Dziennik filozofa #2 27.02.2016: zostać technikiem informatykiem
Już za chwilę wielu uczniów gimnazjów zacznie tworzyć w swojej głowie przemyślenia pod tytułem "Czy technikum informatyczne to dobry wybór?" Czy to był dobry wybór to każdy indywidualnie sobie odpowie po ukończeniu takiej szkoły. Ja podjąłem ten temat, aby przybliżyć czego można się po takiej szkole spodziewać, a czego nie. Co prawda kończyłem takie technikum 4 lata temu i pewnie program nauczania zmienił się z milion razy, ale na pewno nie zmieniło się jedno. W szkołach nie zamontowano portali, które przekształcają ludzi potrafiących obsłużyć Internet w takich gotowych uzyskać tytuł technika. Nie ma też zbyt wielu nauczycieli to potrafiących, nie ma też chęci w ludziach. Ale to nie znaczy, że się nie da. Pytanie tylko po co to komu?
Pojęcie informatyk jest bardzo szerokie i nic nikomu nie mówi, gdy dodamy do tego słowo technik to i tak nic nie zmienia. Nie zmienia się to również dla wielu pracodawców. „No ok spoko, jesteś tym technikiem, ale ja wolę studentów. Co mnie obchodzi jakieś sprawdzanie wiedzy. W ogłoszeniu napisaliśmy, że szukamy po studiach, to taka jest prawda, idź sobie”. W wielu przypadkach tak to właśnie wygląda, ale jeśli trafimy na normalnego pracodawcę to dla Niego tytuł technik informatyk jest znakiem, że ma do czynienia z człowiekiem, który może spokojnie rywalizować ze studentem o stanowisko i być od niego lepszym. „Hmm technik… może rzeczywiście coś potrafi zrobić?”. W zasadzie możemy to uogólnić w ten sposób, że jeśli pracodawca zobaczy tytuł technika to wydaje mu się, że może oczekiwać zdolności manualnych czy umiejętności zastosowania wiedzy w praktyce.
Nie chce powiedzieć, że inżynier informatyk czy magister nie ma takich zdolności, bo pewnie ma i generalnie takich studiów nie kończy się przez przypadek. Ale jeśli przegrywam konkurs na stanowisko z absolwentem zarządzania i administracji tylko dlatego, że pracodawca jest zdania „on jest po studiach, a my szukamy kogoś takiego” to stawiam przed sobą pytanie czy sufit się komuś na łeb nie spadł. Jeszcze jak to byłbym ktoś po studiach informatycznych to bym zrozumiał…
A tak odleciałem od tematu… zanim dojdzie do rozmów kwalifikacyjnych wypadałoby skończyć te technikum. Czy to rzecz łatwa? Owszem. Odsuńmy wszystkie pozostałe przedmioty szkolne i skupmy się na przedmiotach zawodowych. Tego się nie da, nie zdać. Nie wiem jak to możliwe. Trzeba bardzo chcieć, ale jeśli ktoś będzie uczestniczył w lekcjach i sumiennie przykładał się do nauki to przejdzie dalej. Aż do samiutkiego egzaminu zawodowego, ale o tym później. Albo nawet w innym odcinku. W moim przypadku rozkład przedmiotów zawodowych rozkład się tak:
Pierwsza klasa: Moduł z pakietem biurowym (Word, Excel, Power Paint, Access). Cały rok praktycznie z tym walczyliśmy. Nie powiem, że mieliśmy idealnego nauczyciela, ale jednego Pani A nie można odebrać. Była bardzo skrupulatna, przykładowo ucząc się w Wordzie formatować dokument nie przepuściła ani jednej spacji, kropki, przecinka. W Excelu przelecieliśmy prawie wszystkie formuły, Access przestał być zagadką, a prezentację w PP musiały być przede wszystkim czytelne.
Co prawda po tym czasie człowiek zapomniał wiele z tych rzeczy, np. nie korzystam z korespondenci seryjnej i dzisiaj bym się musiał wesprzeć Internetem by to zrobić. Na co dzień w pracy namiętnie wałkuje excela i nawet liznąłem VBA, do tego opanowuje Accessa jeszcze bardziej, ale jakieś takie tricki Wordowskie bym sobie musiał poprzypominać. Jednak żeby to było wybitnie trudne to nie powiem.
W drugiej klasie czekało na nas stado trupów, które podobno działały i po ich złożeniu nauczyciel oceniał czy potrafimy rozebrać i złożyć komputer, drodzy Państwo… UTK. Urządzenia technologii komputerowej – jak dumnie to brzmi, prawda? Na tym module (bo tak się nazywały przedmioty zawodowe u mnie) poznaliśmy bardzo przydatną rzecz jaką było zarabianie wtyczek RJ45…
Tak 3 miesiące męczyliśmy te wszystkie urządzenia, później zalążek systemów operacyjnych, mianowicie Windows, później Linux – głównie edycje uruchamiane z LiveCD, Ubuntu, Mandriva, Kubuntu, OpenSuse, a na końcu Novell i serwery... Zalążki, lizanie lizaka przez papierek. I tak pierwsze półrocze zleciało, później nastało coś czego nasze szkolnictwo chyba nigdy nie opanuje.
