Arch-Anywhere — czyli Arch w jeszcze prostszej formie
12.02.2017 | aktual.: 12.02.2017 19:10
Długo mnie nie było, a tyle rzeczy się zmieniło... Powróćmy zatem do tematu znanego systemu Arch Linux i zadajmy sobie pytanie - czy jest prostsza metoda na instalację tego (jakże) zaawansowanego OS? Kilka dni temu otrzymałam informację o istnieniu Arch-Anywhere, czyli kolejnego .iso z wbudowanym instalatorem. Postanowiłam pozostać bez zwłoki oraz pójść w ogień, wyłączając po części swój mózg. Wiem (a raczej pamiętam), jak powinna przebiegać podstawowa instalacja, jednak powiedzmy, że chcę to zrobić jeszcze szybciej - bo po co komu wklepywanie kilka razy tych samych komend, ustawianie godziny i innych stu dupereli, skoro mogę to zrobić za pomocą specjalnego skryptu? Skoro istnieją łatwiejsze metody, to dlaczego by z nich nie skorzystać?
Przygotowanie niezbędnych rzeczy
Jak już wiemy, z (dosłownie) niczego nie może powstać "coś". Należy pobrać parę ważnych rzeczy, aby rozpocząć przygodę z Arch-Anywhere. Między innymi jest to plik .iso oraz program do utworzenia bootowalnego nośnika. Bez tego ani rusz!
Skąd pobrać .iso?
Obraz płyty możecie ściągnąć z oficjalnej strony Arch-Anywhere. Jest wręcz bliźniacza wyglądem do swojego oryginalnego odpowiednika, jednak zamiast kłującej w oczy bieli spotykamy szare tło, zielone nagłówki oraz białą czcionkę. Całkowite przeciwieństwo, co nie? Pobieranie rozpoczniemy za pomocą kliknięcia w "Download", a następnie "arch-anywhere-a.b.c-dual.iso". Tam, gdzie są literki, znajduje się konkretna cyferka. Istnieje możliwość pobrania przez przeglądarkę oraz plik .torrent. A co już wybierzecie - Wasza wolna wola.
Jak utworzyć bootowalny nośnik na różnych systemach?
Kwestia zbootowania nie jest zbyt trudna. Ponownie korzystając z VirtualBox'a, skazuję niektórych na przeszukiwanie sieci w celu znalezienia odpowiedniego poradnika. Jeżeli nadal macie na swoim dysku twardym jakiegoś Linuksa, polecam użycie sprawdzonej metody:
dd bs=4M if=/ścieżka/do/arch-anywhere.iso of=/dev/sd[x] status=progress && sync
Gdzie [x] to literka nośnika uzyskana za pomocą komendy:
sudo fdisk -l
Najbardziej polecam program YUMI (Your Universal Multiboot Installer) - pozwala na stworzenie nośnika z wieloma dystrybucjami, co umożliwia noszenie w kieszeni pendrive'a z różnymi rozmaitymi narzędziami typu Hiren's Boot lub Bitdefender Rescue. Czasami warto mieć coś takiego przy sobie, ponieważ nigdy nie wiemy, co nas spotka podczas pracy z komputerem. A gdy jeden jedyny komputer szlag trafi, jakoś głupio będzie do sąsiada chodzić i prosić o użyczenie swojego monstrum z 2 GB RAM‑u, starym procesorem, Windowsem XP na pokładzie oraz wirusami (jednak nie we wszystkich przypadkach).
Ustawianie pod maszynę wirtualną (VirtualBox)
Ta kwestia została wyjaśniona w moim poprzednim poradniku dotyczącym instalacji podstawowego Arch Linux'a. Kopiowanie tego z deski do deski nie spotka się pewnie z zadowoleniem, dlatego odsyłam Was do poprzedniego artykułu. Dla tych, którzy nie wiedzą, jaki system wybrać podczas tworzenia wirtualnej machiny - będzie to najzwyczajniej w świecie Arch Linux.
Zmiana bootowania urządzeń w BIOS-ie
Najlepszym sposobem na zbootowanie systemu z pendrive'a podłączonego do komputera jest skorzystanie z Boot Device Menu. W zależności od producenta płyty głównej i BIOS-u, mogą zadziałać różne klawisze. Najczęściej jest to F12, jednak na moim starym, niezbyt lubianym i mulącym laptopie - ESC. Należy je naciskać podczas wyświetlania POST, najlepiej kilka razy i bardzo szybko, tylko żeby oczywiście klawiatury nie rozwalić.
