunek chodzenia korygujemy zaś ruchem lewej gałki - odpowiada to za stronę, w którą skierowana jest głowa bohatera. Kiedy natrafimy na interesujący nas obiekt pojawia się odpowiednia ikonka z gestem, jaki musimy zrobić na padzie, aby ów przedmiot podnieść lub wykorzystać. Sekwencje wykonawcze w dużej mierze opierają się na wywijaniu prawym analogiem - może to być proste jego wychylenie do przodu w celu chwycenia szklanki, albo weźmy na to półkole, kiedy otwieramy drzwi. Wszystko ma na celu imitować autentyczne czynności wypełniane normalnie przy użyciu naszych kończyn. Do tego dochodzi możliwość słuchania myśli bohatera, które nieraz rzucą nowe światło na sprawę, ewentualnie pomogą, gdy nie będziemy wiedzieć, co też dalej zrobić. O ile te dynamiczne ikony prezentują się fachowo i w żadnym razie nie psują pozbawionej w sumie interfejsu gry, tak stanowią spory minus. Dlaczego?
[break/]W zamyśle część rozgrywki miała wyglądać tak, że postać mijająca punkt interakcji zwraca na niego uwagę. Niestety "w praniu" nie do końca jest to dobrze zrobione. Nawet, gdy ikona znika z naszego pola widzenia, bohater pomimo skierowania reszty ciała już w przeciwną stronę, nadal odchyla nienaturalnie głowę do tyłu, wciąż patrząc na miniętą rzecz. Tego typu dziwne akcje występują bardzo często, a trudno wczuć się w dojrzałą opowieść, kiedy postać bezustannie biega dziwnie poprzekręcana, prawda? Na tym nie koniec wpadek w temacie ikonek - sztywno osadzona kamera niejednokrotnie potrafi zasłonić miejsce, w którym akurat da się wykonać jakąś czynność. Racja, moglibyśmy zmienić ją na inną, lecz gdy bierzemy udział w dynamicznej scenie nie w głowie nam przecież zazwyczaj akurat majstrowanie przy rodzaju widoku. Dobra, idziemy za ciosem? No to przechodzimy do tak wychwalanych przez te wszystkie lata tworzenia Heavy Rain emocji.
Zgadza się - historia zabójcy origami jest nad wyraz dorosła, stara się poruszać poważne tematy, tak jak zapowiadał David Cage, lecz trudno mówić o jakimkolwiek wybuchu płaczu czy ogólnej depresji wynikającej z tego faktu. W czym upatrywać takiego stanu rzeczy? Po pierwsze w czwórce bohaterów, z których w pełni poznajmy tylko Ethana Marsa. Nie znamy całkowicie żadnych szczegółów przeszłości pozostałej trójki, a stąd trudno postawić się w ich sytuacji. Dalej, gra na każdym kroku stara się nam sprzedać niby realistycznie podane uczucia, niemniej „plastikowi” bohaterowie nie potrafią ich przekazać. I tak osobiście smutek czy strach bardziej uświadamiał mi zamazany oraz drżący interfejs, aniżeli którakolwiek z postaci. Nawet to jak reagują na nas inni kuleje. Weźmy na przykład scenę spędzania czasu z dzieckiem w parku. Małolat ogólnie nie chce z nami rozmawiać, jest zamknięty w sobie. Wystarczy jednak zaproponować zabawę na huśtawce i w mgnieniu oka już mamy jego całą miłość. Kończymy huśtać? Na twarzy dziecka ponownie momentalnie ląduje ponury wyraz. Ciut mało realne. Takie szybkie zmiany nastroju pojawią się nie raz, a przez to "budzimy się", wiemy, że produkt ten to wyłącznie gra, a nie zajmujący film z cyfrowymi aktorami.
Gwoździem do trumny przedpremierowo rozdmuchiwanej "legendy" Heavy Rain jest jednakże twarde trzymanie się tak zwanych sekwencji Quick Time Event. Cokolwiek byśmy nie chcieli zrobić, przez większość czasu czeka nas istny balet na padzie. Odpowiednio oznakowane kombinacje zmuszą nas do szybkiego naciskania klawisza, bądź trzymania go, a w niektórych momentach wymagane jest też powolne wychylanie gałki. Na najwyższym poziomie trudności nie raz przyjdzie dusić aż pięć przycisków na raz, aby wykonać odpowiednią czynność. Plus nie zabrakło miejsca dla wykorzystania reagującego na położenie pada PS3... Z czasem mechanika ta jest zwyczajnie nużąca, a po produkcji tego „kalibru” mimo wszystko oczekuje się czegoś więcej. Co ciekawe, system bardzo często wybacza błędy w QTE, typu klepnięcie L1 zamiast R1.
