Zoom królem wideokonferencji, czyli jak bardzo Microsoft zrujnował Skype'a. Część IV

Eksodus Skype'a z pecetów tylko częściowo wynikał z ucieczki użytkowników w stronę telefonów. Nie mniejszym winowajcą było zdemolowanie klientów do stopnia, w którym wiele osób poddawało się, zanim dokonali wyboru spośród tuzina zbędnych wariantów. A gdy już mieli zainstalowanego klienta, często występował on w kilku, gryzących się ze sobą nawzajem wersjach.

Jak bardzo Microsoft zrujnował Skype'a (fot. Kamil Dudek)
Jak bardzo Microsoft zrujnował Skype'a (fot. Kamil Dudek)
Kamil J. Dudek

Nie pomagały także warianty mobilne: przez pewien czas słynnym problemem była niemożność uciszenia Skype'a: gdy odebrało się połączenie na klasycznym kliencie (reagował najszybciej), wszystkie "schowane", "nowoczesne" wersje dzwoniły dalej, a po chwili dołączał do nich telefon. Problem okresowo znikał, ale głównie dzieki temu, że któraś z wersji postanowiła dokonać spontanicznego wylogowania użytkownika. Niektóre z nich robiły (i nadal robią to) notorycznie.

Zbyt wiele zachodu

W ten sposób Skype z synonimu rozmów wideo stał się najtrudniejszym i najbardziej uciążliwym rozwiązaniem, którego unikano jak ognia podczas masowych wdrożeń. Podczas większych konferencji okazywało się, że każdy ma inną wersją Skype'a, a dział IT wdrażając jedną, musiał walczyć z pozostałymi. Również świadczenie pomocy technicznej było nieoczywiste.

Dawny klient w wersji klasycznej (fot. Skype)
Dawny klient w wersji klasycznej (fot. Skype)

Microsoft również zaczynał tracić cierpliwość i ogłosił, że klasyczny Skype 7.0 zostanie wreszcie wyłączony na zawsze, wraz z wieloma innymi antykami, jak dawna wersja dla Linuksa, wersja WinRT oraz najstarsze warianty UWP. Wywołało to krzyk sprzeciwu tysięcy użytkowników walczących z "nowoczesnymi", pełnymi błędów i niedoróbek klientami. W konsekwencji datę odłączenia starej wersji parokrotnie przesuwano. Nie za nim specjalnie nie przepadał, ale alternatywy były po prostu jeszcze gorsze.

Przegrana wojna

W uporządkowaniu chaosu pomogła śmierć inicjatywy Windows 10 Mobile. Powoli rozwijająca się i pełna zbędnych ograniczeń platforma UWP (rozumiana jako rozszerzone API WinRT) przestała być priorytetem dla firmy, dzięki czemu niepotrzebne stało się pisanie w niej aplikacji za wszelką cenę, co ewidentnie nie szło nikomu w Redmond zbyt dobrze. Rozwój kolejnej wersji UWP został porzucony, a wszystkie wersje klienta miały zacząć stosować wspólny rdzeń, opracowany na potrzeby przenośności w technologi React Native.

Nowy klient, na bazie wspólnego kodu
Nowy klient, na bazie wspólnego kodu

W ten sposób każdy obecny klient Skype'a jest w środku taki sam. Feeria oprogramowania stworzonego dla poprzednich wersji została wreszcie odrzucona. Windows 10 co prawda w dalszym ciągu zawiera dwie wersje klienta: jedną dostępną przez Sklep i drugą możliwą do samodzielnego pobrania.

Różnice między nimi są marginalne: ta pierwsza potrafi "wgryźć się" w funkcje i platformy dostępne tylko dla aplikacji APPX, jak mechanizm udostępniania, książka adresowa, kafelek i automatyczne aktualizacje. Nawet kwestia powiadomień została w końcu porzucona i program dorobił się klasycznej ikonki w obszarze powiadomień, ostatecznie potwierdzając jak bardzo chybione były niemal wszystkie założenia interfejsu aplikacji Modern, zdefiniowane w 2012 roku dla Windows 8.

Konkurencja się spisała

Otrzeźwienie przyszło jednak za późno. Skype przestał być synonimem rozmów wideo. Stał się komunikatorem używanym przez twoich rodziców. Nie udało mu się ani zrzucić bagażu "narzędzia poprzedniej generacji" ani wykorzystać mobilnej rewolucji, do której podszedł z użyciem stosu technologicznego skazanego na porażkę.

Skype ma także wersję Web, opartą o WebRTC
Skype ma także wersję Web, opartą o WebRTC

Skype obecnie przestaje się skupiać na bezsensownej krucjacie religijnej spod znaku walki o UWP, dzięki czemu może się zająć rzeczami, które dla odmiany mają jakieś znaczenie. Niedawno wprowadzono mechanizm uproszczonego definiowania konferencji, rodem wprost z Zooma, celem podbicia popularości aplikacji. Czas pokaże, czy nie jest na to przypadkiem za późno.

Również wersja biznesowa w końcu wylądowała na śmietniku i została zastąpiona przez mniej złożony i bardziej chmurowy komunikator Teams. Microsot Teams jest w wielu kwestiach mniejszym bólem głowy, niż Lync i skype for Business, ale jego rozwój, jakość i metodyka wdrożenia składają się na coś, co jest absolutnym horrendum. Instalacja i utrzymanie Teamsów, choć "dobrze" integruje się z Office 365, jest obraźliwa dla rzetelnych administratorów ceniących swój czas. Ale to materiał na zupełnie inną historię...

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)