Call of Duty: Black Ops
Jak co roku, obok sportowych tasiemców od Electronic Arts, na półki sklepowe trafia kolejne Call of Duty - to w końcu swoista kura znosząca złote jajka Activision. Po sukcesie Modern Warfare, seria jest na ustach wszystkich, a co za tym idzie każda nowa odsłona dominuje w rankingach sprzedaży przed Świętami. Powszechnie chyba wiadomo, że za poszczególne części wojennej sagi na zmianę zabierało się Infinity Ward oraz Treyarch. Pierwsza ekipa zasłynęła dużo bardziej od kolegów, aczkolwiek przy okazji Black Ops będące dotąd nieco w cieniu studio w końcu może jaśniej zabłyśnie na firmamencie.
15.11.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Historia nie była dotąd raczej mocną stroną Call of Duty, głównie z tego względu, iż stawiano na dynamikę i wywołujące oczopląs efekty wizualne. Zdało to egzamin raz, drugi, lecz teraz przyszła wreszcie pora na lekką odmianę. Tutaj to właśnie fabuła przyciągnie do ekranów, nie tylko zabawa w dzielnego wojaka ratującego świat przed zagładą. Trzeba zaznaczyć, że Treyarch w swoim świeżym dziele porzuciło II Wojnę Światową i chwyciło się tematu mało popularnego - czyli okresu Zimnej Wojny. Składa się na niego wiele ciekawych sytuacji na świecie, począwszy od Kryzysu Kubańskiego, poprzez wojnę w Wietnamie, a kończąc na napiętej sytuacji między Stanami Zjednoczonymi oraz Rosją. Oba mocarstwa trzymały wtedy rękę nad guzikami, których naciśnięcie mogło rozpętać apokalipsę. Niemniej to wszystko stanowi wyłącznie tło całej opowieści, zaś historycznymi faktami się manipuluje tak, abyśmy nawet przez moment nie poczuli znudzenia.
Głównym bohaterem produkcji jest Alex Mason, członek elitarnej jednostki do zadań specjalnych, kryjącej się pod nazwą Studies and Observation Group (czyli SOG). W dużym skrócie – on plus jego kompani posyłani są w każdy zakątek Ziemi, gdzie jakaś większa sprawa ma być załatwiona szybko i po cichu. Z wojakiem w końcu mamy okazję się utożsamić, gdyż przez większość czasu będziemy biegać właśnie nim. Aczkolwiek nie oznacza to naturalnie, że twórcy całkiem pozbyli się charakterystycznego dla serii skakania po postaciach pobocznych - jest między innymi Jason Hudson z CIA czy znany z World at War (również ręki Treyarch) Victor Reznov. Zabieg został dobrze wykonany, więc już lawirowanie między poszczególnymi osobami dramatu nie jest tak chaotycznie.
Skoro lądujemy na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, przewiną się nam gdzieś historyczne persony pokroju Fidela Castro czy Johna Fitzgeralda Kennedy. Mało tego, przyjdzie nam zamienić z nimi kilka słów, ale tak jak pisałem – Treyarch gładko ponaciągało pewne fakty. Wyjątkowo dobrze wypadają także wojaże po świecie oddziału SOG. Będzie wspomniana Kuba, dżungle Laosu, a nawet infiltrowanie sowieckiej bazy gdzieś na Uralu. Twórcy puszczają też oczko do wiernych fanów swego poprzedniego Call of Duty, gdyż poza umieszczeniem tu kojarzonego stamtąd bohatera, serwują raz krótki wypad do czasów II Wojny Światowej - wszystko na szczęście jest świetnie wytłumaczone przez fabułę i łatwe do przełknięcia. Opowieść Masona jest tym bardziej ciekawa, że podana w formie retrospekcji - Alex brutalnie przesłuchiwany, torturowany snuje nam dawne dzieje. Czyżby agenci obcego wywiadu starali się z niego coś wyciągnąć? Gwarantuję, iż do ostatnich minut gry będzie to dla Was zagadką...
