K‑202 mityczny komputer Karpińskiego — część 1
19.11.2016 | aktual.: 24.11.2016 08:28
Gdy pisałem na temat komputerów produkowanych przez wrocławskie Elwro, co jakiś czas w komentarzach pojawiał się motyw polskiego komputera K‑202. Komentarze te, najczęściej mocno gloryfikowały ów komputer zarzucając dyrekcji Elwro oraz władzom PRL swoisty spisek wobec twórcy K‑202 - Jacka Karpińskiego i celowe oraz bezmyślne uśmiercenie tej konstrukcji, która miała być przełomem na skalę światową.
Nie bardzo czułem się na siłach, by wdawać się w większą polemikę z tymi teoriami, choć przyznam, że na podstawie posiadanej wówczas wiedzy, starałem się aktywnie uczestniczyć w dyskusji, a także dopytywać osób, których wiedza w tej materii była znacznie głębsza niż moja. Na szczęście i takie osoby zamieszczały swoje komentarze, twierdząc, że komputer Karpińskiego K‑202 jest mocno mitologizowany. Choć mój obraz się poszerzył, zacząłem szperać, dopytywać się i dzięki pomocy kilku osób udało mi się pogłębić moją wiedzę dotyczącą komputera K‑202 oraz przyczyn porzucenia tego projektu, starając się zebrać informacje z dwóch, wrogich sobie obozów. Mam też nadzieję, że poniższy tekst zachęci do dyskusji kolejne osoby, prezentujące odmienne poglądy, które mogą rzucić nieco więcej światła na tajemnice K‑202.
Rozpoczynając jakiekolwiek analizy na temat komputera K‑202 warto poznać osobę jego twórcy i ojca — Jacka Karpińskiego.
Jacek Karpiński
Jacek Karpiński rozpoczął studia na Politechnice Łódzkiej w 1946 roku, a więc zaraz po wojnie. Jego nauka wcale nie przebiegała bezproblemowo, albowiem miał na swoim koncie przynależność do Grup Szturmowych Armii Krajowej i udział w Powstaniu Warszawskim, a to zdaniem ówczesnych władz nie było powodem do chluby. Także za Karpińskim ciągnęło piętno „zaplutego karła reakcji”, które było uciążliwe w okresie studenckim, ale szczególnie dało mu się we znaki po zakończeniu studiów i poszukiwaniu pracy. Tym bardziej, że członkowie Grup Szturmowych AK i Małego Sabotażu byli traktowani jako właśnie sabotażyści i dywersanci, gotowi wysadzać wszystko co się da w odradzającej się, ludowej ojczyźnie.
W 1948 Urzędu Bezpieczeństwa aresztuje Jana Rodowicza "Anodę", uczestnika akcji pod Arsenałem. Po jego aresztowaniu, w ręce Urzędu Bezpieczeństwa trafiają pozostali członkowie batalionu "Zośka" do którego należał także Karpiński. Łącznie aresztowano trzydzieści dwie osoby, większości z nich zarzucono działalność szpiegowską, dywersyjną i antypaństwową. Wśród zatrzymanych znalazł się także Jacek Karpiński. Jednak jego po przesłuchaniu zwolniono. Jak twierdził, dokładnie go przepytywano i namawiano do wstąpienia ZMP. Mał zostać zwolniony z uwagi na fatalny stan zdrowia gdyż po ranie kręgosłupa w trakcie powstania, miał bardzo poważne problemy z poruszaniem się i groził mu nawet niedowład nóg. To że odzyskał z czasem sprawność, zawdzięcza tylko i wyłącznie własnemu uporowi, który jest bardzo istotną cechą jego charakteru.
W 1951 roku zgłasza się do pracy w Centralnym Laboratorium Polskiego Radia. Następnego dnia zostaje zwolniony z pracy. Jak wspomina po latach Karpiński, kadrowa żegna go słowami:
Co tu robi ten dywersant ! To sabotaż ! Wróg ludu się tu zakradł, won mi stąd !
W Zakładach Kasprzaka, do jakich Karpiński został skierowany, pracuje zaledwie kilka dni dłużej i podobnie jak uprzednio, zostaje zwolniony z łatką dywersanta i sabotażysty.
