Eclipse – planszówka, która z pudełka wyszła na Steama
17.10.2016 | aktual.: 17.10.2016 16:07
Niedawno na Steamie wylądowała implementacja strategicznej planszówki „Eclipse: New Dawn for the Galaxy.” Za stronę programistyczną odpowiada polskie studio Big Daddy's Creations, które ma na koncie już kilka gier na różne platformy, głównie właśnie planszówkowe. „Eclipse” był wcześniej dostępny na iPady, teraz można go kupić także na Windowsa i macOS na Steamie, a także na Androida.
O co chodzi?
Wyobraźcie sobie, że galaktyką przez ostatnie 3 tysiące lat targała straszliwa wojna. Galaktykę zamieszkuje 7 ras, w tym ludzie, zwani tu Terranami. Gdy w końcu udało się osiągnąć w miarę stabilny układ, który jednak trudno nazwać pokojem, zaczyna się rywalizacja. Choć otwarta wojna została zakończona, każda z ras marzy o zdobyciu tego, co mają inni.
Rozkład ras jest równoważny z różnymi stylami gry, przy czym każdy obcy mają swój odpowiednik wśród ludzi. Zasady gry zostały tak skonstruowane, by w rozgrywce nie mogli brać udziału obcy i ludzie korzystający z tej samej strategii. Weźmy na przykład rasę grającą białymi figurkami – Mechanema. To rasa nastawiona na mechanikę, mogąca w jednym ruchu budować i ulepszać więcej, niż inne rasy. Odpowiada jej frakcja Terran to Konglomerat, który ma bardzo podobne bonusy. Bojowej Hegemonii Oriona odpowiada Sojusz Terrański, ekspansywnym Plantom Unia Terrańska i tak dalej.
Gra to typowa strategia turowa, którą można spokojnie zaliczyć do kategorii 4X. Jak w wielu grach tego typu, galaktykę reprezentują sześciokąty. W każdym z sektorów można trafić na planety, generujące konkretne zasoby – w tej grze mamy do czynienia z trzema (pieniądze, nauka i materiały budowlane). Eksploracja kosmosu wiąże się również z potrzebą eliminowania wrogich statków rasy Antycznych.
Rozszerzanie wpływów wiąże się z rozbudową floty, w której zawsze można mieć 3 klasy statków i stacje kosmiczne, a jeśli gra 4 i więcej osób, także z dyplomacją. Bardzo ciekawym elementem gry jest system ulepszeń, bezpośrednio związany z rozwojem technologicznym rasy – po kupieniu odpowiedniej technologii można do statków montować lepszą broń, silniki pozwalające na dłuższe podróże, wzmocnienia i tym podobne.
Rozgrywka trwa 9 rund, w każdej rundzie gracze wykonują tyle ruchów, w kolejności dookoła stołu, na ile ich stać. Za wpływy na planetach i za ruchy płaci się pieniędzmi. Ruchem może być budowa statków, ruch statków, ulepszenie, wynalezienie technologii, odkrycie układu (eksploracja) i zmiana wpływów. Walki i kolonizacja rozgrywane są raz na rundę, gdy już wszyscy rozplanują swoje ruchy i powiedzą „pass.”
W tej grze wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej punktów. Punkty otrzymać można za opanowane systemów (1‑4 punkty za system), ale trzeba płacić za ich utrzymanie i nie zawsze opłaca się utrzymywać wszystkie odkryte systemy. Od pewnego poziomu punkty otrzymuje się za posiadane technologie. W grze są 3 ścieżki rozwoju, przy czym nie są jednolite – technologie bojowe, budowlane czy obronne są wymieszane, więc w zasadzie nie da się rozwijać tylko jednej.
Najbardziej lukratywne pod względem zdobywania punktów są działania militarne. Za udział w bitwie przyznawany jest jeden żeton o wartości od 1 do 4 punktów, a do tego określona liczba za każdy z rozbitych statków przeciwnika. Jedna bitwa może dać maksymalnie 5 takich żetonów o losowej wartości. Dodatkowe punkty można też zdobyć dzięki wymianie ambasadorów z sąsiadami, co ma sens przy grze w większym gronie. Gracze nastawieni na budowę mogą zdobywać dodatkowe zasoby przez budowanie orbitali (sztucznych planet), a punkty zwycięstwa przez budowanie Monolitów – 3 punkty za sztukę.
Walka jest moim zdaniem najbardziej uciążliwym elementem tej gry w postaci planszowej – trzeba rzucać kostkami w odpowiedniej kolejności według inicjatywy statków, za każde działo jedną kością. To niestety problem wielu gier tego typu, na który niewiele można poradzić. W tym akurat przypadku myślę, że komputerowe wersje planszówek mają spore pole do popisu.
„Eclipse” zajmuje sporo miejsca. Dla każdego gracza trzeba zarezerwować miejsce na kartę postaci, mapa tez potrafi się nieźle rozrosnąć i trzeba się z tym liczyć planując rozgrywkę. Przy grze na 3 osoby dostawialiśmy krzesła, by zyskać więcej płaskich powierzchni.
Cyfrowa nie znaczy gorsza
Cyfrowa wersja „Eclipse'a” jest moim zdaniem bardzo dobrze przygotowana. Gra została przeniesiona w taki sposób, że fizyczne elementy planszówki są świetnie odwzorowane – wszystkie żetony, wskaźniki zasobów, kafelki technologii i płytki ulepszeń statków zostały odwzorowane na ekranie, dzięki czemu pozostaje poczucie obcowania z grą bardzo bliską oryginałowi. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki rozwiązana została prezentacja danych każdego gracza. W planszowej wersji mamy pod ręką arkusz formatu zbliżonego do A4 ze wszystkimi kostkami, krążkami i żetonami, na komputerze zaś różne jego części można wysunąć z boków ekranu, dzięki czemu nie zasłaniają widoku galaktyki.
