Lionheart: Wyprawy Krzyżowe
Seria Total War pozostaje niekwestionowanym liderem strategii taktycznych, połączonych z bitwami w czasie rzeczywistym, lecz co jakiś czas pojawia się tytuł próbujący zbliżyć się do poziomu dzieł sygnowanych przez Creative Assembly. Studio Neocore Games raz już stanęło na wysokości zadania przy okazji niezłego Króla Artura i równie udanego dodatku Sasi. Ekipa ma też jednak na koncie przeciętną pozycję RTS o nazwie Crusaders z 2008 roku. Niedawno w jej portfolio pojawiła się kolejna strategiczna produkcja, czyli Lionheart: Wyprawy Krzyżowe. Gra miała być z zamierzeniu ulepszoną wersją ich uznanego dzieła, choć osadzoną w zupełnie innych realiach - tym razem mamy do czynienia z projektem bazującym na wydarzeniach historycznych.
14.01.2011 | aktual.: 01.08.2013 01:47
Fabuła przenosi nas do XII wieku (a dokładniej lat 1189 – 1192) i rozpoczyna się wraz z dotarciem do Ziemi Świętej pierwszych europejskich sił, biorących udział w III Wyprawie Krzyżowej. Twórcy oferują nam pokierowanie wojskami krucjaty pod wodzą Ryszarda Lwie Serce, jak też imperium Saladyna. W żadnym z przypadków nie wybieramy konkretnej nacji, niemniej grając krzyżowcami mamy po swojej stronie czterech sojuszników - króla Francji, Cesarstwo Niemieckie, templariuszy i dwór papieski. Dwie strony konfliktu oznaczają parę samodzielnych kampanii, polegających na walce oraz podboju. Zarządzanie państwem tutaj nie istnieje. Zadaniem gracza jest tylko prowadzenie armii do kolejnych zwycięstw - stąd multum opcji zarządzania wojskami. Każdemu oddziałowi zakupujemy coraz lepsze uzbrojenie, wojownicy po starciu zyskują doświadczenie, przekładające się na punkty umiejętności, wydawane na ulepszenie obrony i ataku, a również kilku innych, istotnych czynników. Dochodzą do tego relikwie - te kupujemy lub zdobywamy od wrogów, jednocześnie powiększając morale podwładnych. Jest jeszcze drzewo technologii, dojące dostęp do nowych jednostek, formacji, broni.
Rozdział na warstwę taktyczną i bitwy został przeprowadzony dość nietypowo. Nie znajdziemy tu standardowego przechodzenia do kolejnych tur - są one wyznaczane naszą decyzją o ataku na daną prowincję. Innymi słowy, rozpoczynamy obowiązkową walkę w czasie rzeczywistym (jej celem niemal zawsze jest podbicie miasta), po czym przenosimy się do ekranu taktycznego, uzupełniamy lub rekrutujemy oddziały, potem zaś wczytujemy kolejne starcie. I tak przez całą grę - zarzut liniowości sam ciśnie się na usta. Nie dość, że celem jest zawsze podbicie danego terenu, to możemy najechać tylko te obszary, które znajdują się przy naszej granicy. Ograniczenia co do wyboru celu ataku da się podciągnąć pod realizm, ale w innych miejscach zdecydowanie go brakuje. Przykładowo, nie ma czegoś takiego jak aktualna pozycja wojsk, teoretycznie potrzebujących trochę czasu na dotarcie z jednego punktu do drugiego – po sformowaniu armii, po prostu przechodzimy do bitwy pod stolicą wybranej prowincji. Albo ją wygrywamy, albo rozpoczynamy od nowa - żadnych ruchów na boki. W pierwszym przypadku zyskujemy trochę złota, zakupujemy armię i… to samo aż do końca kampanii.
[break/]Czasem można odblokować również zadania poboczne, lecz oznaczają one po prostu kolejne bitwy. Drobne urozmaicenie to dyplomacja, choć obecna tylko pośrednio. O ile prowadząc wojska Saladyna jesteśmy skazani sami na siebie, w kampanii Ryszarda Lwie Serce dostajemy wymienionych wcześniej sojuszników. O tym, czy polubią nas mniej lub bardziej decyduje kilka czynników. Pierwszym z nich są działania podczas walk - ot, templariusze poproszą o wyzwolenie domu pielgrzyma, podczas gdy głowa kościoła będzie preferowała zajęcie świątyni. Drugi to skromny model polityki na mapie taktycznej. Większość prowincji oferuje nam szereg aktywności, typu przekazanie jakiegoś budynku danej nacji, założenie klasztoru i tym podobne. Każda jest oceniana przez pozostałych uczestników krucjaty, co przekłada się na różnego typu korzyści - w tym jednostki czy zapłatę.
