TicWatch Pro 2020 — zegarek z hybrydowym ekranem, to nie wszystko...
Dwa lata temu o TicWatch Pro rozpisywały się wszystkie portale technologiczne na całym świecie. Zaprezentowany zegarek przez Mobvoi wyróżniał się na tle konkurencji z WearOS hybrydowym-dwuwarstwowym wyświetlaczem, który gwarantował dłuższą pracę na baterii.
W tym roku Pekińska firma postanowiła odświeżyć swój innowacyjny model: rozszerzając pamięć RAM do 1 GB i poprawiając odporność koperty (teraz spełnia wojskową normę MIL-STD-810G). Czy takie kosmetyczne zmiany wystarczą, aby konkurować z innymi smartwachami na rynku? Pytanie jest bardziej retoryczne, ponieważ każdy, kto choć trochę interesuję się gadżetami wearable wie, że w przeciągu tych 730 dni wydarzyło się bardzo dużo.
Zacznijmy jednak od początku. Mobvoi pod koniec lipca podesłał do mnie jedną próbkę TicWatch Pro 2020. Otwierając pudełko, na pierwszym planie pojawiała się okrągła koperta zegarka z metalową obręczą wokół. Wszystko w punkt, dokładnie tak jak lubię. Jednak pierwsze rozczarowanie już czaiło się i kąsało. Wyciągając TicWatch z zabezpieczającej formy, odnotowałem jego grubość, to 14,9 milimetrów. Było to prawie o 40% więcej niż zegarek, który noszę na ręce od listopada 2019. Taka różnica jest dość mocno zauważalna na nieprzerośniętej ręce, która w życiu nie trzymała łopaty.
Do pozostałych rozmiarów i elementów obudowy wykonanej z włókna węglowego nie można było mieć zastrzeżeń. Cyferblat jest okrągły (1,39” = 35,3 mm). TicWatch Pro 2020 posiada 45 mm szerokości i 48 mm długości. Jego waga to równo 51 gram. Zegarek wyposażono w dwa fizyczne przyciski, z których jeden jest konfigurowalny. Możemy do niego przypisać akcje uruchomienia dowolnej zainstalowanej aplikacji. Poza tym Tic także obsługuje gesty (ruchy nadgarstka).
Podwozie TicWatch Pro 2020 wykonane jest w całości z tego samego metalu co fizyczny przyciski i obramowanie cyferblatu. W centralnej części znajdziemy sensory odpowiedzialne za badanie pulsu, a po lewej stronie czteropinowe złącze odpowiedzialne za ładowanie gadżetu. Na spodzie znajdziemy jeszcze mały otwór, który jest ujściem dla dźwięku. Mikrofon ulokowano między dwoma przyciskami.
Jak już wspomniałem, cyferblat ma przekątną 1,39” i składa się niego dwuwarstwowy wyświetlacz, to niesamowite połączenia AMOLEDa z FSTN LCD, który jest przezroczysty i praktycznie niewidoczny, kiedy nie jest aktywny. W zamyśle producenta monochromatyczna część ekranu ma oszczędzać baterie i prezentować tylko podstawowe dane jak data i godzina, ilość zrobionych kroków, czy stan baterii. OLED (400x400 pikseli) zaś ma posłużyć jako ekran do zadań bardziej smartwatchowych. Sprawdza on się znakomicie, zapewnia jasny i czytelny obraz z ostrą czcionką. Z odwzorowaniem kolorów też nie jest najgorzej, a kąty widzenia są niczego sobie.
Monochromatyczny FSTN LCD posiada tylko jeden odgórnie zdefiniowany wygląd (ograniczenia technologii), który jest kompatybilny z domyślną oledową tarczą o nazwie Zoran.
W takim zestawieniu wszystkie elementy z informacjami pokazywane są dokładnie w tych samych miejscach, więc przejście między wyświetlaczami wygląda bardzo gładko.
Wszystko bierze w łeb, gdy wybierzemy inną tarczę lub, co gorsza, wersję ze wskazówkami. Wtedy całość wygląda mniej atrakcyjnie. Z drugiej strony TicWatch Pro oferuje funkcję AOD (Always On Display), która potrafi zniwelować brak spójności między niestandardowymi tarczami a ekranem FSTN, ale kosztem czasu pracy na baterii, który i tak już jest bardzo krótki.
Właśnie, zbliżyliśmy się do tematu, który można nazwać piętą achillesową tego zegarka. Pojemność akumulatora wynosi 415 mAh, co nie jest mało, jeśli weźmiemy pod uwagę gadżet z serii wearable. Jednak czas pracy na baterii w tym przypadku to dramat. Producent deklaruje, że zegarek powinien pracować od 2 do 5 dni. W moim przypadku ledwo dociągałem do dolnej granicy, a nie korzystam z GPSu i trybów sportowych.
Dla porównania mój GTR z baterią o 5 mAh przy takiej samej intensywności użytkowania dociąga do 20 dni. Nie wiem, czy winę w Ticu ponosi sam WearOS, czy mało energooszczędny i leciwy Qualcomm Snapdragon Wear 2100 (na rynku znajduje się już wersja 4100). Podsumowując, wygląda to słabo. TicWatch Pro posiada opcję Essential, która potrafi wydłużyć pracę do oraz do 30 dni, jednak kosztem działania wszystkich funkcji smart i wyłączeniem ekranu AMOLED. W tym trybie zegarek funkcjonalnie niewiele się różni od Casio F91W-1, więc raczej mija się to z celem. Na pocieszenie warto dodać, że ładowanie, akumulatora trwa nie więcej niż 1,5 godziny.
Jak już wspomniałem, systemem operacyjnym TicWatch Pro 2020 jest WearOS w wersji 2.17 (wydana w kwietniu tego roku).
Poza domyślnymi aplikacjami Google i tymi dostępnymi w sklepie Play otrzymujemy kilka preinstalowanych od Mobvoi: TicExercise, TicHealth i TicPulse, które notabene duplikują funkcję Google Fit.
Żeby nie było, że tylko bezsensowne powielanie usług, dlatego w TicExercise wprowadzono wsparcie dla FSTN LCD podczas trwającego treningu.
Jedyną dostrzegalną przez mnie przewagą TicWatcha nad moim Amazfit GTR jest możliwość płatności zbliżeniowej. Ta z pozoru prosta funkcja naprawdę potrafi ułatwić życie i po przygodzie z TicWatch bardzo jej mi brakuje. Dla mnie cały czas smartwatch stanowi przedłużenie dla smartfona, a nie jego konkurencję. Nie widzę potrzeby posiadania Map lub asystenta głosowego na nadgarstku, lub innych funkcji WearOS. Zegarek ma mnie poinformować o nachodzącym połączeniu lub nowej wiadomości. No i pokazać aktualną godzinę. Dlatego też nie wyobrażam sobie, że taki gadżet można ładować z taką samą częstotliwością jak telefon. Na tym polu TicWatch Pro 2020 i pewnie inne zegarki napędzane tym samym procesorem i systemem po prostu leżą. Nadgonić im autorskie rozwiązania konkurencji będzie trudno. Nie wiem co kierowało Mobvoi wypuszczając ten model? Informacje zwrotne od klientów, czy zaprezentowanie czegoś na siłę w 2020. Tak czy siak, w technologi łączenia FSTN LCD z AMOLEDEM drzemie potencjał i trzymam kciuki, aby w najbliższym czasie pekińscy inżynierowie wyczarowali nowy model, którego czas pracy będzie dłuższy niż 14 dni.