Tekken 6
Granie na Xboksie 360 czy PS3 nie ma już w sobie tej magii, jaką miało młócenie na PSOne, PlayStation 2 czy choćby Dreamcastcie. Teraz pojedynki właściwie rozgrywamy głównie z nieznajomymi po sieci, komunikując się przez mikrofon i słuchawki, a nie jak kiedyś siedząc ramię w ramię na jednej sofie z kumplem. Taki stan rzeczy zawdzięczamy między innymi temu, że dawno tak naprawdę nie pojawił się mocny tytuł, nastawiony głównie pod rozgrywkę typowo „kanapową”. Nie mówię tu rzecz jasna o wszelakich pozycjach z szarpaniem na podzielonym ekranie, bądź też „piłkarzykach” - mam tu na myśli bijatyki, bo w tej generacji konsol raczej nie jesteśmy rozpieszczani grami z tego gatunku. Capcom zafundowało nam niedawno dostosowaną do obecnych standardów czwartą odsłonę „Ulicznego Wojownika”, lecz oczy wszystkich zwrócone były na tworzonego całe lata konsolowego Tekkena 6 od Namco...
20.11.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51
Nie trzeba być zapalonym graczem, aby znać Turniej Żelaznej Pięści. Marka ta od zawsze kojarzona jest z konsolami, z tą różnicą, że w tym roku seria przestała być czymś na wyłączność dla platformy Sony i zawitała również na konkurencyjnej maszynie Microsoftu. Naturalnie Namco Bandai musiało zadbać, aby wersje na obie konsole niczym się między sobą nie różniły i fakt - na próżno szukać przepaści w temacie grafiki, czy oprawy audio. Jednak bezapelacyjnie w Tekken 6 lepiej się gra na PlayStation 3, a to za sprawą wygodniejszego „krzyżaka” w padzie. Każda kombinacja ciosów wchodzi gładko, czego nie można powiedzieć o kontrolerze do Xboksa 360, gdzie wykonanie prostego wybiegu (2 razy do przodu) często graniczy z cudem. To sprawia, że opanowanie jakiejkolwiek postaci w tej właśnie edycji tytułu jest zwyczajnie niemożliwe, kiedy to każdy bardziej skomplikowany cios wymaga naciśnięcie odpowiedniego kierunku. Przyda się arcade stick, oj tak.
Obyty z wcześniejszymi odsłonami Tekkena gracz zauważy sporo nowości w mechanice pojedynków. Trzeba zaznaczyć, że dla wielu przesiadka z Tekken 5 nie będzie miła - Namco Bandai zdecydowało się pozmieniać wachlarze ciosów i (co ważniejsze) animacje ich wykonania u wielu zawodników, stąd zapewniam, że prawdziwi wymiatacze będą musieli raz jeszcze na nowo przestudiować każdą klatkę „odświeżonych” uderzeń. Niestety dwójka moich ulubionych postaci stała się ofiarą tych modyfikacji - Marshall Law wydał mi się zupełnie obcy, a Yoshimitsu wyprany ze wszystkich swoich największych atutów. Zmiany nie dotknęły na szczęści Eddiego i Bryana, którymi gra się dokładnie tak jak w „piątce”. W Tekken 6 zastosowano ponadto nowy system podbijania, czyli żonglowania przeciwnikiem w powietrzu, łapie nawet z "leżaka". "Jugglowanie" to aspekt gry, który odróżnia nowicjusza od "prosa", acz Namco Bandai najwyraźniej nie zamierza zniechęcać do zabawy i słabszych graczy - a to za sprawą Rage. Rzecz polega na tym, że kiedy pasek stanu zdrowia naszej postaci niebezpiecznie zmierza ku zeru, będący na skraju KO wojownik wpada w szał i teraz wyprowadzane ciosy łatwiej penetrują blok przeciwnika oraz zadają mu znacznie większe obrażenia. Ta opcja w mgnieniu oka może przechylić szalę zwycięstwa na stronę pozornie przegranego.
Wypadałoby oczywiście wspomnieć co nieco o zawodnikach, jakimi przyjdzie nam walczyć w Tekken 6. Gra od początku (nic tutaj nie odblokowujemy) oferuje aż 40 postaci, a wśród nich mamy również sześć nowych twarzy. O ile weteranów serii wszyscy doskonale znają, tak o dziwo „świeżaki” nie są już tak przekozaczeni, jak choćby Feng Wei, czarnoskóry Raven, czy Sergei Dragunov, którzy dołączyli do Turnieju Żelaznej Pięści w piątej odsłonie sagi. Jeżeli myśleliście ponadto, że po drewnianym Mokujinie, kangurze Rogerze, czy Pandzie Namco Bandai bardziej nikogo nie zaskoczy z dziwacznymi projektami postaci byliście w błędzie. Z nowicjuszy mamy bowiem uroczą Alisę Bosconovitch, która z pozoru to zwykła nastolatka, lecz tak naprawdę jest uzbrojonym po zęby androidem, tudzież olbrzymiego, grubaśnego - ale zarazem niezwykle szybkiego Boba. Co się zaś tyczy stylów walki, jakimi posługują się nowi zawodnicy, to na uwagę zasługuje właściwie tylko seksowna Zafina - jej trudny do przewidzenia wachlarz ruchów przypomina nieco Voldo z SoulCalibura.
