Windows 10 Mobile okiem całkowicie nieobeznanego w technologiach użytkownika – „szału nie ma"
16.02.2016 | aktual.: 17.02.2016 13:04
„Windows 10 Mobile nadchodzi” – tak głoszą hurraoptymistyczne artykuły z ostatnich kilku dni. Czy aby na pewno? Wydaje mi się, że jeszcze długo nie ujrzymy go na naszych „przestarzałych” urządzeniach, gdyż dla Microsoftu nie jest to priorytetem. Niemniej co jakiś czas wydawane są kolejne kumulacyjne uaktualnienia i wiele wskazuje na to, że ostatnie oznaczone numerem 10586.107 trafi również na niedawno wydane Lumie – 950, 950 XL oraz 550. Kompilacja ta działa całkiem znośnie (podobno) i trafiła już nawet do wolnego kręgu aktualizacji, a stąd już niedaleka droga do oficjalnej dystrybucji. Zanim to jednak nastąpi skupmy się trochę na czymś innym, a mianowicie na spojrzeniu czystym i niefanatycznym, które pochodzi od mojej drugiej połówki. Otóż jakiś czas temu uzgodniłem z nią, iż pomęczę ją trochę „już prawie ostatecznym” Win10 Mobile, więc przy okazji odsłony o numerze 10586.63 (notabene wydanej już jakiś czas temu) postanowiłem przeprowadzić cały proces na jej Lumii 535. Od tamtego czasu otrzymaliśmy już dwie kolejne wersje - .71 oraz obecną .107 (podrzucam wpis na jej temat ). Jak dużo się zmieniło przez ten okres i czy są to zmiany na lepsze? Zapraszam do poniższego wpisu.
Jest źle, choć bywało gorzej
Całość opisuję oczywiście ja, znany już Wam AntyHaker, lecz o materiały musiałem poprosić dziewczynę – w końcu to ona korzysta ze wspomnianej wcześniej Lumii na co dzień. Informacje zwrotne jakie otrzymałem trochę mnie przytłoczyły, gdyż lista braków, niedoróbek, problemów jest wręcz przeogromna. Nawet nie bardzo wiem od czego zacząć i na czym się skupić w pierwszej kolejności, no ale może jakoś to pójdzie.
Instalacja
Już sam proces instalacji był niemiłosiernie irytujący, gdyż rozpoczął się wręcz klasycznym komunikatem o braku wymaganego miejsca. Na szczęście wspomniany model wyposażony jest w kartę microSD, na którą przeniosłem co się tylko dało – uaktualnienie jakoś ruszyło. Pobieranie poszło z górki, przygotowanie do instalacji również, jednak samo wypakowanie było koszmarem. Nie jestem pewny ile dokładnie trwało, lecz w momencie położenia się do łóżka minęły 3h i pasek postępu nie wskazywał nawet połowy. Nie mam pojęcia czym było to spowodowane … Gdy wstaliśmy następnego dnia od razu przystąpiłem do sprawdzenia „zdatności do użycia” i już na wstępie dostałem soczysty policzek od Microsoftu. Jak wiadomo model 535 boryka się z dość powszechnym problemem szwankującego dotyku i choć nie jest to dokuczliwe (moja dziewczyna tego wręcz nie zauważa), to jednak po procesie migracji nie dało się z telefonu korzystać przez kolejne 30 minut. Nie wiem czy było to spowodowane całonocnym ładowaniem i przedłużającą się instalacją, czy może złośliwością rzeczy martwych – niemniej był to jeden wielki dramat, gdyż dosłownie nie dało się nic zrobić.
Aplikacje
Co dalej? Wystarczyło szybkie spojrzenie na pulpit i listę aplikacji by zauważyć, że znów coś się posypało. Poznikały ikonki niektórych programów i za nic nie chciały one wrócić na swoje miejsce – do tej pory nie wszystkie się pojawiły, choć minęły już ze 2 czy 3 tygodnie, a po drodze były 2 kolejne kompilacje.
Przez taki obrót spraw na głównym pulpicie widnieje sobie kafelek bez ikonki, który udaje, że go tam nie ma – doprowadza to moją drugą połówkę do konsternacji. Ponadto bardzo ubawiła mnie reakcja mojej kobiety, gdy ta spojrzała na swój ekran startowy i oznajmiła, że chyba jej pousuwało część oprogramowania, bo porobiły jej się „dziury”. Oczywiście chodziło tutaj o programy, które występowały pod Windows Phone 8.1.2, a w Windows 10 Mobile zostały zastąpione przez coś innego – jak chociażby nieszczęsny pakiet Office. To jako tako nie jest problemem, no ale warto mieć to na uwadze.
