Upad(ł) pad, niech żyje pad! – felieton, który stał się multirecenzją – cz. 1
19.02.2016 | aktual.: 22.02.2016 02:48
Jak sięgam pamięcią, głównym „narzędziem” do cyfrowej rozgrywki dla pctowego gracza był zestaw klawiatura + mysz. Gdzieś tam przeplatały się joysticki, czy proste kierownice zapewniające pół obrotu w każdą stronę, dwa pedały i skrzynię biegów przypominającą przepustnicę odrzutowca (chyba na wypadek, jakbyśmy chcieli z ich użyciem polatać). Sytuacja ta diametralnie się zmieniła wraz z nadejściem konsol siódmej generacji. To pojawienie się takich urządzeń jak X360, PS3 czy Wii przyniosło powiew świeżości do świata kontrolerów. Nie tylko pojawiły się nowe, takie jak Kinect, Wii Remote czy Move, ale swoisty renesans przeżył klasyczny konsolowy pad. Do dziś wielu spiera się, które z urządzeń powinno nieść laur pierwszeństwa – czy powinien to być (w mojej opinii wyprzedzający swoją epokę) SixAxis, czy może jednak często uznawane za najbardziej ergonomiczne – cudeńko od Microsoftu.
Bo trzy lata to za mało...
Skutków gamepadowej rewolucji nie trzeba daleko szukać. Dziś jest to jeden z najbardziej uniwersalnych kontrolerów na świecie, pozwalając zarówno walczyć dowolną postacią, jak też poruszać praktycznie każdym pojazdem. Nie wyparł z rynku wyspecjalizowanych kierownic i kontrolerów lotu (do których sprowadzone zostały joysticki), ale nie da się ukryć, że pojawił się w wielu domach także zapalonych pecetowców. Zresztą, ile można kierować wyścigówką czterema klawiszami strzałek, czy wciskać łamiących palce kombinacji w bijatykach...
Zauważyłem jednak rzecz niepokojącą. Gdy blisko trzy lata temu szukałem pada, większość rankingów wskazywało wprost: Razer Sabertooth, Logitech F710, Microsoft XBOX360 Wireless Controller for Windows – w tej właśnie kolejności. Szukając zamiennika dla wybranej przeze mnie propozycji Logitecha trafiłem na... identyczne rankingi. Czy przez trzy lata naprawdę nic nie zmieniło się w branży?
Ostatecznie skończyło się na tym, że wraz z moją drugą połówką przeczesywaliśmy na początku tygodnia sieć w poszukiwaniu jakiejś świeżości. Okazało się, że faktycznie są dostępne nowe zestawienia, choć u znacznie mniej popularnych źródeł, szczególnie zagranicznych. Co gorsza, na pierwszym miejscu dla blaszaków wciąż znajduje się propozycja Razera, która nie tylko nie staniała, a wręcz przeciwnie!
Jak poPADłem w tę obsesję?
Gdy trzy lata temu wybierałem kontroler marzeń, w pierwszej kolejności bez zastanowienia próbowałem zakupić – oczywiście w możliwie najniższej cenie – SixAxisa, w którym zakochałem się od pierwszego użycia. Z Windowsem mógł się on komunikować za pomocą nieoficjalnej aplikacji, „tłumaczącej” jego polecenia na dowolne urządzenie – czy to klawiaturę, czy pad od XBOXa. Swoisty emulator, którego nazwy jednak nie pomnę. Okazało się jednak, że moja oszczędna natura spłatała mi figla, a zakupione urządzenie okazało się chińską podróbką w identycznej (naprawdę!) z oryginalną obudowie. Co z tego, że twarz śliczna, skoro serce przegniłe na wskroś? Po stosownej sugestii, że sprzedawanie w naszym kraju podróbek pod marką oryginału jest nielegalne szybko odzyskałem pieniądze, a sprzedawca – swój ładnie opakowany złom.
