Ubuntu vs Ubuntu
Lubię te przydługie dyskusje z Lucasem. Ci co obserwują z boku zazwyczaj nie wiedzą nawet o co chodzi, a chodzi o to, że zarówno ja jak i Lucas mamy bardzo podobne poglądy. To znaczy, obaj lubimy KDE, obaj chcemy popularności Linuksa itd. Co nas wiec różni? Głównie droga do celu. Lucas uważa, że Linux przez popularność osiągnie jeszcze większą jakość, ja uważam, że Linux tylko przez poprawianie jakości może osiągnąć popularność.
Wbrew pozorom te dwie drogi się całkowicie różnią. Osoby chcące szybkiej popularności gotowe są na ustępstwa w postaci komercjalizacji części świata Linuksowego. Ja szukający w Linuksie jakości popieram tylko i wyłącznie drogę otwartości i wolności pod każdym względem. Pierwsza droga to dla mnie populizm, czyli sprzyjanie zwykłym użytkownikom, druga to angażowanie większych sił w promowanie i dokładanie swojej cegiełki, chociażby poprzez testowanie i przesyłanie raportów o błędach. Jak więc widać druga droga, wybrana przeze mnie, oznacza poświecenie się użytkownika w tworzenie, a nie tylko użytkowanie systemu, więc może nie być to już tak atrakcyjne dla przeciętnego użytkownika komputera. W każdym razie każdy z nas i ja, i Lucas na swój sposób mamy rację, a dyskusje pomiędzy nami pozwalają przede wszystkim na poznanie innego punktu widzenia i czerpanie z tego nauki oraz inspiracji.
Powyższa introdukcja jest przydługa i nie na temat, ale chciałem pokazać, jak rzeczowa wymiana poglądów może wpływać na nastawienie do tematu. Dyskutowanie argumentami "nie, bo nie" i "tak, bo tak" to bezsens i do niczego nie prowadzi. Dla mnie taka osoba straciła właśnie tym komentarzem ok. dziesięciu minut swojego życia nic nie robiąc, nawet dla siebie. W każdym razie dyskutowanie z Lucasem pozwoliło mi na rozwinięcie mojej ostatniej tezy o potrzebie istnienia wielu dystrybucji. Uzmysłowiłem sobie jak bardzo próba ograniczenia świata nawet do kilku dystrybucji może wpłynąć na naszą wolność jako użytkownika nic w zamian nie dając.
Zwolennicy tezy ograniczenia liczby dystrybucji zazwyczaj wiążą ją z tezą o oddaniu "tego całego bajzlu" w jedne ręce, czyli osoby, która będzie niczym Steve Jobs dla Linuksa. Nikt oczywiście nie potrafi jasno wytłumaczyć jak to się ma potoczyć, ale pewne jest, że na pewno powtórzy to sukces produktów zaczynających się na "i". A najlepsze jest to, że podobno ograniczanie liczby oprogramowania ma wpływać na zwiększenie jakości systemu, przy jednoczesnym zachwalaniu angażowania się w dodawanie coraz większej liczby zamkniętych aplikacji do zasobów danej dystrybucji. Krótko mówiąc uważamy, ze nasza dystrybucja jest tą "naj" i użytkownicy tej innej MUSZĄ zacząć jej używać, bo inaczej szkodzą rozwojowi Linuksa poprzez jego rozdrobnienie.
Jestem osobą bardzo angażującą się w promocję Linuksa wśród moich znajomych. Osoba poddająca się moim sugestiom natychmiastowej zmiany systemu otrzymuje ode mnie pakiet wsparcia w postaci darmowego supportu i nauczania nowych rzeczy. W każdym razie nie spotkałem się jeszcze nigdy z osobą, której bym w ten sposób nie zadowolił. I wbrew pozorom nie ograniczam się do jednego systemu i jednego środowiska. System (dystrybucja) musi być dobrany do użytkownika pod każdym względem. Początkujący użytkownik może nawet swobodnie kożystać z Gentoo jeśli mu je odpowiednio skonfigurujemy. Ograniczmy wiec to do jednej dystrybucji!
