Darkest of Days
Co by było, gdyby dawne armie wyposażyć we współczesne maszynki do zabijania? Jak wyglądałaby walka ze starożytnymi wojskami ze strzelbą w ręku? A gdyby ostrzelać Niemców w czasie I Wojny Światowej samonaprowadzającymi rakietami? Te pytania krążą w podświadomości wielu zapaleńców fascynujących się monumentalnymi bitwami z różnych okresów ludzkości. Co ważniejsze, niektórzy próbują na nie odpowiedzieć - jednym wystarczy wyobraźnia, inni chcieliby wszystko zobaczyć sami, wcielić się w uzbrojonego po zęby bohatera i wziąć udział w pogromie hord przeciwników, zmienić lub ocalić historię… Takie doświadczenia postanowiło nam zaoferować młode, amerykańskie studio 8monkey Labs w grze Darkest of Days. Jak wiadomo, same chęci zazwyczaj nie wystarczą - co z tego wyszło?
06.05.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:49
1876 rok, Little Bighorn. Jesteśmy jednym z wielu żołnierzy biorących udział w historycznym starciu ze zbuntowanymi Indianami. Wróg na zdecydowaną przewagę liczebną, dokonuje szybkich manewrów, w końcu rozbija amerykańskie wojska i okrąża grupę niedobitków, a w tym nas. Amunicja jest na wykończeniu. Dostajemy strzałą, czekamy na śmierć... Zamiast tego nagle pojawia się kula światła. Z niej wychodzi jakiś demon w grubym białym obraniu, z zasłoniętą twarzą i wciąga nas do środka. Znajdujemy się w dalekiej przyszłości, w biurze futurystycznej organizacji KronoteK, stojącej na straży czasu minionego – bo wielu chciałoby zmienić przeszłość. Tak się składa, że w epoce, z której pochodzimy, zagubiono nasze papiery, więc teoretycznie nigdy nie istnieliśmy. Świetny materiał na tajnego agenta do podróży w czasie! Albo odeślą nas do miejsca i chwili, gdy nas zabrali…
Tak właśnie zaczyna się Darkest of Days. W grze weźmiemy udział w kluczowych dla naszej cywilizacji wydarzeniach. Niestety, mimo szumnych zapowiedzi, jest ich tylko pięć, zaś dobór budzi wiele pytań: bitwa o Little Bighorn, pod Antietam, Tannebergiem, bunt w niemieckim obozie dla jeńców podczas II Wojny Światowej i na końcu walka o przetrwanie dnia erupcji Wezuwiusza na Pompejach – o co chodzi? Otóż ktoś zaczął bawić się z przeszłością i dokonywać niebezpiecznych zmian, stąd gracz wraz z innymi agentami musi go powstrzymać. Na każdy okres przypada szereg misji, w różnych jego etapach, i choć to na nich się skupiamy, nie zabraknie uczestnictwa w otwartych widowiskowych starciach. Na polu bitwy może jednocześnie przebywać kilka setek jednostek – przy ukazaniu akcji z perspektywy pierwszej osoby to naprawdę dużo. Rajdy na wroga, obrona kluczowych pozycji czy walka bezpośrednia robią spore wrażenie. Do wad należy przypisać fakt, że wykonywanie misji w praktyce polega na bieganiu od punktu A do punktu B, wyświetlanych na mapie. Choć teren jest rozległy, nie ma żadnej możliwości odstąpienia od ściśle określonego scenariusza.
Po przejściu treningu, każdą misję zaczynamy z biura KronoteKu, gdzie wybieramy odblokowane momenty – dostępne są dwie alternatywy z różnych epok. Po ukończonym zadaniu wracamy do centrum dowodzenia, by wysłuchać przemowy tak zwanej „Matki”, czyli tajemniczej kobiety, komentującej nasze postępy, a przy okazji odsłaniającej kolejne tajemnice fabuły. Jeśli ktoś zacznie się nudzić, to podczas „wykładu” da się przejść do ekranu usprawniania broni – w czasie gry zdobywamy punkty, które przydzielamy różnym właściwościom uzbrojenia, takim jak celność czy szybkość strzału. Niestety ten dobry pomysł został ograniczony jedynie do strzelby oraz pistoletu.
