Operation Flashpoint 2: Dragon Rising
Od premiery pierwszej odsłony Operation Flashpoint wiele wody w Wiśle upłynęło. Co ciekawe, przez ostatnie osiem lat tytuł ten nie stracił nic na blasku, a jedynie zyskał uroku dzięki licznym modyfikacjom i prężnie działającemu zapleczu fanowskiemu. W tym czasie doszło niemniej do rozstania Bohemia Interactive, studia odpowiedzialnego za grę, z wydawcą Codemasters. Twórcy symulacji wojennej poszli w swoją stronę, rezultatem czego są znakomite dwie części ArmA: Armed Assault - stanowiące według deweloperów prawdziwą kontynuację obsypanego nagrodami OF. Prawa do tytułu Operation Flashpoint pozostały w rękach "mistrzów kodu", którzy w końcu pod tym szyldem postanowili wydać na rynek oficjalną część drugą. Produkcję zapowiedziano tak na PC, jak i konsole, a mierzyć jej się w szrankach przyszło w tym roku ze stricte komputerowym ArmA II. Czy Dragon Rising ma tu jakieś szanse?
11.11.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51
Prywatnie, po świetnej Armie II miałem na Operation Flashpoint 2 spory apetyt - marka wszak zobowiązuje. Spodziewałem się symulacji wojennej z dopracowaną grafiką, świetnym modelem balistycznym, dużym dostępem do uzbrojenia oraz przede wszystkim emocji, które towarzyszyły Cold War Crisis. Te ostatnie są tu obecne, reszta jest już kwestią dyskusyjną... Z pewnością kontynuacja nie dorównuje swojej słynnej poprzedniczce, co nie znaczy, że jest to tytuł zły. Stanowi produkcję udaną, wciągającą i całkiem przyjemną, tyle tylko, że jako następca legendy zwyczajnie rozczarowuje. To gra za łatwa i zbyt uproszczona, aby pretendować do miana „symulatora”, lecz również za trudna dla masowych pożeraczy współczesnych FPS-ów. Cóż, o tym wszystkim później niemniej - zacznijmy może od najistotniejszej kwestii, czyli grywalności.
Bawić się możemy zarówno w pojedynkę, w trybie kampanii (warto zaznaczyć, iż przewidziano tu opcję rozgrywki w kooperacji, dzięki której zestaw misji dla samotnego gracza nabiera nowego posmaku), jak też z kolegami po multi. Akcja dzieje się na fikcyjnej wyspie Skira usytuowanej gdzieś w okolicach Chin, Rosji i Japonii, a co ciekawe, została ona luźno oparta na rzeczywiście istniejącej wysepce Kiska. Rzeczony atol jest teatrem działań wojennych między Rosją a Chinami, temat przewodni zaś stanowi nowoodkryte złoże ropy naftowej. W sposób przystępny, dokładną analizę sytuacji przedstawia nam bardzo fajnie zrealizowane intro. Oczywiście do tego całego ambarasu wokół ropy postanawia się dołączyć także rząd USA. Stany wysyłają na miejsce swoich dzielnych chłopców, by pomóc w „ustabilizowaniu” sytuacji. Historia toczyć się będzie przez szereg misji, od cichych zwiadów i dywersje, po głośne strzelaniny.
[break/]Kampania dla samotnego gracza (lub czterech osób w trybie co-op) potrafi wciągnąć i zapewnić wiele miłych wrażeń, jest jednak nieco za krótka i niestety brakuje jej tego dramatyzmu, z którego słyną produkcje Bohemii. Nie uświadczymy tu za bardzo zwrotów fabularnych, nie ma też „tego czegoś”, co napędzało pierwszą część - która może i technicznie irytowała, lecz umiała wynagrodzić wszelkie bóle i męki. Tutaj wszystko idzie po jednej linii, zaś same plansze jakoś szczególnie trudne nie są. Zwłaszcza, że przy którejś z kolei próbie przechodzenia da się po prostu grać na pamięć. Co należy policzyć na plus to fakt, że zabawa mimo wszystko ma „flashpointowy” posmak. W Dragon Rising wymiany ognia toczą się na odległości od 100 do 300 metrów, tak jak i w "jedynce". Należy przy tej okazji dorzucić niemniej trzy grosze o poziomie trudności - jest on skalowany w dość nietypowy sposób. Nasi wrogowie nie stają się czujniejsi, ani nie strzelają celniej, zmniejsza się jedynie ilość udogodnień w interfejsie, takich jak kompas, ikonki czy flagi wskazujące cel. Tak więc na przykład poziom "hardcore" nie wyświetla żadnych oznaczeń, musimy sobie radzić sami, tak jak w klasycznym Flashpoincie.
Niby wszystko w porządku, element taktyczny jest, pokaźny asortyment uzbrojenia również, pojazdy też się tu znalazły, a jednak do tytułu symulacji wojennej Dragon Rising pretendować raczej nie może. Dzieje się tak z wielu powodów. Jednym z nich jest duża obecność skryptowanych zdarzeń. Zaraz ktoś mi pewnie zwróci uwagę, że "przecież w pierwszej grze z serii też występowały skrypty!" i nie wypada mi się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, jednak tutaj mowa czysto o natężeniu reżyserowanych zdarzeń. Walki w "jedynce" nie były skodowane na sztywno od początku do końca, wyłącznie pewne sekwencje wyraźnie "ustawiono". Nawet u aktualnej konkurencji, to jest w drugim Armed Assault, mamy dynamiczne potyczki nie odgrywane według z góry ustalonych schematów.
