Windows 8.1 vs. Linux Mint 17 XFCE — porównanie użytkownika cz.1
Nie chcę nikogo przekonywać do wyższości jednego systemu nad drugim. Takie jednoznaczne wskazania są bezsensowne. Windows i Linux to dwa różne światy. Oba mają swoje mocne i słabe strony. Zależy mi na wskazaniu tych mocnych i słabych stron obu światów i pokazaniu, że warto jest mieć dostęp do obu, a nie skazywać się tylko na jedno lub drugie. Jednocześnie chciałbym przy okazji obalić mit jaki to Linux jest trudny i nieprzyjazny, jak również zachęcić do spróbowania i sprawdzenia na własnej skórze jak jest naprawdę. Dodam jeszcze, że obecnie lepiej znam chyba Minta niż Windowsa i mogę niecelowo pominąć pewne funkcje Windowsa i jego programów. Dlatego proszę o wyrozumiałość.
Wygląd i wygoda pracy z graficznym interfejsem użytkownika
Windows 8 ma równie złą sławę jak Vista, przy czym o ile w przypadku Visty problemem była wydajność i stabilność pracy, tak w przypadku ósemki najbardziej przeszkadzał wygląd. Kafelkowy ekran startowy (dla wielu użytkowników całkowicie zbędny), brak menu start, brak okien aplikacji moder UI, kłopotliwe paski boczne - to wszystko sprawiło, że ósemka była wręcz bojkotowana, nawet przez zagorzałych fanów Microsoftu. Muszę przyznać, że Windows 8.1, choć wydaje się tak podobny do ósemki, przyniósł wiele drobnych zmian, które uczyniły go całkiem używalnym i w miarę wygodnym w codziennej pracy.
Wyszukiwanie i uruchamianie aplikacji.
WINDOWS
Pojawienie się pseudo menu start było wielkim rozczarowaniem (wszyscy liczyli na powrót klasycznego menu - takiego, jakie pojawiło się w Windows 10), ale jest ono jednak i tak użyteczne - często z niego korzystam. Wyszukiwanie plików i aplikacji skrótami Win+F oraz Win+S jest bardzo wygodne. To duży plus w porównaniu do starszych wersji windowsa.
Niemniej jednak z punktu widzenia użytkownika Linuxa, jest to funkcjonalność ciągle niedopracowana. Problem tego rozwiązania jest taki, że trzeba znać nazwę programu, a to czasem może być kłopotliwe. Ekran startowy, gdzie możemy znaleźć aplikacje, których nazwy nie znamy, wygląda jak jeden wielki burdel. Odnalezienie tam czegokolwiek jest bardzo trudne. Poza tym same nazwy i ikonki nie wiele nam mówią, jeśli nie znamy programu.
Taskbar integruje klasyczny pulpit z ekranem startowym. Jest widoczny zarówno na pulpicie, jak i w ekranie startowym. Widać na nim zarówno aplikacje klasyczne, jak i te modern UI. Przypinanie i odpinanie aplikacji do paska jest bardzo łatwe i wygodne. Tutaj niewątpliwie duży plus. Aplikacje Modern UI można nawet przypinać do paska zadań i uruchamiać z poziomu pulpitu. Co ciekawe, aplikacje Modern UI zyskały obramowanie okien, przez co można je łatwo i szybko zamykać. Muszę przyznać, że niektóre aplikacje Modern UI podobają mi się - np. czytnik wiadomości. Wygodna duża czcionka i tryb pełnoekranowy w tym przypadku sprawdzają się bardzo dobrze. Niestety bardzo powoli się uruchamiają.
LINUX MINT XFCE
Whisker menu jest inne niż to w Windows 7, ale gdy się do niego przyzwyczaimy, docenimy jego zalety. Z lewej strony mamy miejsce na nasze ulubione aplikacje, które możemy tam łatwo umieścić. Po prawej stronie mamy wykaz kategorii tematycznych. Po kliknięciu na daną kategorię, z lewej strony menu, w miejscu ulubionych, wyświetlają się aplikacje z wybranej przez nas kategorii. Dzięki temu łatwiej szukać programu, jeśli nie znamy jego nazwy. Każdy program opatrzony jest krótkim opisem, dzięki czemu z grubsza wiemy do czego służy.
Pole wyszukiwania aplikacji jest domyślnie aktywne, wystarczy więc wpisać jedną lub dwie pierwsze litery programu (jeśli znamy jego nazwę) aby ustawił się nam na pierwszej pozycji. Wyszukiwanie odbywa się pośród wszystkich zainstalowanych aplikacji, więc nie ma znaczenia, w jakiej kategorii jesteśmy. Menu zawiera także opcje wylogowywania i wyłączania, podobnie jak w Windows 7. Uruchomione aplikacje są widoczne na panelu. Możemy tworzyć i konfigurować wiele paneli. Osobiście lubię mieć główny panel na górze, a dole mam panel, który pełni funkcję lunchera. Dodawanie zainstalowanych aplikacji do panelu jest bardzo proste (podobne do przypinania w Windowsie).
