Huawei Mate Xs: smartfon, który przekona do własnościowego środowiska. Albo i nie
Zaprezentowany 24 lutego 2020 r. w Barcelonie, Huawei Mate Xs to już druga generacja składanego smartfonu tego producenta. Pojawia się równo rok po premierze poprzednika, modelu Mate X. Naprawia znane błędy, ale też musi zmagać się z nieprzyjaznymi okolicznościami na rynku. Czy to dobry czas na rewolucję? Tego chyba nie wie nawet Huawei.
25.02.2020 | aktual.: 26.02.2020 10:52
Nie ma Huawei szczęścia do technologii elastycznych wyświetlaczy. No dobra, tak właściwie ostatnio ma ze wszystkim pod górkę, ale traf chciał, że akurat składaki są na piedestale.
Przypomnijmy sobie: luty 2019 r., Huawei jako pierwszy prezentuje nową technologię w praktyce. Zdaniem wielu jego Mate X jest również znacznie lepiej przemyślany od konstrukcji Samsunga, która wykorzystuje dwa różne ekrany, przez co po złożeniu wygląda dość niezgrabnie. W dodatku rzeczony Galaxy Fold, mimo że spóźniony, debiutuje z niedopracowanym zawiasem. Mankament ten staje się przyczyną wstrzymania dystrybucji i odłożenia jej o kolejnych kilkanaście tygodni.
To wręcz wymarzona sytuacja, aby Huawei mógł wejść cały na biało i mówiąc kolokwialnie, ustawić rynek składanych smartfonów pod siebie. Ale tylko w teorii. W praktyce premiera Mate'a X nakłada się na konflikt handlowy z USA, w wyniku którego spółka z Shenzhen traci możliwość korzystania z licencjonowanych rozwiązań Google'a.
Rewolucyjny Huawei Mate X, który technologicznie zdaje się bić konkurencję na głowę, jest pierwszym smartfonem tej marki, który nie otrzymuje wymaganej certyfikacji. Co za tym idzie, nie wychodzi w ogóle poza rynki azjatyckie. Bo, jak przyznaje teraz sam prezes Huawei, Richard Yu, ciężko byłoby sprzedawać w Europie czy Ameryce Płn urządzenie bez jakiegokolwiek sklepu z aplikacjami, nie wspominając już o płatnościach czy mapach. I zwłaszcza w tej cenie.
Mija równy rok, jest luty 2020. Huawei nie odzyskuje dostępu do Usług Google, ale dysponuje już prężnie rozwijającą się alternatywą, Huawei Mobile Services (HMS). Lada moment ma wprowadzać również własny system płatności, Huawei Pay, a także na bieżąco przekonuje kolejnych deweloperów do współpracy. I oto pojawia się Mate Xs. Żadna tam rewolucja, bo jest to de facto Mate X, tyle że z wydajniejszym procesorem, lepszymi aparatami i kilkoma kosmetycznymi usprawnieniami w zakresie konstrukcji. Jest to jednak także sprzęt, który ma wreszcie trafić do Europejczyków.
Teraz – tu dopiero rodzi się prawdziwy cliffhanger. Z jednej strony mamy technologię składanych ekranów, która wciąż jest niewiadomą, z drugiej zaś – raczkującą warstwę programową. Nie twierdzę bynajmniej, że w jednym i drugim nie ma potencjału, ale ujęte razem tworzą naprawdę niestabilną mieszaninę. Wystarczy spojrzeć na rewelacyjne wyniki sprzedaży smartfonu Mate 30 Pro, będącego pierwszym modelem opartym wyłącznie na HMS. Ledwo mieliśmy globalną premierę, a już cenę obcięto o około 40 proc. Przyznajcie, to mówi samo za siebie.
W tym kontekście Mate Xs zaczyna fascynować. Jego polska cena wprawdzie nie jest jeszcze znana, ale zachodnią ustalono na 2499 euro, co nakazuje spodziewać się poziomu 10-11 tys. zł. Nie oszukujmy się, to piekielnie drogo. Jeśli jednak urządzenie okaże się warte uwagi, a takie wydaje się po kilku chwilach z nim spędzonych, to – po agresywnej obniżce wzorem Mate'a 30 Pro – może bardzo pozytywnie wpłynąć na aklimatyzację HMS na rynkach innych niż Chiński.
Krótko mówiąc, scenariusz numer jeden jest taki, że ludzie wybiorą Mate'a Xs zachwyceni samym urządzeniem, uznając, że warto przekonać się do nowej platformy. Niemniej jest też scenariusz numer dwa, a mianowicie powolna śmierć najsensowniej wyglądającego składaka na tę chwilę. Choć jestem daleki od pesymizmu, jedno jest pewne: Mate Xs sporo o przyszłości Huawei powie.