Mortal Shell - miał być nowy Dark Souls, wyszło ... no właśnie, co?!
09.09.2021 | aktual.: 10.09.2021 09:04
Nigdy nie byłem fanem gier Soul'so-podobnych. Miałem epizod z premierowym Lord of the Fallen, poogrywałem przez ramię kolegi w Nioh i Bloodborne, a nawet udało mi się spędzić nieco czasu w komputerowej wersji The Surge i The Surge 2. Niemniej jednak w ogóle nie potrafię się odnaleźć w tym świecie TPP gdzie zwinność, odpowiednia taktyka oraz cierpliwość, pozwoli nam wygrać przynajmniej większość potyczek. Niedawno nadarzyła się okazja na ogranie dość ciekawej koncepcyjnie gry, stworzonej przez zespół Cold Symmetry składający się jedynie z 15 osób.
W przerwie podczas ogrywania prze-genialnego Psychonauts 2, którego recenzja pojawi się pewnie za jakiś czas, postanowiłem sprawdzić swoje umiejętności w tytułowej śmiertelnej powłoce. Grze, której fabuła, podobnie jak w klasycznej odsłonie Dark Souls, jest mocno niedopowiedziana, a jej skrawki odkrywamy dopiero podczas dalszej przygody. Nasza postać znajduje m.in tajemnicze notatki, wprowadzając gracza w mocno tajemniczy świat gry. Ale od początku. Budzimy się w morzu nicości, miejscu, w którym ani nasz bohater, ani gracz nie wiedzą, jak się znaleźli. Po odbyciu wymuszonego przez grę samouczka nasz bohater uczy się walki, stosowania uników i wykorzystywania zebranych podczas gry surowców. Co ciekawe już starcie otrzymujemy pewną umiejętność klasową, wpływającą w znacznym stopniu na obronę - utwardzenie.
Umiejętność ta pozwala na tymczasowe sparowanie każdego ataku, choć w momencie aktywacji, nasza postać zamiera w bezruchu przez jakiś czas. Wykorzystanie jej w odpowiednim momencie może całkowicie przechylić wygraną w naszą stronę. Aspekty walki nie uległy drastycznym zmianom - mamy atak silny, zwykły, koziołkujemy między atakami a blok został zastąpiony utwardzeniem. Najfajniejszym aspektem gry jest posiadanie tzw. zbroi, gdyż nasza postać jest z założenia całkowicie bezbronna. By jako tako podreperować jej stan życia, dodać nieco większą obronę i polepszyć umiejętności, należy przywłaszczyć sobie ciała zmarłych bohaterów. Trochę mi ta mechanika zalatywała Dead Cells, ale została znacznie rozbudowana.
W trakcie naszej przygody odnajdujemy ciała pokonanych bohaterów. Nasz bohater posiada umiejętność przywłaszania sobie martwych powłok, czterech dostępnych herosów. Na pierwszego z nich natrafimy już na samym początku zabawy, otrzymując ciało z uniwersalnymi parametrami pod walkę, obronę i mobilność. Każda z pozostałych klas posiada tzw. specjalizacje, umożliwiające skorzystanie podczas walki z unikalnych zdolności. Nie trzeba dopowiadać, iż każda z klas posiada odmienne statystyki.
Tuż po zapoznaniu się ze wstępną mechaniką gry, ruszyłem na poznawanie rozległej lokacji początkowej. Urzekła mnie od podstaw unikalna koncepcja świata przedstawionego. Aż dziw brał, iż za taką grę odpowiada ledwo 15‑osobowy zespół. Ilość elementów w lokacjach, oprawa wizualna i przepiękna animacja przeciwników, to majstersztyk w najlepszym wydaniu. Twórcy dosłownie zaprezentowali nam grę, która czerpie garściami z klasyka gatunku i oddaje nawet więcej, niż normalnie tego byśmy potrzebowali. Przynajmniej do pewnego czasu ...
Największym problemem gry jest jej powolność. Oczywiście, zdarza nam się walczyć w dość dynamicznych potyczkach, ale niejednokrotnie miałem wrażenie, iż żywsze walki były we wcześniej podawanych tytułach. Sam bohater jak i jego przeciwnicy poruszają się strasznie ociężale. Ich ataki są potężne, mimo iż wolne a uniki wykonywane przez naszą postać, pozostawiają wiele do życzenia. Podobnie jest zresztą z potężniejszymi przeciwnikami. Są ociężali, wolni i najczęściej nie atakują nas znienacka, tylko pędzą do gracza jak oszaleli. Mimo tego potrafią pokazać pazur, gdy nie zaczniemy ich doceniać. Oprócz iście czołgowej wytrzymałości i wygórowanej obrony są w stanie nas tak mocno przyprzeć do muru, by za pomocą kombinacji kilku ataków całkowicie się z nami rozprawić.
Mortal Shell posiada naprawdę bardzo fajne rozwiązania gameplayowe. Jednym z nich jest przywołanie tajemniczej mgły po pokonaniu silniejszego przeciwnika. Resetuje ona postaci na mapie, zmienia położenia pułapek oraz generuje lepsze skarby i nieco silniejszych mini-bossów. Najlepszym elementem w grze jest spory, otwarty świat. Po ukończeniu wstępnego samouczka gracz może samodzielnie zająć się eksploracją i poznawaniem świata gry. Trzeba jednak mieć się stale na baczności, gdyż nawet najsłabszy z pozoru przeciwnik, potrafi nam mocno napsuć krwi, jeśli podejdziemy do niego zbyt pobłażliwie. Najgorszym aspektem w tej grze jest czas, który potrzebować będziemy do zamknięcia wątku głównego. Mimo iż uwielbiam dokładną eksplorację, a mistrzem w Soulsach nigdy nie byłem, to ekran główny powitałem po 15 godzinach zabawy. Nie znam się na specyfikacji takich gier, ale wydaje mi się to wynikiem dość słabym.
Cóż tu wiele pisać. Mortal Shell to kolejny z wielu Darksoul'sowy spadkobierca, starający się ze wszelkich sił dorównać, a nawet prześcignąć oryginał. Gra posiada rozbudowane mechaniki oraz bardzo ciekawy świat, który jest niestety mocno spychany na bok, toporną i powtarzalną walką, która dla wielu może okazać się zbyt prostą a dla innych po prostu nudną. Jestem zdania, iż jest to tytuł dla wiernych fanów gatunku i cyfrowych masochistów. Jeśli jesteście zainteresowani tytułem, to sprawdźcie na GOG - do wyrwania za mniej niż 100 złotych monet :) I chyba warto patrząc na oceny, choć mi osobiście klimat za szybko znikał z pamięci. Wracam więc ją nieco podreperować ... Hej Razputin!