Modern Warfare 2

Napięcie budowane od kilku miesięcy osiągnęło oto punkt wrzenia - Modern Warfare 2 ukazało się i jest obecnie na ustach wszystkich graczy oraz wszelkich mediów okołogrowych. Konkurencja wydaje się słusznie przesunęła premiery swoich tytułów na przyszły rok, bo doskonale wiedzieli że w początkach listopada absolutnie nie mają co się mierzyć z nowym Call of Duty. Rekordowa ilość zamówień wielką falą zasiliła portfele Activision, które puchną teraz bardziej niż gimnazjaliści próbujący wykonać 10 pompek. Fora internetowe zaroiły się od fanatyków, sceptyków, tak zwanych trolli i „fanbojów” ukazujących wyższość wersji gry akurat na swój sprzęt. Tak, Modern Warfare 2 stało się faktem. Czy kontynuacja sprostała oczekiwaniom?

Redakcja

13.11.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51

Początki nie są wielkie - produkcja wita nas oszczędnym do bólu menu, z którego możemy przejść do Spec Ops, Kampanii oraz zabawy w multi. Przed rozpoczęciem trybu fabularnego pojawia się pytanie, czy chcemy oglądać i uczestniczyć w scenach, które są bardzo brutalne, mogą urazić wyświetlanymi na ekranie treściami co bardziej delikatnych graczy – oczywiście, że chcemy. Od rozdawania kwiatków i cukierków są przecież inne pozycje. Zaczynamy dość standardowo, od samouczka w pustynnej bazie wojskowej zlokalizowanej na bliskim wschodzie, opanowujemy tu strzelanie i rzucanie granatami - dopiero po tym czas na krew. Dużo krwi. Zostajemy rzuceni do Afganistanu, gdzie wcielamy się w PFC Josepha Allena z 75 pułku Rangersów z pierwszego batalionu. Kule świstające nad głową, przeciwnicy urządzający zasadzki, wokół wybuchy, przelatujące odrzutowce, gęsty dym - fani serii z miejsca poczują się jak w domu.

Pierwsza misja, choć jest niejako „na rozgrzewkę”, daje dobry przedsmak tego, co będzie się działo później, nie tylko pod kątem samej dynamiki zabawy. Oto poziom trudności zauważalnie wzrósł. Wrogowie strzelają celniej, ustawiają się lepiej, zaś kilka przyjętych na klatę „pestek” kończy naszą zabawę wyraźnie szybciej niż to było w poprzedniej odsłonie Modern Warfare. Nie jest to skok drastyczny, bo „na oko” o jakieś pół poziomu trudności do góry, ale wyczuwalny. Po uporaniu się z afgańskimi zwolennikami strzelania z RPG w terenie zabudowanym, lądujemy w Kazachstanie w skórze Gary’ego Sandersona, a naszym kompanem jest znany wszystkim fanom poprzedniczki Soap McTavish. Jak już widać, powielony został tu schemat z pierwszej odsłony, czyli co misję znajdujemy się w odmiennej części naszego globu, sterujemy kim innym, niemniej chodzi zawsze i tak o jedno (a wcale nie mam na myśli gry w bierki) - trup ściele się gęsto, zaś szkarłatna krew co rusz zalewa ekran.

Obraz

Fabułę opowiedziano dość chaotycznie, ale nikt nie będzie miał problemów ze zrozumieniem przekazu twórców. Nie zabraknie światowego konfliktu, zdrady stanu, międzykontynentalnych pocisków nuklearnych, zróżnicowanych lokacji oraz naturalnie bohaterskich wyczynów. Bardzo tu filmowo, czasami nawet aż za bardzo, bo akcja momentami potrafi lekko przypominać przygody Jamesa Bonda. Z drugiej strony gołym okiem widać, że za produkcję odpowiedzialni są Amerykanie. Motyw palącej się gwieździstej flagi został tak wyeksponowany, że każda z 2,5 miliona osób, które złożyła zamówienie przedpremierowe w USA, zapałała zapewne jeszcze większą nienawiścią do terrorystów, sowietów i reszty świata w ogóle. Po zakończeniu misji obrony strategicznych punktów Waszyngtonu brakowało tylko widoku fajerwerków z okazji 4 lipca oraz szczęśliwej amerykańskiej rodziny jedzącej indyka…

[break/]Sama rozgrywka jest zróżnicowana i dobrze zbalansowana. Większość czasu spędzimy w budynkach, więc siłą rzeczy walka w ciasnych korytarzach będzie na porządku dziennym. Zasada, na którą położono nacisk w samouczku - czyli, że szybciej zmienia się broń niż ją przeładowuje, wydaje się mieć zastosowanie nie tylko w grze wieloosobowej. W walce na otwartych terenach naturalnie znacznie trudniej o dobrą zasłonę, co czasami wymusza desperackie rozwiązania typu zamknięcie oczu, wejście w sam środek bazy wroga, trzymanie kurczowo spustu i „zobaczymy co z tego wyjdzie”. Kluczem do sukcesu w każdym środowisku jest zazwyczaj zajęcie odpowiedniej, najczęściej wyższej, pozycji, w dodatku za porządną barykadą, bowiem przeciwnicy nie przerywają ognia, kiedy gracz się schowa za byle drewnianą skrzynką.