W 1951 roku Karpiński kończy studia i zdobywa upragniony tytuł magistra inżyniera, a następnie podejmuje prace w Zakładach Wytwórczych sprzętu elektronicznego WAREL w Warszawie. Zakłady te znane jeszcze przed wojną z produkcji głośników oraz słuchawek, po wojnie zajmowały się remontowaniem nadajników pocztowych, montażem radionadajników oraz rozmaitych urządzeń służących do radiokomunikacji. Choć do jego pracy nie było zastrzeżeń, bardzo często był odwiedzany przez funkcjonariuszy UB, którzy posiadali bardzo dokładne informacje na temat tego co mówi Karpiński w pracy. Mimo wszystko jego praca w ZW WAREL nie jest bezowocna. Karpiński konstruuje półautomatyczny radionadajnik NPK‑2, który następnie był używany w ambasadach. Sam Karpiński po latach śmiał się z faktu, że on, szpieg, dywersant i sabotażysta tak wydajnie pracował na rzecz ustroju, któremu miał szkodzić.
AAH - maszyna do analizy prognoz pogody
Od 1957 roku Jacek Karpiński zaczął interesować się elektronicznymi maszynami liczącymi, choć ciężko tu jeszcze mówić o zainteresowaniu przyszłymi komputerami, wszak w Polsce dopiero rozpoczynano prace teoretyczne nad maszynami cyfrowymi. Jacek Karpiński w pewnym sensie wyprzedził trochę ów pionierski w Polsce okres. Będąc pracownikiem Państwowej Akademii Nauk, stworzył pierwszą maszynę - AAH (Analogowy Analizator Harmoniczny) - do analizy długoterminowych prognoz pogody. Do prac nad maszyną analizującą dane pogodowe Karpińskiego zainspirował Józef Lityński — pracownik Państwowego Instytutu Hydrologiczno-Meteoroloicznego.
Lityński miał poskarżyć się na ogrom pracy obliczeniowej i analitycznej, jaką należy wykonać podczas tworzenia prognoz długoterminowych. W trakcie ich tworzenia, analizowano nie tylko bieżące dane, ale także dane zgromadzone w bazie danych, a następnie przeprowadzono skomplikowane obliczenia, korzystając między innymi z całek Fouriera.
Jacek Karpiński zaproponował, że mógłby opracować maszynę ułatwiającą pracę podczas tworzenia prognoz długoterminowych i z właściwą sobie energią oraz uporem wziął się do projektowana.
Choć AAH ciężko nazwać komputerem, wykonywał on dosyć skomplikowane obliczenia i porównania danych, służące do realizacji konkretnego zadania. Sam Karpiński nie nazywał go komputerem, ale zaawansowanym procesorem obliczeniowym. AAH zbudowano w oparciu o 650 lamp co sprawiało, że maszyna do najmniejszych nie należała — miała około 2 x 2 x 1.5 m. Zdaniem Karpińskiego, dzięki AAH trafność prognoz długoterminowych wzrosła o około 10%.
AKAT-1 - komputer czy mebel ?
Podczas gdy inżynierowie we wrocławskim Elwro rozpoczynali etap przechodzenia z teorii do praktyki i zaczynali pracę nad pierwszą maszyną cyfrową Odra 1001, Jacek Karpiński na swoim koncie miał już pierwszy tranzystorowy analizator równań różniczkowych AKAT-1, który nie był niczym innym, jak analogowym komputerem wykonującym określone działania matematyczne.
Prace nad AKAT-1 Jacek Karpiński rozpoczął jeszcze podczas prac nad AAH. Była to podobno jedna z jego zasadniczych cech. Gdy prace nad bieżącym projektem były już zaawansowane i zmierzały ku szczęśliwemu zakończeniu, Karpiński natychmiast rozpoczynał pracę nad kolejnym projektem. Do prac nad projektem AKAT-1 został powołany specjalny zespół Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN. Inż. Jacek Karpiński był kierownikiem zespołu, a współpracował z nim inż. Janusz Tomaszewski (niektóre źródła podają inż. Stanisław Miedza-Tomaszewski). AKAT-1 był maszyną bardzo niezwykłą jak na ówczesne mu czasy i z pewnością bardzo wyprzedził swoją epokę nie tylko pod względem konstrukcji. Szybko okazało się, że AKAT-1 jest jedyną tego typu maszyną specjalizowaną na świecie, co wzbudziło ogromne zainteresowanie ośrodków naukowych innych państw. Tym, co jednak z pewnością wówczas bardzo szokowało, to wygląd AKAT-1. Jeśli przejrzymy zdjęcia rozmaitych maszyn obliczeniowych z 1960 roku, niemal zawsze są to olbrzymie szafy lub grupy szaf zależnych wzajemnie. Takie były ówczesne możliwości technologiczne w przypadku komputerów, jakie powstawały. Ponieważ AKAT-1 był bardziej maszyną obliczeniową, nie wymagał tak złożonej konstrukcji, ani urządzeń przechowujących program lub drukujących wyniki obliczeń.