Tam, gdzie ogólnie zawodzą elementy rozgrywki oraz emocjonalne aspekty Heavy Rain, wynagradzają nam wszystko po części twarze głównych bohaterów. Facjaty prezentują się szczególnie zacnie podczas ładowania gry i nie są pozbawione przebarwień, blizn, a nawet pryszczy. Na zbliżeniach dopiero tu uczucia wypadają wiarygodnie, wyraźnie dostrzegalne są złość, gniew lub rozpacz. W kilku momentach po policzkach popłyną nawet łzy. Niestety tak wysokiego poziomu nie trzyma standardowo reszta postaci. Szkoda też, że często jak mimika jest akurat super, to już ton głosu nie pasuje do sytuacji, a bohaterowie "całościowo" poruszają się jakby połknęli kij od miotły... Fatalnie prezentują się ponadto zatłoczone miejsca - nie ma co wypatrywać tu tak dobrze wykonanego jak w Assassin’s Creed systemu interakcji z tłumem. Ludzie pokracznie na siebie wpadają, a ich modele częstokroć będą się w brzydki sposób przenikały.
[break/]Graficznie to na pewno nie szczyt możliwości PS3 i gra jednak pozostaje w cieniu Uncharted 2. Duża część tekstur jest wysokiej rozdzielczości, lecz tu i ówdzie czułe oko natrafi też na okropną „pikselozę”. Wiele elementów otoczenie stanowią bardzo proste modele, na które nałożone są imitujące wypukłości obrazki, co często "atakuje" wzrok na zbliżeniach. Zamknięte lokacje zostały wykonane poprawnie, te otwarte zaś byłyby cudowne, gdyby nie niewidzialne ściany ograniczające nam eksplorację plus brzydka bitmapa w tle. Miejscówki są niewielkie, to głównie 3 albo 4 pomieszczenia, ale między nimi czeka nas kilkusekundowy ekran ładowania... Ponadto deszcz ładnie prezentuje się na twarzach, chociaż już na włosach wpływu wilgoci nie zauważycie. Bez wpadek nie obyło się i w temacie udźwiękowienia - większą część czasu w tle przygrywa ten sam melancholijny kawałek, a na domiar złego angielscy aktorzy nie do końca wczuli się w swoje role - krzyk wypada słabo, poddenerwowania w głosie nie czuć... W polskiej wersji oczywiście wcale nie jest lepiej. Niezależnie od wybranego języka dziwi kulejąca synchronizacja ruchu ust do mówionych kwestii.
Heavy Rain to więc nie wieszczony "mesjasz", ale nie jest też tak zupełnie źle. Przede wszystkim mamy filmowy klimat, o ile dacie grze szansę po mozolnym wstępniaku. Również spora interakcja z otoczeniem jest jak najbardziej na plus. To my, jako siedzący przed ekranem reżyser, mamy poniekąd wpływ na to, jak zareagują wirtualni aktorzy. Sami także decydujemy czy będziemy dobrym ojcem, gliniarzem czy prywatnym detektywem. Fajnie, że ten cyfrowy świat szybko reaguje na podjęte przez gracza decyzje i dostosuje się do niego (choćby wzmianki w TV). Ponadto cała opowieść podzielona jest na rozdziały, a każdy możemy w odpowiednim momencie „odtworzyć” w zupełnie inny sposób. Mało tego - da się uśmiercić bohatera i zakończyć jego opowieść szybciej, chociaż na rozgrywkę prawdę mówiąc nie ma to większego wpływu. Ot, rozdział postaci jest zamknięty, my zaś gramy pozostałymi dalej. Na brawa zasługuje jeszcze przeprowadzanie śledztwa, czy też dynamiczne zmienianie wystroju obskurnego gabinetu po użyciu okularów ARI (Advanced Re-Imaging Interface). Rzecz przywodzi na myśl film Johnny Mnemonic i mogłaby śmiało posłużyć za kanwę pod osobny projekt.
Podsumowując, na pierwszy rzut oka nowe dzieło Quantic Dream czerpie garściami z Fahrenheit, aczkolwiek prawdę mówiąc bliżej mu do Dragon’s Lair, gdzie w ograniczonym czasie należało wcisnąć taki, czy inny przycisk. Powraca system wykonywania gestów, który tym razem jest znacznie lepiej pomyślany i byłoby cudownie... gdyby gra nie skupiała się wyłącznie na nim, przez co spłycana jest rozgrywka. Mamy miejscami iście komiksowy podział ekranu, ukazanie akcji z różnych kamer, lecz żadna to przecież w przypadku twórców innowacja. Brakuje przede wszystkim tych niesamowitych emocji, jakie obiecywano graczom. Ograniczanie się do drgającego interfejsu nie sprawia, że wczuję się w wirtualnego aktora, który patrzy w lufę wycelowanego w niego pistoletu. Brakuje mi scen rodem z poprzedniej produkcji studia, gdy na osobnym rzucie widziałem, że zaraz drzwiami wejdzie gliniarz, a ja stoję z zakrwawionym nożem w rękach nad zwłokami... Zmarnowany potencjał, ale choć sprawdzić robiony tyle lat tytuł warto.