Zaspokoić odwieczny głód energii. Test zasilacza NZXT E650
W kwestii zasilaczy ofertę NZXT stanowią trzy modele: E500, E650 i E850. Czy modularne jednostki od kalifornijskiej marki, wzbogacone o możliwość „cyfrowego monitoringu” zadowolą wymagających użytkowników?
NZXT konsekwentnie rozszerza swoją ofertę produktów o kolejne akcesoria i komponenty komputerowe. Wśród nich znajdziemy m.in. zasilacze teoretycznie skrojone pod kątem wymagających konsumentów. Swoją uwagę skupiłem na sześciuset pięćdziesięciowatowym modelu E650. Jego moc wystarczy z nawiązką, aby napędzić pojedynczą grafikę z serii RTX oraz procesor pokroju i7 lub Ryzen 7. Dlatego powinien zainteresować konsumentów chcących złożyć wydajny komputer do gier lub mniejszą stację roboczą do domu tudzież biura. Powyższy zasilacz wykorzystałem w budowie PC "All NZXT".
Zasilacz pod lupą
Seria E to klasyczne zasilacze ATX, gdzie wymiary testowanej jednostki to odpowiednio: 150 x 150 x 86 mm. Natomiast waga oscyluje w granicach 1,6Kg. Sprzęt posiada aktywne PFC oraz certyfikat 80 Plus Gold. Jeśli idzie o jakość wykonania nie można mieć o nic pretensji do producenta. Sprzęt utrzymano w stonowanej szarej kolorystyce, przy jednoczesnym minimalizmie formy. Delikatne wgłębienia po obu stronach oraz perforowana stal zamiast klasycznej siatki nad wentylatorem dodaje zasilaczowi pewnej unikalności na tle dostępnych na rynku urządzeń.
Oferowane zasilacze oczywiście nie zostały w pełni wykonane przez NZXT. Platformę dostarczyła firma Seasonic a testowany model bazuje tak naprawdę na jednostce SSR-650FX. Oczywiście dla nas konsumentów to dobra informacja. Tak, więc pod obudową znajdziemy komponenty specyficzne dla serii zasilaczy FX. Nie jest to jednak kopia 1:1. Obie firmy dołożyły nieco wysiłku, aby sprzęt mógł zaoferować coś więcej. Na tym etapie przede wszystkim kłania się kontroler USB, służący do komunikacji z płytą główną. O jego możliwościach opowiem w następnej części tekstu.
Równie istotna jest pozostała zawartość kartonu. Wszystkie przewody, a jest ich dokładnie dziewięć, zapakowano w poręczną zapinaną torbę. Mówiąc oględnie w środku znajdziemy dwa przewody SATA, dwa z końcówkami Molex, dwa PCIe, jeden zasilający CPU, płytę główną oraz kabel USB. Trochę szkoda, że sprzęt nie przewiduje drugiego przewodu dla CPU (4+4-pin). Miałoby to szczególnie uzasadnienie w kontekście płyt głównych z socketem TR4 lub topowych rozwiązań Intela. Oczywiście 650W dla Threadrippera i bardzo wydajnej (prądożernej karty) wydaje się nie do końca udanym połączeniem, ale kto powiedział, że taki setup musi mieć GPU z najwyższej półki. Ostatecznie wszystko zależy, w jakim celu składamy PC. Na szczęście dwa takie przewody znajdziemy już w wersji 850W zasilacza NZXT.
Same przewody przygotowano w nieco klasycznym stylu. Nie są płaskie a ich przekrój jest okrągły, gdzie całość chroni nylonowa osłonka przypominająca siatkę. Mi takie rozwiązanie osobiście bardziej się podoba, bo w miejscach gdzie przewód najbardziej widać (złącze PCIe na karcie czy wtyczka 24‑pin ATX prezentują się znacznie lepiej. Zasadniczo wszystko zależy od naszych preferencji i wybranej obudowy – ile miejsca zostawia na aranżacje kabli.
