Wiedźmin 3 na minimum — recenzja
01.06.2015 23:20
Wszyscy w mediach jarają się Wiedźminem na maksymalnych detalach z HairWorksem. Pełno jest opinii o tym jak niestworzone maszyny trzeba mieć, żeby zobaczyć pełnię możliwości. Ale umówmy się - mało kogo stać, żeby wydać 4‑5k zł na nowego kompa tylko po to, żeby zobaczyć jak Geraltowi rośnie broda. Dlatego postanowiłem napisać recenzję z tego jak grało się na sprzęcie z poprzedniej epoki: Phenom X4, Radeon HD 5670, 4GB ramu i jedyna nowość - dysk SSD Kingstona.
Czy to w ogóle działa?
Po pierwsze trzeba napisać, że działa i działa całkiem sprawnie. Wystarczy wyłączyć wszystko co się da, zmniejszyć rozdzielczość do 720p i przez większość gry będziemy mogli się cieszyć z 30 kl/s. Przy czym gra nie wygląda tak tragicznie jak można by się spodziewać. Wiadomo, że nie ma tylu szczegółów, cieni i świateł. Jednak wizja artystyczna jest na tyle dopracowana, że nawet bez tych bajerów można czasem napawać wzrok widokami.
Oczywiście zdarzają się też chrupnięcia. Co ciekawe rzadziej w grze, a częściej podczas przerywników filmowych, które sporo tracą przez rozjeżdżającą się synchronizację, kiedy dźwięk wyraźnie wyprzedza obraz. Z innych irytujących rzeczy należy wymienić wolno działający ekwipunek, mapę i ogólnie cały panel sterowania craftingiem.
Jak się w to gra?
Na pewno nie jest to nic co przypominało by gry BioWare i Bethesdy. Schemat pod tytułem: "odwiedź wieś, pogadaj ze wszystkimi ludźmi z wykrzyknikami, idź do dziczy, wymorduj wszystko co się da, zbierz wszystko co się da, wróć do wsi, odbierz nagrody" przestaje istnieć.
Po pierwsze Geralt nie jest żebrakiem, który podsłuchuje ludzi i gdy usłyszy coś ciekawego to prosi o robotę. W grze jest to rozwiązane na dwa sposoby. Po pierwsze są tablice ogłoszeń, gdzie ludzie wywieszają oferty. Po drugie ktoś nas może zawołać, gdy przechodzimy. Nie ma chodzenia od drzwi do drzwi i pytania mieszkańców czy mają jakiś problem.
Po drugie nie da się robić 2 questów na raz. W tradycyjnych cRPG-ach wyglądało to tak, że co prawda na kompasie śledziliśmy jedno zlecenie, ale na mapie mieliśmy pozaznaczane wszystko. Oznaczało to, że do wsi ze wstępu, wracaliśmy dopiero po wyczyszczeniu danego obszaru. W Wiedźminie sprawa wygląda tak, że na mapie zaznaczone są tylko miejsca, gdzie questy możemy dostać. Potem realizacja odbywa się już liniowo. Idziemy do zleceniodawcy, analizujemy jego problem, rozwiązujemy go, odbieramy nagrodę i dopiero idziemy do kolejnego zleceniodawcy. Taka konstrukcja ma tę wielką zaletę, że można się skoncentrować na fabule i faktycznie zaangażować się w rozgrywkę. A, że w świecie Wiedźmina większość problemów bierze się z ludzkiej zawiści, głupoty i zazdrości, to jest się w co angażować. Na prawdę, niektóre historie potrafią mocno człowieka przybić. W Wiedźmina powinien zagrać każdy kto chce iść do policji lub opieki społecznej - można zobaczyć wszystkie patologie, z którymi się będzie miało później do czynienia.
Wracając jednak do tematu. Ogólnie rozgrywka w Wiedźminie najbardziej przypomina mi GTA. Tam niby też mamy mnóstwo zajęć pobocznych, eksploracji i sekretów do odkrywania, ale to jednak bohater i fabuła stanowią oś gry.
Ale po co ten wielki świat?
Twórcy musieli zmierzyć się z problemem - jak zachęcić ludzi do eksploracji? Większość fanów Geralta pobiegnie szukać Ciri i będzie miała głęboko gdzieś utopce nękające lokalne społeczności. Problem rozwiązano w dwójnasób. Po pierwsze duża część zadań pobocznych jest wymagana do zrealizowania tych podstawowych. W całość wrzucono też minigierki. Żeby popchnąć fabułę do przodu trzeba czasem wygrać w gwinta, czasem wygrać wyścig, a czasem dać komuś po mordzie w pojedynku na pięści.
Drugi sposób, który zastosowali twórcy, to presja ekonomiczna. Wiedźmiński sprzęt psuje się w zastraszającym tempie. Co zarobimy to w dużej części wydamy na naprawy. Kasa potrzebna jest też na przekupstwa, czy do dalekich podróży. Stety/niestety po pewnym czasie zarabiamy więcej i ten element przestaje nas pchać do dalszych eksploracji. Ponieważ należę do niecierpliwych graczy, to koncentrowałem się głównej fabule i całość zajęła mi 40h.
Jeśli myślicie, że przy takim ekspresowym przechodzeniu było mi trudno na końcu, to musze was rozczarować. Przynajmniej jeśli chodzi o podstawowy poziom trudności. Poziomy głównego wątku zostały przygotowane pod ludzi, którzy gardzą zadaniami pobocznymi. Zarówno poziom postaci, jak i dość miałki poziom sprzętu nie stanowiły problemu. Dlatego jeśli ktoś lubuje się w przygotowaniach buildu i maksowaniu sprzętu to powinien od razu wybrać któryś z wysokich poziomów trudności. Wtedy ma to sens. W innych przypadkach rozwój postaci i ekwipunku schodzi na dalszy plan.
Jaki jest ten Wiedźmin?
Przede wszystkim łączy wodę z ogniem. Jeżeli ktoś chce się nastawić na fabułę to może podążać głównym wątkiem i olać otwarty świat. Jeśli ktoś lubi zwiedzać i maksować postać to też się tu odnajdzie. Miejsc do odwiedzenia i sprzętu do zebrania jest mnóstwo. Trudności mogą mieć tylko ludzie nastawieni na grind i farmę, ale w sumie to te wszystkie znaki zapytania się same nie odkryją.
Dalej, nie ma co się bać wymagań sprzętowych. Gra chodzi zadawalająco na minimum w 720p na sprzęcie, który 4 lata temu kosztował 1200zł i przy tym wygląda lepiej niż Dragon Age: Inkwizycja.
Żeby już nie przedłużać to werdykt jest jeden. Zagrać trzeba. Wiedźmin jest grą kompletną i na absolutnym topie jeśli chodzi o dojrzałość i prawdziwość historii.