10 lat temu pokazano pierwszego iPhone'a. Kiedy zobaczymy ostatniego iPhone'a?
10 lat temu Steve Jobs pokazał pierwszego iPhone’a. Jegomarketing był czystym szaleństwem. W świecie podzielonym międzyNokię, Motorolę i kilku innych producentów komórek, mającychświetne układy partnerskie z telekomami, szef Apple’a zaryzykował– i nie bacząc na świat, wprowadził na rynek sprzęt, jakiegonikt wcześniej nie widział. Na tylko jeden rynek, rynekamerykański, do oferty tylko jednego operatora, AT&T, a że byłszaleńcem wielkiej klasy, to wygrał świat. Dzisiaj, 10 latpóźniej, zamiast wielkiego szaleńca mamy wielkiego nudziarza, podktórego wodzą iPhone rok po roku traci magię, jaką obdarzył goJobs – i który przywiązany do wizji produktu z poprzedniej dekadyzrobił z Apple przybudówkę do iPhone’a.
09.01.2017 | aktual.: 09.01.2017 13:26
Nawet z perspektywy niekompetentnego technicznie finansisty widać,że z Apple jest nietęgo. Firma siedząca na ogromnym kapitale,zgromadzonym w tłustych latach sukcesów sprzed rządów Tima Cooka,z jednej strony jest coraz bardziej uzależniona od sprzedażyiPhone’a, z drugiej zaś coraz gorzej jej ta sprzedaż idzie.Statystyki wyglądają niefajnie: przez cały rok podatkowy 2016Apple sprzedało 211,9 mln iPhone’ów, które odpowiadały za 63,4%całej sprzedaży Apple – na kwotę 136,7 mld dolarów.
Tymczasem w roku podatkowym 2015 Apple sprzedało 232,2 mlniPhone’ów, które odpowiadały za 63,3% sprzedaży – na kwotę155,01 mld dolarów. Udział telefonów z jabłuszkiem w rynku siękurczy, nowe modele nie wywołują już takiego efektu „wow”,mówi się nawet, że po raz pierwszy od lat Apple zostało zmuszonedo zmniejszenia zamówień na produkcję w Foxconnie. To wszystko zaśwśród głosów krytyki, słyszalnych nawet wśród najwierniejszychwyznawców – Apple straciło swój czar, nie potrafi niczego nowegowymyślić, odgrzewanie kotletów, zarabia tylko na rynkowej inercji.
Powiedz „Aaaaa…”
Widać to było dobrze na tegorocznym CES-ie, na którymzapatrzone w siebie Apple przecież się nie pojawia. Gdy wszędzierozkwita wirtualna rzeczywistość, plotki o nowym iPhonie conajwyżej zapowiadają zastosowanie wymyślonych kilka lat temu przezSharpa wyświetlaczy IGZO. Gdy Amazon wsadza gdzie tylko może swojącyfrową asystentkę Alexa, podpisując porozumienia partnerskie zkażdym chętnym, firma z Cupertino wciąż gotuje się w swoimkociołku, skazując Siri na Maka i iPhone’a (bo przecież anilodówek ani aut produkować jeszcze nie potrafi). To samo robi teżreszta konkurencji, na czele z Google i Microsoftem: otwierającszeroko swoje platformy Internetu Rzeczy na świat, uciekają Appledo świata, którego Tim Cook nie potrafi sobie wyobrazić.
Jest to o tyle przykre dla fanów Jabłek, że to dziś Siripowinna być tam, gdzie wpycha się Cortana i Alexa. To przecież niebył wynalazek Apple. Cyfrowa asystentka została stworzona przezfirmę SRI International, miała być wszędzie, także na Androidziei BlackBerry, jednak po kupieniu producenta przez Apple’a, teśmiałe plany się skończyły – od pierwszej implementacji naiPhonie 4S, Siri została przykuta na wiele lat do urządzeń ziOS-em, potem trafiła na platformę Apple TV, dopiero w zeszłymroku pojawiła się na Makach. To wszystko – już dziś słyszymy,że znacznie młodsza Alexa lepiej od Siri sobie radzi zrozpoznawaniem mowy.
Takie podejście do sprawy powoduje, że Apple praktycznie nie mapartnerów. Ma wykonawców i podwykonawców, ale poza tym skazanejest na siebie: w całym swoim marketingu porównuje się wyłączniez sobą, nie ma bowiem też (swoim zdaniem) konkurentów. Zdaniemrynku jest oczywiście inaczej: coraz więcej osób otwarcie rozważaporzucenie MacBooków na rzecz tych nowych ultrafajnych laptopów 2w1z Windowsem 10 (szczególnie po Creators Update), coraz więcej ludzizauważa, że flagowce np. Xiaomi, kosztujące połowę tego coiPhone, są wcale nie gorsze na co dzień, coraz więcej deweloperówaplikacji mobilnych zaczyna ociągać się z tworzeniem aplikacji naiOS-a, wydając apki tylko na Androida. Niby co takiego unikalnegoznajdziemy dziś w „ekosystemie” Apple? Tego pięknego iPada Pro?Niby fajnie, ale rynek tabletów jako kategorii sprzętu kurczy siędziś nawet szybciej niż pecetów. A może unikatowy walec Maka Pro?Też świetnie, tyle że trzy lata temu, a dziś już niekoniecznie.Smartzegarek – pardon le mot, *Apple Watch? *Noprawdziwe szaleństwo – na poziomie Tima Cooka.
