iTunes 11 mocno poprawiony, choć nadal nie bez wad
Po miesiącu dodatkowego czekania Apple wydał aplikację iTunes 11 dla Windows i Mac OS. Tym samym iTunes dogonił wreszcie technologicznie najnowszą generację produktów firmy zaprezentowaną tej jesieni. Czy jest to już odtwarzacz, którego da się sensownie używać, czy tylko (nie)obowiązkowa przystawka do iPoda, iPhone'a i iPada?
29.11.2012 22:48
iTunes nie miał jak dotąd dobrej opinii wśród użytkowników, zwłaszcza tych korzystających z systemu Windows. Program otwierał się bardzo długo, działał wolno, okresowo zawieszał się, a na dodatek wyglądał jak nie z tej epoki. Przez długi czas iTunes był jednak jedyną możliwością aktywacji urządzeń przenośnych z logiem nadgryzionego jabłka, stąd chcąc nie chcąc wszyscy posiadacze tego sprzętu zmuszeni byli go zainstalować. Rok temu to się jednak zmieniło wraz z debiutem systemu mobilnego iOS 5, kiedy Apple wprowadził aktywacją i aktualizację bezprzewodową. Aplikacji iTunes momentalnie groziło więc niemal wyginięcie. Być może dlatego zdecydowano się na gruntowną przebudowę zapowiedzianą jeszcze we wrześniu na październik, a ostatecznie przesuniętą na listopad.
Pierwsze wrażenie niestety nie napawa optymizmem — iTunes 11 nadal uruchamia się wolno, nawet kilka sekund czekania to zdecydowanie za długo jak na dzisiejsze czasy. Dalej jest już jednak tylko lepiej. Wygląd został znacznie odświeżony, łącznie z ikonką, pozbyto się także paska paska menu u góry. Domyślny widok to teraz nie mało czytelna i brzydka lista, a lista albumów prezentowanych w postaci dużych okładek. Kliknięcie w okładkę rozwija szczegóły z lista utworów (i znów niestety, niezbyt płynna to animacja...), gdzie kolory tła i czcionek dopasowane są do kolorystyki okładki. A propos wyglądu jeszcze jedna dygresja: jeśli ktoś korzysta z notebooka o wysokiej gęstości pikseli lub zwyczajnie woli patrzeć na większe litery, zapewne ustawił sobie w systemie rozmiar tekstu na 125%. W takiej sytuacji poprzednia wersja iTunes była praktycznie nieczytelna, wiele etykiet tekstowych było po prostu ucinanych. W wersji 11 znacznie to poprawiono, ale nadal w kilku miejscach widać niedoróbki (vide wyszukiwarka).
Funkcjonalnie iTunes 11 to przede wszystkim integracja z chmurą Apple, czyli iCloud. W sposób zupełnie naturalny, bardziej niż poprzednio, możemy przeglądać zawartość nie tylko naszej lokalnej biblioteki, ale także tej przechowywanej w usłudze iTunes Match. Możliwe jest pauzowanie odtwarzania i kontynuowanie go w tym samym miejscu na np. iPadzie, uwidoczniono także opcję AirPlay umożliwiającą odtworzenie multimediów na Apple TV, głośnikach bezprzewodowych czy innym urządzeniu (lub kilku naraz, bo taka opcja też istnieje). Bardzo przydatną nowością jest lista utworów, które będą grane za chwilę i historia tych, które odtwarzane były przed momentem. Kolejkę możemy wywołać w dowolnym momencie i dowolnie pozmieniać. Na plus należy zaliczyć także odświeżony miniplayer, który jest teraz jeszcze mniejszy, a na dodatek oferuje także pełnowartościową wyszukiwarkę i dostęp do kolejki odtwarzania.
Do zwyczajnego słuchania muzyki przechowywanej tylko na komputerze prawdopodobnie znajdziemy lepsze odtwarzacze niż iTunes 11. Jeśli jednak posiadamy iPoda lub inne urządzenia Apple i na nich także słuchamy muzyki, warto przetestować iTunes — zwłaszcza jeśli ponadto korzystamy z muzycznej chmury Apple. Może się bowiem okazać, że mimo długiego otwierania i kilku innych wad iTunes będzie najlepszym wyborem pod względem wygody przechowywania naszej biblioteki. Ekosystem jabłka jednak wciąga i raczej nie toleruje odstępstw — albo korzystamy wszędzie z wynalazków Apple, albo tu i ówdzie będziemy mieli kłopot.