W OF2 odnosi się wrażenie zamknięcia w puszce, mimo faktu, że Skira ma 220 kilometrów kwadratowych powierzchni. No i za dużo tu umowności. Przykładowo, na normalnym poziomie trudności jak już zginie któryś z naszych kolegów z drużyny to nie tracimy go na zawsze - odradza się w najbliższym punkcie zapisu. Z "przeszkadzajek" (lub "pomagajek", kwestia gustu) mamy również na ekranie kompas. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie pokazywał nam on czerwonymi strzałkami wrogów położonych niedaleko. Cóż, domyślam się, że miało to na celu dostosowanie się pod mniej hardkorowego klienta, tylko teraz zastanawiam się, czy hasło reklamowe Operation Flashpoint: Dragon Rising ("taktyczna strzelanina dla największych twardzieli") odwzorowuje faktycznie istotę tejże gry...
Dobra, miałem okazję pomarudzić, teraz omówię dobre strony produkcji, bo pomimo licznych rozczarowań, bawiłem się przy niej całkiem nieźle. Po części dlatego, że oddano nam do rąk całkiem pokaźny asortyment różnych spluw oraz giwer, które strzelają „na ucho” jak prawdziwe, a i ich model balistyczny jest bardziej niż porządny. Miło i płynnie rozwiązane jest także sterowanie drużyną. Obsługujemy naszych wirtualnych wojaków za pomocą kółkowego interfejsu (klawisza „Q”). Następnie poprzez wybieranie prawo/lewo/góra/dół wskazujemy konkretną opcję. Możemy dzięki temu szybko posłać kolegów w dane miejsce, wybrać szyk i odstępy bojowe, tak wzywamy też sanitariusza, aby nas uleczył, czy wyznaczamy miejsce ostrzału artyleryjskiego. Z początku miałem duże zastrzeżenia do tego pomysłu, po jakimś czasie jednak zacząłem go doceniać. Również sztuczna inteligencja została zaprogramowana bardzo dobrze, bowiem odpowiednio reaguje na sytuacje zagrożenia, a z drugiej strony - potrafi i solidnie dać w kość. Jest tak, jak być powinno.
[break/]Samo strzelanie daje dużo frajdy, nawet jeśli musimy trzymać cały czas wciśnięty prawy klawisz myszy, by patrzeć przez celownik. Każda z dostępnych pukawek zachowuje się rzecz jasna inaczej, ale nieważne co wybierzemy zabawa zwyczajnie i tak jest przednia. Mamy ponadto do dyspozycji pojazdy, przykładowo HMMVV, szkoda tylko, że tak rzadko możemy sobie nimi pojeździć... Ogólnie w kampanię idzie się nieźle wkręcić, szczególnie jak mamy do dyspozycji trzech kolegów - zaciągnięcie ich do wspólnych bojów dodatkowo potęguje wrażenia. Prywatnie uważam, iż dopiero przy zabawie wieloosobowej zestaw fabularnie powiązanych scenariuszy nabiera prawdziwego blasku. Tak, wszystko to jak najbardziej przywołuje na myśl te długie i miłe wieczory spędzone z "jedynką".
Fajnie wypada też kwestia sklecania komunikatów przez grę. O ile w poprzedniej części były one "rwane" i wymawiane z różną dykcją oraz intonacją (na co do dzisiaj cierpi na przykład ArmA), tak tutaj wszystko jest czytane bardzo płynnie i wcale nie tak sztucznie. Zastosowanie slangu żołnierskiego również brzmi niezwykle przekonująco. Bardzo spodobał mi się do tego motyw muzyczny „w klimacie”, odtwarzany w głównym menu. W ogóle udźwiękowienie jest wyśmienite i stanowi jedną z mocniejszych stron tejże produkcji. Co zaś się tyczy grafiki to także stoi ona na wysokim poziomie. Silnik Ego, na którym śmiga nowe OF, jest bardzo wydajny, potrafi wyświetlać ładne krajobrazy nie dostając przy tym zadyszki, a efekty HDR, takie jak odblaski czy rozmycia, użyte zostały może i oszczędnie, niemniej odpowiednio. Silnik fizyczny Havok został też znakomicie zaimplementowany, nadając jeszcze większe poczucie realności stronie wizualnej tytułu.
Dobrze, było o dobrych oraz złych aspektach nowego dziecka Codemasters, lecz jaki jest końcowy werdykt? Otóż uważam, że Operation Flashpoint: Dragon Rising ma pecha. Gra jest zbyt spłycona w stosunku do słynnego pierwowzoru, dodatkowo za dużo tu uproszczeń jak na tytuł usiłujący być symulatorem żołnierza, a oskryptowanie i ułatwienia interfejsu wcale nie pomagają tu za bardzo. Więc jako kontynuacja pozycja ta niestety polega na placu boju. Odkładając jednak na bok kwestię genialnego przodka, nowy Flashpoint umie zapewnić zabawę na wysokim poziomie, zarówno samotnikom, jak i lubującym się w wieloosobowych potyczkach. Wygląda całkiem ładnie, działa wydajnie, a i brzmi też nie najgorzej. To porządna gra, dostarczająca wielu emocji, szkoda tylko, że sili się na bycie realistyczną, kiedy taką nie jest. Także nie żałuje się wydanych na Dragon Rising pieniędzy. Ale w moim rankingu gra jest na dalszym miejscu, zaraz za ArmA II.