Zrażony nieco tą próbą zakupu oficjalnie niewspółpracującego z Windowsem sprzętu, skupiłem się na wspomnianych wyżej rankingach. Wybór okazał się prosty: propozycja Razera była poza moim finansowym zasięgiem, zaś budowa pada od Microsoftu kompletnie mnie nie pociągała. Może dlatego, że pomimo przynależności do miłośników blaszaków, preferuję właśnie urządzenie rodem z Japonii? Wyszło więc na to, że zakupiłem F710 od Logitecha. Pad, który ma równie wiele wad, co zalet.
F710, F310, czyli logitechowa wizja gamepada
Obydwa modele różnią się od siebie dwoma cechami: interfejsem (przewodowy / bezprzewodowy) i obsługą wibracji. Ułożenie przycisków kierunkowych i gałek jest zgodne ze schematem zbudowanym dla konsol Sony, jednak specjalna funkcja zmiany trybu pozwala na zamianę sterowania pomiędzy DPADem a lewą gałką, co w niektórych przypadkach może się okazać przydatne. Ponadto, kontrolery te mogą działać w jednym z dwóch trybów: XInput oraz DirectInput, pozwalając na korzystania z nich w praktycznie każdym tytule (w drugim z przypadków konieczna jest jednak dodatkowa aplikacja od producenta).
Zakupiona przeze mnie siedemset dziesiątka zaskoczyła mnie na początku bardzo pozytywnie. Gałki do dziś centrują się perfekcyjnie, praktycznie bez konieczności ustawiania jakichkolwiek martwych stref (dla komfortu psychicznego, zależnie od tytułu, ustawiałem je na 2‑5% maksymalnie). Wbudowane wibracje są intensywne i bardzo dobrze wyczuwalne, co wspaniale odczułem zagrywając się w Assasins Creed 2 oraz Watch Dogs. Zawiodła mnie odrobinę precyzja krzyżaka, który – choć wykorzystuje cztery przełączniki (w stosunku do jedno-przełącznikowego kontrolera od X360) – cechuje się dość słabą precyzją, znacząco utrudniając wykorzystanie narożników. Najbardziej irytujące okazały się dla mnie szalenie twarde triggery. Owszem, są precyzyjne, jednak przy dłuższych sesjach w tytuły samochodowe, jak Euro Truck Simulator 2, palce wskazujący i środkowy narażone były na spore obciążenia. Zdarzało mi się więc trzymać kontroler w sposób podobny do tych od zdalnie sterowanych samochodzików: w pionie, wciskając trigger kciukiem (sic!)...
Gdybym miał go ocenić w zakresie ergonomii i komfortu, dałbym mu 8/10. Gumowane wykończenie dolnej części, nano-odbiornik, perfekcyjne analogi i bardzo przyjemne wibracje stają tu w opozycji do odrobinę zbyt twardych triggerów. Również zużycie baterii jest tu na przyzwoitym poziomie, zasługując na solidne 10/10 – nawet w okresie intensywnego grania w AC2 i WD standardowe Eneloopy wystarczały na ponad pół roku. Wreszcie przychodzi jednak czas na ocenę jakości wykonania. Ta jest naprawdę świetna, bowiem po tylu latach gałki analogów są ledwo porysowane, gdy w SixAxisie znajomej po pół roku miały większe koleiny niż polskie drogi (tak! Kontroler od Sony ma jakąś wadę! Przyznaję!). Jednakże biorąc pod uwagę, że pierwsze objawy uszkodzenia prawego triggera pojawiły się dokładnie po dwóch latach od zakupu, po dwóch i pół roku znacząco utrudniając rozgrywkę, ocena musi być drastycznie obniżona do 4/10. Logitech: żółta kartka!
No i właśnie. Wszystko co dobre szybko się kończy, i tak oto Logitech poszedł w odstawkę. Na czym polega awaria prawego triggera? Otóż nawet niewciśnięty wysyła on losowy sygnał... czasem na parę minut wystarcza uderzenie w pada, czasem „strzał” z triggera, albo szybka kalibracja poprzez naprzemienne przyciskanie obydwu przycisków tego typu. Zabiegi te pomagają już jednak coraz mniej, stąd pomysł szukania nowego kontrolera.