[break/]Zazwyczaj startujemy z orężem z określonych czasów (w tym artyleria), żeby potem otrzymać nowocześniejsze maszynki do zabijania. To pierwsze odwzorowano dość dokładnie, drugie innowacyjnie. Do ciekawszych giwer należy zaliczyć futurystyczny karabin snajperski - najpierw oznaczamy cel, po czym na widoku powiększenia wyświetla nam się punkt, w który trzeba trafić, by kula osiągnęła cel przy uwzględnieniu odległości i warunków atmosferycznych. Każda broń posiada ponadto system pozwalający na szybsze załadowanie przy odrobinie refleksu - zmianie amunicji towarzyszy animacja zakreślania koła, wystarczy w odpowiednim momencie wcisnąć strzał. Ale gdy będziemy za wolni, magazynek może się zaciąć, co znacznie przedłuży czas wykonywanej czynności. Co ciekawe, ani nasi sprzymierzeńcy, ani przeciwnicy, nie zwracają najmniejszej uwagi na to, że nasze zabawki są „nieco” inne od tych ich… Są za to bardzo zdziwieni, gdy ujrzą „agentów czasu” z wrogiej nam organizacji. Niby małe niedopracowanie, lecz psuje klimat.
Wracając do nieprzyjaciół - zachowanie przeciwników pozostawia wiele do życzenia. Najlepiej wypadają stojąc w równym szeregu i oddając strzały, ale o żadnych spontanicznych reakcjach (poza chaotycznymi okrzykami) nie ma mowy. Animacje ograniczają się do sztywnych ruchów, albo ewentualnie biegu - przy bardzo ograniczonej pracy nóg. W walce należy pamiętać, że niektóre postacie z epoki są dla historii wyjątkowo ważne (oznaczono je niebieską lub żółtą aurą), więc za wszelką cenę musimy je zachować przy życiu. Kiedy stoją po naszej stronie wystarczy na nich uważać, gorzej, gdy są przeciwnikami - w tym wypadku mamy do dyspozycji specjalne krążące kule, na jakiś czas obezwładniające innych. Ewentualnie można po prostu oddać strzał w czyjeś nogi. Gdy to się jednak nam nie uda, zaburzenia w historii wykorzysta opozycja z przyszłości, wysyłając do walki swoich uzbrojonych po zęby i dających małe szanse na przetrwanie agentów. Śmierć oznacza odrodzenie w najbliższym punkcie kontrolnym - są one dość częste, co z jednej strony jest zaletą, z drugiej wadą, bowiem systemu nie dopracowano i łatwo pojawić się pod pełnym ostrzałem wroga.
Tytuł działa bardzo płynnie nawet na średniej klasy sprzęcie. Uruchomienie gry to kwestia kilku sekund, podobnie jak wczytanie misji. Na ekranach dogrywania wyświetlają się zapisy wyjaśniające historię podróży w czasie, ale niestety ciężko je doczytać, bo znikają od razu po załadowaniu się etapu… Szybkie ładowanie zawdzięczamy po części zwyczajnie dobrze zoptymalizowanemu silnikowi, ale również raczej przeciętnej grafice. Tekstury ogólnie kłują w oczy, samo otoczenie wypada monotonnie, zaś korony drzew to w sumie zbitki pikseli. Także efekty ognia czy dymu przypominają leciwe już produkcje. Postacie prezentują się lepiej, a do tego w pojedynku ponad setki osób gra nie zwalnia zauważalnie, co oznacza, że potencjał silnika jest spory – tylko nie został wykorzystany. Udźwiękowienie stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Klimat muzyki zmienia się wraz z tempem wydarzeń i kolejnymi misjami, czasem tylko trącąc monotonią. Wystrzały oraz wybuchy dopracowano jak trzeba, co przyczynia się do odpowiedniego nastroju bitew.
W ostatecznym rozrachunku, atrakcyjność gry sprowadza się do widowiskowości masowych starć i samego pomysłu. Produkcja sprawia wrażenie, jakby twórcy podeszli do niej z zapałem, ale po jakimś czasie im się jej tworzenie zwyczajnie znudziło. Tylko tak można wytłumaczyć fakt, że choć gra jest całkiem porządna, każdy szczegół, którego można było nie dopracować, pozostał niedopracowany. Nie pomyślano również o zabawie wieloosobowej - pewnie dlatego, iż po kampanii dla samotnego gracza niewielu by się na nią zdecydowało... Dobrze, że ma to odzwierciedlenie w cenie produktu – trzeba nań wyłożyć niecałe 20 złotych i to jest kwota uczciwa, uwzględniając poziom Darkest of Days. Można przy grze spędzić kilka przyjemnych popołudni - strzelanie z potężnych futurystycznych broni do przeciwników z XIX wieku powinno zadowolić mało wymagających, ale starzy wyjadacze mogą sobie spokojnie darować dzieło 8monkey Labs.