Saints Row: The Third - recenzja
W poprzedniej części gry święci opanowali miasto o nazwie Stillwater i stali się czymś więcej niż tylko gangiem. Święci to teraz rozpoznawalna marka. Ogromny koncern, w którym główne skrzypce grają prawnicy, dział public relations i spece od sprzedaży. Sieć sklepów z odzieżą, reklamy napojów energetycznych, wielkopowierzchniowe reklamy na budynkach i status gwiazd to codzienność dla członków ekipy. Sielanka trwała, by zapewne dłużej, gdyby nie fakt, że podczas rutynowego skoku na bank coś poszło nie tak, święci trafiają na nieoczekiwany opór. Szybko okazuje się, że nawet w Stillwater są skarbce, do których Święci nie mogą rościć sobie praw.
Łatwo się domyślić, iż wpadka szefostwa gangu przyczynia się do zmiany miasta. Wybór pada na Steelport, miasto opanowane przez organizację zwaną Syndykatem. Tą samą organizację, która nie chciała oddać sejfu w Stillwater. Tak, więc Fioletowa ekipa ląduje, więc na terytorium wroga i w błyskawicznym tempie muszą się odnaleźć w nowych warunkach, bo Syndykat już na nich poluje.
Jak już pewnie się domyślacie, nowe miasto oznacza, iż siłę świętych należy odbudować od podstaw. Na przeszkodzie w opanowaniu kolejnego miasta stanie nam jednak wspomniany już wcześniej międzynarodowy syndykat, na, którego czele stoi Jutrzenka, zorganizowana grupa przestępcza lubująca się w haraczach i wymuszeniach. Ponadto, do syndykatu przyłączyły się lokalne gangi. Są to Luchadores, zamaskowani zapaśnicy oraz The Deckers, komputerowcy piorący pieniądze i specjalizujący się we włamaniach.
Saints Row The Third jest modelowym przykładem gry opierającej się o otwarty świat. Jest to najlepsze połączenie nie pochamowanej niczym zabawy w stylu Just Cause 2 z elementami przejmowania miasta jak w Ojcu Chrzestnym 2. Całość wspomagana jest całkiem sporym arsenałem broni, pojazdów jak i zręcznościowych misji. Nie ma tu mowy o aktywnościach w postaci mini gier, które po wypróbowaniu zostaną zapomniane lub zanudzą nas na śmierć. W Steelport liczy się akcja, akcja i tylko akcja. Jak w dobrym filmie, gdzie gra Steven Seagal. Realizmu praktycznie nie można się tu doszukać a i tak dobrze się to ogląda. Na taki rodzaj akcji właśnie stawia recenzowana gra. Bo od czasu do czasu każdy z nas lubi filmy w stylu Hot Shots.
Samo życie gangsterów jest jak żywcem wyrwane z teledysków czarnoskórych raperów. Na pewno widzieliście to już nie raz: wielkie wille, przed, którymi stoją zaparkowane dwa tuziny samochodów wartych klika milionów, gdzieś w tle basen pełen pięknych kobiet pływających w szampanie. Całość dopełnia gospodarz ze złotym pistoletem, odpalający cygaro od 100‑dolarowego banknotu. W skrócie, dramatu typowego dla gangsterskich opowieści tu nie ma.
Fabularnie gra to jedynie trzy akty, w których mamy po kilka misji. Jednakże na plus zasługuje ich zróżnicowanie, nie raz przyjdzie nam się złapać za głowę widząc pokręcone pomysły twórców. A tych w grze nie brakuje. Na ogromny plus zasługują dialogi oraz ogromna spektakularność misji. W tej kwestii można, by jedynie się pokusić o dołożenie kilku misji. By nie psuć zabawy więcej już o wątku fabularnym nie wspomnę.
Misje zręcznościowe to w skrócie, środek za pomocą, którego przejmiemy panowanie nad miastem. Można wziąć udział w szalonym japońskim programie rozrywkowym, zasiąść za sterami czołgu, siejąc chaos, a także wziąć udział w przejażdżce po mieście w towarzystwie tygrysa, balansując na granicy między zbyt wolną oraz za szybką jazdą tak by nas kociak nie pacnął łapą. Myślicie, że to mało? Wcielimy się w alfonsa odbijającego dziewczyny od innych gangów, ochroniarz dilera, czy moja ulubiona misja - przekręt w ubezpieczeniach. Polega to na wpadaniu pod samochody, a najlepiej jeszcze jak się od nich będzie gracz odbijał. Eskorta transportu, odbicie meliny czy likwidacja wrogiego gangu na obszarze danej dzielnicy – to nic nowego. A co powiecie na jazdę na atomowym quadzie? Nawet, jeżeli założenia misji nie odbiegają od tych, które znacie z innych tytułów, to możecie być pewni, że w Saints Row zostały tak podkręcone, iż czyni je tyleż absurdalnymi, co śmiesznymi.
W miarę postępu w grze, to jest, posunięcie historii do przodu czy powiększając strefy wpływu będziemy zdobywać szacunek. Szacun to, jak wiadomo miara wartości, w tym przypadku naszego bohatera. Szacun otwiera drzwi do kolejnych poziomów rozwoju naszego bohatera. Zdobywanie kolejnych poziomów odblokowuje nowe umiejętności oraz ulepszenia, które możemy wykorzystać zarówno do rozwoju własnej postaci, jak i całego gangu. Jak się łatwo domyślić nagradzani będziemy za wszystko to czego robić się nie powinno, jazda przeciwnym pasem, na jednym kole, widowiskowe manewry na drodze, generalnie, im bardziej poniesie nas wyobraźnia tym lepiej. Zdobywanie tych punktów sprawia, że na pozór zwykły dojazd na misje staje się już świetną zabawą.
