F.3.A.R.
Ludzie z Monolith Productions w dzieciństwie zapewne ukręcili głowę niejednej posiadanej zabawce, bo w dorosłym życiu na grę przelali wiele przerażających wizji. W 2005 roku spod ich dłuta wyszła seria, która urosła do miana cenionej marki – strzelanka FPP F.E.A.R. Pierwszoplanową rolę odgrywała tu złowroga Alma o długich kruczoczarnych włosach, wzorowana nieco na postaciach z japońskich filmów grozy. Wypuszczone kilka lat później Project Origin zaniżyło jednak loty w stosunku do pierwowzoru i ostatecznie prace nad trzecią częścią oddano Day 1 Studios. Ekipa ma za sobą Fracture czy konsolowego „Stracha”, stąd nie było z początku obaw o ogólną jakość produkcji. Ale premierę ciągle przekładano… W końcu projekt ujrzał światło dzienne – jak wyszło?
13.07.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:46
Założenia przyjęto proste – seria miała znowu stawiać do pionu włosy na głowie, stanowiąc zarazem najbardziej przerażająca odsłonę dotąd (przypomnijmy, że „dwójce” zarzucano za małą dawkę horroru). Do pracy nad fabułą zatrudniono nie byle kogo, bo pisarza Stevena Nilesa i reżysera filmowego oraz scenarzystę Johna Carpentera. Obaj mieli wolną rękę, co do podrzucania pomysłów producentom gry. Sklecona przez nich historia kręci się wokół dwójki braci, synów Almy - znanego fanom serii Point Mana i Paxtona Fettela, okrytego czerwoną poświatą, jak na mającą złe intencje zjawę przystało (zginął w „jedynce” z ręki rodzeństwa). Przy okazji - w kampanii ten drugi nie odgrywa takiego znaczenia, jak w niezłym trybie kooperacji. Główna oś fabularna to zbiór ośmiu misji, podczas których poznamy losy naszych bohaterów, a także ich rodzicielki, ponownie w ciąży. Utrudniać wszystko będą standardowo żołnierze korporacji Armacham.
Sporo dowiadujemy się po każdym etapie, kiedy to zagłębiamy się na szybko w historię F.3.A.R.. Nic to jednak, co jakoś wybitnie by pokazywało kunszt scenarzystów, bo za każdym razem mamy raptem kilka linijek tekstu. Takie podejście do sprawy szybko nudzi, a szkoda – zapewnienie sobie pomocy światowej sławy specjalistów do napisania całości rozbudziło w końcu apetyt i nadzieję na coś wyjątkowego. Na tym się skończyło… W skrócie – bóle przedporodowe Almy rozrywają świat, więc bracia ruszają odnaleźć matkę. Ciekawym „bonusem” podczas rozgrywki jest „duchowy” Fettel, odgrywający czasami rolę narratora, jak też zdradzający motywy dalszego dążenia do celu. Szkoda, że klimatyczny głos Paxtona pojawia się zbyt mało razy, zaś Point Man wcale się nie odzywa. Miejscami to milczenie prezentuje się niedorzecznie.
[break/]Pierwsze przejście F.3.A.R. zajmuje około 5 godzin, a czas ten upłynie niestety pod znakiem monotonii. Fabuła nie wciąga, razi powtarzalność wykonywanych przez nas zadań. Mechanika rozgrywki też nie jest zbyt zajmująca. Ot, wchodzimy na teren, na którym pojawiają się wrogowie – z zasady nie za duży i pełen osłon, by wychylając się zza murków systematycznie eliminować nieprzyjacielskie oddziały (niejednokrotnie w zwolnionym tempie oczywiście). Mapy zostały przyjemnie oraz „strategicznie” poskładane, niemniej często dostrzegalne są schematy. Co po bitwie? Szukamy jakiegoś przełącznika, który otworzy dalszą drogę i… powtórka z rozrywki. O ile na początku jeszcze nas gra bawi, tak po kilku misjach niemal usypiamy. Przeciwników zaprojektowano także przeciętnie. Wygląd tych ludzkich nie cieszy, zaś potworów nie dość że rodzajów mamy jak na lekarstwo, tak w dodatku śmieszą bardziej, niż straszą. Zdecydowanie nie o to chodziło...
Toteż buńczuczne zapowiedzi o najlepszej części horroru wkładamy między bajki. Ba! - to jedna ze słabszych pozycji grozy od lat. Nie ma absolutnie klimatu zaszczucia, nie pojawia się lęk gdzieś na grzbiecie karku. Ciągle chcemy być zaskoczeni, przerażeni, lecz im dalej w historię, tym większa robi się nam z tego radosna przechadzka z częstą wymianą ognia. Klimat starają się ratować końcowe poziomy, jednak bezskutecznie, bo na widok ostatniego bossa niejeden zwyczajnie parsknie. Ciekawe również, że przez całą grę nie użyłem dostępnej na wyposażeniu latarki ani razu… W ogóle w tej produkcji mrok praktycznie nie istnieje, miejscami jest zwyczajnie nawet zbyt jasno. Jaki był zamysł twórców? Poeksperymentować? Brakuje sensownej odpowiedzi. Fani pierwowzoru zawiodą się więc, bowiem „Str3ch” egzystuje tutaj w sumie tylko w tytule.