Jacek Karpiński postanowił, że dane do AKAT-1 wprowadzane będą poprzez specjalny pulpit, natomiast wyniki będą prezentowane na niewielkim ekranie monitora. Całość miała być niewielką i zintegrowaną konstrukcją, umożliwiającą jej bezproblemowy transport w zależności od potrzeb. Dla tych, co jeszcze nie czują, o co w tym chodzi przypomnę, że podobna koncepcja pojawiła się podczas tworzenia Apple I w 1979 roku.
Mogłoby się wydawać, że AKAT-1 był specyficznym i wyspecjalizowanym kalkulatorem wykonującym określone działania matematyczne. Nic bardziej mylnego. AKAT-1 nie tylko potrafił wykonywać obliczenia w czasie rzeczywistym, ale także potrafił symulować dynamiczne zmiany i wyświetlać je na swoim niewielkim ekranie. Mógł obrazować prądy termiczne, prądy wodne lub modele aerodynamiczne. Za jego pomocą można było analizować pracę amortyzatorów, przewodnictwo cieplne oraz rozmaite zjawiska dynamiczne.
Projekt obudowy zlecono Zakładom Artystyczno-Badawczym Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Do prac nad projektem obudowy dla AKAT-1 skierowano aż cztery osoby:
- Emila Cieślara
- Andrzeja Wróblewskiego
- Olgierda Rutkowskiego
- Stanisława Siemki
Zespół artystów postanowił umieścić wszystkie elementy AKAT-1 w jednej obudowie bardziej przypominający mebel niż ówczesne maszyny liczące. Materiałami użytymi do stworzenia obudowy jest metal, szkło oraz tworzywo sztuczne. Dziś maszynę AKAT-1 można podziwiać w Muzeum Techniki w Warszawie. Wyprodukowano tylko jeden egzemplarz tej maszyny.
Rok później Karpiński zostaje nagrodzony w ogólnoświatowym konkursie młodych talentów i wyjeżdża na studia do USA, gdzie studiuje przez kolejne dwa lata.
Na tym etapie pojawiają się też pierwsze domysły, że wyjazd do USA był współfinansowany przez wywiad PRL, a Jacek Karpiński występujący pod pseudonimem „Jacek” miał oprócz studiowania, zajmować się pozyskiwaniem nowych technologii oraz informacji gospodarczych. Fakt współpracy z wywiadem wydaje się raczej oczywisty, gdyż ciężko podejrzewać, że polskie służby beztrosko patrzyły na wyjazd byłego akowca do USA. Niejako potwierdzeniem może być też fakt, że pomimo propozycji pozostania na terenie USA, Jacek Karpiński postanawia wrócić do kraju.
W archiwach IPN znajduje się odręczny zapisek Karpińskiego, w którym wyraża on zgodę na współpracę z wywiadem PRL w zakresie szpiegostwa technologicznego. Początek jego współpracy datowany jest na luty 1961 roku, a oficerem prowadzącym miał być oficer Wydziału VI Departamentu I MSW - Zygmunt Goć, który miał stwierdzić, że Karpiński jest niezwykle łasy na pochwały i wyrażanie uznania dla jego zdolności, co też wobec niego czyniono.
Jeszcze przed wyjazdem do USA, Karpiński zostaje wysłany na targi w Lipsku, gdzie ma zapoznać się ze sprzętem produkowanym po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Choć są to zadania typowo analityczne, Karpiński wraca z dokumentacją analizatorów cyfrowych mogących służyć do sterowania rakietami.
Ze swojego wyjazdu do USA przywozi równie bogate materiały, choć zawierają one głównie opisy ośrodków naukowych, informacje na temat prowadzonych w nich badań oraz szczegółowe dane dotyczące naukowców amerykańskich. Karpiński jednak miał stanowczo odmówić pomocy przy ich werbunku.