W moim przypadku wyglądałoby to tak: instaluję sobie dystrybucję (jakąkolwiek), oczywiście deweloperzy choćby nie wiem jak się sprężali to nie zadowolą moich specyficznych wymagań, zwłaszcza pod względem doboru oprogramowania domyślnego. Tuż po instalacji przez ponad godzinę konfiguruję więc system do własnych potrzeb. Tylko, czy ja przypadkiem w ten sposób nie tworzę, aby własnej dystrybucji?! Domyślam się, że jeśli takie Ubuntu pozostało same na placu boju, to raczej nie mam co liczyć na desktop z KDE w roli głównej z ich strony (Kubuntu to wszak już inna dystrybucja). Tym samym Ubuntu nie byłoby dla mnie przyjazną dystrybucją, bo najpierw musiałbym doinstalować KDE SC, a potem pousuwać sporo niepotrzebnych mi rzeczy.
Tym czasem ja już sporo zmodyfikowałem te domyślne Ubuntu wbrew zwolennikom standaryzacji. Na takie zachowanie pozwala mi także Windows, wbrew pozorom. Nie jest on co prawda tak uniwersalny jak Linux pod tym względem, jednak nie zabrania on dodawania różnych rzeczy modyfikujących jego zawartość i to oficjalnie wspieranych. Linux może tylko w jeden sposób osiągnąć status jedno-dystrybucyjny - zamykając swój kod i zamienić się tym samym w Windowsa. Innej możliwości nie ma, bo jeśli ktoś chciałby to zrobić na siłę, musiałby zamknąć także możliwość zmiany konfiguracji użytkownikom, którzy jak pokazałem wyżej tworzą własne dystrybucje na bazie płyty instalacyjnej.
W każdym razie skoro uważam zmodyfikowany przeze mnie system za idealny dla mnie (no prawie) to mogę na jego bazie utworzyć też własne ISO tego systemu (dla mnie samego, dla znajomych itd.) i staję się w ten sposób dystrybutorem, na małą skalę oczywiście. Jednak mogę przecież dać linki do tej płyty gdzieś na forum i w ten sposób zyskać jeszcze więcej użytkowników. Jeśli mi to można zrobić, to dlaczego mielibyśmy tego zabronić chociażby Clementowi Lefebvre.
Użycie Ubuntu w tytule posta nie jest przypadkowe. Ubuntu jest w tej chwili, obok Debiana, jedną z najbardziej sforkowanych dystrybucji. Najśmieszniejsze jest to, że wiele z tych forków to oficjalne twory. Tylko czy przypadkiem Kubuntu nie jest jeszcze bardziej zmodyfikowanym tworem niż Mint, który uznawany jest za największa konkurencję. Mint jednak do niedawna był praktycznie taki sam jak Ubuntu i różnił się od niego kilkoma/nastoma pakietami. Ponadto Mint dostarcza swoim użytkownikom oprogramowanie Canonical, z którego to firma Marka S. ma zysk, a nie Mint. Większą szkodą dla Ubuntu powinno być pójście Minta własną drogą np. na bazie Debiana, lub stworzenie i promocja własnych odpowiedników Ubuntu-one lub USC. Dla użytkowników Ubuntu lepiej jest aby Mint jak najbardziej przypominał Ubuntu!
W każdym razie użytkownicy Debiana uważają inne twory, powstałe na jego bazie, za rozszerzenie oryginału. Użytkownicy Ubuntu jego forki za konkurencję. I w tym wypadku niestety ale to właśnie z winy Ubuntu będzie powstawać coraz więcej dystrybucji. Po prostu ta dystrybucja zbyt się ogranicza porzucając wsparcie dla alternatywnych rozwiązań (np. GNOME Shell). Ktoś po prostu może lubić oryginalny pulpit GNOME i chciałby mieć możliwość instalacji przetestowania takiego Ubuntu z GNOME Shell bezpośrednio z płyty, a skoro Canonical się na taką wersję wypina to dlaczego bronić to robić innym. Sprawa jest więc prosta im mniej Canonical będzie wspierało takie niezależne projekty, tym więcej powstanie takich tworów z dala od głównej linii systemu.