iBook na przełomie wieków — część 2
W zeszłym tygodniu przybliżyłem wam nieco kwestie związane z systemem operacyjnym, jaki pojawiał się na iBooku Clamshell w latach 1999-2000. Nie jest to jednak koniec tego tematu, gdyż pozostaje jeszcze kwestia OS X w wersji Beta oraz pierwszych wersji bardziej współczesnego systemu operacyjnego Apple. To jednak zostawię na sam koniec, albowiem przeciętny użytkownik kupujący iBooka w 1999 roku jeszcze nie szczególnie interesował się tym, co mu szykowało Apple.
Wśród programów, jakie można było znaleźć na iBooku, musiał znaleźć się jakikolwiek pakiet biurowy, spełniający wymagania większości docelowych użytkowników iBooka, a ci jak pamiętamy, mieli być uczniami, studentami, nauczycielami lub osobami zajmującymi się drobnym biznesem.
Ze stajni Apple
Niemal od samego początku Apple rozwijało własną linię oprogramowania biurowego. Zaczęło się od prostego MacWrite’a na pierwszego Macintosha. Później tworzenie aplikacji biurowych powierzono firmie Claris — firmie stworzonej przez Apple. To właśnie w firmie Claris, aplikacje biurowe Apple dojrzały i stały się naprawdę wygodnymi i dojrzałymi pakietami biurowymi.
Claris Works był tanim i wygodnym odpowiednikiem Microsoft Works, oferujący wygodny edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, program do rysowania i malowania oraz naprawdę fantastyczną bazę danych, opartą i w pełni kompatybilną z doskonałą, komercyjną aplikacją do tworzenia baz danych FIleMaker Pro. Warto wspomnieć, że Apple, a raczej Claris usiłowało przez krótki okres rywalizować z Microsoftem na rynku PC/Windows i Claris Works pojawił się w wersji na Windows, lecz popularności nie zdołał zdobyć. Claris Works był szczególnie lubiany przez polskich użytkowników komputerów Macintosh z uwagi na fakt, że występował on także w całkowicie zlokalizowanej, polskiej wersji - Claris Works 4.0 PL. Oprócz polskiego menu, posiadał całkiem przyzwoity, polski słownik.
Polska wersja językowa nie wynikła z nagłej i niespodziewanej miłości duetu Apple i Claris do języka polskiego i Polaków, ale z umowy pomiędzy Apple oraz polskim ministerstwem edukacji. Apple wprowadzało komputery Mac do polskich szkół, a wymaganiem była polska wersja systemu operacyjnego oraz polski pakiet biurowy.
W tym miejscu muszę poświęcić nieco więcej uwagi programowi FileMaker Pro i jego tańszemu odpowiednikowi stanowiącemu część Claris Works. FileMaker Pro umożliwiał bardzo proste i wygodne tworzenie rozmaitych baz danych, metodą przeciągnij i upuść. Na arkuszu można było dowolnie rozplanować pola, reguły wyszukiwania, pola wprowadzania. Można było określić jakie dane będą wprowadzane, w jaki sposób będą segregowane. FIleMaker Pro miał wiele innych ciekawych funkcji i możliwości, ale z racji braku potrzeby tworzenia baz danych, nigdy nie starałem się ich w pełni poznać. Jedną z ciekawszych funkcji FileMaker Pro, była możliwość tworzenia bazy jako samodzielnych aplikacji. Dzięki temu bazę danych można było uruchomić na innym komputerze, jako samodzielną aplikację nawet wówczas, gdy użytkownik nie posiadał drogiego FileMaker Pro. Przyznam, że do dziś znam kilka firm używających stworzonych przed laty baz danych i używających ich pod najnowszymi wersjami FileMakera, albowiem program ten jest rozwijany do dziś i działa na najnowszych wersjach OS X i iOS oraz na platformie Windows.
