Smartfony przejściową modą?
Zdaję sobie sprawę, że w tej własnej wizji przyszłości jestem osamotniony i wszyscy inni przewidują coś przeciwnego. Ale wydaje mi się, że w końcu ludzkość po prostu znudzi się smartfonami. Bo ileż można się ekscytować kolejnym modelem tabliczki reagującej na dotyk...
Idea smartfona sama w sobie jest genialna. Tylko chyba coś poszło nie w tą stronę. Miałem w życiu jednego smartfona i mi się znudził, teraz mam telefon z przyciskami. W nim najbardziej mi brakuje GPS‑a i sensownej kamerki. Sensownej nie w stylu, żeby miała 15MP, albo 100MP, te megapiksele to głównie marketing, w tradycyjnym aparacie cyfrowym zazwyczaj ustawiam sobie rozdzielczość 3MP (chyba że potrzebuję większą) i fotografie wychodzą lepsze niż w smartfonach, a nie muszę liczyć ilości nóg u mrówki na liściu 100 metrów za fotografowanym obiektem. Optyka i większy sensor obrazu aparatu fotograficznego robią swoją robotę. W początkach ery aparatów cyfrowych był nawet jakiś przelicznik, ile pikseli ma mieć rozdzielczość, żeby jakość była nie gorsza niż tradycyjnej fotografii wywoływanej z kliszy na papierze fotograficznym w danym formacie. Nie pamiętam dokładnie, ale to się mieściło w pojedynczych megapikselach dla arkusza A4. Jak potrzebuję lepszych fotografii, to mogę zabrać aparat fotograficzny, a w komórce do okazjonalnych zdjęć wystarczyłoby wspomniane 3MP, ale żeby były "prawdziwe", nie "marketingowe" dające w praktyce coś w jakości VGA na cyfrowym aparacie fotograficznym (o ile nadal da się w nich ustawić rozdzielczość VGA, czyli 640x480).
Pozorne zalety smarfona w praktyce okazują się być wadami. Nawet pomijając niesamowitą inwigilację. Ale przykładowo:
1) Można odczytać e‑maile. Tylko po co? Odczytam sobie w domu, najpóźniej kolejnego dnia od ich wysłania. Jak ktoś musi zawodowo natychmiast, to musi, ja nie muszę. Ale twórcy aplikacji na smartfony do e‑maili mogliby pomyśleć nad jakimś przełącznikiem czasowym, żeby poza godzinami pracy nie odbierało.
2) Komunikatory. Też sobie odczytam w domu, na podobnej zasadzie co e‑maile. Z Facebook Messengera korzystam tylko i wyłącznie w przeglądarce komputera. Jeszcze nie zdarzyło się coś na tyle pilnego, bym musiał być natychmiast poinformowany, może poczekać.
3) Nawigacja. Tego brakuje mi w ostatnich modelach tradycyjnych telefonów, ale już w tych z KaiOS znowu się pojawia. We własnym mieście się nie zgubię. Oczywiście nie uczyłem się na pamięć wszystkich nazw ulic, ale z widzenia kojarzę. Jak muszę trafić w dane miejsce, to przed wyjściem sprawdzę sobie na komputerze która to, zazwyczaj na GoogleMaps.
Nawigacja GPS do samochodów to świetna rzecz, jeśli trzeba gdzieś dotrzeć w nieznanym sobie mieście. Ale nawigacje to nie tylko appki na smartfony. I we własnym mieście nie potrzebuję.
Natomiast w telefonie najbardziej przydatna byłaby dla mnie nawigacja, która wskazuje kierunek i odległość. Tylko tyle wystarczy by w nieznanym miejscu wszędzie dojść na piechotę. W KaiOS nawigacja piesza korzysta z mapy i to mnie irytuje, jak własny telefon traktuje właściciela jak idiotę, mówiąc mu którym chodnikiem ma iść i gdzie skręcić. Jak to inaczej wyjaśnić... Wyobraźmy sobie pobyt w Warszawie, gdzie trzeba trafić pod Pałac Kultury. I ten budynek widać gołym okiem. To odpowiednik nawigacji wskazującej odległość i kierunek. Nie trzeba być zbytnio rozgarniętym, żeby trafić. Natomiast aplikacje się uparły by mówić którędy iść, decydując za pieszego czy ma przejść na tym przejściu dla pieszych, czy na innym.
