Resident Evil: The Darkside Chronicles
Trudno znaleźć posiadacza nowej stacjonarki Nintendo, któremu nie przypadła do gustu dedykowana małej białej konsoli wersja Resident Evil 4. Świetnie zaimplementowane sterowanie przy pomocny wiilota sprawiło, że nawet osoby mające już za sobą grę na konsoli GameCube chętnie sięgnęły po ten mocny tytuł. Na pewno niejeden właściciel Wii marzy po nocach o konwersji piątej części przesyconej złem i zombie sagi. Niestety typowe Residenty nie chcą nadejść na Wii, ale w zamian za to gracze otrzymali kolejny „celownik”, który poprowadzi ich tym razem przez znane z Resident Evil 2 i Resident Evil: Code Veronica wydarzenia. Nie można tu mówić o idealnym odwzorowaniu przygód z wydanych kilka lat temu odsłon, jednak Capcomowi udało się zachować specyficzny klimat. Osobliwa i odrobinę infantylna, ale na pewno ciężka atmosfera połączona z dużą dozą strzelania – tym przecież jest Resident Evil.
23.12.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Choć z takim stwierdzeniem nie zgodzą się pewnie fani RE - poza pruciem do nieumarłych i w określony sposób poprowadzoną fabułą to mechanika gry zawsze stanowiła jej kręgosłup. Jak w tym świetle prezentuje się The Darkside Chronicles? Nad wyraz dobrze. Po nie do końca udanym The Umbrella Chronicles, najnowsze odsłona strzelanego Residenta na bank ponownie zainteresuje wszystkich miłośników serii, ale też dostarczy masę zabawy osobom, które zwyczajnie cenią sobie „celowniczki na szynach”. Nie jest to pozycja krótka - jej przejście na normalnym poziomie trudności zajmuje około dziesięciu godzin. Warto ponadto dodać, że występuje tu dwójka bohaterów - Leon S. Kennedy i Claire Redfield, więc dla czystości formy należy sprawdzić obie persony w akcji. Trudno po tego typu tytule oczekiwać skomplikowanej mechaniki i zawiłego sposobu prowadzenia rozgrywki. Mamy zasadniczo dwa zadania – zastrzelić wszystkie potwory, które pojawią się na ekranie i zebrać jak najwięcej przedmiotów porozrzucanych po lokacjach.
Podobnie jak w świetnym Dead Space: Extraction, kamera nie porusza się już topornie z pomieszczenia do pomieszczenia. Capcom postanowiło jeszcze mocniej wcisnąć nas w buty sterowanej postaci i zaserwować widok z jej oczu. O ile jednak Electronic Arts wiedziało, gdzie postawić granicę między realizmem, a „przesadyzmem”, tak Japończycy odrobinę przeholowali. To, co niektórym wyda się świetnym pomysłem, innych przyprawi o nudności oraz zawrót głowy. Intensywność, z jaką kamera wczuwa się w sytuację bohatera bardzo męczy. Obraz co chwila się trzęsie, podbiegnięcie przez postać do jakiegoś przedmiotu oznacza, że dostaniemy przed telewizorem oczopląsu. Ale każdy kij ma dwa końce. Gracze, którzy poradzą sobie z tym ogólnym chaosem docenią świetnie oddany dynamizm zabawy. Lecz ponarzekają pewnie na trudności ze sterowaniem...
Podskakująca, obracająca i szalejąca kamera skutecznie niweluje oto większość prób oddania celnego strzału. Mi cecha ta najbardziej przeszkadzała na początku, kiedy zwyczajnie nie mogłem trafić w nadchodzącego wroga. Jeśli jednak rozdygotany wgląd na akcję nie każe Wam natychmiast odstawić Darkside Chronicles na półkę, dacie ponieść się ciekawej (choć przecież odrobinę banalnej) historii i naprawdę mocnej rozgrywce. "Padologię" rozwiązano na kilka sposobów. Sam wiilot tutaj oznacza, że funkcje leczenia lub zbierania przedmiotów umieszczone zostaną pod krzyżakiem. Podłączenie "gruchy" pozwoli za to czysto skupić się na celowaniu i strzelaniu, przenosząc wszelkie inne funkcje pod analog i przyciski nunchucka. Ja zastosowałem jednak jeszcze inne rozwiązanie. Gra to pierwszy „celownik”, który pozwolił mi na idealne wykorzystanie pistoletu - przystawki, oferując to, czego od dawna pragnąłem – strzelanie za pomocą przycisku Z w kontrolerze. Dzięki temu świetnie wypadało wypluwanie pocisków z mojego plastikowego Desert Eagle’a. No i wielkie brawa dla Capcom za możliwość własnoręcznego definiowania wszystkich klawiszy manipulatora. Rzecz z pozoru banalna, a potrafi skutecznie umilić życie graczom.