Nieco bardziej skomplikowane jest dodawanie aplikacji, które są uruchamiane przez skrypty i nie wymagają instalacji (np. Gadu-Gadu) lub skróty url do strony www.
PODSUMOWANIE: Nie zamierzam nikomu wmawiać, który z systemów oferuje łatwiejszy dostęp do zainstalowanych aplikacji. W dużej mierze jest to kwestia gustu i przyzwyczajeń. Są osoby, który potrafią zawalić sobie cały pulpit ikonkami. Inni zaś preferują ascetycznie pusty pulpit. Trzeba jednak stwierdzić, że Windows ma nieco mniejsze możliwości konfiguracyjne w tym zakresie.
Praca z oknami i menadżerem plików.
WINDOWS
Wprowadzenie skrótu klawiszowego WIN+prawo/lewo bardzo ułatwiło pracę z dwoma oknami jednocześnie. Zawsze mi jednak brakowało analogicznych skrótów do podziału okien w pionie (góra/dół). Czasem istnieje też potrzeba pracy z większą ilością okien i w takim przypadku pozostaje nam ALT+TAB. Można co prawda ręcznie porozkładać sobie okna, ale bardzo szybko coś nam je pozakrywa i ogólnie się to rozwala. Zawsze brakowało mi czegoś w rodzaju zapisywania workspace'ów na wzór konfiguracji w Photoshopie. To byłoby genialne rozwiązanie, móc zapamiętać która aplikacja jak ma ustawione okno na pulpicie (rozmiar i pozycja). Mocną stroną ekploratora w Windowsie 8.1 jest możliwość montowania plików ISO. Bardzo wygodna funkcjonalność. Kopiowanie plików opatrzone jest bajeranckim okienkiem zawierającym wykres prędkości kopiowanych plików.
Eksplorator windows nie jest zły. Jego nowa odsłona jest jeszcze lepsza! Dodanie wstążki officowej to moim zdaniem dobry zabieg. Dzięki niej można było umieścić więcej funkcji. Wstążka ma charakter kontekstowy i zmienia poszczególne zakładki w zależności od zaznaczonej zawartości. Przykładowo przy zaznaczeniu mojego komputera pojawiają się opcje mapowania i niektóre z opcji zarządzania komputerem.
Wyświetlanie ukrytych plików wreszcie jest dostępna na 2 kliknięcia myszką, a nie jak to wcześniej było gdzieś głęboko w opcjach. To czy lubimy eksploratora zależy chyba głównie od upodobań i przyzwyczajenia. Wiele osób nie wyobraża sobie pracy z komputerem bez TotalCommandera. Ja lubię eksploratora. Często odwiedzane miejsca umieszczone po lewej stronie okna są super wygodne. To głównie dzięki tej funkcjonalności preferuję obecnie tego menadżera plików. Podoba mi się również preview pane, który potrafi wyświetlić nie tylko zdjęcia, ale także dokumenty worda, a po zainstalowaniu dodatkowych programów nawet dokumenty PDF.
LINUX MINT XFCE
Menadżer okien w Mincie umożliwia rozkładanie okien na prawo i lewo, podobnie jak w windowsie. Możemy dosyć dowolnie przypisać sobie skrót klawiszowy do tej funkcjonalności. Dodatkowo mamy możliwość korzystania z aktywnych krawędzi pulpitu przy przeciąganiu okna, co skutkuje takim samym rozłożeniem okna, jak skrótem klawiszowym. Warto nadmienić, że istnieją inne menadżery okien (nie zainstalowane domyślnie z systemem), które umożliwiają jeszcze bardziej zaawansowane sterowaniem układu okien (np. dzielenie ekranu na 4 rogi albo na 9 części, sterowane przyciskami klawiatury numerycznej). Dodatkowo mamy do dyspozycji wiele pulpitów, pomiędzy którymi możemy się łatwo przełączać i przeciągając uruchomione aplikacje między nimi. Zapisywania obszarów roboczych nie ma, ale istnieje możliwość zapamiętania i automatycznego uruchomienia przy starcie systemu wszystkich programów, które były otworzone przy zamykaniu systemu. Okna zostaną ustawione na pozycjach, w których były wcześniej. Jest to pewna namiastka obszarów roboczych. Chciałbym mieć w przyszłości możliwość zapisywania takich konfiguracji do pliku i przełączania się między nimi w trakcie pracy.