Po krótkiej chwili (jeżeli jeden [z klawiszy] zadziałał) pojawi się menu z podłączonymi urządzeniami i ich nazwami. Należy wybrać opcję z nazwą naszego pendrive'a, a jeżeli nie wiemy, która jest prawidłowa, najlepiej jest odłączyć nośnik i sprawdzić, jak wygląda sprawa bez niego - jaki wybór w oknie zniknął?
I jeszcze partycjonowanie...
Jeżeli masz zamiar postawić obok Windowsa właśnie ten system, najlepiej jest użyć GParted LiveCD do wydzielenia przestrzeni na dysku. Możesz dodać go bez problemu na swój nośnik danych za pomocą YUMI bez usuwania istniejącego już na nim Arch-Anywhere LiveCD. Dzięki niemu "zabierzesz" kilkanaście GB wybranej partycji. Odsyłam tutaj niestety albo do wiedzy własnej, albo do poradników w Internecie.
Instalacja
Jeżeli wszystko zrobiliśmy prawidłowo, powinniśmy zobaczyć kolejne menu, jednak tym razem z wyborem architektury systemu - x86_64 lub i686. Jest ono niezwykle podobne do tego z oryginalnego systemu, jednak logo Arch'a zdobyło dodatkową umiejętność w postaci rozszczepiania światła białego. LiveCD oferuje także memtest86+, czyli program do sprawdzenia pamięci RAM, jednak my z niego korzystać nie będziemy, ponieważ nam (raczej) nie jest potrzebny. Jednak dla zdobycia doświadczenia zawsze można go uruchomić.
Oczywiście wybieramy pierwszą opcję i uderzamy w przycisk Enter.
Opis skryptów
Załadowanie systemu powinno zająć od kilkunastu do kilkudziesięciu sekund, w zależności od rodzaju nośnika. Po zobaczeniu białych literek na czarnym ekranie, naszym oczom ukazuje się wreszcie wymarzony widok łatwego i przyjemnego w obsłudze instalatora... Czekajcie, co to ma być?
Ano ku zdziwieniu niektórych osób, musimy jeszcze wklepać jedną komendę. Czytając informacje zawarte w tekście, jest ich kilka. I którą wybrać? To przecież proste, jednak bez znajomości języka angielskiego w świecie innych systemów operacyjnych od Windowsa nie przetrwamy. A w szczególności tam, dokąd dziś zmierzamy.
- arch-anywhere - instalator, dzięki któremu na naszym dysku zagości Arch Linux
- arch-wiki - pozwala na skorzystanie ze źródeł informacji Arch'a w postaci niezbyt wygodnej przeglądarki
- iptest - testuje połączenie (podczas instalacji warto korzystać z Ethernetu)
- sysinfo - wyświetla informacje na temat systemu
- fetchmirrors - aktualizuje repozytoria
- reboot - restartuje komputer
Wpisujemy zatem pierwszą komendę z listy i przechodzimy do dalszej części poradnika.
Ustawienia języka i czasu
Dla wszystkich, którzy opierają się tylko i wyłącznie na naszej polszczyźnie - instalator jest dostępny w naszej ojczystej mowie. Na początku instalator zapyta nas o język - oczywiście wybieramy polski.
Następnie kod kraju, czyli PL. Do czego to jest potrzebne? Do aktualizacji listy mirrorów. Jak zwykle zatwierdzamy naszą opcję Enterem.
Teraz musimy ustawić układ klawiatury, chyba że ktoś chce pisać bez polskich znaków. Znajduje się ona w sekcji "Inne", ponieważ na początku znajdują się tylko i wyłącznie najpopularniejsze z nich. Tak samo jest z opcjami regionalnymi - trzeba je znaleźć również w innej zakładce.
Następnie naszym oczom ukazuje się możliwość wyboru sposobu podziału dysku. Do wyboru mamy kilka opcji, których przebieg zostanie opisany poniżej.
Automatyczne partycjonowanie dysku (niezalecane)
Moim zdaniem ta metoda jest zalecana tylko dla początkujących/raczkujących wręcz użytkowników - ponieważ to my powinniśmy wiedzieć, co jest dla nas najlepsze. Stanowczo odradzam tę metodę, ze względu chociażby na usuwanie wszystkiego, co znajduje się na dysku twardym. Lepiej jest ręcznie to zrobić. Jednakże pójdę naprzeciw i postanowię przetestować metodę zautomatyzowaną.