Mimo wszystko Jacek Karpiński stara się unikać głębszej współpracy z wywiadem PRL, dopiero problemy finansowe (między innymi niespłacony kredyt w USA oraz upublicznienie tego faktu) zmuszają go do podpisania zgody na współpracę z zastrzeżeniem, że ma ona dotyczyć tylko wywiadu przemysłowego. W zamian UB ma zająć się problematycznym kredytem, zatuszować całą sprawę i sprawić, by plotki na ten temat przestały się pojawiać. Karpiński otrzymuje pseudonim "Stanisław" i zajmuje się badaniem maszyn cyfrowych, jakie przywożą do Polski delegacje zachodnich firm z nadzieją ich sprzedaży. Wśród rozpracowanych przez niego urządzeń, znajduje się brytyjski komputer Elliot 503.
Sam Jacek Karpiński nie wspominał o współpracy z wywiadem PRL. Twierdził, że na konkurs młodych talentów zgłosił go profesor Janusz Groszkowski, który bardzo cenił jego prace badawcze. Po odbyciu rozmowy ze specjalną komisją i przedstawieniu jej swoich prac, po kilku miesiącach otrzymał zaproszenie do USA z możliwością wyboru uczelni, na jakiej chciałby studiować. Wybrał Harvard i Massachusetts Institute of Technology. Jacek Karpiński wspominał też, że miał możliwość poznania wielu osób zajmujących się wówczas badaniami nad maszynami matematycznymi oraz miał możliwość zapoznania się z komputerem ENAC, który zaprezentował mu sam John Eckart. Pod koniec amerykańskich studiów otrzymał propozycję pozostania na uczelni, otrzymał też propozycję pracy w Dallas, na uniwersytecie w Berkeley oraz w IBM. Jak twierdził Jacek Karpiński, postanowił wrócić do kraju, gdyż chciał pracować dla Polski i do samotnej w kraju matki. Bardzo często podkreślał także, że pozostanie pomimo zakończenia stypendium, byłoby zwykłą nieuczciwością.
Kto zabił Perceptron ?
Po powrocie do kraju Jacek Karpiński rozpoczyna kolejne swoje wielkie dzieło — Perceptron. Prace teoretyczne nad Perceptronem zespół rozpoczął jeszcze przed jego wyjazdem do USA, Miała to być prosta sieć neuronowa ucząca się i rozpoznająca otoczenie przy użyciu kamery. W trakcie konstrukcji Perceptronu Jacek Karpiński użył ponad 2000 tranzystorów, a sama maszyna była drugą tego typu na świecie. Sam projekt Perceptronu był projektem czysto badawczym, bez planów na jego wykorzystanie w najbliższym czasie. Jacek Karpiński pragnął udowodnić, że możlie jest stworzenie maszyny, która potrafi rozpoznawać otoczenie dzięki zainstalowanej kamerze, potrafi analizować dostarczane przez oko kamery obrazy oraz uczyć się kształtów i cech charakterystycznych rozmaitych przedmiotów, by w przyszłości je rozpoznawać.
Perceptron to była właściwie sztuka dla sztuki. Chodziło mi o to, aby pokazać, że maszyna może rozpoznawać otoczenie i się uczyć. Jacek Karpiński
Perceptron potrafił rozróżniać podstawowe figury geometryczne i bezbłędnie je wskazywał nawet wówczas, gdy różniły się one rozmiarami, położeniem lub ułożeniem. Perceptron potrafił nawet zidentyfikować figury geometryczne wówczas, gdy były one lekko zdeformowanie. Ciężko nie wyrazić uznania dla tego typu możliwości w 1964 roku.
Perceptron wzbudził niemałą sensację na świecie i przyciągnął uwagę wielu naukowców z innych państw. Instytut Automatyki PAN dostaje masę zapytań z ośrodków naukowych rozrzuconych po całym świecie, a Jacek Karpiński nieoczekiwanie dla siebie samego staje się sławny. Taka sława nie spodobała się dyrektorowi, prof. Stefanowi Węgrzynowi, którego Karpiński bez ogródek nazywa nieukiem, cwaniakiem i durniem. Dyrekcja Instytutu Automatyki rozpoczyna rozmaite szykany wobec Karpińskiego, polegające na zmniejszeniu środków na badania lub utrudnieniach w prowadzeniu dalszych prac.
