LEGO Harry Potter: Years 5‑7
Jako nieźle już „wyrośnięty” facet nie boję się mówić, że kocham gry LEGO od Tt Games - wprawdzie kierowane są one do o wiele młodszego odbiorcy, lecz oferują na tyle złożoną mechanikę oraz różnorodność, połączone z czystą frajdą zbieractwa, że przy premierze każdego kolejnego dzieła ekipy wszelkie dorosłe strzelanki czy pozycje RPG chociaż na chwilę, ale muszą ustąpić pola klockowemu szaleństwu. Przyszła oto jednak kolej na Harry Potter: Years 5-7 i w głowie zaczęła mi świtać myśl, iż chyba formuła sprawdzająca się nieźle od lat idzie nie w tym kierunku. Niepotrzebnie komplikuje się miejscami sprawy, odchodząc też od kanciastości na rzecz dużo bardziej realistycznej oprawy.
09.12.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:46
Nie zrozumcie mnie źle – tytuł graficznie wypada świetnie. W rzeczywistości „drętwe” postacie lego ludków tutaj oddychają pełną piersią cyfrowego życia, wysławiając się ledwie pojękiwaniem wprawdzie, za to nadrabiając rzecz sympatyczną mimiką i mową ciała - niejednokrotny ubaw po pachy przy scenkach przerywnikowych, tudzież w trakcie samej gry, gwarantowany. Rozpoznacie z radością charakterystyczne lokacje, kojarzone z książek czy filmów, starannie "uszczegółowione", obłożone wysokiej jakości teksturami. Problem w tym, że w większości nie zostały zbudowane z klocków, a po prostu wymodelowane. Zwyczajnie źle wygląda takie łączenie ideologii, kiedy niemal rzeczywisty pień drzewa ma nagle gałęzie z elementów LEGO, albo w gęstym, klimatycznym lesie, z klocków złożono tylko roślinki, kamienie lub kładki. Pewna magia gdzieś ucieka…
Jeśli czysto o magię chodzi, choć czarów dostajemy do dyspozycji masę różnych, odkrywanych stopniowo, trudno czerpać z systemu aż taką radość, jak przy rozwalaniu świata i wrogów niefrasobliwie mieczem świetlnym. Po pierwsze, szybkie rzucanie zaklęć jest strasznie niedokładne, a to zmusza gracza do zatrzymywania się w miejscu, żeby w coś przycelować. Na plus policzyć należy teraz możliwość podmianki inkantacji pod skrajnymi przyciskami na padzie, co oszczędza nerwów przy wyborze ich z menu kołowego pod analogiem i ratuje życie w pojedynkach z innymi nastoletnimi (acz nie tylko) czarnoksiężnikami, gdzie wymagane jest stosowanie magii o określonym kolorze w zależności od sytuacji. Irytuje z kolei szwankujące zaznaczanie się elementów, na których można coś różdżką zdziałać – często należy podejść do nich wręcz od określonego kąta, by się podświetliły lub pojawił symbol przycisku, dający okazję wykonania jakiejś akcji.
[break/]Pociągnijmy marudzenie – powiązane fabularnie zadania tak naprawdę są wyraźnie nudnawe. To osobne scenki, podszyte niby scenariuszem, lecz w sumie bliźniaczo podobne w mechanice. Owszem, pojawią się urozmaicenia (żeby nie psuć za bardzo frajdy z odkrywania tytułu wspomnę tylko latanie na miotle, ucieczki w różnorakiej formie, czarno-białe wspomnienia, starcia z bossami), ale by się do tego dobra dokopać trzeba wielokrotnie najpierw przebiec się po rozległym Hogwarcie w tę i z powrotem. Cofanie się po własnych śladach na „uczelni” to niestety na oko blisko połowa czasu spędzonego z grą, z czego jeszcze sporo schodzi na wpatrywanie się w ekrany dogrywania kolejnych podlokacji. Człowiek musi wiele wycierpieć, tfu! - wysiedzieć przed telewizorem, żeby faktycznie pograć – przynajmniej na PS3. Bardziej skomplikowane produkcje "chodzą" już szybciej...
Poza tym wszystko całkiem w porządku. Standardowo różnokolorowe świecidełka masowo sypią się z rozwalanych elementów otoczenia, uzyskacie dostęp do nowych lokacji wraz z kolejnymi poznawanymi czarami, zakosztujecie prostych zagadek logicznych, opierających się na wykorzystaniu zdolności określonych postaci (a tych do odkrycia także mnóstwo, również „zwierzęcych”), magicznych napojów warzonych w kociołku, ewentualnie składaniu różnorakich budowli i mechanizmów z podskakujących żwawo na ziemi klocków – które w większości przypadków należy wpierw odnaleźć, siejąc zaklęciami chaos na planszy. Gromadzenie poukrywanych skrzętnie bloków specjalnych, składających się na coś większego, jak najbardziej rzecz jasna też obecne. Dochodzi ratowanie uczniów w niebezpieczeństwie czy odszukiwanie emblematów. No i chyba nie trzeba wspominać, że z kumplem siedzącym obok gra się przyjemniej?
Ogólnie LEGO Harry Potter: Years 5-7 oferuje sporo roboty, a pomimo powolnego z początku wgryzania się w rozgrywkę oraz wyżej już wymienionych kwestii, mogących negatywnie wpłynąć na odbiór produktu, szarpie się w to nadal całkiem przyjemnie. Nie dałbym dzieła jednak siedmiolatkowi, bo zwyczajnie nie wiedziałby miejscami, co ma robić (sam się gubiłem) - to dla mnie największa wada. Tytuł zwyczajnie nie jest przystępny dla dzieciaków, wbrew oznaczeniu PEGI widniejącym na pudełku. Nie przypadł mi do gustu ponadto obrany styl graficzny, zbyt realny w stosunku do całego klockowatego, nieociosanego tematu plus przekombinowywana powoli chyba za bardzo mechanika. Jeżeli macie jeszcze do „odrobienia” którąś z poprzednich pozycji Tt Games, polecam najpierw po nie właśnie sięgnąć. Nowy „Hary Portier” spokojnie poczeka sobie w kolejce.