Półautonomiczność aut już teraz sprawia, że jestem gorszym kierowcą

W motoryzacji ma nas czekać pełna autonomiczność i eliminacja człowieka, na razie tylko jako kierowcy. Zanim to jednak nastąpi, przyjdzie nam zmierzyć się z technologiami wspomagającymi lub wyręczającymi nas w wybranych czynnościach. Owszem zmierzyć, ponieważ musimy się nauczyć z nich korzystać, ciągle pamiętając, że najważniejszym elementem systemu bezpieczeństwa nadal jest człowiek.

Półautonomiczność aut już teraz sprawia, że jestem gorszym kierowcą

02.08.2017 | aktual.: 03.08.2017 10:59

Samochody z komputerem wspomagającym kierowcę już poruszają się po drogach publicznych. Takich pojazdów będzie przybywać, ale niekoniecznie mogą zauważalnie zmniejszyć liczbę niebezpiecznych sytuacji na drogach. Mogą nawet przyczynić się do nowych wypadków. Jak zauważa Stowarzyszenia Ubezpieczycieli Brytyjskich kierowcy nie rozumieją ograniczeń stosowanych obecnie półautonomicznych systemów, zbytnio ufając komputerowi.

Powierzenie bezpieczeństwa komputerowi może wiązać się z poważnymi konsekwencjami. Kierowca wierząc, że jest ciągle chroniony przez elektronikę, jest w stanie przyjąć, że jego samochód potrafi więcej. Owszem poradzi sobie na drodze z dobrze namalowanymi liniami wyznaczającymi pas ruchu i w dość dobrej pogodzie. Jeśli jednak odpowiednie czynniki nie zaistnieją, to elektronika może odmówić poprawnego działania. Wówczas kierowca oderwany od prowadzenia auta i uważania na drogę, nie zdąży zareagować odpowiednio sprawnie, doprowadzając nawet do poważnego wypadku.

Nawet Golf ma już systemy półautonomiczne.
Nawet Golf ma już systemy półautonomiczne.

Tu wcale nie chodzi, że ci kierowcy są słabi i w ogóle nie powinni mieć prawa jazdy. To złudne poczucie zbyt dużego bezpieczeństwa i co ciekawe, poczucie które tworzy elektronika samochodu, w dobrych warunkach działająca bezbłędnie. Marketingowcy mogą zachwalać wspaniałość aut danej firmy, filmiki na YouTube mogą pokazywać jak Tesla znów uratowała komuś życie, ale dopiero po skorzystaniu z systemów wspomagających, jasnym staje się, że zbytnio zaczynamy im ufać.

Jeździłem nowym Audi A5 czy nowym BMW serii 5, które wręcz określiłem smartautem i z własnego doświadczenia wiem, że ich elektronika daje poczucie dodatkowego bezpieczeństwa. To poczucie przeradza się w wyjątkowo niebezpieczną myśl – skoro samochód dba, bym nie wjechał komuś w tył auta, jest w stanie wykryć pieszego i sam zahamować, to mogę pozwolić sobie na więcej. To właśnie w tym momencie na wyświetlaczu powinien pojawiać się komunikat Pamiętaj, zbytnio mi nie ufaj, to Ty jesteś najważniejszym elementem i masz czuwać w razie, jak popełnię błąd.

Volvo chce mieć autonomiczne auta za 4 lata.
Volvo chce mieć autonomiczne auta za 4 lata.

Wsiadasz do nowoczesnego samochodu, wjeżdżasz na dobrą drogę, włączasz zaawansowany tempomat i funkcję trzymania się pasa. Po pokonaniu kilku kilometrów stwierdzasz, że działa to naprawdę dobrze. Auto co kilkanaście sekund prosi o położenie dłoni na kierowcy, możesz ją po prostu wygodnie oprzeć i patrzeć jak komputer korzystając z kamer i czujników, jeździe nie gorzej niż człowiek. To jeżdżenie dotyczy przede wszystkim jazdy na wprost, pokonywania łagodnych łuków i trzymania się w odpowiedniej odległości od poprzedzającego pojazdu. To jednak wystarczy.

Właśnie na takich nieskomplikowanych drogach, które zapewniają świetną widoczność, najczęściej przeceniamy swoje umiejętności. To także na nich zaczniemy przeceniać elektronikę, w końcu obecnie poprawnie działa ona właśnie na takich trasach. Dajemy jej polecenie by się aktywowała i komputer momentalnie przejmuje kontrolę. Prowadzi on na tyle dobrze, że zaczynamy mu zbytnio ufać. Skoro więc wielokrotnie dał radę przewieźć mnie po tej trasie samemu, każąc mi tylko trzymać kierowcę, ale samemu ją sterując, to następnym razem będę przeglądał Facebooka i odpisywał na wiadomości, a auto niech jedzie prawie samo.