Programowanie… Nie chcę wracać do tych przykrych chwil, w których nauczyciel posiłkował się książką, my durni przepisywaliśmy kod z tablicy do zeszytu i nikt za bardzo nic nie rozumiał. Dotknęliśmy Pascala (bo jakby mogło być inaczej), C oraz Jave.
W trzeciej klasie pozostało nam dokończyć debilne moduły z programowania, które nic do naszego życia nie wniosły. A później nastały multimedia. I tutaj jak przy pakiecie Office też nam się trafił w miarę fajny nauczyciel. Przelecieliśmy kurs do Photoshopa, Corela i Vegasa. Z tego co pamiętam to, to się ciągnęło aż do początku czwartej klasy, a później zaczęły się już powtórki do egzaminów zawodowych. Które wówczas były żartem, ale to już temat na inny odcinek. Jeśli miałbym podsumować jakoś te 4 lata… to narzekałbym na nauczycieli i na program nauczania. Generalnie ja miałem łatwiej bo świat komputerów był dla mnie ciekaw już od 14 roku życia i chciałem w szkole wyciągnąć jeszcze trochę wiedzy. Ale zasadniczo szkoliłem się popołudniami sam wyciągając doświadczenie i kasę z pierwszych zleceń.
Jednak to i tak nie pomogło mi na przedmiotach związanych z programowaniem, jak bardzo bym chciał coś skumać z tego, to te całe programowanie zostało mi obrzydzone. Natomiast jeśli chodzi o multimedia to z takim Photoshopem cała grupa nie miała nic do czynienia, byliśmy zieloni totalnie, a po parunastu lekcjach wymiataliśmy. Czyli dało się? Oczywiście, że tak. Powoli zmierzamy do wniosków. I pomyśleć by można, że zaraz powiem „wszystko od szkoły i nauczycieli…”.
A gdzie tam… od własnych chęci. Chcesz być technikiem informatykiem, serwisantem, treserem komputerów, lekarzem IT? Rusz się do roboty sam. Czytaj, ucz się, dokształcaj się. Wszystko sam. Nie ma co liczyć, że wszystko przyjdzie od Ciebie na zawołanie. Być może program nauczania słaby, ale nic nie stoi na przeszkodzie by uzupełniać sobie wiedzę w domu. Być może Technik Informatyk to nic pociągającego dla pracodawców, ale w większości wypadków należy udowadniać swoje umiejętności, a szkoła średnia o takim profilu może jest niezłym wstępem do studiów inżynierskich czy licencjackich z informatyki lub dziedzin pokrewnych.
Po co wybierać technikum informatyczne? Tylko po to jeśli wiążesz swoją przyszłość z IT. Jeśli chcesz iść bo koledzy poszli/idą, rodzice kazali albo nie ma nic innego, to dwa razy się zastanów. Dużo korzystniej będzie iść do jakiegoś liceum ogólnokształcącego. Szkoda czterech lat jeśli świat komputerów jest Ci obcy. Zastanów się raz jeszcze i puknij się w głowę jeśli będzie trzeba. Komputery trzeba lubić, do tego świata trzeba chcieć wejść.
U mnie w klasie na 15 osób (w 4 klasie), tytuł technika uzyskały dwie osoby. Ja i kumpel. Dzisiaj w IT siedzą dwie osoby. Ja i inny kumpel. On już od gimnazjum zaczął się bawić w projektowanie stron WWW i pod kątem jego zawodu technikum nic mu nie dało. Przez całe technikum skupiał się głównie na pracy. I obecnie posiada własną firmę we Wrocławiu. Moja skromna osoba bawi się z Panią Krysią po godzinach, a na etacie pracuje w korpo i poskramiam tabelki w Excelu z domieszką VBA, prezentacje w powerpoincie, proste bazy danych w Accessie i pisanie maili.
Czy jest praca po technikum informatycznym? Owszem, lecz trzeba się trochę naszukać. Im wcześniej zaczniecie tym lepiej dla Was. Aby utrzymać się na rynku trzeba umieć coś więcej niż przeinstalować Windowsa i usunąć z niego wirusy. Trzeba sobie radzić w najróżniejszymi problemami, nie poddawać się, ciągle dokształcać i nurkować do samych głębin Internetu aby znaleźć rozwiązania, o którym się filozofom nie śniło.
Zdjęcie gniazdka zostało zostało pożyczone z grafiki Google. Męczyłem ten tekst długo w zamrażalce i nawet nie pamiętam skąd było. Także jeśli jesteś autorem tego zdjęcia to dzięki i pozdro bracie.