UberSoldier II
Wszyscy ci, co psioczyli na niskobudżetówki od City Interactive powinni teraz swoje odszczekać. Zagłębianie się w epizody, o których pisać mógł tylko Wołoszański, i klimat niczym z Metal Slugów, jest gratką dla fanów alternatywnych wizji historii. Resztę przyciągnie naprawdę niezła akcja, tony ołowiu oraz całkiem dobra grafika.
03.01.2008 | aktual.: 01.08.2013 01:54
Tematyka II Wojny Światowej to, tak jak światy fantasy, róg obfitości dla twórców gier. Skodowano dziesiątki różnych gatunkowo produkcji na ten temat, a powstanie jeszcze pewnie ze trzy razy tyle. Większość takich tytułów „rozgrywkowo” krąży wokół plaży Omaha, partyzantki, epickich bitew w Afryce, czy Rosji, omijając podziemne labirynty niemieckich bunkrów i tajne przejścia w okupowanych zamczyskach, które przecież aż kipią od wartych opisania tajemnic oraz futurystycznych planów zagłady. I właśnie tam, gdzie kończy się perspektywa zwykłego żołnierza, zaczyna się UberSoldier.
Fikcja i historyczne korzenieUberSoldier to (dosłownie) "nadżołnierz", efekt szalonych, nazistowskich eksperymentów - przepis na niego zdołano wytrzasnąć z samego Tybetu. Ze zwariowanymi inżynierami chcącymi wdrożyć ideę nietzsche’owskiego nadczłowieka do niemieckiego arsenału zbrodni mieliśmy już okazję zetknąć się w Return to Castle Wolfenstein (choć tam skutki tego były różne) czy wspomnianym wyżej przeboju na automaty z dawnych lat – „Metalowym Szlugu”. Tym razem to my osobiście wcielamy się, w tytułową zresztą, postać megażołdaka.
Nadżołnierze powstają przy użyciu pewnej dawki techniki, która zamienia wywoływany śmiercią wstrząs w potężną dawkę siły. Nie oznacza to, że ten nowy odcień żołnierza jest od razu niezniszczalny, acz zdecydowanie zyskuje on na krzepie, odporności, a nawet posiada zdolność generowania pola siłowego. Ubersoldierem staje się główny bohater gry - Karl Stolz. Oczywiście dla politycznej poprawności Karl służy "dobrej sprawie", bo pierwszą osobą, którą zobaczył po przebudzeniu była akurat agentka ruchu oporu, toteż jej rozkazom się poddał.
[break/]O dziwo cała ta fantastyczna historia ma podstawy oparte na faktach. Główny przeciwnik, jeszcze z pierwszej części gry, to Ernst Sheffer - autentyczny uczestnik wyprawy do Tybetu w 1938 roku. Co prawda zajmował się faktycznie tylko zbieraniem korzonków i łapaniem motyli, ale za to działającą tam niegdyś okultystyczną organizację SS Ahnenerbe można już bez problemu posądzać o bieganie po klasztorach i przegrzebywanie zakurzonych ksiąg w poszukiwaniu „uber” informacji. Nie wiadomo natomiast czy kiedykolwiek coś ważnego znaleźli, więc (na szczęście) cała akcja gry jest czystą fikcją.
Ubermacht w akcjiW drugiej odsłonie UberSoldiera naturalnie ponownie wcielamy się w skórę Karla Stolza. Wydawałoby się, że wojna zmierza ku końcowi i w zasadzie to wystarczy tylko dobić resztki zbrodniczych komórek, ale oczywiście wróg wyskakuje nagle z mroku niczym pajacyk z pudełka. I jest dwukrotnie groźniejszy. Do akcji wkracza tajna dywizja UberMachtu, która przygotowuje ostatnią ofensywę mającą potężnie uderzyć w... cały świat. Nieświadomy tego Karl i jego partnerka Maria Schneider zajmują się wykonywaniem kolejnej misji dywersyjnej, podczas której okazuje się, że zwyczajne wojenne fabryki produkują tajemniczy preparat T9, a do akcji zacierania śladów po jego wytwarzaniu wkraczają ubrani w futurystyczne stroje goście. Priorytetem więc staje się wywiedzieć co też naziści znowu knują, a kolejne posunięcia przynoszą tylko nowe porcje pytań i niepokojów - na przykład skąd pojawił się rozkaz świeżo podpisany przez Sheffera, którego dopiero co zastrzeliliśmy w pierwszej części gry?
