Killzone 3
Rok 2011 będzie kolejnym okresem, kiedy to PlayStation 3 zaleje fala tytułów tworzonych z myślą wyłącznie o platformie Sony i choć większość z nich jest kontynuacjami, zapowiadają się niesamowicie. Trzecie Uncharted, czy drugie InFamous pojawią się dopiero za kilka miesięcy, ale oficjalna premiera najnowszego dzieła Guerrilla Games już za rogiem. W wypowiedziach panowie z holenderskiego studia nagminnie starają się nam udowodnić, że zdają sobie sprawę ze wszystkich wpadek Killzone 2. Czy w takim razie trzecia odsłona serii faktycznie okazała się produktem pod każdym względem dopracowanym?
22.02.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:47
Historia startuje oto zaraz po ostatnich wydarzeniach z "dwójki". Chaos, jaki przewidział Visari, staje się faktem - lud zamieszkujący Helghan pragnie zemsty za śmierć swojego przywódcy, zaś na najwyższych szczeblach hierarchii trwa teraz spór o władzę. Operacja Archanioł zakończyła się fiaskiem. Do kontrofensywy przechodzą Helghanie, którzy w pierwszej kolejności zamierzają wytępić ostatnie jednostki przeciwnika na swojej planecie. Naturalnie, aby zyskać poparcie rozwścieczonego narodu, nowi głównodowodzący muszą podać na srebrnej tacy głowy osób odpowiedzialnych za wielką zbrodnię. Rozpoczyna się więc wyścig o to, kto pierwszy dopadnie zabójców Visariego. Na zgliszczach niegdyś wspaniałej stolicy Pyhrrus w szranki stają niejaki Jorhan Stahl oraz Admirał Orlock.
Dość świeże podejście do tematu, ponieważ w Killzone 3 nie skupimy się wyłącznie na poczynaniach ISA, a przyjrzymy się też bliżej administracji planety i zamieszaniu jakie spowodowaliśmy. Acz akcję nadal obserwujemy oczami sierżanta Thomasa Sevchenki. U jego boku nie zabraknie naturalnie weterana serii Rico Velasqueza. Choć stosunki między dwójką bohaterów mocno się ochłodziły po ostatnich wydarzeniach, to tym razem zachowanie Latynosa już tak nie irytuje, zaś Sev z kolei zdaje się być nieco bardziej gadatliwy. Niemniej to nie oni grają w całej produkcji pierwsze skrzypce - te przejęłą wymieniona ciut wyżej dwójka. Panom głosu użyczyli kolejno Malcolm McDowell oraz Ray Winstone. Podejrzewam, że gdyby nie ten świetny aktorski duet, Guerrilla Games nie dałoby rady wynagrodzić fanom braku charyzmatycznego Visariego...
Postawmy również inną sprawę jasno - do Killzone 2 mogło mocno zniechęcić sterowanie. Twórcy tłumaczyli, że toporność poruszania się postaci była potrzebna, aby wiernie oddać ciężar noszonej przez nas broni i pomysł na pewno był ciekawy - ale okazał się sporą klapą. Kolejne łatki niestety niewiele tutaj zmieniły... Po pierwszych minutach spędzonych z Killzone 3 da się odczuć znaczną poprawę w tej kwestii. Bohater szybko reaguje na każdą naszą komendę, płynniejsze jest celowanie, podobnie jak samo strzelanie. Jednak tak naprawdę to zmiany docenia się dopiero w multi. Gra po sieci jest teraz bardziej dynamiczna, przez co sprawia o wiele więcej frajdy. Na plus zasługuje także ogrom opcji umożliwiających dostosowanie sterowania do własnego "widzimisię".