Obraz

Wśród pojazdów, którymi przyjdzie nam w kampanii pokierować, znajduje się między innymi skuter śnieżny (jeżdżący tak szybko, że „prucie” nim przypomina niemal WipEouta), czy też motorówka, której sterowność jest równie fatalna jak tych w rzeczywistości. Poza tym wielokrotnie wcielimy się w operatora działek wszelakich – zarówno na lądzie, jak i w powietrzu. Generalnie różnorodności sprzętu odmówić nie można. W kilku misjach mamy do dyspozycji latającego Predatora (samolocik bezzałogowy) - dzięki niemu oraz z pomocą laptopa nakierujemy pociski powietrze-ziemia na pozycje wroga. Nie umywa się to co prawda do nocnej misji w A130 z „jedynki”, ale posiada swój urok. Podobnie sprawa ma się z etapami snajperskimi - w kilku miejscach stajemy się „niewidzialną śmiercią”, lecz nawet nie ma mowy o zbliżeniu się do poziomu pamiętnego wypadu do Czarnobyla. Jest tu podobnie, jest inaczej, niemniej wszystko nie robi już takiego wrażenia. Od tego są w Modern Warfare 2 inne rzeczy…

Obraz

Jak już wspominałem, na początku gry zostajemy zapytani, czy na pewno chcemy oglądać sceny, które są brutalne i mogą zostać bardzo źle odebrane. Podobne pytanie pojawia się tuż przed rozpoczęciem nagłaśnianej tak ostatnimi czasy w mediach misji na moskiewskim lotnisku. Zostajemy dokładnie poinstruowani, że jesteśmy tym dobrym, który wkradł się w szeregi tych złych, a wszystko dzieje się dla dobra znacznie większej ilości osób. Wychodzimy z windy i... zaczyna się rzeź niewinnych cywili. Gracz nie musi naciskać spustu, ale widok setek mordowanych ludzi i tak robi bardzo mocne wrażenie. Nic dziwnego, że film z tej akcji wywołał wielką wrzawę w Internecie przed premierą tytułu. Podniosły się głosy, że deweloperzy grają na najniższych instynktach, że to przekroczenie pewnej granicy. Muszę stanąć w obronie twórców - po pierwsze Modern Warfare 2 naprawdę często się pyta czy chcemy ujrzeć owe sceny, po drugie produkcja jest sprzedawana osobom wyłącznie powyżej lat 18. Plus to gra o wojnie, a nie o karmieniu kucyków cukierkami.

[break/]Także nie ma się co oburzać. Owszem, można zabijać bezkarnie cywilów na lotnisku, lecz filmik, który wywołał takie poruszenie został całkowicie wyrwany z kontekstu, a zakończenie tego fragmentu ma niebagatelny wpływ na całą fabułę. Poza tym w innych misjach postrzelenie cywila szybciutko kończy rozgrywkę. Ekipa Infinity Ward wyraźnie chciała pokazać brutalność i uświadomić nam okrucieństwo oraz bezsensowność zarówno aktów terroru, jak i regularnej wojny w ogóle. Ja się absolutnie nie czuje urażony, ba! - uważam epizod na lotnisku za jeden z lepszych momentów w całej grze. Wszystkich malkontentów i obrońców wirtualnych cywilów zapraszam więc do kompletowania osiągnięć w takim My Horse and Me 2, zaś grę o wojnie proponuję zostawić ludziom, którzy nie mdleją na widok (cyfrowej) krwi na ekranie.

Obraz

Pod względem oprawy i projektu niestety nie wszystko poszło w dobrym kierunku. Poszczególne misje prezentują bardzo zróżnicowany poziom. Przemieszczamy się od naprawdę fajnych, przemyślanych oraz pomysłowych lokacji, po zlepek korytarzy rysowanych na kolanie w przerwie między jedzeniem pączków, a czytaniem Gamikaze. Kilka miejsc zahacza o naprawdę tragiczny poziom. Kolejnym problemem wydaje się być sam silnik gry - czuć i widać, że najlepsze czasy ma już za sobą. Świadczą o tym często uproszczone modele, tekstury w niskiej rozdzielczości, a także bardzo zauważalne włączanie się poszczególnych skryptów odpowiedzialnych za pojawienie się nowych jednostek wroga. Efekty takie jak wybuchy, dym, unoszący się kurz czy piasek, wypadają porządnie, choć po przejściu Uncharted 2 czuje się, że to już nie to samo…