Specyfikacja NZXT E650
Wartości wyjściowe prądu
Złącza:
- 1x 24-pin ATX
- 1x 4+4-pin CPU
- 4x PCIe (6+2 pin)
- 8x SATA
- 6x Peryferia (Molex)
- 1x Mini-USB
Cyfrowy zasilacz w praktyce
Montaż zasilacza w obudowie nie różni się niczym względem innych rozwiązań, za wyjątkiem wspomnianego przewodu USB. Z jednej strony mamy wtyczkę micro-USB (wędruje ona do zasilacza) a na przeciwnym końcu USB‑connector dla płyty głównej. Monitoring zasilacza działa z każdą płytą główną dostępną na rynku. Nie musicie specjalnie do tego celu kupować oficjalnego mobasa NZXT. Jednak, aby sprawować kontrolę nad urządzeniem należy doinstalować aplikację CAM. Ogólne możliwości E650 sprawdziłem na dwóch wersjach programu: 3.7.8 i 4.0.11. Czym one się różnią? Całą masą detali, począwszy od interface’u a kończąc na usunięciu niektórych funkcji w nowszej odsłonie, jak choćby niewnoszącej niczego konstruktywnego kalibracji sprzętu.
W chwili testu zasilacz pracował na aktualnym firmware v1.0. W NZXT CAM 4.0.11 sięgamy to zakładki „Tuning” a następnie podsekcji „Power”. Bazowy profil pokazuje ile w danym momencie CPU, GPU i pozostałe komponenty naszego PC mają procentowy udział w ogólnym poborze energii. Przynajmniej ja to tak interpretuję. Tutaj pojawia się pierwsza uwaga – mianowicie wartości liczbowe na wykresie są słabo czytelne, co zresztą możecie zobaczyć na powyższym zrzucie ekranu. Dodatkowo możemy zobaczyć: ile łącznie godzin przepracował zasilacz, jego temperaturę oraz aktualne napięcia dla linii 3.3V, 5V i 12V.
W zakładce „Zaawansowane” otrzymujemy bardziej dokładne informacje. Każda z linii posiada wyróżnioną wartość dla napięcia i amperów. Szczególnie interesująco wypada linia 12V rozbita na GPU, CPU i pozostałe komponenty. Następnie jest ona podsumowana ogólnym zużyciem energii w danej chwili. Linia 3.3 i 5V są podsumowane wspólnie. Poniżej narzędzia diagnostycznego użytkownik otrzymuje dwa suwaki do manipulacji zabezpieczeniem przeciwprzepięciowym (OCP) dla procesora i karty graficznej z osobna. Laicy powinni ten element unikać. Generalnie zasilacz z serii E potrafi dostarczyć wielu istotnych danych, które mogą być np. pomocne podczas podkręcania sprzętu. Nie udostępnia jednak jednej bardzo ważnej informacji, mianowicie ile w danym momencie pobiera prądu z gniazdka.
Platforma testowa
- Procesor: Intel i7-8700
- Płyta główna: NZXT N7 Z390
- Pamięć: iChill DDR4-3600 16GB Dual Channel
- Karta grafiki: Inno3D GTX 1070 Ti / RTX 2070 Super / RTX 2080 Super
- Dysk: Plextor M8Se 512GB NvMe
- Obudowa: NZXT H510 Elite
- Monitor: AOC U3277FWQ
Komputer przetestowałem na ostatnio złożonym PC NZXT, gdzie do wnętrza powędrował procesor i7 oraz GTX 1070 Ti. W idle lub w trakcie lekkich zadań, kiedy zużycie prądu nie przekraczało 100W, zasilacz pracuje w trybie pasywnym. Wtedy jego temperatura mieści się w graniach 40 stopni Celsjusza. Niezależnie od wybranego testu – CinebenchR20, Blender, Battlefield V – obciążenie zasilacza nie przekraczało 50%. Gdy tylko wentylator włączył się aktywnie do pracy temperatura nie przeskoczyła 38°C. Dopiero bardzo długa praca pod obciążeniem podbiła temperaturę powyżej 40 stopni. Nieważne czy mówimy o spoczynku lub obciążeniu, pobór z gniazdka mierzony watomierzem a dane wyświetlane przez program CAM różniły się średnio o 10W.