Domyślnym managerem plików w Linux Mint 17 XFCE jest Thunar. Jego wygląd i możliwości są tak naprawdę bardzo zbliżone do eksploratora windows. Podobnie jak w eksploratorze, można po lewej stronie umieścić skróty do ulubionych lokalizacji. Na tym jednak nie koniec. Ikonka systemowa, uruchamiająca Thunara (odpowiednik tej żółtej ikonki eksploratora) działa jak rozwijana lista, z której możemy wybrać te same ulubione lokalizacje. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie.
Druga funkcjonalność, której mi brakuje pod Windowsem to możliwość szybkiego odmontowania napędów. Zamontowane napędy (np. pendrive) są widoczne w górnej części lewej strony okna Thunara. Obok ikonki i nazwy napędu znajduje się ikonka wysuwania napędu, którego wciśnięcie powoduje odmontowanie pendrive'a lub wysunięcie płyty z napędu DVD.
W Thunarze możemy bardzo wygodnie włączać/wyłączać ukryte pliki. Wystarczy nacisnąć skrót CTRL+H. Jest to o tyle ważne, że na Linuxie stosunkowo często istnieje potrzeba wyświetlania ukrytych plików i katalogów. Thunar, podobnie jak eksplorator, ma w menu kontekstowym możliwość rozpakowywania i tworzenia skompresowanych archiwów. Linux, względem Windowsa, ma więcej domyślnie obsługiwanych formatów. Thunar nie ma natomiast domyślnie montowania plików ISO, aczkolwiek istnieje możliwość zainstalowania pakietu, który integruje taką funkcjonalność w Thunarze (podobnie jak 7zip integruje się z menu kontekstowym eksploratora). Grzebiąc w pliku z ustawieniami, można zmienić wielkość czcionki w Thunarze. Na pewno nie jest to sposób zmiany ustawień, który spodoba się mało zaawansowanym użytkownikom. Nie jest to jednak trudne, a gotowe rozwiązania można znaleźć w Internecie. Wystarczy dopisać w odpowiednim pliku tekstowym:
style "ThunarFont" { font_name = "Liberation-Mono 13" } widget_class "*Thunar*View*" style "ThunarFont"
Okno kopiowania plików poza standardowym paskiem postępu pokazuje prędkość i szacowany czas operacji. Nie ma wykresu jak w Windows 8.1. Przeglądanie zasobów sieciowych jest proste, a Thunar radzi sobie z wieloma protokołami udostępniania plików. Osobiście przeglądałem zasoby udostępniane sambą, afp oraz nfs. Zasoby sieciowe są widziane przez Thunara tak samo, jak pendrive i można je odłączyć jednym naciśnięciem.
PODSUMOWANIE
Linux Mint i Windows 8.1 mają zbliżone możliwości menadżerów okien. Inne dystrybucje Linuxa (np. Ubuntu) mają zainstalowane inne menadżery okien, które mają większe możliwości. W Windowsie brakuje wielopulpitowości. W Windows 10 ma się to pojawić, aczkolwiek obecnie prezentowane rozwiązanie pozostawia wiele do życzenia.
Menadżery plików obu systemów również są bardzo podobne pod względem możliwości. W Windowsie najbardziej irytuje i doskwiera brak możliwości łatwego wysuwania napędów (grzebanie w trayu jest niewygodne). Jak to zazwyczaj bywa w przypadku Linuxa, szerokie możliwości konfiguracyjne i dostosowywania środowiska pracy pod swoje potrzeby wiąże się z koniecznością edycji plików tekstowych. Z drugiej strony standardowo dostarczone ustawienia są wystarczająco dobre, by w niczym nie grzebać.
Instalowanie i aktualizowanie programów
Większość osób nie wyobraża sobie prostszego sposobu instalacji programów niż na Windowsie. Kilka razy wciskamy "dalej" i gotowe. Prościej jest chyba tylko na androidzie. Z punktu widzenia użytkownika Linuxa instalacja programów na Windowsie ma jednak kilka poważnych wad. Wynika to w dużej mierze z kompletnie innej filozofii dystrybucji oprogramowania na Linuxie. Aby zainstalować program na Windowsie należy najpierw go znaleźć, np. na stronie dobrych programów, ściągnąć i uruchomić instalatora, by wyklikać wspomniane wcześniej "dalej, dalej". Na Linuxie większość programów jest dostarczana przez repozytoria utrzymywane przez dostawcę dystrybucji Linuxa. Z punktu widzenia użytkownika przypomina to system znany wszystkim z androida. Wchodzimy w menadżer pakietów (będący w pewnym sensie odpowiednikiem sklepu play) wyszukujemy lub wybieramy z listy odpowiedni program i naciskamy instaluj i koniec.