Alternatywa tuż za rogiem
W międzyczasie korzystania przeze mnie z urządzenia od Logitecha moja druga połówka postanowiła sprawić sobie podobny sprzęcik. Również szybko skreśliła propozycję Razera ze względu na morderczą cenę, także skupiając się na propozycjach Logitecha i Microsoftu. Zbyt twarde triggery przesądziły sprawę na korzyść giganta z Redmond.
W przeciwieństwie do F710, cały pad od X360 wykonany jest z powiewającego chińszczyzną tworzywa sztucznego (za sprawą mojej lubej słowo „plastik” zostało wymazane z mojego słownika... ot, świeżo upieczona pani inżynier materiałowa), włącznie z analogami. Pod tym względem Logitech zmiata Microsoft z powierzchni ziemi, bowiem poza gumowanym spodem, grzybki również posiadają gumowe nakładki. Co jednak istotne, ten niby śmieciowy materiał okazuje się spełniać swoje zadanie – trzonki analogów nie mają najmniejszych śladów użytkowania, pomimo, że moja dziewczyna nie przebiera w środkach w ferworze cyfrowej walki. Bardzo przyjemną funkcją jest wyświetlanie przez pad przypisanego numeru kontrolera (od 1 do 4), choć także ten Logitecha pozwala na podłączenie kilku urządzeń do pojedynczego odbiornika. Co jednak istotne, o ile w przypadku urządzenia od XBOXa wystarczą do tego dwa przyciski (na sporych rozmiarów odbiorniku, oraz na samym padzie), o tyle Logitech wymaga uruchomienia specjalnej aplikacji działającej jedynie w trybie zgodności z Windowsem 7 i parowanie poprzez specjalną procedurę obejmującą wkładanie i wyjmowanie baterii i inne szamańskie sztuczki komputerowców...
Nie jest jednak aż tak różowo. Pad Microsoftu nie tylko zdecydowanie szybciej zjada baterie, ale też jest wykonany mniej precyzyjnie, o czym świadczyć może sporadyczne popiskiwanie prawego triggera. Choć na plus trzeba zaliczyć, że chodzi on o niebo lepiej niż ten w Logitechu, nie można tego samego napisać o analogowych grzybkach. Fabryczne luzy są tak znaczące, że w ETS2 koniecznym było ustawienie ponad 10% martwej strefy!
Podsumowując to urządzenie, wystawiłbym mu 7/10 w zakresie komfortu, 9/10 w zakresie zużycia baterii i 6/10 w jakości wykonania, wygrywając z Logitechem tylko dlatego, że jeszcze się nie psuje... Co jednak nie ulega wątpliwości, fakt zakupienia go przez moją drugą połówkę przyczynił się do polubienia przeze mnie także Microsoftowego rozkładu klawiszy.
W części drugiej
Tak, wiem, to nie fair przerywać felieton nie przechodząc do clue całej sprawy. Obiecuję jednak wkrótce to zrobić. Znajdziecie w nim:
- Informację o tym jaki pad ostatecznie wybrałem;
- Jego recenzję;
- Podsumowanie felietonu, czyli na czym stoi branża padów dla PCtów.
Dzięki za uwagę i do przeczytania ;)
PS Autopromocja
Propozycja dla osób ciekawych czy informatyk może parać się pisaniem literatury innej, niż kod w C++ lub Javie – odwiedźcie mój profil w serwisie Wattpad. Serwis znalazłem swego czasu całkowicie przypadkowo, jako aplikację na Androida stanowiącą źródło wielu darmowych ebooków. Okazało się jednak, że jest to po prostu miejsce, w którym każdy może podzielić się swoją twórczością z innymi. Niegdyś za takowe służyły wszelakie blogi (m.in. onetu czy bloggera), jednak otoczka Wattpada zdecydowanie zachęciła mnie do podjęcia próby publikacji swoich schowanych niegdyś do szuflady tytułów. Nie będę Wam polecał zakładania w nim konta, jednak ciekaw jestem jak w oczach społeczności DP będą ocenione moje „wypociny” ;) Z góry dzięki!