[break/]Rozgrywka nie uległa specjalnym zmianom, ale po co kombinować, skoro ludziom się to podoba, prawda? Treyarch postawiło na dość oklepany sposób strzelania i konstrukcji misji, z tą różnicą, że na potrzeby nietypowych ram czasowych dorzuciło nowy arsenał oraz otoczenie. Lokacje w dalszym ciągu są liniowe, lecz trudno to jednoznacznie uznać za wielki minus, gdyż skupimy się na najważniejszych momentach gry. Swoistą nowością wprowadzoną do zabawy jest pojawienie się pojazdów, acz też bez "wkrętki" - nie mamy za dużej swobody ich kontrolowania. Zasiądziemy za sterami śmigłowców, motorów czy łodzi, zazwyczaj suniemy "po sznurku". Polatamy swobodniej, ale rozwiązano to dziwacznie - mamy możliwość sterowania na boki i prucia do wrogów, lecz helikopter automatycznie dostosuje pułap. Wygląda to miejscami tragicznie, niemniej patent wypadałoby docenić.
Akcja? Jest dynamicznie i na okrągło coś się wokół gracza dzieje. Zaskakuje spora interakcja z bohaterem, gdyż wielokrotnie będziemy widzieć, jak Mason się przykładowo czegoś łapie. Momentów z poruszaniem się na wpół przytomnie czy gdy jesteśmy zamroczeni również nie zabraknie. Z całości najsłabiej wypadają właściwie tylko określone szczegóły, typu umożliwienie w pewnym momencie przeniesienia zwłok, ale nie tam, gdzie nam wygodnie, tylko w to miejsce, które wybrali sobie twórcy... Ogólnie jednak im dalej "w lasy", tym zwyczajnie lepiej. Nawet misja z wykorzystaniem samolotu dalekiego zwiadu strategicznego, czyli SR-71 Blackbird, została konkretniej zrobiona, niż weźmy na to "naparzanie" z latającej fortecy w Modern Warfare. Tutaj nie ograniczymy się wyłącznie do wskazywania drogi jednostkom naziemnym, ale także w niektórych krytycznych momentach z przestworzy wskoczymy wprost w ich buty na Ziemi.
Arsenał stanowi spore zaskoczenie, gdyż roi się w nim od niespotykanych szerzej pukawek. W czasie przechodzenia kampanii, natkniemy się na broń z okresu, do tego występującej w wielu wariantach. Jest pistolet z celownikiem typu „red dot”, stylowy Walther WA 2000 z tłumikiem, a nawet karabiny z podwójnym, zlepionym taśmą magazynkiem - co znacznie przyspiesza ich przeładowanie. Zdecydowanie miła odmiana, aczkolwiek w temacie nie obyło się od wpadek - na czoło wychodzi tu minigun w jednej z misji. Ponownie detale, ale gdy Treyarch stara się przynajmniej pozornie zachować jakieś ślady realizmu, w naszych rękach ląduje armata, która z dziecinną łatwością szatkuje sowieckich żołnierzy. Ponadto mamy jeszcze przeciwników biegających z dwoma pistoletami, bo tak jest „spoko” oraz "kozaków" posiadających bardzo wytrzymały pancerz. Cóż, osobiście spodziewałem się, że ekipa zdoła dostarczyć mi bardzo ciężki klimat, ocierający się o dosyć kontrowersyjne przedstawienie działań USA w Wietnamie w ShellShock: Nam’67 od Guerrilla Games, a nie produkt raczej dla młodzieży.