4) Muzyka. Mogliby dać jakieś Spotify na tradycyjną komórkę, technicznie to nie jest niewykonalne. Choć sam osobiście nie lubię korzystać ze słuchawek na chodniku, to mnie dekoncentruje, ale inni mogą lubić (i wchodzą pod nadjeżdżające samochody oraz hulajnogi).
5) Newsy. Sprawdzę sobie w domu, nie dłużej jak 5 minut, bo zazwyczaj są bezsensowne i głupie. Głupimi informacjami nastawionymi na sensację można sobie popsuć mózg, ale to temat na inną dyskusję... Coś w tych newsach jest na tyle istotnego, że musiałbym je natychmiast poznać, kiedy idę chodnikiem? Ktoś pamięta newsy z dnia wczorajszego?
Takie przeglądanie newsów, kotków i Facebooka jest uzależniające, podobnie jak alkohol, narkotyki, papierosy i czekoladki, pobudza te same ośrodki przyjemności w mózgu. Dlatego ludzie tyle godzin spędzają gapiąc się w ekranik smarfona. To bezsensowne marnowanie czasu, lepiej sobie poczytać coś przydatnego, np. podręcznik do elektroniki. Oczywiście jedni mniej się uzależniają, inni więcej, podatność na uzależnienia to cecha indywidualna. Ale próba odstawienia smartfona powoduje identyczne objawy co próba odstawienia narkotyków, włącznie z wybuchami agresji i próbami samobójczymi. Naprawdę, niektórzy rodzice mają taki problem, że jak chcą kilkulatkowi odebrać smartfona, to ten zaczyna demolować mieszkanie, albo próbuje wyskoczyć przez okno, a leczenie psychiatryczne przynosi mizerne rezultaty.
6) Inne appki, jeszcze mniej niezbędne i dublujące funkcjonalności dostępne w inny sposób. Naprawdę, nie potrzebuję mieć przy sobie dostępu do konta bankowego (zresztą bank też inwigiluje, m.in. lokalizację, to jest wykorzystywane do wykrywania prób nieautoryzowanych płatności kartami i w przyszłości do profilowania usług). I tak przelew dochodzi następnego dnia, więc mam cały dzień na wysłanie, nie muszę natychmiast. Z gadżetów, to brakuje mi karty płatniczej bezprzewodowej w formie pierścienia, zamiast noszenia portfela. Mogliby do tego dodać funkcję dowodu osobistego z podpisem cyfrowym, karty bibliotecznej, biletu autobusowego, wszystko w jednym pierścieniu :)
Ale nie jest tak, że jestem całkowicie pozbawiony usług sieciowych poza domem. Jak potrzeba, to mogę zabrać tableta lub laptopa. Rzadko zabieram. Więc możliwość jest.
Przewiduję, że w przyszłości telefony przekształcą się w coś w rodzaju komunikatora ze Star-Treka TNG. Takiego w formie broszki przypinanej do ubrania. Głośniki Google Home pokazały, że w terminalu komputerowym można zrezygnować z wyświetlacza (tak jak w Star-Treku, ale w pierwszej serii z lat... sześćdziesiątych). Jak potrzebna będzie jakaś informacja, to wystarczy spytać i urządzenie odpowie. Bez potrzeby gapienia się w malutki ekranik. W wyposażeniu opcjonalnym może być jakiś rozwijany ekran, lub wbudowany w okulary, ale na co dzień w większości zastosowań wystarczy sterowanie głosem. Szukanie informacji na ekranie to strata czasu na czytanie mnóstwa bezużytecznych rzeczy i zaśmiecanie sobie nimi pamięci, tutaj możliwości analityczne sztucznej inteligencji mogą rozwinąć skrzydła i dać zwięzłą odpowiedź.
Pomimo posiadania tableta, nawet modelu z 10‑calowym wyświetlaczem, najchętniej jednak korzystam w domu z komputera stacjonarnego. Na 25‑calowym ekraniku dużo wygodniej się przegląda Internet niż na smartfonie. Nawet na tych 10 calach tableta mam wrażenie, jakbym obserwował świat przez peryskop i wracam na komputer. Na stacjonarnej klawiaturze bezprzewodowej dużo wygodniej się pisze niż na ekraniku dotykowym (ktoś kiedyś mierzył sobie ile czasu marnuje na próby pisania na ekranie dotykowym smartfona?). Ale to już nie jest komputer stacjonarny w formie wielkiej skrzyni, tylko malutki i cichy.
Tekst powstał na komputerze stacjonarnym, zaryłbym się próbując to napisać na tablecie. A Czytelnik się zaryje próbując to odczytać na malutkim ekraniku swojego smartfona.