Możliwości tworzenia baz danych pod Claris Works były nieco mniejsze i stworzone w ten sposób bazy danych nie mogły pracować jako samodzielne aplikacje. Jednak dla przeciętnego użytkownika domowego, były wystarczającym narzędziem.
Choć w czasie debiutu iBooka Claris Works już był przeszłością, jego rolę przejął pakiet biurowy Apple — Apple Works. Tak naprawdę Apple w 1998 roku zlikwidowało firmę Claris i wcieliło większość programistów Claris do własnych zasobów, a na bazie Claris Works 4 powstał pakiet Apple Works 4. Jeśli dobrze się przyglądnąć, bez trudu zauważymy, że wygląd oraz filozofia działania programu jest niemal dokładnie taka sama (poza drobnymi zmianami kosmetycznymi), programiści jednak zapomnieli zmienić ikonki, przez co ikonka Claris Works 4 i Apple Works 4 są takie same.
Apple Works dodawane darmowo do iBooka, zaspokajało potrzeby większości użytkowników tego komputera, choć jak wiadomo, niektórzy byli bardziej wymagający.
Z polskimi korzeniami
Kolejnym, dość popularnym procesorem tekstu był program Nisus Writer. Program ten jest wart wspomnienia, gdyż założycielami firmy Nisus byli Jolanta i Jerzy Lewak pochodzący z Gdyni.
Nisus Writer był bardzo szybkim i wygodnym procesorem tekstu z olbrzymimi możliwościami konfigurowania wygodnych dla użytkownika narzędzi i paneli. Umożliwiał wygodne łączenie tekstu z grafiką, oferując nie tylko narzędzia znane z programów zajmujących się składem tekstu, ale także podstawowe narzędzia do edycji i korekty grafiki. Do tworzonych tekstów można nawet było dołączyć filmy lub dźwięki, tworząc w ten sposób ciekawe dokumenty multimedialne. Dziś może to nie robić wrażenia, jednakże w 1999 roku Nisus Writer traktowany był jako naprawdę potężne i nowoczesne narzędzie w przystępnej cenie (jeśli mnie pamięć nie myli, kosztował chyba 47 USD). Kolejnym, olbrzymim plusem Nisusa była prosta możliwość jego lokalizacji oraz dodawania słowników dla rozmaitych języków.
Muszę tu wyjaśnić, że tak zwana lokalizacja programów pod OS X jest nieporównywalnie prostsza niż lokalizacją programów na klasyczne systemy Apple. O ile aplikacje na OS X mają własne katalogi i narzędzia do tworzenia odpowiednich wersji językowych, aplikacje na Mac OS 9 i wcześniejsze musiały być w większości lokalizowane już na etapie ich kompilacji.
Nisus zrywał z tą uciążliwą metodą i korzystał z zewnętrznych (poza aplikacją) plików i skryptów, operujących na innych wersjach językowych. Nic więc dziwnego, że Nisus szybko pojawiał się w rozmaitych wersjach lokalizacyjnych w tym także w wersji polskiej. Apple nawet dość mocno wspierało promocję Nisus Writera w krajach arabskich i krajach europy wschodniej, gdyż Nisus o wiele lepiej radził sobie z naszym językiem i jego zawiłościami niż Apple Works.
Jak wynika ze wspomnień Jerzego Lewaka, przez pewien czas Apple robiło nawet podchody, by wykupić Nisusa, jednak do finalizacji umowy nie doszło. Nisusem zainteresowana była także firma Borland International.
Nisus obecny jest na Apple do dzisiaj i choć ma dalej swoich oddanych wielbicieli, jego rola i znaczenie jest już o wiele mniejsze niż 20 lat temu.
Co ciekawe, nawet dziś Nisus umożliwia zakup i pobranie starych wersji swojego edytora tekstu, działającego pod OS X. Jeśli ktoś szuka wygodnego edytora pod OS X 10.2, polecam Nisusa.
Microsoftu nie mogło zabraknąć.
