Czy e‑sport to sport? Garść rozważań teoretyczno-prawnych
Czy e-sport to sport? To pytanie stanowi przedmiot toczącego się od dawna sporu. Środowisko związane z graniem kompetytywnym, czy to zawodowo czy hobbystycznie, twierdzi, że tak właśnie jest, argumentując opinię motywem współzawodnictwa, który to stanowi istotę e-sportu, niczym w klasycznych dyscyplinach sportowych. Ich przeciwnicy uważają natomiast, że granie w gry wideo jest zajęciem zbyt pasywnym, aby mogło nosić miano dyscypliny sportowej. Zastanówmy się na spokojnie, ile racji ma każda ze stron tej debaty.
16.09.2018 | aktual.: 16.09.2018 11:06
Zacznijmy od kwestii leksykalnych. Internetowy słownik języka polskiego, wydawnictwa PWN, definiuje termin „sport” jako ćwiczenia i gry mające na celu rozwijanie sprawności fizycznej i dążenie we współzawodnictwie do uzyskania jak najlepszych wyników. Wiadomo, że e-sportowcy muszą na bieżąco trenować, chcąc liczyć się w rywalizacji z innymi. Pytanie: czy umiejętność dobrej gry w – dajmy na to – Counter-Strike'a można nazwać sprawnością fizyczną, skoro zawodnikowi wystarczy rozsiąść się wygodnie w fotelu i ograniczyć realną aktywność do poruszania nadgarstkami? Tu robi się już niejednoznacznie, ponieważ pojęcie sprawności fizycznej nie ma wspólnej definicji, a jest rozumiane różnie przez różnych teoretyków, w zależności od ich własnej interpretacji.
Przykładowo, Zdzisław Chromiński w opracowaniu pt. Aktywność ruchowa dzieci i młodzieży, z 1987 r., pisze o sprawności fizycznej w kontekście sprawności zmysłów, nawiązując tym samym do niezbędnego w e-sporcie refleksu. Z drugiej strony wielu specjalistów ds. wychowania fizycznego, takich jak chociażby Zbigniew Gilewicz, autor wykorzystywanej po dziś dzień Teorii wychowania fizycznego z 1963 r., wiąże sprawność fizyczną z aktywnościami o widocznym stopniu trudności (fizycznej), a – nie ukrywajmy – przesuwanie myszki po blacie biurka do takowych nie należy. Zatem nawet gdyby powołać grupę niezależnych ekspertów, złożoną na przykład z wuefistów, i zapytać ich o e-sport, to zdania byłyby istotnie podzielone.
Ale istnieje przestrzeń, w której nie ma mowy o niezgodności, a mianowicie prawo. Pod względem prawnym wszystko musi, a przynajmniej powinno być jednoznaczne. Tyle że na dzień dzisiejszy prawo, czy to polskie czy unijne, e-sportu w żadnym stopniu nie reguluje. Przeważnie drużyny są stowarzyszeniami, albo działają w ramach prywatnych firm, często trudniących się wieloma innymi rzeczami. Ot szalenie popularne Virtus.pro należy do Mail.ru, największego rosyjskiego dostawcy poczty email, nie mając statusu klubu sportowego. Tylko niektóre państwa europejskie, na przykład Dania i Francja, zdecydowały się własnym sumptem uznać e-sport za dyscyplinę sportu, stawiając e-sportowców na równi ze sportowcami i dając im takie same prawa.
Niestety przekaz ze strony władz pozostaje niejasny. W ubiegłym roku Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że dyscypliną sportową nie może zostać uznany brydż, choć ten od 1999 r. traktowany jest przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski jako sport umysłowy. Parlamentarzyści wskazali na brak komponentu wysiłku fizycznego, co oczywiście tyczyłoby się też e-sportu. Tak oto europarlament nie zgodził się na uznanie The English Bridge Union związkiem sportowym, przez co nie zwolniono rzeczonej organizacji z podatku VAT, w odróżnieniu od chociażby brytyjskiego związku piłki nożnej, kolarstwa, a nawet badmintona. (Znów zaakcentowano podział na e-sport i sport).
W Polsce natomiast brakuje decydującego głosu. Uznane wielosekcyjne kluby sportowe, jak Legia Warszawa, wykazują zainteresowanie e-sportem, rozwijając w tym kierunku własne sekcje. I nie stoi im na przeszkodzie aktualna ustawa o sporcie, z dnia 25. czerwca 2010 r., oczywiście pod warunkiem korzystnej (dla środowiska e-sportowego) interpretacji pojęcia aktywności fizycznej. Swego czasu temat e-sportu próbował poruszać poseł Marek Biernacki, na przełomie 2007 i 2008 r., dwukrotnie składając interpelację, ale jego działania pozostawiono bez odzewu. Tymczasem, patrząc z prawnego punktu widzenia, e-sport w Polsce nie stanie się sportem tak długo, jak rząd polski nie wprowadzi stosownych regulacji. A póki co nic tego nie zwiastuje.
Tak więc problem z zaklasyfikowaniem e-sportu mają nie tylko zwykli, szarzy ludzie, ale także eksperci związani z wychowaniem fizycznym, teoretycy sportu i władze. Przy czym żadna z wymienionych grup nie ma wspólnego stanowiska, choć traktując prawo jako wykładnik dominujący, należy przyznać – z bólem serca lub nie – że e-sport w Polsce sportem nie jest. Dalej to już tylko kwestia interpretacji i własnych założeń, a ponoć o gustach dyskutować nie przystoi.