Jeżeli o multi chodzi, z pierwszych zajawek Call of Duty: Black Ops wynikało, że twórcy pokuszą się za to o wprowadzenie szeregu zmian do rozgrywki sieciowej - muszę przyznać, iż kilka z nich wypada nadzwyczaj dobrze. Mamy możliwość modyfikowania wizualnie naszego alter ego. Wojakowi wybieramy odpowiedni mundur, farbę na twarz, zaś niektóre perki dodatkowo dorzucą nowe elementy stroju - jak choćby kask, czy maskowanie typu ghillie. Na tym nowości w interfejsie się jednak praktycznie kończą - ot, miły dodatek maskujący opcje znane już od czasów Modern Warfare. Pojawia się ponadto kilka ciekawych gadżetów. Jest między innymi kamera, którą możemy umieścić w dowolnym punkcie (obraz przez nią rejestrowany pojawi się w niewielkim okienku, co umożliwi przygotowanie zasadzki), do naszej dyspozycji oddano też zdalnie sterowany samochodzik z ładunkiem wybuchowym - ale prawdę mówiąc niewielki z niego pożytek w czasie walki. Mamy kilka nowych nagród za serie zabójstw, gdzie wypada wspomnieć między innymi o Napalmie oraz wykorzystaniu samolotu Blackbird. Czy w tej prostej i wałkowanej od lat recepturze mogło coś zawieść? Niestety tak…
[break/]Da się odczuć pewne uproszczenia w rozgrywce. Broni oraz perków jest niewiele, więc zabawa może się niektórym szybko znudzić. Kilka rzeczy wrzucono ponadto na siłę, jak weźmy na to psy. Fanów trybu zombie pewnie zniechęci inna forma zmagań - oto naprzeciw kolejnych fal nieumarłych staną Castro, Kennedy, Nixon i McNamara. Wszystko zrobiono z większym „jajem”, lecz jakoś więcej frajdy miałem z tym przy Call of Duty: World at War... Z dziennikarskiego obowiązku przestrzegam przy okazji także przed koszmarnym tłumaczeniem, kiedy zdecydujemy się zakupić polską wersję gry - choćby wiele opisów posiada błędy lub jest po prostu niezrozumiałych, stąd ubaw (chociaż nie na taki liczycie) po pachy gwarantowany. Ogólnie multiplayer w Black Ops to rzecz wtórna, lecz niemniej niesie sporo frajdy. Mapy zaprojektowano dobrze, zaś broń zmyślnie wyważona. Doszło też kilka nowych trybów urozmaicających bardziej zabawę.
Pod kątem technicznym, nowe dziecko ekipy Treyarch na pierwszy rzut oka wypada w porządku, acz momentami widać, że silnik ma już swoje lata i nie zachwyca, jak kiedyś. Pojawiają się błędy detekcji kolizji, zaś dżungla prezentuje się chwilami odrażająco. Fajnie, iż bohater umie pływać, wybuchy ładnie rozświetlają ekran, ale to nie zatuszuje mocno kulejącej (po raz kolejny) sztucznej inteligencji naszych kompanów. Boli także zachowanie samych przeciwników, gdyż w dalszym ciągu decydując się na ukończenie gry na najwyższym poziomie trudności czekają nas obrazki, gdzie cała armia północnego Wietnamu będzie skupiała się wyłącznie na nas, ignorując resztę jednostek szturmujących ich pozycje. Mimo to, Black Ops potrafi zachwycić, szczególnie, że wspomniana interakcja, "wczujka" zdaje egzamin celująco - tak jak mimika postaci.
Wysoki poziom na pewno trzyma udźwiękowienie całej produkcji. Żałuję, że nie zanuciłem tu Louisa Armstronga i The End zespołu The Doors, które idealnie pasują mi do wydarzeń wojny w Wietnamie, niemniej twórcy wykonali kawał dobrej roboty wrzucając do gry Jimiego Hendrixa oraz The Rolling Stones z kultowym Sympathy for the Devil. Obok klasyków nie zabrakło także "młodej" krwi w postaci Eminema oraz Rihanny, aczkolwiek tę dwójkę usłyszymy już tylko podczas wyświetlania napisów końcowych – i w sumie dobrze. Muzyka idealnie podkreśla klimat zabawy, a nie inaczej jest z aktorami, którzy wcielili się w poszczególne postacie. Jeżeli miałbym na siłę wytknąć coś, co nie do końca mi tu podpasowało, zdecydowanie obstawiłbym odgłosy broni. Nie umywają się do tych z MoH od EA.
Podsumowując - pomimo kilku usprawnień tu i ówdzie, serwowany jest nam znany doskonale produkt. Owszem, mamy dużo mniej chaosu, zaś fabuła o dziwo gra pierwsze skrzypce, lecz najwyższy pora, żeby seria przeszła taką samą rewolucję, jaką mieliśmy za czasów pierwszego Modern Warfare. Ogólnie jednak kampania jest długa i sprzedaje świetnego bohatera, w którego w końcu możemy się wczuć. Multi udoskonalono, gdyż mamy większą ingerencję w wygląd naszego żołnierza i gadżety, jakimi dysponuje, ale z drugiej strony uproszczono. Wydając pieniądze na najnowszy tytuł od Treyarch nie powinniście poczuć się oszukani, aczkolwiek nie spodziewajcie się nie wiadomo jak wielkiego skoku jakościowego w stosunku do poprzednich odsłon marki. Bo go nie ma. Ot, rzemieślnicza robota.