[break/] Oczywiście, jak przystało na serię Tekken, gra oferuje sporo trybów zabawy. Poza klasycznym arcade, gdzie poznamy historię poszczególnych zawodników, mamy także dobrze znane versus, time attack, team battle, survival oraz opcję practice. W szóstej odsłonie „mordoklepki” od Namco Bandai nie zabrakło też ghost battle, dzięki któremu nawet będąc odłączonymi od sieci mamy możliwość mierzenia się z botami posiadającymi specyficzne cechy reprezentowane przez żywych graczy. Do bogatego wyboru trybów dołączyła również kampania. Wprowadzeniem do niej jest szybkie przypomnienie wydarzeń, jakie miały miejsce na przestrzeni serii, zaś przyjdzie nam wcielić się tu we wspomnianą Alisę oraz niejakiego Larsa. Prawdę mówiąc ten element zdaje się być wrzucony mocno na siłę i o ile samo Namco Bandai sprawiało wrażenie być z niego niezwykle dumne, tak w praniu prezentuje się to wszystko wyjątkowo słabo. Ot, cała zabawa wypada podobnie jak w klasyku od Eidos - Fighting Force. Brniemy do przodu powalając kolejnych, w sumie niczym nieróżniących się od siebie przeciwników, a na końcu każdej lokacji przywita nas mega herszt powalonych wcześniej oprychów. Poza prostym wyprowadzaniem ciosów mamy również możliwość podnoszenia porozrzucanych po planszy przedmiotów, które pomogą nam w tępieniu kolejnych nieszczęśników.
Jedynym wymiernym pożytkiem z tego trybu (obok zabijania wolnego czasu w przerwach między sparingami z kumplami oczywiście), jest to, że wraz z wypełnianiem kampanii gra otwiera nam dostęp do nowych wdzianek, a także przeróżnych gadżetów. Poza zmianą samego tylko wyglądu naszego zawodnika w ten sposób, wiele z ciuszków posiada jeszcze różne ulepszenia, przez co postać na przykład od początku walki wejdzie w furię, odnowi utraconą energię, czy też powiększy siłę zadawanych ciosów. Przy okazji tego trybu zabawy pojawiła się kolejna mała nowość, bowiem gra pozwali nam dozbroić postacie. Motyw nie sprawiao, że obrażenia są jakoś kolosalnie większe, lecz widok Marshalla Lawa wymachującego nunchaku cieszy oko. No właśnie - to może wreszcie popatrzmy, jak od strony wizualnej prezentuje się najnowsze dzieło Namco Bandai?
Cóż, zdecydowanie i dostrzegalnie nie jest to szczyt możliwości konsol obecnej generacji. Tekstury mają przeciętną jakość, zaś sam silnik zdaje się być odkurzonym reliktem minionej epoki. Arena, na której walczymy, nadal jest swoistym talerzem okrążonym przez brzydkie bitmapowe tło. Na poszczególnych planszach na drugim planie dzieje się niewiele - z jednej strony to dobrze, bo nie odwraca uwagi od pojedynku, a z drugiej mocno powiewa przez to nudą. Zupełnym przegięciem w moim odczuciu jest lokacja umiejscowiona na stokach górskich, gdzie toczymy boje wśród stada owiec. Oczywiście każdy wyprowadzony cios, który trafia w bogu ducha winne zwierzę sprawia, że wyskakuje ono z areny w zabawny co prawda, ale również mocno kiczowaty sposób. Widać ząbki, widać dziwnie niższą rozdzielczość... Właściwie jedynie jakość wstawek filmowych reprezentuje w Tekken 6 jako taki poziom. A szkoda…
Król bijatyk, który miał powrócić w glorii i chwale najwyraźniej gdzieś się zgubił po drodze, bo to, co dostarczyło Namco Bandai raczej nie jest produktem, jakiego spodziewali się wielbiciele serii. Produkcja w obyciu zdaje się mocno odbiegać od poprzedniczek, a pozmienianie wyuczonych kombinacji ciosów może ciut odstraszyć od tytułu nawet jego wytrwałych weteranów. Na koniec pozostaje sprawa niezwykle niedopracowanego trybu sieciowego, który obecnie nie pozwala na płynną walkę z kolegą przez Xbox Live tudzież PlayStation Network. Podobna sytuacja miała miejsce już w odświeżonej „piątce” na PlayStation 3 i w zupełnie nowej odsłonie serii absolutnie nie powinna mieć miejsca. No i do tego siłowanie się z padem od Xboksa 360 frustruje. MS dawno powinien był poprawić krzyżak...