[break/]Trzecia część Killzone to również wsparcie dla PlayStation Move. Machanie kontrolerem Sony ma swoje plusy, lecz wymaga godzin treningu, albo zakupu dedykowanej przystawki - Sharp Shootera. Precyzja jest wtedy porównywalna do myszki i może dać sporą przewagę w starciach sieciowych. Niestety Move nie przyda się do kanapowego posiedzenia w trybie kooperacji, który też jest obecny w grze - na podzielonym ekranie szarpniemy wyłącznie za pomocą tradycyjnych padów. Zaobserwować da się tu dosyć dziwaczne rozwiązanie - chodzi o to, że nagle nie wiadomo skąd obok Seva i Rico pojawia się Natko. Opryskliwy "harleyowiec" znany z "dwójki" nie występuje nigdzie przez całą grę solo. W filmikach między misjami także. No, ale wrzucenie go było ruchem koniecznym, ponieważ w czasie kampanii nie zawsze towarzyszy nam przecież inna postać.
Nadal mamy do czynienia z bardzo liniową rozgrywką, choć podaną w najlepszy możliwy sposób. Na każdym kroku ISA wpadać będzie w zasadzki, tudzież w pośpiechu zacznie wycofywać oddziały. Nie zapomniano o misjach skradanych, czuć ogólne zaszczucie, a miejscami nawet bezsilność przed liczniejszymi siłami wroga. Wokół nas na okrągło coś się dzieje, zaś kolejne potyczki z Helghastami też nie nudzą - wszystko dzięki zwiększeniu dynamiki oraz udoskonaleniu pewnych elementów rozgrywki. System zasłon działa jak marzenie i uważam, iż jest to najlepsze rozwiązanie dla gier z perspektywy pierwszej osoby - najwyższa pora pożegnać staroszkolne kucanie za obiektami. Dobrze ponadto wypada wślizgiwanie się za osłonę, bo po tym Sev automatycznie "przylepia się" do niej. W samym strzelaniu niewiele się zmieniło, nie licząc nowych giwer plus tak wyczekiwanego celownika kolimatorowego dla STA-52. Pukawki są dobrze wyważone, acz prawdziwą przyjemność sprawiają przede wszystkim egzekucje.
Krwawe wykończenia to coś zupełnie nowego w Killzone. Oto często stajemy oko w oko z przeciwnikiem, aby w niezwykle brutalny sposób posłać go do piachu. Sekwencji katowania jest od groma - samych wariacji podrzynania gardeł mamy kilka rodzajów, nie wspominając o tych bardziej bestialskich i wyszukanych sposobach mordowania. Kciuki wciskające gałki oczne przeciwnika w głąb czaszki widzieliśmy już w wykonaniu Kratosa, ale bohaterowi Killzone 3 też wychodzi to zgrabnie... Podobnie zresztą jak zatapianie noża w gogle Helghastów. Jakby tego było mało, można wykonywać krótkie kombinacje, gdzie pierwsze uderzenie wytrąci z równowagi delikwenta, zaś drugie go definitywnie wyeliminuje. Sev w swoich egzekucjach robi też niejednokrotnie użytek z elementów otoczenia. Oczywiście wszystko FPP, cobyśmy nie pominęli żadnego krwawego szczegółu.
Toteż wszelkie strzelanie, chowanie się i wykańczanie przeciwników wypadają świetnie. Szkoda tylko, że tego samego nie da się powiedzieć o sekcjach, kiedy to nasza postać siada za sterami przeróżnych pojazdów. Wracają roboty kroczące, którymi w dużej mierze kieruje się tak samo, jak w Killzone 2. Sęk w tym, iż misje z nimi są nudne, bo mało intensywne. Ot, idziemy do przodu i niszczymy wszystko na swojej drodze. W pewnym momencie pojawi się jeszcze śnieżny ścigacz - wypada ciut lepiej od Exo. Na tym nie koniec - nad mechem i futurystycznymi sankami mamy jako taką kontrolę, ale zdarzają się jeszcze sekcje "celowniczkowe", gdzie ograniczamy się wyłącznie do prucia do wrogów. One też wypadają bardzo słabo, jednak są dość szybkie, przez co zanim zdążymy się mocniej zirytować będzie już po wszystkim. Jest to jakieś urozmaicenie rozgrywki, ale mogło być lepiej podane.