Druga Nokia
Pod władzą tego sympatycznego logistyka (bo czymże jest innympozycja Executive Vice President of Worldwide Sales andOperations, jaką cieszył sięwcześniej w Cupertino), Apple zamieniło się w praktycznie to samo,czym była w 2007 roku Nokia pod władzą dziś już chyba niezbytpamiętanego Olli-Pekki Kallasvuo. Przypomnijmy nieco sylwetkę tegoz kolei nudziarza, który w Nokii siedział od lat osiemdziesiątych:wykształcony jako prawnik, zaczął karierę jako korporacyjnydoradca, w 1987 został wiceprezesem działu prawnego, w 1990promowali go na starszego wiceprezesa działu finansów, w 1992został wiceprezesem i dyrektorem finansowym (CFO) firmy, potem objąłwładzę nad amerykańskim oddziałem Nokii, by w latach 2004-2005dostać rolę głównego menedżera telefonów komórkowych. W 2006został zaś awansowany na dyrektora zarządzającego (CEO) – irządził firmą do czasów przejęcia jej w 2010 roku przezczłowieka Microsoftu, Stephena Elopa.
Biorąc władzę nad Nokią, pan Kallasvuo dostał firmę, któramiała niemal połowę (48%) globalnego rynku telefonów komórkowych,której platforma Symbian S60 cieszya się ogromną popularnością wEuropie i Azji. Modele takie jak N95 czy E71 były szczytemsmartfonowych marzeń. Zapewne gdyby w tamtych czasach był Facebooki Instagram, modne dziewczęta robiłyby sobie fotki właśnietelefonami Nokii. Nokia cieszyła się też fantastycznymi relacjamiz ponad setką telekomów na całym świecie, dzięki czemu oferowanew abonamentach słuchawki miały najczęściej właśnie Nokii logo.Jak zepsuć coś takiego?
A jednak jakoś panu Kallasvuo to się udało. Nie był w staniedostrzec globalnych trendów, nie zrozumiał tego, czym byłapremiera pierwszego iPhone’a, zaniedbał rozwój godnego następcySymbiana – Maemo OS-a, nie potrafił wykrzesać potencjałutkwiącego w fantastycznej przecież Nokii N900. Odchodząc w 2010roku z Nokii, zostawiał za sobą 31% udziału w globalnym rynkutelefonów komórkowych i tylko 12% udziału w nowej kategoriismartfonów. Potem już była tylko równia pochyła, pod władząStephena Elopa z Microsoftu firma skupiła się na niekochanymWindows Phone i stoczyła się w 2014 roku do udziałów na poziomie3% globalnego rynku – by wreszcie odsprzedać swój mobilny działMicrosoftowi.
Lucy in the Sky with Diamonds
Okropny, niesympatyczny typ, najgorszy możliwy szef, ajednak geniusz czarów i marketingu – taki przecież był SteveJobs, psychodeliczny człowiek widzący trendy na wiele lat naprzód.Zastąpienie kogoś takiego korporacyjnym urzędnikiem, pilnującymby nie zabrakło tego i owego w łańcuchu produkcji i dostaw, to byłchyba pomysł najgorszy z możliwych. Apple dysponując potencjalniewszystkim, co niezbędne by przenieść swój sukces poprzedniejdekady w przyszłość, dzisiaj pod władzą Tima Cooka nie jest wstanie w niczym zaryzykować. Delikatnie ulepsza istniejąceprodukty. Dodaje dotykowy pasek sterowania do laptopów (będący wpraktyce wbudowanym w laptop Apple Watchem) – i ogłasza torewolucyjną zmianą w interfejsie.
Tymczasem wcześniej Apple ryzykowało nieustannie. Cóż to byłaza szalona firma, w erze ekonomicznej zawieruchy nie bojąca sięzrywać z przeszłością. Czy Tim Cook zdecydowałby się porzucićklasycznego, sprawdzonego Mac OS-a 9 i zastąpić go zupełnie nowym,niekompatybilnym systemem operacyjnym – Mac OS-em X? Czy Tim Cookodważyłby się pójść konkurować z dużymi sieciami sprzedaży,budując własne sklepy Apple Store? Czy potrafiłby wreszcie ubićogromny swego czasu rynek iPoda wprowadzeniem smartfona, którywłaściwie czynił iPoda zbędnym?
Jasne że nie. Tim Cook nawet nie potrafi zerwać z wyglądemiPhone’ów. Będzie naprawdę bardzo dziwne, jeśli iPhone 8 niebędzie we wzornictwie przypominał pierwszego iPhone’a. A terazpowiedzmy sobie szczerze – co idąc tą drogą Apple będzie miałodo pokazania w roku 2027, czego nie widzieliśmy już w roku 2016?