Ja się nie dziwię, że najgorsze relacje miał z Węgrzynem. Jacek był genialnym matematykiem, teorię Boole’a miał w małym palcu. I kiedyś, jak Węgrzyn do nas przyszedł, powiedział mu: „Panie profesorze, jak się Pan nauczy teorii Boole’a, to porozmawiamy”. Co to się działo, przecież on tak do zastępcy dyrektora naukowego instytutu powiedział! Waldemar Jarosiński
Prawda z drugiej strony wygląda jednak nieco inaczej. Perceptron był projektem typowo badawczym i zdaniem dyrekcji, został on zakończony, udowadniając to, do czego został stworzony. Z uwagi na brak możliwości jego praktycznego zastosowania, nie chciano trwonić ograniczonych środków na dalsze „zabawy” Karpińskiego. Choć konflikt pomiędzy Karpińskim a Węgrzynem jest faktem nie do podważenia, wątpliwość może wzbudzić podawanie go jako jedynej przyczynę wymuszonego zakończenia prac nad Perceptronem, co po latach często robił sam Karpiński.
Zanim Jacek pojechał do USA, wprowadził pierwszą koncepcję Perceptronu. Zaczęliśmy go w Zakładzie Analogii PAN budować, już bez niego. Coś niecoś zrobiliśmy, ale gdy Jacek wrócił [w 1962 roku], to mu się kompletnie odmieniło, miał już nowe pomysły. Waldemar Jarosiński
W świetle powyższego wydaje się, że problemem był nie tylko konflikt z dyrekcją PAN, ale także brak zainteresowania dalszymi pracami nad Perceptronem przez samego Karpińskiego, do czego ten ostatni nie chciał się nigdy przyznać. Bez wątpienia problemem był sam Karpiński, który na swoje kolejne pomysły potrzebował nowych części, które trzeba było często sprowadzać za dewizy z innych państw, a w tym czasie był to problem naprawdę dosyć istotny.
Choć Perceptron wydawał się tylko projektem naukowym, podobne urządzenia wkrótce służyły do kontroli produkcji na taśmach montażowych w bardziej rozwiniętych krajach niż Polska.
Pierwszy "komputer" Karpińskiego, czyli historia wzlotu i upadku KAR‑65
Jacek Karpiński porzuca PAN i przenosi się na Uniwersytet Warszawski do Instytutu Fizyki Doświadczalnej, gdzie podejmuje prace nad skanerem fotografii. Nie był to jednak skaner w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Miała to być maszyna, która potrafiła przeanalizować zdjęcie i na jego podstawie dokonać dosyć skomplikowanych obliczeń dotyczących cząstek elementarnych. Dane otrzymywano ze szwajcarskiego ośrodka CERN, a fizycy samodzielnie analizowali fotografie zderzeń cząstek elementarnych.
Co prawda Instytut zamówił urządzenie, które by ułatwiło pracę i miało być ono skonstruowane w Instytucie Badań Jądrowych, lecz prace nad nim przeciągały się i nie rokowały ukończenia w przewidywalnym czasie. O tych problemach Karpiński dowiedział się od profesora Jerzego Pniewskiego, który zaproponował mu zajęcie się prototypem urządzenia, jakie dostarczał Instytut Badań Jądrowych i w miarę możliwości poprawieniem go. Po analizie projektu Karpiński stwierdził, że nie ma co poprawiać i lepiej zacząć prace od początku, co też uczynił. Sam skaner został ukończony w trzy tygodnie, ale większym problemem okazała się maszyna licząca, która mogłaby wykonać wszelkie niezbędne obliczenia.
Był rok 1965 a jedynymi polskimi komputerami nadającymi się do współpracy ze skanerem, były te, produkowane przez wrocławskie Elwro. Odra 1001 i Odra 1002 nie bardzo nadawały się do współpracy ze skanerem Karpińskiego, gdyż dysponowały zbyt skromnymi możliwościami oraz zbyt wysoką ceną, natomiast maszyna UMC‑1 produkowana przez Elwro miała problemy z obliczaniem wyników dzielenia i nawet zdaniem kadry naukowej Elwro, nie była maszyną idealną. Być może Odra 1003, autorska i naprawdę udana konstrukcja Elwro byłaby odpowiednim komputerem do skanera, jednak jej produkcja ruszyła dopiero w 1964 roku, a pierwszymi w kolejce były zakłady przemysłowe i duże ośrodki naukowe. W okresie, gdy Karpiński pracował nad skanerem, inżynierowie Elwro także jeszcze pracowali nad prototypem Odry 1003.
