Nie zakładaj mamie maila, bo stracisz tatę
Trzeba przyznać, ze żyjemy w dziwnych czasach. Na Facebooku konta mają praktyczne 4 pokolenia jednocześnie, brak komputera staje się dziwniejszy niż brak kuchenki, a lodówka informuje nas co ostatnio jedli nasi znajomi. W komórce łatwiej wejść na Facebooka niż zadzwonić, a ja co tydzień dostaję facebookowy prezent od mojej babci. Nie ma się więc co dziwić, że w "internety i inne fejsbuki" coraz częściej zaglądają osoby do tej pory niemające do czynienia z komputerem. Momentami bywa to wręcz denerwujące, gdy siedząc wieczorem mama woła nas 5 razy, bo zapomniała jak wejść na google, albo "coś tu nie działa, coś się samo zepsuło". Cóż...kiedyś to ja wołałem ją 5 razy bo nie umiałem zasznurować buta, więc można powiedzieć że role się odwróciły.
Facebook prawdę ci powie
W tym miejscu pewna opowiastka. Słowem wprowadzenia dla osób antyfejsbukowych powiem, że na tym portalu można ustawić magiczną opcję "status związku". Z pewnych przyczyn, których przytoczyć nie mogę, z dziewczyną ustawiliśmy sobie status "zaręczeni"(mimo że daleko nam do tego). Jakie było moje zdziwienie, gdy po 2 dniach mama wzięła mnie na rozmowę i z wyrzutem pytała czemu jej nie powiedziałem o zaręczynach. W pierwszej chwili nie wiedziałem o czym mowa, ponieważ moja mama nie używa Facebooka. Co ciekawe, miałem problem z wytłumaczeniem tego, okazało się że status na Facebooku jest bardziej wiarygodny niż moje słowa! Sytuacja była jeszcze dziwniejsza, gdyż o statusie związku dowiedziała się od mojej babci! Ciekawe, co by było, gdybym zaznaczył opcję "wdowiec"?
Rozwód przez internet
Ostatnio jednak zdarzyła się sytuacja jeszcze bardziej absurdalna, lecz zarazem niebezpieczna w skutkach. Mama mojego znajomego zakupiła sobie laptopa, postanowiła że nie chce żyć w średniowieczu, z pomocą syna założyła maila i wieczory zaczęła spędzać w internecie. Pewnego razu dostała maila od Miry, lat 23, w którym żali się ona że jest samotna i chce się spotkać na stronie internetowej. Jak się okazało skutki głupiego maila okazały się dość przykre. Kobieta odpisała na maila, by Mira dała sobie spokój, a mąż został posądzony o romansowanie ze skrzynki pocztowej swojej żony i wyrzucony z domu na tydzień. Po tygodniu sytuacja się zmieniła i winnym został syn. Chyba nie muszę tłumaczyć jaka atmosfera panowała w domu. Jak się pewnie okazało, mail okazał się spamem wysłanym z Brazylii, a adres strony internetowej był przekierowaniem na stronę pornograficzną. Nie wyobrażacie sobie nawet, jak trudno było to wytłumaczyć osobom, które od niedawna korzystają z internetu, że przez tydzień żyli w separacji, przez maila wysłanego automatycznie do x tysięcy losowych adresów mail, do tego z Brazylii. Do tej pory głównymi zagrożeniami ze strony spamu były wirusy, czy natrętne reklamy. Obecnie okazuje się, że spam może w skrajnych przypadkach rozbić małżeństwo.
Tymi dwoma autentycznymi historiami chciałem zwrócić uwagę na dość ciekawą analogię pomiędzy naszym dzieciństwem, a naszymi rodzicami/dziadkami w internecie. Pamiętam, jak kiedyś starsze rodzeństwo wmówiło mi że podczas zaćmienia słońca nie można patrzeć w niebo bo się oślepnie. Tak więc przez pół dnia, w którym częściowe zaćmienie miało nastąpić, siedziałem z zamkniętymi oczami w kącie. Wierzyłem we wszystko co mówiono, tak jak moja babcia i mama wierzyły w to co jest na FB. Tak jak Tommy wierzył Ludwiczkowi, że jest adoptowany od żaboludów, co w konsekwencji prowadziło do jego ucieczki z domu, tak małżeństwo prawie się rozpadło przez spam.