Złe dobrego początkiNiezły wstęp fabularny do gry nie zapowiada strasznie słabego początku rozgrywki. Po dynamicznym pościgu z rozpoczynającego produkcję intra, przenosimy się do wojskowego jeepa i przejmujemy ster z cekaemem. Cała prędkość nagle się gdzieś ulatnia, naraz z wszelkimi efektownymi kraksami, za to pojawia się wyjątkowo nieciekawa grafika. Tak, krótki rzut okiem na pobocza to retrospekcja z krainy Call of Duty, starszego o ponad cztery lata brata UberSoldiera. O ile pogoń troszeczkę się rozkręca, tak późniejszy fragment etapu znowu dobija - przy dźwiękach zapowiadającej grubą akcję muzyki rozprawiamy się z nieporadnymi, niemieckimi żołdakami, którzy biegają sobie dookoła. Wyczulone na niskobudżetowy gry osoby mogłyby w tym momencie wyłączyć program i mu podziękować. Całe szczęście po nieciekawym "wejściu jaszczurki" tytuł rozkręca się osiągając całkiem przyzwoity standard.
Misja specjalnaOd tego momentu wszelkie akcje będą mniej lub bardziej związane z rozwiązywaniem kolejnej zagadki III Rzeszy. Nasze zadania nie są zbyt finezyjne. Wesoło idziemy do przodu prując przy tym z wszystkiego, co mamy akurat pod ręką i przedarłszy się przez kolejne rejony nagle dochodzimy do końca etapu. Czasem życie zmusi nas dodatkowo do wysadzenia ściany, czy ostrzelania czołgu panzervaustem. Nie ma żadnej zabawy w partyzanta i dywersji na zapleczu armii wroga, czyli klimatów znanych z praktycznie każdej podobnej gry. Mimo tego spora liczba nosicieli swastyki i jeszcze większa mieszanka ołowiu z granatami nie pozwoli nam się nudzić.
[break/]Wykraczające poza obsługę spustu i nóg czynności Karl wykona za nas sam w krótkich cut-scenkach między misjami. Żeby nie odejść za bardzo od nietypowej tematyki, zamiast pełnych patosu i akcji filmików mamy komiks, a w nim futurystycznych jeźdźców III Rzeszy, momentami żenująco rzewne wątki osobiste bohaterów (może to celowe?) czy dosyć czarny humor, jak widać po jednym z obrazków w recenzji.
Rzesza wrogówChoć pierwsze zetknięcie karabin w karabin z przeciwnikiem wypada mocno na jego niekorzyść, już wkrótce pojawiają się i bardziej wykwalifikowane załogi. Początkowo naziści atakują nas głównie Mauserami oraz pistoletami, po niedługim czasie jednak przybywają i tacy uzbrojeni w MP-40. Lecz tak naprawdę nie tylko rozmiar lufy czyni wrogów mniej lub bardziej groźnymi. Otóż przeciwnicy dosyć skutecznie chowają się za kolumnami, czy kucają za skrzyniami, skąd strzelają na oślep. Niestety sama skuteczność takiego ostrzału stoi na dosyć średnim poziomie - zwłaszcza snajperów. Oponenci nadrabiają wszystko po części noszonymi hełmami, które uniemożliwiają szybkiego headshota, a także niezłą celnością rzucanych nam pod nogi granatów. Przy walce na bliski dystans chwila nieuwagi może kosztować nas też strzałem, tylko że kilka razy kolbą po głowie.