Jacek Karpiński w porozumieniu z profesorem Jerzym Pniewskim postanowił stworzyć niewielki zespół, mający zająć się opracowaniem wyspecjalizowanej maszyny liczącej do zastosowań ze skanerem stworzonym przez Karpińskiego. Zespół składający się z inżynierów:
- Tadeusza Kupniewskiego
- Andrzeja Wołowskiego
- Diany Wierzbickiej zajmowała się elektroniką
- Teresa Pajkowska - dołączyła do zespołu pod koniec prac i zajmowała się oprogramowaniem.
Oprócz wyżej wymienionych osób, do dyspozycji zespołu było kilku techników i inżynierów, którzy wspomagali zespół w trakcie realizacji bardziej skomplikowanych przedsięwzięć.
Zespół otrzymał niezbędne środki finansowe na podjęcie prac, dwa niewielkie pomieszczenia w piwnicy Instytutu oraz pewną ilość komponentów. Pozostałe, niezbędne dla projektu podzespoły i elementy zespół miał już pozyskiwać we własnym zakresie.
Praca zespołu nie przebiegała bezproblemowo. Dyrektor Pniewski otrzymywał masę informacji oczerniających Karpińskiego i przedstawiających go jako zwykłego oszusta wyprowadzającego pieniądze z Instytutu, a nawet pisano donosy do Prokuratury. Mimo wszystko profesor Pniewski się nie ugiął, a prokuratura nie wszczęła żadnego postępowania w sprawie ewentualnych malwersacji finansowych, jakie miały mieć miejsce.
Pisali anonimy do profesora Pniewskiego, że Karpiński to hochsztapler, że nic z jego konstrukcji nie wyjdzie. Jednak KAR‑65 okazał się świetną maszyną, która pracowała dla fizyków 20 lat. Tymczasem Karpiński już miał w głowie następną konstrukcję – komputer, który mógłby zmieścić się w walizce. To była niezwykła wizja – ówczesne urządzenia zajmowały wielkie ściany w laboratoriach. Tadeusz Kupniewski
Z czasem się okazało, że jednym z autorów donosów był prof. Stefan Węgrzyn. Przynajmniej tak twierdził Karpiński.
W lutym 1968 roku Karpiński mógł udowodnić, że nie jest oszustem i na projektowaniu maszyn matematycznych się zna. Skaner mógł wreszcie zadziałać, współpracując z maszyną obliczeniową KAR‑65 stworzoną przez zespół Karpińskiego. W internecie bez trudu znajdziemy informacje gloryfikujące przewagę KAR‑65 nad komputerem Odra 1003. Maszyna KAR‑65 wykonywała blisko 100 tys. operacji na sekundę, co miało być wynikiem kilkakrotnie lepszym niż ten, jakim mogła poszczycić się Odra 1003 (około 500 operacji dodawania na sekundę), a jednocześnie być maszyną zdecydowanie tańszą, gdyż kosztował 6 milionów złotych, podczas gdy Odra miała zdaniem Karpińskiego kosztować 200 milionów (w rzeczywistości koszt jednostkowy Odry 1003 wynosił 2 mln 323 tys. złotych według danych Elwro). Także dane dotyczące mocy obliczeniowej KAR‑65 wydają się nieco przesadzone. Podczas przeprowadzonych testów na jedynej maszynie tego typu, wynik był o wiele niższy niż przedstawiany wynik 100 tys. operacji na sekundę, ale jak stwierdzono, różnica może wynikać z metody pomiaru. Współcześni testerzy nie mieli informacji z jakich funkcji korzystano podczas testów, które wykazały 100 tys. operacji na sekundę.
KAR‑65 znacząco jednak różnił się od maszyn Odra zarówno konstrukcją, jak i przeznaczeniem. Komputery Elwro były sporymi maszynami, wymagającymi dosyć przestronnego pomieszczenia o określonych warunkach termicznych. Ich montaż i uruchomienie zajmował zazwyczaj kilka tygodni.