[break/]Poza kulejącymi sekcjami z pojazdami, drażni sztuczna inteligencja towarzyszy. Żołnierze ISA wolą ładować się w krzyżowy ogień przeciwnika, niż wykorzystać zasłony. Nie inaczej jest z postacią, która chodzi za nami z defibrylatorem - gdy my lądujemy twarzą na ziemi, gość czasami gdzieś się przyblokuje, albo zwyczajnie zginie. Sprawa ma się dużo lepiej w szeregach Helghastów - postacie nie tylko robią świetny użytek z wszelakich elementów środowiska, ale również nieźle współpracują ze sobą. Taki wojak nie ograniczy się wyłącznie do strzelania i wychylania zza obiektu - siedząc w ukryciu specjalnie się wystawi, aby nas zmylić, a potem niezauważenie zmieni pozycję i ostrzela Seva z innego miejsca. Może także położyć się lub dać znać kompanowi z miotaczem ognia, tudzież strzelbą, by ten zaczął nas szturmować. Zachowanie Helghastów jest bardzo wiarygodne. Faktycznie da się odczuć, iż mamy do czynienia z "myślącym" przeciwnikiem.
Zupełnie inna para kaloszy - przy okazji sprawdzania Killzone 3 odniosłem dziwne wrażenie, że kampania stanowi tylko pewien dodatek... Historia nie jest specjalnie porywająca, choć na poziomie Veteran ukończenie jej zajmie Wam jakieś 10-11 godzin - co jest wynikiem zadowalającym. Rozczarowujące zakończenie rekompensuje tryb multiplayer. Widać, że Guerrilla Games i tu nie było głuche na żądania graczy, bo dostarczyło niezwykle miodną rozgrywkę. Wraca podział na klasy, chociaż w nieco odmienionej formie. Mamy do wyboru specjalności takie jak strzelec wyborowy, inżynier, sabotażysta, medyk oraz taktyk. Niestety zabrakło klasycznego żołnierza - a szkoda, bo była to znakomita profesja na start.
Podobnie, jak to miało miejsce w poprzedniej części, poza wstążkami, w czasie walki zdobywać będziemy również punkty doświadczenia. Aczkolwiek awans nie odblokuje nam tym razem nowej umiejętności, ani broni. Zamiast tego, otrzymamy pule punktów do wykorzystania i to za nie zakupimy giwery lub udoskonalimy zdolności ulubionej klasy. Możemy je rozdzielać swobodnie pomiędzy wszystkie dostępne specjalizacje. Obok kilku nowych pukawek pojawiły się naturalnie też świeże umiejętności. Co denerwuje, poza brakiem dobrze wyważonego wojaka? Przydział broni. Po co na przykład takiemu medykowi karabin z tłumikiem?
Zmian nie zabrakło także przy opcjach zabawy. Mamy Partyzantkę, czyli klasyczny drużynowy deathmatch, wraca miks kilku trybów - Strefa Wojny. Jednak najbardziej do gustu przypadły mi Operacje. To nowość, w wielkim skrócie wariacja Gorączki z Battlefield: Bad Company 2. W praniu wypada rewelacyjnie, bowiem wzbogacono całość o krótkie wstawki na silniku gry. Każda z drużyn ma swoje wytyczne - atakujący z reguły muszą coś zniszczyć, podczas gdy broniący starają się do tego naturalnie nie dopuścić. Gdy jednak uda się ofensywie przebić, lub defensywa odniesie sukces, wita nas odpowiednia scenka przerywnikowa - weźmy na to mamy moment, kiedy trójka żołnierzy ISA zostaje schwytana przez Helghastów. Podoba mi się, iż nad głowami postaci są ksywki najlepszych graczy z obu drużyn.
