A jeśli w BIOS-ie nie ma TPM?
08.10.2021 | aktual.: 09.10.2021 17:39
Windows 11 i sławetne warunki, jakie musi spełniać komputer, żeby nowy system dało się zainstalować oraz problemy z tym związane. Pierwszy zestaw warunków jest prosty i w skrócie sprowadza się do stwierdzenia, że sprzęt musi być w miarę nowy. Przy tej okazji wielu użytkowników dowiedziało się, że wprawdzie może i mają szybki procesor i5 lub i7, ale… zbyt starej generacji, więc Windows 11 mogą pożegnać.
Drugi warunek to tajemniczy TMP 2.0. Założę się, że większość użytkowników wcześniej o tym nawet nie słyszała.
TPM (Trusted Platform Module albo Firmware Trusted Platform Module) to w ogromnym skrócie i uproszczeniu mikrokontroler, który przechowuje klucze, hasła i certyfikaty cyfrowe.
Użytkownik wchodzi do BIOS-u, znajduje TPM i włącza go (enabled) – kłopot z głowy. Jeśli jednak TPM w BIOS-ie znaleźć się nie da, to może to być związane z dwiema sytuacjami:
a) płyta główna jest za stara i nie obsługuje TPM, którego na płycie po prostu fizycznie nie ma.
b) komputer zbudowany jest na platformie Intela. Nazwa TPM dotyczy tylko produktów firmy AMD – u Intela nazywa się to inaczej.
Tu natknąłem się na ciekawostkę, postawę Microsoftu, której nie rozumiem. MS wszędzie podaje, że komputer musi mieć TPM, ale nigdzie nie znalazłem, że może to być PTT (Intel® Platform Trust Technology – oferuje możliwości dyskretnego modułu TPM 2.0.). I w tym momencie tysiące użytkowników sprzętu Intela z rezygnacją rozkłada ręce – bo w swoim BIOS-ie nie znaleźli żadnego TPM 2.0, a na jakieś tam PTT nie zwracali uwagi, bo nigdzie o tym nie pisze (nie jest napisane, jak wolą niektórzy).
Tak! Włączenie PTT (enabled) rozwiązuje problem braku TPM.
W praktyce: wchodzimy do BIOS-u F2 lub Del, następnie F7 – Advenced – PCH‑FW Configuration - Intel Platform Trust Technology – Enabled.
Nie odkryłem tego wszystkiego - te informacje można znaleźć w Internecie, ale... pod warunkiem, że się wie, czego szukać.
Przy okazji dodam, że przy systemie Windows 11 nie ma się co upierać, przynajmniej na razie. Wersja finalna jest gorsza niż przedostatnia dla testerów. System uparcie otwiera pliki .jpg w Zdjęciach zamiast w Irfan View, który ustawiłem jako domyślny. W trayu nie da się ukryć ikon sieci i głośności, a do tego ikona sieci otwiera okno… regulacji głośności. System nie zapamiętuje ustawień gry (Diablo) i wiele innych mankamentów – tragedia i katastrofa po prostu.
Edit. Nic dziwnego, że są problemy z domyślnym programem do plików z rozszerzeniem .jpg, jeśli Windows 11 w ogóle takich plików (w zestawie przypisywanych) nie przewiduje. Jak widać na obrazku, rozszerzenie .jpg nie występuje, nie jest znajdowane.