Także wciskamy więc Enter i wpierw musimy wybrać dysk, na którym zostanie utworzona tabela partycji. Ja działam na maszynie wirtualnej, zatem mam tylko jeden do wyboru. Następnie przechodzimy do kroku, w którym możemy ustalić typ systemu plików. Najlepiej jest wybrać ext4, ze względu chociażby na to, iż najlepiej współpracuje z Linuksem.
W kolejnym kroku zostaniemy zapytani o utworzenie partycji typu swap. Dla tych, którzy nie wiedzą - służy ona głównie do hibernacji urządzenia (czyli bez niej nie da się użyć tej opcji), stanowi także "awaryjny RAM", jednak znacznie gorszej jakości (powolniejszy, mulący). System automatycznie nawiguje procesami między swap i pamięcią, aby zapewnić optymalną wydajność w przypadku starszych maszyn. W zależności od własnych preferencji, możecie wybrać, czy chcecie ją utworzyć. Wielkość swap zależy od posiadanej ilości RAM, dlatego najlepiej użyć do tego potęgi liczby 2 (512, 1024, 2048, 4096 itd).
Ostateczne zapytanie o tabelę partycji i podsumowanie. Jeżeli wszystko się zgadza, wybieramy opcję "Zapisz zmiany".
Ręczne partycjonowanie (zalecane)
W polskiej instalacji niestety została ta metoda zepsuta i każdy, kto ma zamiar samodzielnie podzielić dysk/ustawić system obok Windowsa, musi skorzystać z angielskiej wersji, co nie wpływa jednak na język Arch'a w końcowym punkcie. Wbrew pozorom nie jest to trudne zadanie - postaram się wszystko po kolei wytłumaczyć.
Najpierw musimy wybrać dysk, na którym ma zawitać Arch. U mnie to jest sda (jak zwykle działam na VirtualBox'ie), jednak jeżeli ktoś z Was ma dwa dyski, musi ustalić, z którego ma skorzystać. Po wybraniu (pustego) urządzenia, zostaniemy zapytani o typ tabeli. Nie korzystam z GPT, dlatego mój wybór padł na DOS.
Okej, co teraz musimy zrobić? Uzyskaliśmy wolne miejsce (u mnie jest to calusieńkie 16 GB). Musimy teraz stworzyć dwie lub trzy partycje (według własnego uznania), używając przycisku "New".
- Pierwsza z nich będzie służyła jako miejsce na system. Polecam dać około 20 GB.
- Druga posłuży jako miejsce konfiguracji Twoich programów i plików. Całe wolne miejsce ląduje właśnie tutaj.
- Trzecia (opcjonalna) posłuży jako swap, który potrzebny jest do hibernacji komputera., zatem dajemy ilość równą pamięci RAM. Tej musimy zmienić typ partycji na "Linux swap / Solaris".
Tłumaczenia poszczególnych funkcji:
[list] [item]"New" - nowa partycja[/item][item]"Bootable" - partycja bootowalna, czyli z której ma wszystko startować - na niej właśnie znajdzie się GRUB. [item]"Delete" - usuń wybraną partycję[/item][item]"Quit" - wyjdź[/item][item]"Type" - typ partycji[/item][item]"Help" - pomoc[/item][item]"Write" - zapisz domyślną konfigurację[/item][item]"Dump" - tworzy plik, który pozwala na wykorzystanie takiej konfiguracji[/item]Jeżeli wszystko dobrze poustawialiśmy, wybieramy opcję "Write".
Powinno nam się pojawić wcześniejsze okno (czyli te, za pomocą którego wybraliśmy dysk), jednak tym razem zapełnione partycjami /dev/sda. Teraz musimy jedynie wybrać zastosowanie każdej z nich, co jest całkiem łatwe i zostało uproszczone. Na początku ustalamy, która z partycji ma posłużyć jako "/", czyli katalog z całym systemem, by potem sformatować ją jako ext4 (oczywiście można wybrać inny system plików).
To samo robimy z drugą (która posłuży mi za /home) - wybieramy opcję "Edit", a następnie punkt montowania dla poszczególnej partycji.
