Android 6.0: większa kontrola użytkownika, mniejsza producentów sprzętu
Niecały miesiąc temu zadebiutował Android 6.0 Marshmallow, który od strony wizualnej nie jest żadną rewolucją, niemniej przynosi szereg istotnych zmian w mechanizmach systemowych. Premiera tego systemu to także bardzo ważne informacje dla producentów sprzętu. W tej edycji ich kontrola nad urządzeniami została wyraźnie zmniejszona, ma to natomiast pomóc użytkownikom.
22.10.2015 11:17
O pierwszych zmianach w dokumentacji i wymaganiach stawianych przez Google pisaliśmy kilka dni temu w kontekście szyfrowania – teraz firma wymaga tego tylko od sprzętu, który spełnia odpowiednie normy wydajnościowe. Na tym się jednak regulacje nie kończą. Wprost przeciwnie, sięgają także po inne składniki. Dla przykładu producenci nie mogą ingerować w sposób wyświetlania informacji o użytej energii znajdującej się w ustawieniach systemu. Dzięki temu użytkownicy mogą dokładnie sprawdzić, czy za zbyt szybkie wyładowywanie się akumulatorka odpowiadają aplikacje, czy może jakieś z podzespołów.
Jest to zmiana delikatna, ale bardzo ważna. Nie każdy producent wyświetla wszystkie dane – dla przykładu HTC raczej nie chwali się czasem działania wyświetlacza, co zaburza wyniki i utrudnia ich porównywanie z innymi urządzeniami. Teraz operacja ta stanie się łatwiejsza, bo producenci muszą się do tych przepisów zastosować. Google poszło jeszcze dalej: wyposażyło nowego Androida w bardzo energooszczędny tryb Doze, który wstrzymuje działanie aplikacji w tle w sytuacji, gdy nie korzystamy ze sprzętu. Oczywiście niektóre z programów wciąż mogą działać poza tym trybem i aktualizować swoje dane w tle, do grupy tej zaliczyć można także z niektórych narzędzi dostarczanych przez producentów sprzętu.
Nie będzie to jednak stanowić problemu, bo firmy nie mogą ukrywać tego typu aplikacji – znajdziemy je w ustawieniach oszczędzania energii i dzięki temu dowiemy się, które z nich powodują problemy. Kolejny ważny aspekt to uprawnienia: producenci nie mogą omijać nowego systemu uprawnień aplikacji, nie mogą go także ze swoich urządzeń usuwać. Co więcej, trzyma on pieczę także nad preinstalowanymi aplikacjami, nie ma więc mowy o tym, że np. domyślnie zainstalowany klient Facebooka będzie od razu miał przyznane wysokie uprawnienia. Program ten, podobnie jak te instalowane przez użytkowników, będzie pytał o pozwolenie na wykonywanie różnych akcji.
Wyjątkiem od tej reguły są zamienniki standardowych programów, czyli np. dialera, aplikacji do wiadomości czy obsługi kamery. Zmiana ma ogromne znaczenie, bo dzięki niej bloatware instalowane na nowym sprzęcie z Androidem stanie się w zasadzie kompletnie nieszkodliwe: producenci nadal będą mogli zawalać sprzęt preinstalowanymi programami, ale te bez naszych pozwoleń nie będą w stanie nic zrobić. Oznacza to znacznie większą kontrolę nad systemem, choć w dłużej perspektywie także możliwość zwiększenia cen, bo firmy najprawdopodobniej nieco stracą na takich przepisach.
Oprócz tego Google zadbało o odpowiednie regulacje dotyczące urządzeń odtwarzających muzykę w wysokiej jakości – przepisy uściślają opóźnienia, jakie mogą występować, a także wymagany sprzęt. Wszystkie te zmiany pokazują natomiast, że Android 6.0 to daleko idące zmiany: korporacja narzuca producentom coraz większe wymagania, te nie są jednak bezzasadne i mogą pozytywnie odbić się na komforcie pracy użytkowników. Na efekty przyjdzie nam poczekać do pierwszych urządzeń OEM z zainstalowanym Marshmallowem.