W innych produkcjach tego typu, wraz z kolejnymi etapami poziom trudności rozgrywki wzrasta jedynie poprzez rzucanie na gracza większej liczby tych samych przeciwników, tudzież wymuszanie w różny sposób szybszego reagowania. W UberSoldier II akcja nabiera większych rumieńców, bo do tych standardowych utrudnień dochodzi wojsko UberMachtu – wspomnianej już supertajnej organizacji hitlerowskiej, której członkowie straszą swoimi futurystycznymi hełmofonami i biegają po planszy z najnowszymi modelami karabinów, jak StG-44, MG-42, ewentualnie dzierżą miotacze ognia. Oprócz standardowych ubersiepaczy i kopiących z półobrotu nazistek, nie mogło także zabraknąć tych bardziej wymyślnych typów - trafimy na telekinetyków wywołujących mini trąby powietrzne i rażących prądem, również gigantów przypominających roboty, siejących spustoszenie wyrzutniami rakiet, no i oczywiście bossów specjalnych. Niektórych ucieszy fakt, że takich mutantów jest dosyć mało, ale fani tego klimatu mogą poczuć pewien niedosyt.
Achtung, granaten!Wbrew pozorom udostępniony nam arsenał nie został rozszerzony o lasery, atomówki i megapancerze. Dysponujemy całkiem normalnym wyposażeniem z okresu II Wojny Światowej, a jedynie z uwagi na ponadprzeciętną siłę Karla możemy targać jednocześnie nóż, pistolet, snajperkę, karabin, pancervausta i zestaw „wybuchów miotanych”. Oprócz wymienionych już modeli broni, dostępne są też nieśmiertelne karabiny Thompson i PPSz'a, a także Browing, FG-42, talerzowy Diektiariow, czy samopowtarzalny SWT-40 z lunetką. Nieodłącznym towarzyszem lufy są ponadto granaty. Mamy standardowy Stielhande z drewnianą rączką, plus typ hukowy, który skutecznie ogłusza prawie każdego, a także koktajle Mołotowa - dobre na prawie każdą okazję. Amunicja i nowe marki broni są praktycznie wszędzie, więc nie ma obawy, że brak pestek przeszkodzi w powstrzymaniu III Rzeszy.
[break/]Dodatkiem do całkiem zwyczajnego oręża są specjalne umiejętności naszego nadżołnierza. Po trzech zdjętych w którym odstępie czasu headshotach dostajemy punkty doświadczenia i pojawia się licznik z czaszką. W czasie odliczania możemy czwartą kulką w łeb włączyć specjalny tryb "Ubersnajper", w którym na chwilą wstrzymuje się pasek życia i gra spowalnia do bullet-time. Wbrew pozorom takie cztery strzały nie są łatwizną, ale zdecydowanie warto o nie walczyć - gdy momentami robi się naprawdę gorąco, chwila nieśmiertelnego spokoju bywa zbawienna. Dalej mamy też tryb "Berserk", gdzie należy wykonać analogiczne czynności, tylko sztyletem. Teoretycznie zabawa w nożownika ma służyć poprawieniu stanu zdrowia, ale apteczek porozrzucano wszędzie raczej sporo.
Ciekawostką jest, że Karl może generować pole siłowe, którego użyciem szczególnie szczycił się prequel opisywanej gry. Zużywając pasek energii tworzymy barierę wyłapującą kule, a w zależności od naszej mocy po wyłączeniu jej kule lecą we wroga, albo opadają na ziemię. Niestety w tej części serii mamy znacznie mniej sytuacji wymagających użycia tegoż niezłego patentu, zaś energię dużo lepiej zużywać na sprint.
Wspomniane zostały punkty doświadczenia - otóż po każdej udanej akcji ze strzelaniem hattricka w głowy lub też dźganiem ostrzem, dostajemy kilka takich punktów i po zakończeniu misji wymieniamy je na lepsze statystyki Karla. Do wyboru są: zdrowie, energia, czas trwania osłony, trybów specjalnych oraz celność. Nowicjusze powinni inwestować we wszystko po kolei, ale Ci, którzy urodzili się z bronią w ręku mogą zbagatelizować rolę bariery i mniej dbać o energię.