Rzecz jasna, na Mac OS 9 był też sztandarowy produkt Microsoftu, czyli Microsoft Office. Nic dziwnego, w końcu Microsoft Word po raz pierwszy pojawił się właśnie na Mac OS. Niestety opinia o Office w świece użytkowników Macintosha nie była zbyt dobra. Po całkiem dobrej wersji MS Word 5 i MS Excel 5 Microsoft przestał pracować nad nowszymi wersjami swoich aplikacji. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wiązało się to z kiepską sytuacją firmy Apple na rynku i Microsoft nie był zainteresowany wspieraniem umierającej platformy.
Sytuacja zmieniła się w 1997 roku, gdy zostaje podpisane porozumienie między Apple a Microsoftem. Microsoft staje się udziałowcem Apple, dostarczając spory zastrzyk gotówki i swój pakiet Microsoft Office. Prace nad Microsoft Office prowadzono bardzo pospiesznie, ale założono, że wersja na Mac OS ma być bardziej nowoczesna niż ta, znana z Windows.
Pierwszą nowością była instalacja pakietu Office metodą "drag & drop". Tą metodą można było przeciągnąć katalog Office z płyty CD na dysk komputera, a podstawowe komponenty pakietu po chwili znajdowały się na twardym dysku użytkownika Macintosha. Gdy jednak ktoś potrzebował zainstalować jakieś dodatkowe pakiety, fonty, cliparty, mógł wybrać tradycyjny program instalacyjny i samodzielnie wybrać komponenty jakie mają być zainstalowane. Pakiet Office uzyskał system automatycznej naprawy uszkodzonych plików własnych oraz plików dokumentów. Ukłonem w kierunku świata Mac OS było wsparcie dla Quick Time.
Bardzo fajną i użyteczną opcją było specjalne menu w belce głównej, ułatwiające uruchamianie Worda, Excela lub innych programów pakietu Office. Menu to nie pojawiało się we wcześniejszych wersjach pakietu Office i niestety zniknęło z kolejnych wersji. Na szczęście to z Office 98 zupełnie poprawnie działało z wersją 2001.
Microsoft Office miał oficjalny debiut 6 stycznia 1998 roku i sprawiał naprawdę dobre wrażenie. W jego skład wchodziły:
- Microsoft Word
- Microsoft Excel
- Microsoft Power Point
Był ładniejszy niż jego odpowiednik z Windows i co tu wiele mówić, zdecydowanie nowocześniejszy. Jednak nie wszystko było tak "różowe" jakby sobie życzył tego Microsoft. Pakiet Office 98 pisany był w pośpiechu i sporo było w nim błędów doprowadzających jego użytkowników do furii. Często samoczynnie się restartował, a tempo jego działania pozostawało sporo do życzenia. Tak naprawdę, dobrze sprawował się na procesorach PowerPC G3 oraz najmocniejszych wersjach wersjach maszyn poprzednich generacji. Rzecz w tym, że większość użytkowników miała maszyny zbyt słabe na Office 98 i jego kaprysy. Stąd do programu bardzo szybko przylgnęła łatka jednego z gorszych produktów Microsoftu na Mac OS. Może stąd w 1999 roku większa sympatia do alternatywnych aplikacji niż do lidera w branży aplikacji biurowych. Microsoft zaczął wypuszczać kolejne łatki i aktualizacje do Office 98 i z czasem jego stabilność i prędkość uległy znacznej poprawie.
Podejrzewam, że Microsoft Office 98 w wersji dla Mac OS był jedną z niewielu aplikacji, których nikt nie kopiował nielegalnie, bo i po co ? Dla polskich użytkowników dodatkowym źródłem negatywnych emocji był brak polskiego słownika. Słownik taki został stworzony przez jakąś polską firmę (nie pamiętam nazwy) i sprzedawany w cenie zbliżonej do całego MS Office 98. Słownik rzeczywiście działał, rozpoznawał błędy i potrafił je korygować. Efektem ubocznym polskich dodatków była jeszcze mniejsza stabilność pracy sztandarowego pakietu Microsoftu.
