Drogie dziatki...
Wstajecie rano, odpalacie swoje komputery i zonk – nie ma połączenia z Internetem. Łapiecie za komórkę aby zgłosić uszkodzenie operatorowi i drugi zonk – komórka nie może zalogować się do sieci. Po dłuższej chwili bezmyślnego wpatrywania się w wyświetlany na ekranie komunikat "no operator" przypominacie sobie, że w pokoju rodziców stoi takie zabytkowe 'coś', które staruszkowie nazywają "telefonem stacjonarnym". Co prawda przez ten zabytek nie można zmienić swojego statusu, zobaczyć o czym właśnie myślą znajomi i sprawdzić e‑maila – ale chyba można zgłosić dostawcy Internetu awarię.
Po dłuższej walce ze stacjonarnym telefonem (jak się to 'coś' obsługuje?!) prosicie o pomoc ojca. Ten przykłada słuchawkę do ucha, klepie kilka razy w widełki i mówi: "Nie ma sygnału". Dociera do Was, że telefon stacjonarny też nie działa. Pewnie jakaś duża awaria – myślicie – zobaczymy co na ten temat wie TVN24. Na ekranie włączonego pilotem telewizora widać tylko biały szum... Jak się czujecie?
Mniej więcej tak właśnie czuł się 10‑letni januszek, kiedy dokładnie 30 lat temu wprowadzono w Polsce Stan Wojenny.