Humor ponad akcją? Ciężko stwierdzić czego w grze mamy więcej. Mamy tu niewybredne żarty z bąkami w słoiku (forma granatu) i wielkim różowym dildo w roli broni obuchowej dwu ręcznej. Tuż obok nich plasują się pomysły na bieganie nago po mieście, nokautowanie przechodniów przy użyciu chwytów zapaśniczych i zestaw obraźliwych gestów. Do tego dochodzą prymitywne żarty związane z przemocą, na szczęście tą kreskówkową. W grze znalazł się również bogaty edytor postaci. Wystarczy wspomnieć, że możemy stworzyć sobie bohatera o dowolnym kolorze skóry(ogromna paleta barw), możemy wybrać rzecz jasna płeć, tuszę(oddano tu trójkąt zawierający na rogach – chudy – silny – gruby), znaki szczególne, makijaż. Bogaty edytor pozwala na ogromną dowolność podczas modelowania twarzy, w tym momencie ograniczają nas tylko zdolności oraz wyobraźnia. Gdyby jednak mimo wszystko bohater nam się nie spodobał, w Steelport można odwiedzić klinikę chirurgii plastycznej, gdzie albo zmienimy bohaterowi wybrane cechy bądź pobierzemy ze strony społeczności wybraną postać. Podczas tworzenia bohatera wybierzemy również jakim gestem będziemy lekceważyć przeciwników bądź wspierać naszych towarzyszy. Jesli komuś nie pasuje ubiór bohatera to w licznych sklepach będzie mógł zmienić jego styl. Tuningowane auta i ekipa ubrana oraz dobrana wedle naszego widzimisię zawsze powodują uśmiech. To, czym Święci mnie zaskoczyli, to ciekawy scenariusz i niegłupie dialogi. Rozmowy między członkami gangu zawsze wywoływały u mnie przynajmniej uśmiech. Nie spodziewajmy się jednak jakiś górnolotnych rozpraw nad istotą wszystkiego.
Obok gry dla pojedynczego gracza, deweloper przygotował możliwość rozegrania kampanii fabularnej we współpracy. Misję zostają odrobinę zmodyfikowane, żeby uwzględnić obecność drugiego gracza, poza tym to dokładnie ta sama kampania, tyle że dwa razy lepsza, bo grana z kumplem. Drugi tryb współpracy jaki się znalazł to horda. Jak to u świętych i ten tryb przeszedł lekką kurację. Dostaniemy tu możliwość wybijania przeciwników ogromnym dildem, piłą spalinową czy tradycyjnym czołgiem. Przeciwnicy również mogą przyprawić nas o spory uśmiech, zawalczymy tu z na przykład osobami kochającymi BDSM ;) Warianty i kombinacje mnożą się i nie przestają zadziwiać. A to dobrze robi dla świeżości tytułu na tle innych produkcji, których jedyną zaleta jest otwarty świat.
Osoby lubujące się w foto realistycznej grafice, raczej długo w to nie pograją. W żadnym wypadku nie oznacza to , że gra jest brzydka. Wręcz przeciwnie! Oprawa graficzna jest równie beztroska, co sama gra i bliżej jej do kreskówkowego stylu. Oprawa audio skupia się na kilku stacjach radiowych, które zaskakują skrajnością stylów muzycznych. Mamy tu muzykę klasyczną, rap, dance, czy takie dziwactwa jak dubstep. Do tego często gra sama wybiera dla nas stację i utwór, który idealnie współgra z tym, co dzieje się na ekranie.
Werdykt
Czasami zdarza się, że gra, o której nic nie wiemy okazuje się strzałem w dziesiątkę. Tak lekkiego, świeżego i przyjemnego pomysłu na grę dawno już nie widziałem. Mnogość zadań i wciągający scenariusz sprawił, że kilka naście godzin jakie poświęciłem temu tytułowi nie był czasem straconym. Cieszę się, że seria, którą do tej pory ignorowałem i gardziłem, okazała się najlepsza grą jaką miałem okazję testować w ostatnich kilku miesiącach. Cieszę się, że mogę jeszcze liczyć na to , że od czasu do czasu zostanę przez jakiś tytuł zaskoczony. Jedyne co może was odepchnąć od gry to żarty niskich lotów, czy to, iż mamy do czynienia z „sandboksem”
Ocena 10/10
10 – Nie ma idealnych gier, ale ta wyraźnie się w danej chwili do ideału zbliża. Jest niesamowita, często bardzo nowatorska, powalająca grywalnościowo (przy czym muzyka i grafika idą z tym w parze), w danej chwili najlepsza w ramach gatunku i na danej platformie sprzętowej. Ekstaza. Jeśli gra dostała 10 to nie ma co myśleć – trzeba lecieć do sklepu.
[list]
Plusy:
[item] Nawet niezła fabuła i ciekawi bohaterzy, [/item][item] mnogość smaczków[/item] [item] bezpruderyjna, [/item][item] duże, w pełni otwarte miasto, [/item][item] samochody, samoloty, czołgi, [/item][item] intensywna i zróżnicowana akcja, [/item][item] edytor postaci[/item][item] Kooperacyjne tryby[/item] [/list]
[list]
Minusy:
[item] sztuczna inteligencja, [/item][item] drobne babole techniczne, [/item] [item] nie do każdego trafi specyficzny klimat[/item][/list]
Tytuł ogrywany na konsoli XBOX360, gra w trybie kooperacji wymaga onlinepassa dostępnego tylko z nową grą.
Na koniec zapraszam do obejrzenia premierowego zwiastuna do gry. [youtube=http://www.youtube.com/watch?v=Aqg2PUEyBFA]