Choć myślałem, że z czasem będzie tylko lepiej, to jednak mobilny Windows miał dla nas inną propozycję. Co przyszło pierwsze? Brak powiadomień SMS oraz humory aplikacji od Wiadomości. Pierwszego mankamentu raczej nie trzeba tłumaczyć, choć przyznać muszę, że jak zwykle w tym przypadku dolegliwość z czasem ustąpiła. Jeśli zaś chodzi o drugą rzecz, to tutaj sprawa wygląda następująco:
[list] [item]Nie zawsze wysyła wiadomości za pośrednictwem interaktywnych powiadomień i w sumie nie wiem czy to wina stricte aplikacji, czy może systemu samego w sobie.[/item][item]W chwili korzystania ze wspomnianych powiadomień wysłane SMS pojawiają się w Wiadomościach jako nieodczytane – nie mam bladego pojęcia dlaczego tak się dzieje.[item]Wisienką na torcie jest fakt, że obiekt powyższego opisu czasem łapie znane z iPhona „momenty zadumy” (czy jak to tam szło) i po chwili się „wykrzacza”.[/item] Jedna aplikacja zaliczona, toteż wypada przejść do kolejnej – tym razem będzie to Microsoft Edge. Program ten (jak wielu zapewne zauważyło) potrafi płatać niemałe, a wręcz dość irytujące figle. Chyba najczęściej objawia się to w postaci nie znikającej listy podpowiedzi pochodzących z wyszukiwarki – problem znany i przez wszystkich „lubiany”.
Po przejściu na główną stronę Google bardzo często pasek wyszukiwarki nie reaguje na nasze kliknięcia – jakby dotyk przestawał działać. Oczywiście po jakimś czasie łaskawie zauważy, że wydajemy mu komendy i pozwala nam wpisać pożądaną frazę. Żeby było ciekawiej, nie dzieje się to tylko w tym miejscu, aczkolwiek tam występuje najczęściej. Wciąż mało? Idźmy więc dalej – tym razem weźmy na tapetę samą stabilność. Z czystym sumieniem muszę napisać, że zwrot „szału nie ma” nawet w połowie nie oddaje tego co się momentami wyczynia. Prosty przykład – wchodzisz na Facebooka (taa, najczęściej odwiedzana przez kobiety witryna) i próbujesz uruchomić zdjęcie. Chcesz je zamknąć i wrócić do strumienia wiadomości? Nic prostszego, jednak razem z fotografią ubijasz aplikację. Jednorazowy błąd? Nic bardziej mylnego – powtórne uruchomienie i ponowna próba przynosi ten sam rezultat.
Warto odnotować jeszcze problemy z programem Zdjęcia, uniemożliwiający komfortowe zarządzenia posiadaną biblioteką. Chcesz coś usunąć? Najpierw urządzenie Ci się zatnie, a potem Cię dobije komunikatem o niemożności przeprowadzenia tejże operacji.
Dorzucić do tego można problemy z zapisaniem zrzutu ekranu, lecz to na szczęście ustąpiło – gdyby nie, to zostałbym własnoręcznie przez moją kobietę zamordowany, gdyż często z tego korzysta. Wspomnę na sam koniec o aplikacji Pogoda, która za żadne skarby nie chciała zmienić domyślnej lokalizacji dla informacji wyświetlanych na kaflu. Po jakimś czasie się to naprawiło, więc … w sumie nie ma tematu.
System
To by było na tyle jeśli chodzi o preinstalowane oprogramowanie, które spędzało sen z powiek i powodowało ataki furii u mojej luby. Nie wykluczone jest, że znalazłoby się ich więcej, no ale skoro jako typowy użytkownik korzysta głównie z tychże aplikacji (nie kazałem jej niczego specjalnie testować, używa swojej Lumii jak zwykle), to i nic więcej nie zauważyła. Znalazło się za to coś innego, coś bardziej złowrogiego i niepokojącego – w końcu program można (choć w sumie nie zawsze) w ostateczności zmienić na coś innego, systemu się zbytnio nie ruszy.
Ogólnie całość pracy systemu można bez problemu ująć jednym słowem – fatalnie. Wydajność woła o pomstę nieba, zwłaszcza przy odblokowywaniu urządzenia. Klawiatura do wpisania kodu ukazuje się dość ślamazarnie, a niekiedy wcale. Wreszcie się pojawiła? Entuzjazm schowaj do kieszeni, wciąż musisz czekać na pojawienie się ekranu startowego. Już go ujrzysz i chcesz przejść do listy aplikacji? Znów daj sobie na wstrzymanie, przecież ikonki muszą się doczytać. Mógłbym to nawet zrzucić na miernej jakości kartę microSD, w końcu wcześniej wszystko na nią przenosiłem. Sęk w tym, że jest tak nawet wtedy gdy oprogramowanie znajduje się w pamięci urządzenia – szok i niedowierzanie. Przycinki, przeskoki animacji, problemy z dotykiem (i to nie tylko w tym modelu z tego co czytałem), pożeranie baterii w zawrotnym tempie – chleb powszedni dla użytkownika Windows 10 Mobile. Sprawa z nieprecyzyjnym wykrywaniem naszych opuszek palców jest o tyle zabawna, że rozbieżności potrafią być wręcz kosmiczne – klikasz w kafel kontaktów na samej górze, uruchamia się sklep, którego ikona jest na samym dole. Wydaje mi się, że nie tak powinno to działać – mylę się? Skoro już jesteśmy przy aplikacji Sklep to warto wspomnieć pojedynczy przypadek, kiedy to pojawił się jej animowany kafel w momencie, gdy ta funkcja była wyłączona. Przypadek? Zrządzenie losu? Kara Boska? Trudno stwierdzić, lecz jak przyszło tak szybko poszło.