Pochwalmy jednak i dzieło Day 1 Studios. Sztuczna inteligencja wrogów trzyma poziom. O ile na najniższym ustawieniu trudności (są trzy) można się zapomnieć oraz swawolnie pruć do wszystkiego, spokojnie uchodząc z życiem, tak na wyższych dostajemy w kość. Przeciwnicy komunikują się ze sobą, są w ruchu, zachodzą nas od tyłu lub próbują wykurzyć granatem. Na szczęście punkty kontrolne rozstawiono zmyślnie. Cieszy arsenał, chociaż z broni palnej do dyspozycji dostaniemy raczej standardowy zestaw w postaci uzi, pistoletu, karabinu maszynowego, snajperki czy tam lasera. Każdy znajdzie coś dla siebie, acz gracza czeka ciągła żonglerka, bowiem w ekwipunku jest miejsce raptem na dwa rodzaje spluw. Apteczek brak – za to obecna samoczynna regeneracja zdrowia. Co jeszcze? Wcześniej pojawiały się już mechy, dostajemy je i tutaj, ale fragmenty, gdzie wskoczymy za stery takiej maszyny, policzymy na palcach ręki.
[break/]F.3.A.R. zapewnia kilka rzeczy, które przedłużają zabawę. Raz, że da się powtórzyć kampanię jako Paxton. Gra oferuje też zdobywanie kolejnych poziomów postaci (co przydaje się w multi) przez uzupełnianie różnych kategorii wyzwań, jak przykładowo liczba strzałów w głowę, albo ilość wrogów zabitych z danej broni. Można się bawić w kolekcjonera, szukając lalek Almy. Połączymy się także mentalnie z bratem podczas wchłaniania zwłok wyznaczonych przez twórców. Jak wspominałem, cieszy opcja współpracy, również na podzielonym ekranie, chociaż wtedy przejście gry to bułka z masłem. Same tryby wieloosobowe są charakterystyczne dla tej części i wypadają nawet ciekawie, jak chociażby ten, w którym kierujemy krokami zjawy, niszcząc wrogów poprzez opętanie mocniejszej postaci. Kiedy indziej wraz z innymi musimy przejść przez mapę zanim kogoś z ekipy dopadnie przesuwająca się mgła śmierci. Mamy ponadto granie na przetrwanie – czyli niszczymy fale wrogów. Kilka fajnych pomysłów się znajdzie. Szkoda, że na dłuższą metę męczą.
Od strony technicznej bez rewelacji. Większego postępu względem kontynuacji sprzed kilku lat nie widać, na modele postaci i stworów marudziłem już wcześniej. Bronie często wyglądają niczym plastikowe zabawki, a uzi jest tego najlepszym przykładem. Miejscówki wykonano nierówno – słabo wyglądają takie slumsy, ciut lepiej już powiedzmy most pod rozżarzonym do czerwoności niebem. Upchnięto kilka fajnych efektów graficznych, typu rozpływająca się w powietrzu Alma, lecz na obeznanych w produkcjach FPP większego wrażenia one nie zrobią. Ważnym punktem powinno być udźwiękowienie, potęgujące emocje związane z rozgrywką, niestety w F.3.A.R. ten element się nie sprawdza. Żadnego utworu nie zanucimy, niejednokrotnie jest cicho. Ale nie tak pozytywnie, bo złowrogo, lecz po prostu cicho. Zawodzenie maszkar wypada średnio, powtarzają się gadki żołnierzy.
Oto kilkukrotne przesuwanie daty premiery F.3.A.R. nie zaowocowało produktem z wyższej półki. Mamy do czynienia z horrorem, któremu do straszności daleko, napędzanym średniej (pomimo zapewnień twórców) jakości scenariuszem. Lokacje, ani przeciwnicy nie zaskakują niczym szczególnym, także pod kątem ich ukazania, czy towarzyszących akcji jęków, wrzasków i muzyki. Rozgrywka nudzi się po kilku misjach, głównie z uwagi na powtarzalność pewnych założeń. Tryby wieloosobowe z początku cieszą, bowiem starają się być inne, niż te w całej reszcie gier o podobnym charakterze, niemniej wkrótce je porzucimy – szczególnie, że w sieci szarpie niewiele osób. Jeżeli liczyliście na wielki powrót do korzeni to nie macie tutaj czego szukać. Stawiający akcję ponad klimat też znajdą na rynku sporo innych, lepszych produkcji. Fani serii zapewne tytuł z grzeczności sprawdzą – muszą jednak przygotować się na ogromny niedosyt.