Linux zamiast... a nie, to już było. OS X zamiast Linux
06.07.2016 16:55
To nie poradnik. Chcę tylko podzielić się tym, że da się i działa czasem lepiej niż na sprzęcie od Apple…
Temat systemów operacyjnych jest kontrowersyjny. Pojawia się burza komentarzy, każdy ma swoje zdanie i każdy, wbrew pozorom, ma rację. Przecież najważniejsze, by można było używać takiego systemu, który sprawia nam przyjemność, lub jest najlepszy do wykonywanej przez nas pracy.
Wszystkiemu winny spokój :)
Jakiś czas temu, postanowiłem, że pozbędę się ze swoich komputerów twora w postaci Windows, a zastąpię go tworem zwanym potocznie Linux. Operacja się udała, każdy zadowolony i nikt nie wyobrażał sobie już, by wrócić na Windows. Moje dzieci, gracze zresztą, dla Linuksa są gotowe na poświęcenie w postaci, niedziałających gier na Origin. Grają i dobierają gry do systemu i ma to swoje plusy, ponieważ nie grają w każdą durnotę, która się nawinie :)
Spokój już był na kompach, wszystko „u mnie działa”, wiało nudą. System stabilny, nic za bardzo się nie psuło, nic czego nie można ogarnąć w minutę :) Nuda panie… No ale od czego ma się tatę, przecież zawsze dostarczy wrażeń ;)
Operacja się udała z ewangelizacją na Linuksa, ale…pacjent zmarł.
Dokładniej to w moim starym nabytym za jakieś grosze komputerze stacjonarnym, zmarł dysk. Stanąłem przed zainstalowaniem systemu na innym dysku i chwilę przed wciśnięciem zainstaluj, zapaliła mi się żaróweczka, no a jak! Przypomniało mi się jak jakieś kilka lat temu, na moim byłym Acer Extensa 5220 instalowałem OS X Tiger :) Pamiętam, że wtedy długo nawet go użytkowałem i chyba wszystko działało… Od długiego czasu czytając wpisy macminika oraz Xyrcon, nabierałem smaka na Maca :) Lubiłem to, że to działa, po prostu.
Szybkie rozeznanie się po forach odnośnie Hackintoshy (tak, wiem, kwestie prawne zostawmy w spokoju, później wyjaśnię), by chwile później pobrać Mavericksa gotowego do zainstalowania na moim trupku…
Nawet wiele nie musiałem się namęczyć, gdyż płytka z Mavericksem była jakby przystosowana pod mój sprzęt. Instalacja trwała coś około 30 minut i po tym czasie ujrzałem pulpit (a właściwie biurko) tego systemu.
Szybki przegląd co nie działa i okazuje się, że nie mam sieci LAN i dźwięku… Poszukiwania po forach dały mi dwa gotowe kexty (sterowniki w OS X) i po ich zainstalowaniu miałem sieć i audio, choć niestety protezę dźwięku, wszystkich funkcji nie ma, gdyż moja karta nie jest wspierana, musiałbym zakupić jakąś na PCI i byłoby git. Z racji tego, że na kompie tym rzadko wykorzystuję dźwięk, strasznie mocno mi to nie przeszkadzało. Dźwięk działa, regulacja też.
W całkiem niedługim czasie stałem się użytkownikiem OS X :) Kusiło mnie tylko, jak ten system sprawowałby się na mocniejszym sprzęcie, niż mój stary komp. Niestety na głównej stacjonarce musiałem zapomnieć, gdyż procesor nie jest obsługiwany przez OS X, jest to Haswell, ale niestety Pentium. Wszystkie fora pisały, że płyta jest ok, ale problemem jest ten procesor. Rozwiązaniem byłaby wymiana na co najmniej Core i3. Odpuściłem sobie… Użytkowałem sobie OS X na swoim kompie, wszystko działa i byłem mega zadowolony, bo to taki idioto odporny Linux, z miłą oprawą dla oka, no i atut nie do podważenia: wszystko, co dla niego przeznaczone, po prostu działa! Wrażenia? Najbardziej intuicyjny system, jaki używałem, nawet konfigurować za bardzo nie ma co, wszystko jest jakby out of the box.
Wszystko śmiga i było miło, nawet nie myślałem o szybkim instalowaniu Minta, mało tego po przeczytaniu wpisów macminika na forum, że po aktualizacji system na hackintoshu nie wstaje, że nie warto, bo Apple często aktualizuje kexty (sterowniki), lub w najlepszym wypadku coś nie działa… Postanowiłem więc mając Mavericksa, przeprowadzić aktualizację do El Capitan :)
Aktualizujemy
Gdy system pobrał się ze sklepu Apple, wcisnąłem, aktualizuj teraz. Komputer trochę po mielił i postanowił się uruchomić ponownie. Po tym zabiegu nie wstał, gdyż… trzeba było zmienić wpis w Clover ( to taki bootloader dla OS X). Ponowny start już bez najmniejszych problemów. Aktualizacja nie narobiła żadnego bałaganu, żadne sterowniki nie zostały zmienione i wszystko zadziałało „od strzała”. System jest stabilny i nie dzieje się nic niepokojącego. Jestem na nim na co dzień, używam i jestem zadowolony jak nigdy przedtem. Nie pamietam, nawet kiedy uruchamiałem go ponownie, gdyż uśpienie w OS X działa wyśmienicie.
Czytając wiele wątków odnośnie aktualizacji do El Capitan, to wygląda na to, że więcej problemów pojawia się na sprzęcie od Apple niż na Hackintoshach :)
Dzieciaki też chciały, a jak!
Postanowiłem zgłębić temat i wyszło na to, iż oszukać można OS X na tyle, by myślał, że w kompie jest inny procesor (FakeCPU). Oczytanie kilku wątków pozwoliło mi zmienić wpisem w Clover procesor z Pentium na Core i5 i przystąpić do instalacji El Capitan na głównym kompie, którego używają wszyscy. Instalacja poszła i udało się odpalić wszystko, co działało pod Linuksem. Sukces.
Co do legalności takiego rozwiązania:
Wiem, że jest to naruszenie licencji Apple, ale nie lubię kota w worku, więc przetestować warto przed zakupem. Teraz zbieram kaskę na sprzęt z pogryzionym jabłkiem. Uważam, że warto.
W stosunku do Minta odczuwam kilka braków w nawykach, ale można się przyzwyczaić, teraz po ponad miesiącu użytkowania, uważam, że pewne rzeczy są po prostu bardziej intuicyjne w OS X niż w Linuksie czy oknach.
Słowem podsumowania:
Dla średnio ogarniętego człowieka, który ma styczność z komputerami na co dzień, instalacja to bułka z masłem. Wystarczy trochę czasu poświęcić. Warto spróbować OS X na PC, by obeznać się i po testować przed zakupem normalnego jabłka, gdyż sprzęt nie należy do najtańszych. Mimo wszystko warto! Z Linuksa nie zrezygnuję, gdyż po prostu go lubię, ale na chwilę obecną, dopóki nie kupię Macbooka, głównym systemem na PC, zostaje OSX.