Idąc dalej przechodzimy do problemów powiedziałbym wręcz kosmetycznych, a przynajmniej takich, nie będących jakoś szczególnie irytującymi i przeszkadzających w codziennym użytkowaniu danego urządzenia. Na pierwszy ogień idzie niesforna klawiatura, o której wspominam chyba przy okazji każdego wpisu dotyczącego kolejnych, mobilnych kompilacji. Podczas korzystania z interaktywnych notyfikacji raz jest ona czarna, a innym razem szara – oczywiście nie inaczej jest przy odpisywaniu wprost z centrum powiadomień.
U mojej dziewczyny doszedł dodatkowo jeden „ficzer”, który powoduje „pulsowanie” śladu pojawiającego się przy korzystaniu z Word Flow – nie trzeba chyba tłumaczyć jak normalnie powinno to wyglądać. Ponadto, w przypadku otrzymania dwóch powiadomień SMS w krótkich odstępach czasu ten drugi nie daje żadnego znaku swojej obecności – pewnie wychodzi z założenia, że skoro poprzedni nie został odczytany to nim i tak się nie zajmiemy.
Na sam koniec zostawiłem gwóźdź programu (kilka gwoździ?) w postaci kolorów. Dobrze czytacie – rozchodzi się o barwy inne, niż te obecne w Windows Phone 8.1.2. Windows 10 Mobile dostał baty za brak limonkowego w ustawieniach dotyczących przewodniego motywu oraz za fioletowe ikony Telefonu oraz Wiadomości dla karty SIM #2. Niby pierdoły, ale przecież z kobietą kłócić się nie będę – z początku mnie to nawet bawiło, ale po jakimś czasie musiało przestać. Nie chciałem się przedwcześnie z życiem pożegnać.
W sumie miałem już kończyć, ale w ostatniej chwili przypomniano mi jeszcze o czymś - gdybym tego nie opisał to mój los został by przypieczętowany. Otóż zapewne każdy kto choć trochę śledzi temat na pewno napotkał temat dotyczący paska nawigacyjnego w Lumii 535. W większości aplikacji nie ma z nim żadnego problemu, jednak wystarczy uruchomić jakąś grę (w tym przypadku Where is my Water) by była ona całkowicie niegrywalna. Pasek się chowa – owszem, lecz w dość niefortunny sposób. W zasadzie wygląda to tak, jakby system nie „ogarniał”, że ten został ukryty, a przez to gra nie rozciągała się na cały ekran. Powoduje to przesunięcie dotyku, które prowadzi do … wielkiej nerwicy posiadacza tegoż modelu Lumii.
Wreszcie koniec…
Ciekawiło mnie, jak spisze się Windows 10 Mobile na urządzeniu, które wykorzystywane jest w typowy sposób. Na sprzęcie, który od dnia wyjęcia z pudelka nie był ani razu odświeżany, a przy tym przebył kilka innych, pomniejszych uaktualnień. Na modelu, który wydajnością nie grzeszy, choć nadrabia to stabilnością. Czego się dowiedziałem? W sumie niczego nowego – najnowsze dziecko Microsoftu definitywnie nie nadaje się do instalacji na Lumiach przeciętnych użytkowników. Może my mieliśmy pecha? Może u innych wyglądać to będzie inaczej? Ciężko jednoznacznie ocenić, aczkolwiek szału i tak nie będzie. Ponadto zaczynam mieć poważne obawy, czy przy okazji Redstone się cokolwiek zmieni.
Do Windows Phone 8.1.2 dziewczynie już nie wrócę, gdyż kilka rozwiązań mimo wszystko się jej podoba. W zasadzie jest to dość zabawna sytuacja – wiele osób narzeka na Windows 10 Mobile, a jednocześnie nie chce się cofać do jego poprzednika właśnie przez wzgląd na tych kilka nowych funkcji. Ciekawi mnie jak to wszystko się potoczy i gdzie będzie mobilny Windows w przyszłym roku – czy na cmentarzysku technologicznym, czy wciąż w szpitalu pod respiratorem. Na całkowity powrót do zdrowia raczej bym się nie nastawiał, choć kto wie, może część funkcji życiowych uda mu się przywrócić?