Jednym słowem E650 radzi sobie bezproblemowo z platformą testową i powinien udźwignąć dużo mocniejszy sprzęt Zresztą do tego komputera wrzuciłem na chwilę kartę RTX Super i wszystko działało należycie. Mamy jednak pewien minus. Mianowicie domyślny profil chłodzenia zasilacza jest zbyt agresywny, mimo że jest to profil cichy. Gdy obciążenie zasilacza przekraczało 50% stawał się on bardzo słyszalny. Był on jednym z bardziej słyszalnych komponentów całego komputera. Wiem, że gwarancja rzędu 10 lat wymaga większych nakładów chłodnego powietrza, aby sprzęt wytrzymał taki okres czasu, ale sądzę, iż większość konsumentów preferuje ciszę. Zresztą Seasonic też daje 10 lat gwarancji na swoje produkty a użytkownicy nie uskarżają się na takie problemy. CAM w wersji 3.7.8 nie pozwolił mi na ręczne ustawienie prędkości obrotów. Nowsza wersja, "brandowana" już marką NZXT, udostępnia profil cichy, wydajny i własne ustawienia na bazie krzywej. Ostatnia opcja pozwala nieco wyciszyć E650, ale w mojej ocenie są to wartości wciąż dalekie od idealnych.
Słowem podsumowania
Stworzenie zasilacza posiadającego cyfrowy monitoring było próbą z pewnością ciekawą. Wiodące marki części komputerowych coraz chętniej wchodzą na pole akcesoriów pokroju zasilaczy, co możemy zobaczyć na przykładzie choćby Asus. Chęć złożenia PC w jednej tonacji kolorystyczno-producenckiej to zauważalny trend wśród konsumentów. Nic więc dziwnego że Kalifornijczycy chcą skorzystać z panującej mody.
Generalnie, jeśli idzie o jakość ogólną produktu nie mogę mieć zastrzeżeń. Cieszy też fakt, że NZXT obrało bardziej stonowaną stylistykę, stroniąc od RGB. Problem pojawia się pod większym obciążeniem w postaci nadmiernego hałasu. Aplikacja CAM po części pomaga opanować sytuację, ale efekt uznaję za połowiczny. Ogólnie monitoring zasilacza to ciekawy dodatek, acz skierowany raczej do bardziej świadomych i ciekawskich odbiorców, mających smykałkę do majsterkowania.
W dniu premiery E650 był znacznie droży od swojego brata SSR-650FX, ale dziś ceny obu produktów są bardzo zbliżone i wynoszą około 450 zł. Na swoje szczęście miałem okazję skorzystać jeszcze z NZXT E850, który pod obciążeniem cechował się nieporównywalnie wyższą kulturą pracy. Ostatecznie to od Was zależy ile potrzebujecie mocy i na co stawiacie priorytet – prosta i cicha konstrukcja czy bardziej złożony produkt z dodatkowymi funkcjami.
Co na plus?
- Jakość wykonania, estetyczny wygląd,
- Długie okablowanie w klasycznym oplocie,
- Możliwość cyfrowego monitoringu na każdej płycie głównej (wolny port USB 2.0),
- Spokojnie poradzi sobie z wydajnymi zestawami PC,
- Cena zasadniczo nie odstrasza.
Co na minus?
- Aplikacja CAM nie informuje ile zasilacz pobiera z gniazdka,
- Miałem styczność z dużo cichszymi zasilaczami 650W.