Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Generations
Podczas gdy uważam się za fana anime, tak jakoś niezbyt przychylnie patrzę na wszelkie produkcje growe oparte o japońskie kreskówki, a w szczególności te robione taśmowo. Mieliśmy całą masę różnej jakości tytułów z Dragon Ball w nazwie, a w sumie bliźniacze tematycznie tej świetnej serii Akiry Toriyamy Naruto powoli, ale wyraźnie idzie w ślady protoplasty – przynajmniej jeśli o ilość gier chodzi. Tym samym Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm Generations, stanowiące już kolejną odsłonę popularnej marki bijatyk, nie skłaniało mnie do okazania zbytniego zainteresowania dziełem CyberConnect 2. Po włożeniu DVD do czytnika szybko jednak zaangażowałem się w szalone bitwy ninjasów…
12.04.2012 | aktual.: 01.08.2013 01:46
Nie wiem czemu odchodzi się od tego, lecz we współczesnym obijaniu sobie twarzy na konsolach zanika potrzeba odkrywania kolejnych postaci. Z miejsca w walkach są do wykorzystania wszystkie. Tu na szczęście jest inaczej. W miarę rozgrywania pojedynków w ramach linii fabularnych poszczególnych znanych bohaterów, odblokowujemy wojowników dostępnych poza trybem historii. Plus oczywiście kolejne mini-kampanie (są Zabuza z Haku) i liczne bonusy. Co dobre, nie starano się upchnąć absolutnie wszystkich konfrontacji zaczerpniętych z długaśnego serialu, ale skoncentrowano na najważniejszych dla danego wątku. Nie próbowano łapać kilku srok za ogon, obrano jeden temat, który przedstawiono spójnie – przykładowo Naruto chce nawrócić Sasuke, a ten z kolei najpierw pragnie zemścić się na bracie, a potem… Kto oglądał, ten pewnie wie.
Warto nadmienić, że w grze pojawiają się materiały wideo powstałe wyłącznie z myślą o produkcie. Całość, napędzana dodatkowymi planszami rysunkowymi i dialogami (japońskie lub angielskie) naprawdę daje morze frajdy. Miło wspomina się kultowe starcia, włącznie z superami. Walka to ciągłe bieganiu po rozległej arenie, skracanie lub wydłużanie dystansu do przeciwnika, unikanie wrażych ciosów plus wyprowadzanie własnych - wiadomo. Nawet jeśli ktoś nie miał dotąd styczności z serią Ultimate Ninja wszystkie triki załapie błyskawicznie. Mocniejsze ataki wykorzystują zgromadzoną chakrę, mamy osobny pasek na szybkie zniknięcie z toru ataku przeciwnika, z czasem się regenerujący. Wymiany jutsu prezentują się bajecznie i niczym prosto z ekranu telewizora, czego niewątpliwą zasługą jest niezłe przeniesienie rysunkowych ninja do trzeciego wymiaru.
[break/]Naturalnie popisowe akcje bohaterów odwzorowano szczegółowo, od wielu klonów Uzumaki, po przywoływanie demonicznych form przy niskim poziomie energii. Do tego dochodzą przedmioty do wykorzystania w walce (chociażby pułapki oraz dopalacze), a także opcja dobrania postaci wspomagających, przywoływanych do asysty. Jest w sumie prosto, ale przy tym też taktycznie, dynamicznie, a przede wszystkim efektownie. Jedyne większe problemy w czerpaniu radości z rozgrywki dla samotnego gracza to okazjonalne blokowanie się kamery, a także karygodne spadki płynności zabawy przy co bardziej intensywnych graficznie bitwach. Acz da się na to spokojnie przymknąć oko.
Po rozniesieniu na strzępy wszystkich wątków w Story Mode, warto zainteresować się udziałem w turniejach w opcji Free Battle, rywalizacji Versus, tudzież spróbować sił w Survivalu. Można też potrenować w spokoju przed wskoczeniem do sieci. Za uzbieraną na przestrzeni różnych trybów walutę Ryo w sklepie kupimy sobie nie tylko akcesoria dla naszego herosa online, lecz też tytuły (składają się z dwóch części), obrazki z gry, karty reprezentujące zawodnika i stanowiące zarazem modyfikację jego zdolności, czy miejsce na wgranie powtórki udanej walki. Niestety porcja multi nie zachwyca. W większości przypadków nie udaje się połączyć z przeciwnikiem, a jeśli już wskoczymy z kimś na arenę lag będzie zazwyczaj odczuwalny. Postać reaguje na wklepywane sekwencje z opóźnieniem.
Ponad 70 ninjasów (plus asysty) robi wrażenie, podobnie zresztą jak udane graficzne przeniesienie na konsole klimatu anime. Do odkrycia czeka cała masa bonusów, jest opcja wklepywania kodów ze specjalnych kart (dostępnych jak na razie wyłącznie z edycją kolekcjonerską), trudniejsze starcia potrafią wejść na ambicję, skłaniając do dopracowywania techniki, sensownego unikania walki oraz bardziej przemyślanych ataków. Oprawa, poza wspomnianymi problemami, raczej nie zawodzi, muzyka również powoduje, że myśli lecą ku kreskówce… Gdyby tylko multiplayer działał sprawniej, tak bez większego cienia wątpliwości poleciłbym Generations nie tylko fanom Naruto, ale miłośnikom bijatyk w ogóle. Jeśli starcia po sieci traktujecie jednak drugoplanowo, a do tego uważacie się za otaku, przekonywać Was do gry nie muszę…