Komputer KAR -65 był zupełnym przeciwieństwem Odry. Był jak na ówczesne mu czasy, komputerem naprawdę niewielkim. Zajmował dwie szafy o wymiarach 1.6 x 1.2 x 0.4 m oraz pulpit sterowniczy i ewentualne urządzenia zewnętrzne. Mógł praktycznie pracować w dowolnych warunkach, a jego instalacja zajmowała kilka godzin. Jego obudowę zaprojektował Stanisław Tomaszewski.
O ile Odra była planowana jako uniwersalna maszyna licząca i realizująca rozmaite zadania w zależności od użytego programu oraz przeznaczenia, to KAR‑65 był maszyną wyspecjalizowaną, realizującą pewne określone zadania związane z obliczeniami i przetwarzaniem danych otrzymanych ze skanera zdjęć.
Moja dygresja, którą nie koniecznie należy brać na poważnie.
Jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gloryfikacja KAR‑65 i jednostronne wykazywanie jego przewagi nad Odrą 1003 przypomina mi sytuację, gdy ktoś będzie udowadniał, że Radeon R9 Fury jest lepszy niż Intel i7, bo moc obliczeniowa Radeona wynosi 8602 GFLOPS, a moc Intela to skromne 94 GFLOPS.
Nie można jednak dyskredytować osiągnięcia zespołu Karpińskiego, gdyż KAR‑65 okazał się naprawdę udaną i ponadczasową maszyną. Jedyny, stworzony komputer KAR‑65 pracował przez dwadzieścia lat, całkowicie sprawdzając się w realizowaniu powierzonych mu zadań.
Sam Jacek Karpiński twierdził, że KAR‑65 bardzo łatwo może być przystosowany do pracy jako maszyna obliczeniowa, która może zostać zastosowana w centrach obliczeniowych czy w przemyśle oraz wszędzie tam, gdzie trzeba wykonać szybko skomplikowane obliczenia matematyczne.
Mam nadzieję, że [...] KAR‑65 spełni swoją rolę, pobudzając inicjatywę – jeśli nie ludzi bezpośrednio odpowiedzialnych za stan techniki obliczeniowej, to w każdym razie tych, którym zależy na efektach gospodarczych. [...] Można KAR‑65 stosować m.in. do obliczeń numerycznych i do przetwarzania danych, co jest niezbędne dla zarządzania współczesną gospodarką, bo z tysiącami i milionami napływających informacji nie sposób poradzić sobie bez maszyny, jeśli chce się podjąć słuszną decyzję. Można też przy pomocy KAR‑a sterować produkcją i można prowadzić obliczenia naukowe. […] Jacek Karpiński w wywiadzie dla „Kultury” warszawskiej marzec 1969.
Jak wspomniałem, KAR‑65 różnił się także konstrukcyjnie od Odry. Była to maszyna asynchroniczna, operująca na liczbach zmiennoprzecinkowych, była sterowana przez pięć automatów skończonych, bez zegara. Jej asynchroniczna konstrukcja miała taką zaletę, że maszyna nie korzystała z taktowania, które określało czas wykonywania instrukcji. Tym samym, gdy instrukcja została wykonana szybciej, KAR‑64 nie musiał czekać na kolejny takt, by wykonać kolejną instrukcję. To rozwiązanie było wówczas naprawdę nowatorskie i dobre, choć nie było pozbawione wad, co usilnie starają się przemilczeć zwolennicy Karpińskiego. Instrukcja związana z wprowadzeniem danych całkowicie blokowała wykonywanie programu do czasu ich otrzymania, nawet wówczas, gdy w danym momencie nie były one potrzebne. Wykonanie programu było wstrzymywane nawet wówczas, gdy KAR‑65 oczekiwał na zgłoszenie się urządzenia zewnętrznego.
Trudno jednak polemizować ze stwierdzeniem Karpińskiego, że była to maszyna, której konstrukcja była unikatowa w skali światowej.
KAR‑65 nie zwrócił na siebie uwagi władz PRL w stopniu takim, jakiego oczekiwał Karpiński. Sam Karpiński mówił nawet o jawnym bojkotowaniu jego komputera, dowodząc, że dużo większe zainteresowanie wzbudzał on za granicą niż w Polsce.