Użytkownicy iBooka musieli poczekać do 2001 roku, w którym Microsoft wydał Office taki, jaki powinien być. Wersja na Mac OS była ładniejsza niż ta, obecna na Windows. Zamiast spinacza w roli asystenta wystąpił Macintosh na dwóch nogach. Całość była nie tylko ładniejsza, ale niesamowicie stabilna i wygodna. Microsoft odrobił lekcje i w 2001 roku stał się równorzędnym graczem w wyścigu o serca użytkowników komputerów z nadgryzionym jabłuszkiem.
Skąd ta przemiana ? Jak to się stało, że jeden z najgorszych produktów nagle stał się jednym z najlepszych ? Jest na ten temat wielce prawdopodobna historia. W 1997 roku Apple nie dało programistom z Microsoftu testowych wersji swoich nowych, będących jeszcze w opracowaniu modeli. Nie mieli oni dostępu do iMaca czy iBooka i prace prowadzono z wykorzystaniem starszych komputerów o nieco innej specyfikacji. Prawda, już w 1997 roku pojawił się PowerMac i PowerBook z procesorem G3, ale podobno programiści Microsoftu testowali Office 98 na starszych maszynach i to w wielkim pośpiechu. Większość prac prowadzono na komputerach PC, a następnie przenoszono kod na procesor PowerPC z nadzieją, że jakoś to będzie. Dodatkowym problemem była niepewna sytuacja samego Mac OS. Jak pamiętacie z poprzedniego wpisu, samo Apple nie było do końca pewne, jak będzie się dalej rozwijał Mac OS. Podobno Microsoft testował Office 98 na jakiś wersjach testowych Mac OS w tym na wersji 8.7, która nigdy na rynek nie trafiła. Ile w tym prawdy, ile domysłów, a ile prób usprawiedliwiania nieudanego produktu ? Ciężko dziś powiedzieć.
Podczas prac nad Office 2001 prace przebiegały zupełnie inaczej. Microsoft nie tylko wydzielił grupę programistów mających się zajmować tylko Officem na Mac OS, ale na wszelki wypadek odizolowano tę grupę od zespołu zajmującego się tworzeniem kolejnych wersji Office na Windows. Dość powiedzieć, że programiści zespołu Mac zostali ulokowani w innym budynku i dostali najnowsze komputery Apple, w tym także maszyny testowe. Aby praca przebiegała bez problemów, Apple oddelegowało kilku swoich programistów do zespołu Microsoftu. Programistom dano wolną rękę. Office na Maca miał być zgodny z tym, co się miało pojawić na Windows, ale kwestia designu samego programu była już sprawą zupełnie otwartą i tam, gdzie programiści chcieli, mogli popuścić wodze fantazji i popuścili. Nie tylko fantazyjne były ikonki i ekrany startowe, ale fantazyjne było nawet pudełko w jakim kupowało się Microsoft Office 2001 for Mac.
Podobno był taki okres, gdy programiści Office na Windows patrzyli na zespół zajmujący się na Maca z nieukrywaną zawiścią. Podobno…
Microsoft Office 2001 w to nie tylko poprawki techniczne. Microsft w nowym pakiecie dodał wygodnego klienta poczty email zawierającego kalendarz i terminarz. Umożliwiono także wymianę informacji i danych pomiędzy aplikacjami Office oraz dodano opcję udostępniania plików i możliwość wspólnej edycji dokumentów, choć w jednym czasie tylko jeden użytkownik mógł nanosić poprawki.
Choć finalna wersja Office 2001 była bardzo udana i nie można jej wiele zarzucić, polscy użytkownicy próżno oczekiwali polskiego słownika, że o wersji polskiej MS Office 2001 nie wspomnę. Microsoft przez długi okres nie był zainteresowany polskimi dodatkami do MS Office 2001 na Maca, twierdząc, że polski rynek jest zbyt mały i tworzenie polskich dodatków jest nieopłacalne.