Przyznam się, że sam zacząłem tak robić. Nie, nie było to jeszcze pełne powierzenie mojego bezpieczeństwa elektronice, ale pozwalałem sobie na więcej. Częściej i dłużej patrzyłem na ekran systemu multimedialnego auta, błędnie myśląc, że nie muszę aż tak uważać – w razie czego auto przecież sobie poradzi. Zacząłem nawet bawić się wybranymi ustawieniami, choćby ambientowym podświetleniem, co normalnie zrobiłbym tylko po zatrzymaniu auta. Na szczęście komputer nie miał okazji by się wykazać. Co jednak jeśli taka sytuacja by zaistniała, a czujniki nie wykryłyby przeszkody przede mną? Ze względu na niską prędkość i testy systemów wspomagających w kontrolowanych warunkach, zdążyłbym wyhamować, a najpewniej nawet nie byłbym do tego zmuszony.

Niestety z czasem to zbytnie zaufanie przekłada się na codzienne użytkowanie. Nagle nie zauważamy, że po raz setny jedziemy tą samą trasą, przeglądając Facebooka i tylko co kilkadziesiąt sekund spoglądając na drogę. Ten czas wystarcz,y by auto, bez żadnego nadzoru ze strony kierowcy, doprowadziło do poważnego wypadku. Wystarczy by kierowca przed nami się zatrzymał, a komputer nie wykrył tej nowej przeszkody. Uderzymy wówczas w niego z pełną siłą, nawet nie próbując nic zrobić. W końcu pisaliśmy na Facebooku, a nie jak zwykle uważaliśmy, nie powierzając jeszcze wszystkiego potrafiącej się pomylić elektronice.

Test przeprowadzony w słynnym brytyjskim programie motoryzacyjnym Top Gear pokazał ograniczenia elektroniki. Sprawdzono w nim jak poradzą sobie systemy bezpieczeństwa we mgle. Okazało się, że wcale sobie nie poradziły. Przeszkoda nie została wykryta, a samochód uderzył w nią z pełną prędkością. To tylko jeden przykład, a podobnych sytuacji jest całkiem sporo. Najczęściej to zbytnie zaufanie kończyło się tragicznie. W wypadkach brały udział także Tesle, auta, które znane są z filmików pokazujących jak komputer uniknął wypadku. Niestety, jeden z wypadków z udziałem Tesli i jej „autopilota” był śmiertelny.

Sam dwa razy przekonałem się o ograniczeniach systemów wspomagających. Testując jedno z aut miałem włączony tempomat i automatyczne trzymanie się pasa ruchu. Auto cały czas śledząc pojazd przede mną, poruszało się poprawnie. Jednakże na skrzyżowaniu kierowca przede mną skręcił, a to samo chciał zrobić mój samochód, mimo iż ja chciałem jechać prosto. Komputer nie miał wprowadzonego żadnego celu w nawigacji, po prostu ślepo podążał za innym pojazdem, który skręcał w lewo, przecinając pas. Nie wiem czy mój samochód w ogóle spojrzał, czy nic nie jedzie z naprzeciwka, czy po prostu ślepo postanowił pojechać za drugim. Dobrze, że wówczas cały czas czuwałem nad elektroniką i mogłem natychmiastowo zareagować.

Druga sytuacja miała miejsce podczas przejeżdżania pod wiaduktem. Niedaleko mojego miejsca zamieszkania znajduje się wspomniany wiadukt kolejowy, który ze względu na swoją budowę, zwęża drogę. Pasy ciągną się niemal do samego zwężenia. Oczywiście samochód trzymał się tych pasów, nie widząc, że musi nieznacznie odbić w lewo by się zmieścić. Sprawdzałem to miejsce wielokrotnie, elektronika cały czas trzymała się wyznaczonego pasa, nie zauważając, że bez braku reakcji wjedzie w bok wiaduktu. Samochód nie zaczął wytracać prędkości, nawet będąc dość blisko, więc śmiem twierdzić, że po prostu ten kawałek betonu jest dla niego niewidoczny. Dodam, że problem wystąpił w dwóch testowych autach i nie odważyłem się nie podejmować reakcji aż do samego końca, czekając czy komputer jednak zauważy przeszkodę.

Co gorsza, te dwie sytuacje wcale nie sprawiły, że przestałem ufać tej elektronice. Nadal nie oddałbym jej prowadzenia w zatłoczonym mieście, ale na dość pustych i oddalonych drogach, zaczynam to robić coraz częściej. Obawiam się, że z każdym poprawnie przejechanym kilometrem przez komputer, ufam mu coraz bardziej. Nie kusi mnie jeszcze do korzystania ze smartfonu nie zwracając uwagi na drogę. Jednak powoli zaczynam zmierzać w kierunku grupy kierowców wspominanej przez Stowarzyszenia Ubezpieczycieli Brytyjskich – przestaję rozumieć ograniczenia półautonomiczności, która w optymalnych warunkach daje złudne poczucie doskonałości komputera.

Poczucie doskonałości elektroniki i systemów wspomagających sprawia, że staję się gorszym kierowcą. Nie spadają moje umiejętności, ale mniej uważam, zbyt często odrywam wzrok od drogi. Zaczynam jeździć bez wyrobionych wcześniej dobrych nawyków, a gdy elektronika popełni błąd, reakcja może kiedyś być zbyt późna. W tych nowych, drogich i skomputeryzowanych autach, to nadal człowiek jest najważniejszy i musi czuwać nad elektroniką, nawet jeśli wydaje się, że nie popełnia ona błędów.

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (149)