Jeżeli stworzył ktoś partycję swap, także musi "coś" z nią zrobić. Wciśnięcie przycisku Enter powoduje wyskoczenie komunikatu, czy chcemy użyć tej partycji jako swap. Oczywiście akceptujemy to, zostaje ona sformatowana i idziemy dalej.
Ostatecznie całość powinna wyglądać gdzieś tak, jak na obrazku poniżej (wszystko może się różnić w zależności od tego, jaki rodzaj tabeli wybraliście oraz czy stawiacie system obok Windowsa lub też na czysto). Wybieramy "Write-Changes" i potwierdzamy naszą operację.
Podstawowa konfiguracja
Dużo się tutaj dzieje, dlatego postaram się wkleić jak najmniejszą ilość pojedynczych obrazków, aby nie wyglądało to tak, że zapełniam puste miejsca za pomocą wnoszących wielkie nic screenów z VirtualBox'a. Zostaniemy wpierw zapytani o to, jaki rodzaj systemu chcemy zainstalować. Tak naprawdę można to zmienić po instalacji, doinstalowując pakiety, jednak polecam na starcie zacząć od base-devel. Dlaczego? Pozwala na instalację pakietów z AUR, co jest niezwykle przydatne w przypadku np. instalacji przeglądarki Vivaldi (z której korzystam) lub wielu innych programów.
Następnie powłoka systemu... No cóż, aby dowiedzieć się więcej o ich poszczególnych rodzajach, trzeba przeczytać w Internecie na ten temat. Osobiście używam bash'a i nie narzekam, dlatego wybór padł właśnie na niego, chociaż przetestować inne zawsze można (i niezwykle polecam, bo zawsze można nabrać doświadczenia i wybrać coś dla siebie).
Program rozruchowy - tutaj raczej nikt nie ma wątpliwości, iż będzie to najzwyczajniej w świecie GRUB. Pozwala on na łatwą konfigurację oraz ma większe wsparcie społeczności. Co do tego wyboru również nie mam żadnych zawahań.
Narzędzie do połączenia się z siecią - tutaj możecie wybrać to, co Wam pasuje. NetworkManager jest polecany ze względu na obecność GUI, dlatego polecam go mniej zaawansowanym użytkownikom. Ja jednak postanowiłam pójść na całość i wybrać pierwszą opcję, czyli netctl (ustawioną również jako domyślną).
Kolejnym krokiem w konfiguracji będzie możliwość wyboru tego, czy PPPoE DSL ma być wspierane. Patrząc na słynną Wikipedię, zostajemy poinformowani, iż jest to protokół używany podczas uzyskiwania dostępu do LAN‑u przez kartę sieciową Ethernet. Jeżeli nie jesteśmy pewni wyboru, najlepiej wybrać opcję "Nie".
Instalując Arch-Anywhere obok Windowsa, nie należy zapomnieć o instalacji os‑prober. Pozwala on na multibootowanie, dlatego jeżeli ktoś z Was używa Windowsa, musi to zainstalować - po prostu musi, z podkreśleniem na słowo "musi" (!). Chyba że nie chce mieć dostępu do okienek przez jakiś czas oraz zrobić sobie porządne wakacje, dopóki nie ruszy głową i nie zainstaluje manualnie tego pakietu, używając potem komendy "grub-mkconfig" z ustalonymi opcjami.
Środowisko graficzne
Po tym wszystkim przyszedł czas na bardzo przyjemną kwestię, która jednak w świecie użytkowników Linuksa sprawia spore problemy i nieraz wojny. Środowisko graficzne lub też i menedżer okien. Jest ich tyle, że aż głowa trochę boli. Jakie będzie najlepsze? Oczywiście to, z którym wcześniej mieliście do czynienia. Cukierkowe KDE polecany jest dla machin o trochę lepszych parametrach, XFCE reprezentujący mysz zaskakuje lekkością, Gnome idzie trochę w odstawkę, MATE znajduje fanów wśród osób lubiących zmieniać całkowicie okienka... Mnie zainteresowało Arch-Anywhere-Xfce. Do koloru, do wyboru! :)
Następnie otrzymamy możliwość instalacji pakietu, który pozwala na używanie ekranu dotykowego. Ze względu na to, iż mój laptop jest najnormalniejszym w świecie laptopem, ominęłam tę kwestię i ruszyłam do przodu. I tak oto otrzymałam możliwość instalacji display managera, czyli po prostu (tłumacząc dosłownie) "menedżera wyświetlania". System potrafi się bez niego obejść, umożliwiając logowanie z powłoki, jednak postanowiłam rzucić okiem na to, jakie programy do tego oferuje. Mój wybór padł na LightDM, z którym wcześniej miałam już do czynienia.