Obraz

Niemniej jak mawiał klasyk „niech te minusy nie przesłonią Wam plusów”, bo poza tymi mankamentami, na które spokojnie można przymknąć oko, Modern Warfare 2 prezentuje najwyższy poziom w gatunku FPS. Animacja wrogów wypada niesamowicie naturalnie, broń zachowuje się jak prawdziwa, a sztuczna inteligencja potrafi miejscami bardzo zaskoczyć. Oprawa muzyczna, w której przodują pompatyczne utwory, potęguje atmosferę konfliktu pomiędzy największymi mocarstwami, zaś odgłosy poszczególnych pukawek to klasa sama w sobie. Słuchanie gry na zestawie 5.1 potrafi u najtwardszych zawodników wymusić odruch schylania się przy blisko przelatującym pocisku. Szkoda tylko, że podobnie jak w poprzedniej części, kampanię dla pojedynczego gracza można ukończyć w raptem 6 godzin. Ale ogrom wrażeń, intensywność akcji oraz satysfakcja z przechodzenia tego tytułu wynagradza rzecz z lekką nawiązką. No i zawsze pozostaje multiplayer.

[break/]Tak, kampania dla pojedynczego gracza jest w zasadzie tylko dodatkiem mającym na celu przygotować nas do emocjonujących potyczek w sieci. Pierwsza odsłona gry to na Xboksie 360 wciąż, poza Halo 3, niekwestionowany lider na tym polu i ludzie z Infinity Ward mieli tu w sumie jedno zadanie - nie spaprać. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że im się to udało. Trybów gry wieloosobowej jest bardzo dużo, najczęściej odpalanym przeze mnie był Team Deathmatch, który zawsze wyzwala u mnie ogromną ilość adrenaliny. System zbierania doświadczenia, perków i ulepszania broni przez przyjmowanie wyzwań (motyw już doskonale znany) ponownie się sprawdza. Co prawda chociaż kilkukrotnie natknąłem się na spore dysproporcje w poziomie graczy, tak wierzę, że było to spowodowane faktem szarpania sporo przed premierą, do tego o dosyć egzotycznych porach. Mapy są zróżnicowane i dobrze przemyślane, czasami jednak za mocno sprzyjają „kampieniu” – no ale tego nigdy się nie uniknie. Pomimo to, lepszego multiplayera na tej generacji sprzętów po prostu nie ma. Fanboje Halo i tak będą do końca świata tłuc w pierwszą część po lanie na swoich sekciarskich spotkaniach, więc ich głos się nie liczy.

Obraz

Liczy się to, że żadna inna gra nie potrafi we mnie obecnie wyzwolić uczucia, którego doznaje, gdy przy wyniku „na styk” zdobywam ostatniego, zwycięskiego fraga wskakując liderowi drużyny przeciwnej za plecy i częstując go ostrzem noża. Po chwili oglądam tą akcję jeszcze w zwolnionym tempie, a koledzy z drużyny wyją w słuchawki z zachwytu. Wisienką na torcie jest nowy tryb w grze - Spec Ops. To seria bardzo krótkich misji, przygotowanych specjalnie pod dwuosobowego co-opa, choć można w nie równie dobrze grać solo. Za wykonanie poszczególnych z nich dostaje się gwiazdki - maksymalnie 3. Im więcej założeń misji wykonamy, najczęściej chodzi o czas ukończenia i celność, tym lepiej. Zdobycie wszędzie maksymalnej ilości gwiazdek z pewnością spędzi sen z powiek niejednemu graczowi, bo zgarnięcie kompletu w późniejszych etapach wymaga stalowych nerwów oraz małpiej zręczności. Świetny pomysł na powtórne wykorzystanie lokacji z kampanii, takie arcade’owe podejście bardzo mi się podoba. I choć nie jest to dodatek kalibru Portala w The Orange Box, to Infinity Ward należą się spore brawa za to, że im się chciało i za to, że wyszło bardzo dobrze.

Obraz

Podsumowując - dostajemy wyśmienitą kontynuację, choć nie pozbawioną kilku wad. O ile po przejściu kampanii dla samotnego gracza pomyślałem sobie "kurde, rewelacja, szkoda że tak krótko", tak po zagraniu w multi, które przypomniało mi syndrom „jeszcze jednej partyjki”, nie miałem złudzeń… Call of Duty: Modern Warfare 2 na swoim przestarzałym silniku, wyglądające znacznie gorzej od Uncharted 2 z PS3, z krótkim singlem i genialną opcją zabawy wieloosobowej, jest grą rewelacyjną. To idealny przykład tego, że nie trzeba wiele zmieniać, a wystarczy lekki magiczny dotyk, by dostać pozycję ocierającą się o perfekcję. Pretendent do miana gry roku na bank. Brawa dla twórców.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)