[break/]Niestety, choć Operacje to konkretny tryb, znajdują się w nim jedynie trzy misje... Dobrze, że co innego w Partyzantce i Strefie Wojny - tu map jest już ciut więcej. Lokacje zasługują na spory plus. Projekty są niesamowite, acz już teraz przewiduję, że ulubioną miejscówką większości będą ruiny Pyhrrus, gdzie skwery cudownie współgrają z wąskimi uliczkami oraz przejściami przez zniszczone budynki. Nie obyło się jednak bez większych wpadek - zmiana interfejsu wyboru klas to strzał w kolano. Osoby nie znające arsenału po prostu się nie odnajdą - brakuje ikon broni. Ogólnie wszystko jest mało czytelne. Nadal są też lekkie problemy z połączeniem, ale liczę, że zapowiedziane łatki naprawią to wszystko.
Co z oprawą? O ile "dwójka" graficznie przyprawiła wiele osób o opad szczęki, Killzone 3 już takiego szału nie robi. Projekty arystokracji Helghanu prezentują się niezwykle - ich mundury zdobią przeróżne oznaczenia, zaś twarze zdają się być żywcem wyjęte z książek od historii. Dopatrzeć się można podobieństw między innymi do takich postaci, jak Adolf Hitler, Józef Stalin czy Otto von Bismarck. Również budynki osadzone w najbliższym sąsiedztwie pałacu Visariego stanowią świetny kontrast do slumsów, jakie zwiedzaliśmy poprzednio. Na każdym kroku wyraźnie widać, że potęga militarna jest dla Helghan priorytetem. Ale gra nadal cierpi na wcześniejsze błędy - skalowanie tekstur odbywa się za długo, miejscami przyjdzie się nam wpatrywać w jakiś obiekt kilka sekund, zanim załaduje się na nim "tapeta" wyższej rozdzielczości. Słabo też wizualnie wypadają etapy "jeżdżone" - modele najbliżej naszego pojazdu są ładne, ale tło stanowi już obrzydliwa bitmapa. Miejscami da się też odczuć lekkie spadki animacji. Tak, trzeci Killzone to zdecydowanie jedna z najładniejszych strzelanek dostępnych na konsolach, ale poza dorzuceniem obsługi obrazu 3D większej rewolucji się nie spodziewajcie.
W temacie udźwiękowienia również obyło się bez przełomów. Dzieło Guerrilla Games ma mocną ścieżkę, która umiejętnie współgra z tym, co dzieje się na ekranie, aczkolwiek symfoniczne kawałki po kilku godzinach gry potrafią człowieka zmęczyć. Bardzo ładnie wypadają dźwięki broni, no i lokalizacja. Do współpracy zaproszono takie znane nazwiska, jak Jan Englert czy Edward Lubaszenko. Panowie dobrze wykonali powierzone im zadania - o dziwo w polskiej wersji nie tylko da się odczuć emocje, ale czasem poleci też "mięso". Zgadza się, po kultowej "finezji srezji" przyszła pora na żołnierski język. Jest jednak mały szczegół, do którego muszę się przyczepić - za wszelką cenę starano się tłumaczyć tekst słowo w słowo, a stąd doszło do kilku wpadek. Plus język polski nie współgra z ruchami ust bohaterów, co psuje trochę ogólne doznania płynące z rozgrywki.
Guerrilla Games jest tak pewne popularności Killzone 3, że zdecydowało się wydać tytuł w aż trzech edycjach. Jednak gra nie robi już takiego wrażenia, jak poprzednie ich dzieło. Dostrzec można wiele wpadek i niedociągnięć, które wcześniej zwyczajnie przysłaniała przepiękna oprawa. Mamy dość długi, ciekawszy scenariusz, ale przypadnie on do gustu właściwie tylko wiernym fanom serii. Dostajemy możliwość pomachania PlayStation Move oraz ogranie tytułu w 3D, lecz nie są to tak duże zmiany, jakich byśmy oczekiwali po kolejnej kontynuacji. Niemniej w tym wypadku początkowe rozczarowanie w całości rekompensuje multi - dynamiczna rozgrywka z robotami kroczącymi i plecakami odrzutowymi to jedno. Frajda z wykonania egzekucji na znajomym z przeciwnego obozu to drugie...