Oś Berlin...-Egipt-TybetTak naprawdę grę można by sobie generalnie odpuścić gdyby nie towarzyszyły nam całkiem klimatyczne lokacje. Wiadomo, że trzeba zacząć od sprzątania jakiejś fabryki i musowo zwiedzić każdy wagon w pędzącym pociągu, ale potem sprawa staje się naprawdę kolorowa (choć nie w sensie spektrum barw naturalnie). Karl trafia do arabskiego miasteczka i po wybiciu wroga dowiaduje się, że danego celu nie było tu, tylko znajduje się on akurat w położonej obok uberwieży. Przechodzimy więc do minaretu, zajmujemy się oczyszczaniem jego kolejnych poziomów z zalegającego na nim aktywu nazistowskiego, całość zaś wieńczymy epickim starciem. Jak nic klasyczny motyw Mario vs. King-Kong. Pogoni ciąg dalszy nastąpi w zburzonym Berlinie, skąd po heroicznych walkach przeniesiemy się do tybetańskiej Agharty. Niezła egzotyka.
[break/]Podczas przemierzania plansz nie czeka nas zbyt dużo niespodzianek, ani też wymagających łamigłówek. Jest proste przełączenie dźwigni, wyczekiwanie na moment, w którym przestaje lecieć prąd, eliminacja głów wystających z sąsiedniego pociągu... Idealne i krótkie przerywniki dla ceniących rozpylanie ołowiu i ognia ponad taktykę. Towarzyszy temu przyzwoicie wykonane wypełnienie pomieszczeń - nie są one może zbyt szczegółowe, ale gracz nie ma wrażenia, że kolejne pokoje są do siebie podobne. Znajdziemy tam idealne do rozróby elementy, jak barykady, szczeliny, przewracające się półki z pudełkami i – najsmaczniejsze - beczki z benzyną oraz butle z gazem. W momentach, kiedy urządzamy niezłą pożogę i kwitujemy ją jeszcze serią z MP-44, nie do końca się chce wierzyć, że to jest gra za niecałe 20zł.
Zabawie towarzyszy naprawdę ogólnie niczego sobie grafika. Oczywiście trudno ją porównywać z hitami końca 2007 roku, ale efekty eksplozji, spadający deszcz, czy porządne oświetlenie jeszcze bardziej zacierają wrażenie, iż w napędzie wiruje potencjalny tzw. crap. Możemy mieć tylko żal o ten nieszczęsny pierwszy poziom i brak implementacji pełnej fizyki w grze, tudzież konkretniejszej interakcji. Bo choć truposze i pudełka latają zgodnie z prawem Newtona, przydałoby się czasem przebić śrutem cienką ścianę, albo zawalić belkę podtrzymującą daszek. Aha - dziwi, że twórcy zupełnie olali sprawę multiplayera, zaś wydawca wręcz oszukał klientów pisząc na swojej tronie o graniu przez platformę GameSpy, która zwyczajnie US II nie obsługuje. I tak serwerów w ogóle nie ma. Choć nawet gdyby były, nietrudno zgadywać, że raczej świeciłyby pustkami.
Małe zwycięstwo?Mimo wszystko nie wypada tej gry nie ocenić pozytywnie. Znacznie lepiej, że zamiast nieudolnie naśladować hity, Rosjanie zrobili coś swojego, nadrabiając niezbyt nowoczesny gameplay i nie do końca „kosmiczną” grafikę świetnym, nietypowym klimatem, wariacjami na temat tajnych planów III Rzeszy i lekką, zdecydowanie przyjemną akcją. Może o losy UberSoldiera III może nie byłbym spokojny, ale gdyby kolejna gra studia Burut nazywała się Tajemnica Wunderwaffe albo Zakon Jeźdzców Swastyki, nastawiłbym się bardzo pozytywnie.