Jacek Karpiński dość jednostronnie przedstawia przyczyny sytuacji, w jakiej znalazła się jego maszyna KAR‑65. Bez wątpienia technologie w niej użyte były bardzo nowoczesne i wyróżniała się (podobnie jak AKAT-1) na tle ówczesnych maszyn Odra. W przeciwieństwie do tamtych maszyn cyfrowych, KAR‑65 zbudowany był w oparciu tranzystory germanowe (głównie polskie TG‑40 oraz diody DOG 61), posiadał nowoczesną stylistykę wyprzedzającą nieco swój czas. To, co było jej zaletą, było też zarazem jej wadą, bo czym zajmowały się wówczas zakłady Elwro ?
W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych, wrocławskie Elwro produkowało komputer UMC‑1 oraz wdrażało do produkcji Odrę 1003. Komputer Odra 1003 zaprezentowany państwowej komisji powstał tylko i wyłącznie dzięki temu, że udało się kupić dokumentację komputera niemieckiego ZUSE Z22 i co wówczas było szczególnie cenne, technologie na nowe lampy i diody próżniowe. Choć wówczas IBM produkował już maszyny oparte na tranzystorach, Amerykanie nie chcieli sprzedać ani komputera IBM 1401 ani technologii w nim stosowanych Polsce. Tym samym, zakłady Elwro, głównie ze względów technologicznych i finansowych były zmuszone do stosowania mniej nowoczesnych lamp i diod próżniowych, choć powiedzenie o nich przestarzałe, byłoby pewnym nadużyciem. Na świecie, nawet tym bardziej rozwiniętym, wiele firm ciągle stosowało lampy i diody w swoich komputerach. Takie podzespoły były także łatwiejsze w produkcji przez polski przemysł.
Zakłady Elwro borykały się także z problematyką niskiej jakości podzespołów jakie dostarczali kooperanci, a mniejsza awaryjność Odry 1003 została osiągnięta kosztem bardziej restrykcyjnej selekcji podzespołów oraz zmian w technologii lutowania obwodów. Krótko mówiąc, polski przemysł elektroniczny z trudem radził sobie z problem jakości prostych podzespołów, a tranzystory dopiero nieśmiało wkraczały do Polski. Jak ktoś wówczas pięknie stwierdził:
Polski przemysł miał problem z produkcją prostych linijek, a wymagano od niego produkcji precyzyjnych podzespołów elektronicznych.
Tymczasem KAR‑65, bardzo nowoczesny, bazował też na najbardziej nowoczesnych technologiach, które nijak miały się do ówczesnych możliwości przemysłowych PRL. Owszem, wykonanie kilku egzemplarzy nie było problemem ani finansowym, ani produkcyjnym. Jedyny egzemplarz KAR‑65 wykonany był w sposób niemal chałupniczy, o czym Karpiński zdaje się dosyć szybko zapomniał. Konstruktorzy większość oprzyrządowania wykonywali we własnym zakresie. W miarę możliwości korzystano z krajowych podzespołów, które nie były najwyższej jakości. Blaszki stykowe wykonywała firma produkująca pozłacane kielichy mszalne, a w produkcji obwodów drukowanych pomagał zaprzyjaźniony fotograf. Niektóre części użyte do KAR‑65 miały nawet pochodzić z czarnego rynku bądź przemytu. Krótko mówiąc, to co udawało się podczas produkcji prototypu, nie miało szans powodzenia podczas produkcji przemysłowej.
Jednak Jacek Karpiński liczył na produkcję przemysłową KAR‑65 i masowe zastosowanie go w przemyśle. Aby spełnić jego marzenie, trzeba by było kupić nowoczesne technologie i przystosować zakłady do ich wytwarzania. Na to jednak wówczas było zdecydowanie za wcześnie. Choć nie wykluczam, sporego udziału zwykłej złośliwości władz i niechęci do Jacka Karpińskiego, warto pamiętać też o tym aspekcie finansowo-technologicznym, o którym inż. Jacek Karpiński zdawał się wówczas zupełnie nie myśleć.
Choć wzajemne oskarżenia wokół KAR‑65 ciągle padały, Jacek Karpiński podjął nowe wyzwanie i rozpoczął prace nad komputerem, z którego jest chyba najbardziej znany. Komputera, wokół którego narosło tak wiele legend, że stał się on niemal mitycznym cudem techniki.
Ale o tym za tydzień.