Poza oczywistymi różnicami między wydaniami warto zauważyć, że wersja komputerową ma inne kolory zasobów. Moim zdaniem bardziej czytelne. Od początku miałam problemy z odróżnianiem od siebie odcieni brązu, zastosowanych w oryginale, a oznaczenie materiałów budowlanych kolorem zielonym w wersji komputerowej to świetny pomysł. Nie sposób się pomylić.
Rasy pozostały bez zmian, ale w komputerowej wersji gry mają różne statki. Projektanci zadbali o odpowiednią oprawę walki, subtelne animacje i indywidualny charakter każdej z ras, bez zaburzania klimatu. Znów duży plus dla wersji cyfrowej.
Wspomniałam wcześniej o uciążliwym rzucaniu kostkami w walce – komputer może rozgrywać potyczki automatycznie, co jest dobrym rozwiązaniem dla leniwych, można też samodzielnie sterować trafieniami. W ogóle w gry, gdzie trzeba podliczać zasoby i pilnować portfela gra się łatwiej gdy komputer zajmuje się pilnowaniem limitów. Tu znacznym ułatwieniem jest oznaczanie na żółto i czerwono pozostałych punktów akcji, które jeszcze można wykorzystać.
W wersji analogowej są to po prostu żetony i kosteczki na polach i trzeba samodzielnie pilnować limitów.
Komputerowa wersja ma też kilka innych ułatwień – na przykład podaje prawdopodobieństwo wystąpienia planet danego typu na zakrytych heksach. W każdej chwili można podejrzeć jak wyglądają zasoby i flota innych graczy oraz zakres punktów, który już zdobyli.
Na komputerze można grać z botami, których mamy do wyboru 3 poziomy, ale są dość tendencyjne – jak to boty. Można też zagrać w starym stylu, siadając do komputera na zmianę, ze znajomymi. Można też grać online i to z osobami grającymi na różnych systemach operacyjnych. „Eclipse” na każdej platformie wygląda i działa tak samo, choć mam wrażenie, że wersja dla macOS trochę zostaje w tyle za pozostałymi.
Choć „Eclipse” jest grą wymagającą wysiłku intelektualnego i skupienia, wydaje mi się grą bardzo odprężającą. Muzyka jest bardzo przyjemna i łagodna, oprawa graficzna bez fajerwerków i zbędnych ozdobników, wszystko stonowane i bardzo „zen.” Gra się zupełnie bezstresowo.
Rozgrywka z komputerem zajmuje mi zazwyczaj około godziny, ze znajomymi bywa różnie. Samo rozkładanie elementów zabiera kilkanaście minut i to wprawionym graczom. Autorzy gry polecają liczyć pół godziny na jednego gracza, ale tak szybko jeszcze nigdy nie udało nam się skończyć na stole. Bliższe prawdy będzie liczenie godziny na gracza.
Czy warto?
Po otwarciu pudełka „Eclipse” przeraża. Autentycznie. Gra waży dobre 3 kg, ma kilka setek drobnych elementów i trudno ogarnąć, co jest do czego. Instrukcja ma kilkadziesiąt stron i na szczęście jest bardzo dobrze napisana i zawiera przykłady. Opanowanie zasad gry nie zajmie całego dnia. Wystarczy rozegrać na próbę dwie albo tezy rundy.
Teraz jestem już pewna, że to jedna z najlepszych i najprzyjemniejszych gier strategicznych, w jakie grałam. W zasadzie to pierwsza gra tego typu, która wciągnęła mnie na dłużej (nie chodzi tu o długość rozgrywania jednej partii :)). Myślę też, że świetnie nada się jako pierwsza gra typu 4X w kolekcji.
Na komputerze można zacząć jeszcze szybciej. 3‑rundowy tutorial pokaże wszystkie podstawowe ruchy i wyjaśni podstawy, po więcej można zajrzeć do wbudowanego podręcznika po angielsku. Tu pudełkowa wersja ma przewagę, bo dystrybutor dołącza polską instrukcję i polskie „ścągi” z listą technologii i części statków do korzystania podczas grania. Po kilku rozgrywkach można wybrać swoją ulubioną rasę i wygrywać. Za zwycięstwa różnymi rasami przyznawane są osiągnięcia na Steamie.
„Eclipse” w wersji elektronicznej bardzo polecam miłośnikom planszówek. Ze względu na cenę może nawet bardziej niż wydanie pudełkowe, choć oczywiście miłośników tradycyjnego turlania kostek i malowania figurek nie będę przekonywać. Trzeba też wziąć pod uwagę, że cyfrowa wersja najlepszą cenę ma na Androida, więc jeśli ktoś ma pod ręką tablet, moim zdaniem nie ma co się zastanawiać. Analogowy „Eclipse” ma oczywiście swój urok.
Mimo tego, w czasie gry miałam pod ręką obie gry, częściej sięgaliśmy po wersję cyfrową. Powód był bardzo prosty – wystarczy postawić laptopa w wygodnym miejscu albo przekazywać sobie tablet. Do pudełkowej wersji prawie trzeba przemeblować mieszkanie.
Na koniec dziękuję Druedainowi, Ausirowi i Maćkowi za cierpliwe granie i studiowanie instrukcji, a także wypożyczalni Planszóweczka.pl za udostępnienie analogowego egzemplarza.