[break/]Kiedy już uporacie się ze sterowaniem, wybierając najbardziej Wam odpowiadającą opcję, a następnie zaciśniecie zęby i powstrzymacie nudności, które pojawią się podczas pierwszego kontaktu z kamerą, czeka Was świetnie wypadająca audiowizualnie zabawa. Oprawa dźwiękowa to standard dla tytułów z serii RE - dostajemy budującą klimat ścieżkę dźwiękową i odrobinę płaskie odgłosy strzałów, przyprawione szczyptą jęków przebrzydłych zombie. Graficznie mamy zaś górną półkę gier na Wii. Mocne i ostre tekstury świetnie kontrastują z rozmytymi grafikami The Umbrella Chronicles, a efekty świecącego w oczy słońca czy spływającej wody pozwalają na chwilę zapomnieć, że szarpiemy na najsłabszej sprzętowo konsoli tej generacji. Capcom pozazdrościło najwidoczniej twórcom Dead Space: Extraction finezji i zaskoczyli nas tym razem naprawdę świetnie wykonaną strzelanką. Grafika dobrze buduje często ponurą atmosferę, pokazując przy tym, iż można grać na Wii w pozycje nie dość, że wyglądające bardzo dobrze, to przy okazji działające niezwykle płynnie.
Rozgrywka wpisuje się w kanon. Zasadniczo poza celowaniem, strzelaniem i podnoszeniem przedmiotów mających umilić nam eksterminację zombie, nie robimy nic więcej. Prowadzeni jesteśmy za rękę i w sumie jedynie padnięcie pod naporem szarżujących wrogów może nas powstrzymać. Kiedy oczywiście okiełznamy już szalejącą kamerę, strzały w głowę wchodzą wyśmienicie. Zabawa jest dynamiczna, czego nie można niestety powiedzieć o sporej części przeciwników - szczególnie tych, których napotykamy w pierwszych etapach. Ale taka konwencja RE i osoby przyzwyczajone do szybkich oraz zdecydowanych ataków potworów mogą poczuć się zawiedzione. Cóż, w praktycznie każdej odsłonie serii można było w oczekiwaniu na podejście idącego z daleka wroga zagotować wodę, zalać herbatę i trzykrotnie ją wymieszać. Pociski w pistolecie są nieograniczone, niemniej innych - mocniejszych broni należy używać już z należytą oszczędnością, stosując podstawowe zasady ekonomii. Nie dajcie się ponieść emocjom. Strzał ze strzelby wchodzi w zombie jak w masło, lecz rozsądniej jest zostawić konkretniejszy oręż w pogotowiu, gdyż czasami posiadanie tu odpowiedniej ilości amunicji to sprawa życia i śmierci.
Poza nieumarłymi, przerośniętymi stworami oraz całą masą innego ustrojstwa, eksterminować bowiem przyjdzie także typowych dla Capcom „szefów”. Przerośniętych, przepakowanych i na swój sposób śmiesznych – bo jak inaczej określić gigantyczną roślinę, której jedynym celem jest psiknięcie w nas wewnętrznym płynem lub zabicie zielonym odnóżem? Nie musicie walczyć z nikim samemu. Gra oferuje tryb kooperacji, czyli drugi celownik. Kanapowa zabawa tylko wzmaga apetyt na kolejne godziny spędzone tutaj i szczerze polecam zaopatrzenie się w przypadku tego tytułu w dodatkowy kontroler. Świetną sprawą jest możliwość wskoczeniu do rozgrywki w dowolnym momencie – jeśli nie radzicie sobie w którymś z etapów, wystarczy poprosić siostrę, brata, żonę czy babcię, by na chwilę chwycili wiilota w dłoń i pomogli w wyeliminowaniu wrogów. Należy jednak pamiętać, że w trybie współpracy amunicja dzielona jest na obu graczy, przez co mniej oszczędny kompan może popsuć Wasze plany chomikowania mocniejszych pocisków. Mamy ponadto w Darkside Chronicles internetowy ranking wyników, co spodoba się na pewno osobom, dla których w „celownikach” niezwykle ważne jest zdobycie jak największej ilości punktów. Plus pochwalenie sie tym światu.
Patrząc obiektywnie na silnik i grafikę z opisywanych Kronik, można stwierdzić, że Resident Evil 5 byłoby na Wii po cięciach jak najbardziej możliwe. Pierwszy etap w afrykańskiej wiosce do złudzenia przypomina początek z "piatki" i rozbudzi nadzieje wielu. To, że gra jest lepsza od The Umbrella Chronicles mogliście przeczytać już wyżej, czy stoi jednak na tym samym poziomie, co mocne Dead Space: Extraction lub arcyśmieszne House of the Dead: Overkill? Niekoniecznie. Rozszalała kamera wielu osobom zepsuje zabawę, a odrobinę infantylny klimat RE2 oraz RE:Code Veronica nijak się ma do filmowej historii z dzieła studia EA. Pomimo wad, The Darkside Chronicles to jednak mocny tytuł i każdy fan znanej serii powinien się z nim zapoznać. Świetna oprawa oraz masa akcji na długo zatrzyma Was przy konsoli - jeżeli oczywiście nie macie już dość „celowników na szynach”, które ostatnimi czasy ukazują się na Wii prawie tak często, jak kolejne pozycje wymagające bezmyślnego machania pilotem... Warto sprawdzić.