Już prawie koniec!
Zostaniemy zapytani (w zależności od tego, czy korzystamy z wersji x86_64 lub i686) o używanie architektury zgodnej z x64. Oczywiście zgadzamy się i przechodzimy do następnego okna, w którym możemy ustalić, czy DHPC ma być uruchamiane przy starcie systemu. Wybieramy opcję "Tak", by następnie ustalić nazwę dla komputera. Tutaj możecie wybrać taką, jaką chcecie, tylko oczywiście bez spacji i znaków specjalnych.
Teraz najważniejsza kwestia w instalacji - wymyślenie hasła dla roota. Jak wiemy (a przynajmniej większość Czytelników wie), root posiada potężną moc władania nad systemem. Uzyskanie dostępu do niego przez osoby trzecie może się skończyć tragicznie, przykładowo użyciem komendy do całkowitego formatowania partycji. Pozwala on na dosłownie wszystko - od malutkich rzeczy po dostęp do danych z Windowsa. Wniosek? Musi być silne, nie może być imieniem naszego zwierzaka i datą naszego urodzenia!
A teraz czas na nas. Jaką nazwę użytkownika wybierzemy? Pewnie związaną z naszym imieniem. Nie możemy używać tutaj żadnych cyfr i znaków specjalnych, dlatego jesteśmy ograniczeni tylko do liter. Po wpisaniu odpowiadającej nam opcji ustalamy następnie hasło, aby nikt oprócz nas nie miał dostępu do katalogu użytkownika. Ustalenie go takiego samego jak u roota to po prostu idiotyzm. Nie będę bawiła się w polityczną poprawność, więc pójdę po całości - debilizm i kopanie dołków pod siebie. Równie dobrze mogłoby tego hasła nie być... Okej, powróćmy do tematu głównego - teraz nadanie praw sudo. Pozwala to na używanie programów wymagających praw administratorskich bez przelogowywania się na konto roota, jednak działa dopiero po podaniu naszego hasła. Jeżeli wiecie, co robicie i czytacie każdą komendę minimum pięć razy przed wciśnięciem "Enter", możecie bez obaw wybrać opcję "Tak".
Jeżeli macie na to ochotę, możecie utworzyć kolejne konta, jednak ja ten proces ominęłam. Już zbliżamy się do końca naszej przygody, kto wie, być może i początku...? Dostajemy kolejne zapytanie dotyczące instalacji oprogramowania na komputerze. A czemu nie, wolę mieć bez bawienia się w terminalu przeglądarkę i inne ważne rzeczy... Naszym oczom ukazuje się menu, w którym pakiety zostały podzielone na poszczególne kategorie, dzięki czemu bez problemu możemy odnaleźć to, czego szukamy. Chyba nie muszę tłumaczyć, co znajdziecie w jakiej, bo jest to dość oczywista rzecz. Wystarczy swobodnie przeszukać i dodać do listy wybrane przez siebie programy, a naciśnięcie Enter'a podczas podświetlania opcji "Gotowe" spowoduje pobranie tych pakietów i ich instalację. Może to potrwać od kilku do kilkunastu minut.
Po ukończeniu tego procesu zostaniemy zapytani o to, co chcemy zrobić z komputerem. Możemy go wyłączyć, uruchomić ponownie, powrócić do wiersza poleceń w przypadku pominięcia jakiejś istotnej dla nas rzeczy... Oto koniec całej przygody! Potem tylko cieszyć się świeżutkim systemem!
Efekt końcowy
W około pół godziny otrzymaliśmy gotowy do pracy system operacyjny oparty na Arch Linux'ie, który wypada całkiem dobrze. Pomijając błędy występujące w polskiej wersji instalatora (nie tylko związane z partycjonowaniem, ale także i literówki), Arch-Anywhere jest wart uwagi w przypadku osób mniej obeznanych z systemami instalowanymi za pomocą trybu tekstowego. Nie zastąpi on jednak frajdy w przeciwieństwie do normalnej instalacji, podczas której cieszyłam się, że system w ogóle działa i chce w części współpracować. Mimo to warto rzucić na niego okiem :).