Znaczki dziwaczki
W zasadzie na tym można by zakończyć część poświęconą oprogramowaniu biurowemu, jakie pojawiało się lub mogło pojawić się na iBooku. Jednak dla polskiego użytkownika to ciągle nie koniec. Choć poszczególne programy całkiem nieźle sobie radziły z konwersją dokumentów na standardy obecne w świecie PC, problemem był język polski, a raczej różnice w kodowaniu polskich liter. Dokument stworzony na edytorze pod Mac OS, na Windows zamieniał się w zbiór znaczków dziwaczków i vice versa. Stąd też absolutnie każdy, polski użytkownik Maca, prędzej czy później instalował rozmaite konwertery tekstu, zamieniające standard z Mac OS na standard Windows i odwrotnie. Tych konwerterów było naprawdę sporo i nie chcę tu żadnego wyróżniać. Niektóre zajmowały się tylko konwersją tekstu, inne potrafiły zmienić kodowanie oraz plik wynikowy w ten sposób, by był rozpoznawany przez konkretną aplikację jako jej własny dokument. Np. z Worda z PC na dokument Claris Works. Były też takie, które rozpoznawały format nośnika docelowego i na tej podstawie można było zdefiniować, jak tekst ma być skonwertowany. Co ciekawe, wiele programów na Mac OS, w tym także Microsoft Office, bez problemu zapisywały tekst w dzisiejszym standardzie Unicode, ale wówczas Unicode nie był jeszcze standardem. Ot, taki psikus.
Warto przypomnieć, z czego ów problem wynikał. Jak wiadomo, komputery powstały w języku angielskim i nasze polskie „znaczki dziwaczki” były dla nich czymś zupełnie obcym. Na początku lat osiemdziesiątych, ruszyła nieco radosna akcja informatyzacji Polski. Komputery, jakie wówczas trafiały, nie operowały językiem polskim i nie znały naszych charakterystycznych, polskich literek. Stąd też jak grzyby po deszczu zaczęły rodzić się standardy, przy czym każdy był standardem samym dla siebie. Każda platforma (Atari, Commodore, PC, Sinclair) miały przynajmniej jeden własny standard, a często było ich kilka w obrębie jednej platformy. Czy ktoś pamięta, standard ks. Pikul ?
Starano się to nieco uporządkować i oficjalnie mocno forsowano standard Mazovia, problem w tym, że Mazovia była standardem tylko dla tych, którzy raczyli go uznać za standard. Sytuacja zaczęła mocno się zmieniać, gdy polskim rynkiem zainteresowali się producenci systemów operacyjnych — Microsoft i Apple. Wraz z systemami operacyjnymi pojawiły się nowe, międzynarodowe standardy. Apple przyniosło swój własny standard AppleCE, Microsoft był bardziej rozrzutny, gdyż wprowadził aż dwa standardy kodowania — jeden dla DOS i jeden dla Windows. Oczywiście AppleCE było diametralnie różne od propozycji Microsoftu. Dopiero system kodowania zastosowany w Windows trzymał się jakiś bardziej określonych reguł i bazował na standardzie ISO‑8859. Jednak ktoś w Microsofcie stwierdził, że używanie standardu ANSI jest zbyt oczywiste i zbyt proste, więc stworzono jego drobną odmianę, oczywiście nieco różniącą się od ISO‑8859. Tak narodziło się kodowanie CP‑1252 znane też jak Latin 2.
Jak wynika z powyższego, życie polskiego użytkownika komputerów w latach dziewięćdziesiątych nie było proste i posiadanie nawet najlepszego edytora tekstu nie sprawiało, że tworzenie dokumentów było łatwe.
Problem, a raczej bałagan związany z kodowaniem, został rozwiązany wraz z pojawieniem się OS X i unicode. Wówczas też wszelakie konwertery odeszły do lamusa, podobnie jak Mac OS 9.
A do kolejne części poświęconej tym razem grafice i DTP, zapraszam już za tydzień.