Dobra, pora przejść do starć, które prezentują się o niebo lepiej. Jeszcze przed ich rozpoczęciem, zyskujemy dostęp do ekranu odprawy, gdzie oto dokonujemy ostatecznego przeglądu oddziałów, czytamy charakterystykę sił wroga, albo zerkamy na mapę. Za odpowiednią opłatą przekupujemy obywateli wrogiej prowincji, by rozsiewali fałszywe pogłoski, czy podkopali mury pod osłoną nocy. Pojawia się jeszcze jedna istotna innowacja, a mianowicie podgląd planu bitwy, podzielony na kilka etapów. Po kliknięciu na któryś z nich, widzimy symboliczną animację, ukazującą optymalne kierunki działań. Co ciekawe, dość często mamy do wyboru kilka różnych scenariuszy, prezentowanych przez poszczególnych sojuszników. Wszystkie te, czysto strategiczne elementy, rzadko kiedy spotykamy w innych produkcjach, więc trzeba je zapisać tytułowi na duży plus. Zabrakło chyba tylko z pożądanych opcji samodzielnego tworzenia planu uderzenia…
Same bitwy opracowano bardzo realistycznie. Deweloperzy oddają do naszej dyspozycji ogromne tereny – można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wielkość miast jest proporcjonalna do prawdziwych. Dla jednych, wielkie rozmiary map będą dużą atrakcją, innych z kolei znudzi długie przemieszczanie wojsk (na szczęście istnieje opcja przyspieszenia). Ale starcia wyglądają porażająco – pojedyncze jednostki są w miarę możliwości urozmaicone, zaś podczas konfrontacji wykonują szereg zróżnicowanych, naturalnych ruchów. Cieszy też ich zachowanie. Gdy powiedzmy nacierający oddział zostanie zaatakowany przez łuczników, zwalnia tempo i wysuwa przed siebie tarcze dla ochrony. A konnica szarżująca pod górę szybko traci impet, stając się łatwym celem. Także system morale nie jest pustosłowiem – zaprawieni w bojach rycerze walczą do upadłego, podczas gdy ochotniczy pielgrzymi uciekną na sam widok armii wroga. Lecz w zasadzce podejmują już zażartą walkę na śmierć i życie. Dodatkowe wsparcie stanowią dowódcy, bohaterzy, jak też kapłani, jakich przypisujemy do oddziału - zwiększający tym samym jego skuteczność lub wytrzymałość.
[break/]Pod względem audiowizualnym, Wyprawy Krzyżowe wypadają naprawdę nieźle. Nie słyszymy co prawda komend padających podczas walki, a tylko okrzyki żołnierzy, niemniej efekty dźwiękowe marszu, końskich kopyt, tudzież uderzającego o siebie żelastwa, dopracowano pięknie. Podkład muzyczny to wprawdzie nic za bardzo szczególnego (ot, przeplatające się motywy, na które nie zwracamy większej uwagi), aczkolwiek umila nam on udanie czas. Natomiast na zdecydowane uznanie zasługuje grafika - mapa warstwy turowej jest w pełni trójwymiarowa i bardzo dokładnie dopracowana. Widoki na krajobraz obszaru bitwy, czy ogromne miasta, niejednokrotnie zapierają dech w piersiach. Same jednostki po przybliżeniu prezentują się też szczegółowo, więc na tym polu produkcja raczej na krok nie odstępuje serii Total War. Duży sukces.
Niestety, tytuł ten ma jedną poważną wadę, która aż zasługuje na osobny akapit - został po prostu mocno niedopracowany. Jeśli ktoś korzysta z 64-bitowego systemu operacyjnego lub jest w posiadaniu nowoczesnej karty graficznej, strategia ta może być dla niego dosyć ryzykowną inwestycją. Sam byłem w stanie pograć w miarę swobodnie dopiero po zainstalowaniu tytułu na Windows XP plus kilku eksperymentach ze sterownikami. Zdarza się jednak powszechnie, że po aktualizacji tych ostatnich, aplikacja po prostu nie zadziała… Producent wydał co prawda łatkę, wprowadzającą drobne graficzne usprawnienia, aczkolwiek nadal nie ma pojęcia, co zrobić z „wysypywaniem się” gry na określonych konfiguracjach.
Ostatecznie, Lionheart wypada bardzo niejednoznacznie. O ile ogólny model rozgrywki jest do bólu liniowy i przewidywalny, zaś co się tym nieodłącznie wiąże po prostu nudnawy, kontrastują z nim bitwy w czasie rzeczywistym, prezentujące się świetnie. Strzał w dziesiątkę to również system rozwoju oddziałów, a także rozbudowany ekran odprawy przez każdym starciem. Chyba najlepiej byłoby potraktować projekt jako pewien zbiór ciekawych pomysłów, który nieśmiało rzucił wyzwanie wieloletniej dominacji Total War - pewnie w przyszłości coś większego z tego wyniknie, niewykluczone że nawet Creative Assembly wyciągnie pewne wnioski oraz wreszcie zaaplikuje swojej serii konkretną dawkę innowacji, ale tymczasem pozostaje nam czekać na kolejny ruch ze strony Neocore Games. Na dobry początek poprosimy świeżutkiego, wreszcie porządnego patcha.