Proste jak... KDE
Zawsze mnie zastanawiało jak to możliwe, że ludzie mają tak rozbieżny sposób postrzegania pewnych kwestii. Nie będę tu wchodził w dywagacje światopoglądowe, metafizyczne itp., także spokojnie. Skupię się na bardzo przyziemnej sprawie, a w zasadzie na tym, z czym każdy z nas styka się na co dzień. Mowa tu o interfejsie użytkownika. Nie zamierzam kandydować do miana eksperta w tej dziedzinie, choćby ze względu na brak odpowiednich kwalifikacji. Jednakże obserwując rozwój i kierunek w jakim podążają niektóre środowiska graficzne, oraz odczucia niektórych użytkowników z tym związane (ochoczo wyrażane w komentarzach), skłoniły mnie do napisania tego wpisu. Bez paniki, nie zamierzam się rozwodzić i roztrząsać ponownie (co już i tak wcześniej zrobiłem tu, tu i tu ) o pewnym środowisku z G w nazwie. Zamierzam się skupić na tym, co dla mnie, jako uważnego, błyskotliwego, a ponad wszystko skromnego obserwatora wydaje się być rzeczą oczywistą. Mianowicie KDE jest proste jak drut. Fakt z goła jasny i klarowny, niestety pewne jednostki mają zwyczaj twierdzić inaczej. Jestem przykładem typowego internaty szanującego cudze opinie (tak długo jak pokrywają się z moimi ;)) toteż niezmiernie irytują mnie wypowiedzi, które podważają tę szeroko znaną i akceptowaną prawdę.
Niczym zdarta płyta
Komentarz, na przykład pod blogiem, ma to do siebie, że trudno w nim przekazać jakąś głębszą myśl niż np. „KDE sucks”. Stąd też moja awersja do komentowania cudzych wpisów, poza własnym śmietnikiem. Po pierwsze, nawet jeśli dana osoba ma coś mądrego do powiedzenia to i tak komentarz zawierający choćby przebłysk inteligencji, sczeźnie w zalewie internetowej papki. Po drugie, aby przekazać jakąś głębszą myśl, wymagane jest sklecenie przynajmniej kilku sensownych zdań, co z uwagi na formę komentarza, jako krótkiej wypowiedzi, graniczy z cudem. Poza tym, ze względu na moje niezdrowe zamiłowanie do grafomaństwa, komentarz jako forma przekazu odpada w przedbiegach. Ja tu gadu gadu, a procenty ulatują, toteż przejdę do sedna. Nie sposób opisać fali uczuć jaka mnie ogarnia, gdy widzę wpis w stylu:
No, używałbym KDE jakby było prostsze
Co bardziej rozgarnięci osobnicy, dodają drugi człon.
Wszystko fajnie, ale ja wolę prostsze środowiska graficzne. Nie mam czasu na wielogodzinne konfigurowanie czy zabawę z ustawieniami
Czytając takie wypociny, myślę sobie: „te koleś to jest nas dwóch, bo ja uważam podobnie”
Nawet szympans by się połapał
Układ pokazany na obrazku powyżej, rozpozna każdy, kto miał choć odrobinę kontaktu z komputerem. Ba, dla ponad 90% użytkowników jest to widok zbliżony, do tego jaki widzą dzień w dzień, odpalając kompa. Większość moich znajomych, gdy spogląda na powyższy pulpit, pyta się co to za wersja windowsa, albo jak zainstalować taki motyw na windows 7. No i ja zadaje pytanie: czy może być coś prostszego, niż coś co zna prawie każdy użytkownik komputera? Nie twierdzę, że nie, być może za kilka lat ten widok będzie passé, bo interfejsy ala smartfon’e opanują wszelkie urządzenia. Jednak póki co, jest to standard, rozpoznawalny, wbity do głów i nic na to nie poradzimy. Wszelkie inne koncepcje interfejsów typu „super.extra,mada,facka,klass, dopiero raczkują na komputerach osobistych. Od razu mówię, że nie jest przeciwnikiem zmian, ba fakt, że używam KDE to potwierdza.
Nie dotykaj bo wybuchnie
Jak wiele osób korzystających z Windowsa grzebie w rejestrze czy nawet w zaawansowanych ustawieniach centrum sterowania. Hmm 20%, 10%, chyba coś koło tego. I czy ktoś z nich skarży się, że ma tam za dużo opcji? Nie, a wiecie dlaczego, bo jedyną rzecz jaką zmienia większość z nas to tapeta, a i to nie zawsze. A co z rejestrem i zaawansowanymi opcjami. Są, to są. Większości to „zwisa i powiewa”, że się tak wyrażę. Jednak czasem przyjdzie taki moment, raz na ruski rok, kiedy trzeba coś ustawić i tutaj dziękujemy Bilowi i spółce, że dostarczyli nam odpowiednich do tego narzędzi.
Podobnie jest z KDE. Twórcy tego środowiska to sadyści, znęcają się nad biednymi użytkownikami dostarczając graficznych narzędzi, które zamiast być porozrzucane po całym systemie umieścili w jednym miejscu zwanym „ustawienia systemowe” (a to gbury i chamy). Przecież wiadomo, że takich rzeczy się nie robi, gconf, dconf, gsettings to jest przykład godny naśladowania, ręczna edycja plików konfiguracyjnych, aby zmienić cokolwiek. No i biedni użytkownicy muszą się męczyć w ustawieniach systemowych zmieniając co tylko się da. Chwila, coś tu jest nie tak, przecież nic nie trzeba zmieniać. Można, ale nie trzeba. Bingo, eureka, genialne, co za odkrywcza myśl. Niestety, nie wszyscy wykazują się podobnym geniuszem co autor tego wpisu, hmm, a może brak im zdrowego rozsądku...