Drugim paskudnym aspektem instalowania programów na Windowsie jest fakt wciskania syfu w procesie instalacji. Między jednym, a drugim "dalej" mamy sprytnie przemycone oprogramowanie, którego wcale nie chcemy. Jeśli ktoś nie czyta uważnie tekstu w instalatorze i nie sprawdza dokładnie każdego checkboxa czy radiobuttona, to w krótkim czasie ma system zaśmiecony masą zbędnych rzeczy, reklam, toolbarów, wyszukiwarek, optymalizatorów i tym podobnego syfu. Aby nie być gołosłownym pokaże jak wygląda instalacja GOM Playera - przecież nie będącego złośliwym oprogramowaniem.
Dodatkowo instalując programy na windowsie, nie znamy tak naprawdę bezpieczeństwa tego programu. Wiele mało znanych programów jest wydawanych przez nikomu nieznanych autorów, którzy umieścili w nich nie wiadomo co. I nawet nie chodzi mi o brak otwartości kodu. Po prostu nigdy nie mamy pewności czy przypadkiem nie ściągnęliśmy sobie wirusa, który udaje jakiś pożyteczny program. Ktoś może uważać, że się czepiam i szukam dziury w całym, ale to jest naprawdę bardzo poważny problem. Z drugiej strony, programy w repozytoriach dystrybucji Linuxa są sprawdzane przez wydawcę dystrybucji pod względem stabilności i bezpieczeństwa. To jest jedna z głównych przyczyn, dla których tylu użytkowników Windowsa szuka "przyjaciela", który by pomógł, bo Windows znowu się zamulił i znowu wyskakują jakieś okienka. Trzeci bardzo istotny aspekt instalowania programów na Windowsie i Linuxie to kwestia aktualizacji. Na Windowsie w większości przypadków trzeba samemu ściągając aktualizacje i je instalować. Programy w najlepszym razie sprawdzają jedynie czy została wydana nowsza wersja, ale rzadko kiedy instalują nową wersję. W najgorszym wypadku musimy najpierw usunąć starą wersję, by móc zainstalować nową. Na Linuxie to system operacyjny wyszukuje aktualizacje, właśnie dzięki repozytorium.
Kolejna niedogodność na Windowsie to działanie menadżera aktualizacji. Nie dość, że jest schowany gdzieś głęboko w ustawieniach (ja zawsze go wyszukuję przez WIN+S), to jeszcze dodatkowo instalacja aktualizacji jest wciskana użytkownikowi w najmniej pożądanym momencie. Dobrze, że Microsoft zdecydował się zrezygnować z okna z komunikatem, że za 10 minut nastąpi wyłączenie komputera. W Windows 8.1 menadżer aktualizacji ma schizofrenię i możemy go znaleźć w dwóch różnych miejscach w dwóch rożnych szatach graficznych:
W Mincie menadżer aktualizacji jest widoczny w głównym panelu (w miejscu windowsowego traya) dyskretnie informując o tym, że są dostępne nowe wersje pakietów do zainstalowania. Jednakże to użytkownik podejmuje decyzję o tym czy i kiedy je zainstalować.
Nie wszystko, co jest związane z instalacją programów na Linuxie wygląda tak różowo. Po pierwsze nie wszystkie istniejące programy znajdują się w repozytoriach. Część programów jest dostępna tylko w postaci kodu źródłowego. Instalacja ze źródeł zawsze jest wyzwaniem, a dla początkującego użytkownika jest z pewnością barierą nie do pokonania. Część programów jest dostępna poprzez prywatne repozytoria (nie utrzymywane przez twórców dystrybucji). Po dodaniu takiego prywatnego repozytorium możemy instalować zawarte w nim programy tak samo jak z oficjalnego repozytorium, a system będzie aktualizował zainstalowane z niego programy. Korzystanie jednak z prywatnych repozytoriów kłóci się jednak z zaletami wymienionymi przeze mnie wcześniej. Nie mamy pewności co do jakości pakietów z prywatnych repozytoriów. Oczywiście nie spodziewałbym się w nich takiego syfu, jak ma to miejscu w przypadku instalatorów windowsowych, aczkolwiek trzeba się liczyć z tym, że istnieje pewne ryzyko negatywnego wpływu na stabilność systemu.
W drugiej części będę pisać o prędkości działania i używanych zasobach, popularnych programach na obu systemach, sytuacjach awaryjnych, współpracy ze sprzętem i postaram się zastanowić czy komuś jest w ogóle ten Linux potrzebny, czy może mimo swoich wad lepiej pozostać przy Windowsie.