O magazynie zdjęć, który stał się rzekomym narzędziem służb specjalnych. Wykiwali fanów
Felieton. Aplikacja do przechowywania zdjęć, burzliwa historia twórców, podejrzenia o współpracę ze służbami specjalnymi i dyrektor generalny w sporze z pewnym prawnikiem. Tak pokrótce przedstawia się historia Everalbum Inc. Firmy, którą założono celem oferowania chmury danych, a z której ostatecznie wyszło coś zupełnie innego. Sprawę naświetlają dziennikarze NBC News.
11.05.2019 | aktual.: 11.05.2019 16:56
Korzystaliście kiedyś z aplikacji mobilnej do przechowywania zdjęć, o nazwie Ever, dla Androida lub iOS? W Polsce nigdy nie była szczególnie popularna, ale na Zachodzie doczekała się milionowej rzeszy użytkowników. – To wyzwanie dla Google'a i Dropboksa w dziedzinie magazynowania fotografii – pisał entuzjastycznie WIRED. Okazuje się, że jest to także wyzwanie w dziedzinie wykorzystania cudzych danych. Mark Zuckerberg i jemu podobni mogą patrzeć z zazdrością. Słowo.
Jak koń trojański
Jest rok 2013. Everalbum Inc. powstaje jako firma oferująca prostą usługę magazynu danych w chmurze. Kusi użytkowników darmową i nieograniczoną przestrzenią serwerową na zdjęcia. Choć stare porzekadło głosi, że tak naprawdę nie ma nic za darmo, miliony dają się skusić. I tu (nie)oczekiwana niespodzianka – nadchodzi rok 2017, a biznes ukradkiem przebranżawia się i zaczyna działać w sektorze technologii rozpoznawania twarzy. Nie będzie szokiem, gdy dodam, że nikt nie raczy przedstawić zmiany dotychczasowym użytkownikom, prawda?
W aplikacji pojawia się moduł SI, który oficjalnie ma służyć do organizowania zdjęć na podstawie twarzy. Przydatny dodatek – powiecie. Tak, zwłaszcza dla włodarzy Everalbum Inc., którzy zyskują ogromną bazę fotografii do analizy i dalszych działań. Od strony prawnej sprawę próbują rozwiązać jednym zapisem. Do liczącej 2,5 tys. słów polityki prywatności trafia nowe zdanie: "Twoje pliki mogą zostać wykorzystane do ulepszenia i szkolenia naszych produktów i technologii".
Nie żebym był szczególnie czepialski, ale poziom lanej wody w tym stwierdzeniu zawstydza dowolne wodociągi. Jakie szkolenia? Czym są "produkty" w firmie, która cały czas stara się pozować na prościutki hosting? Już abstrahując od tego, że edytowaną politykę prywatności czyta pewnie mniej niż 1 proc. wszystkich użytkowników aplikacji. Przedsiębiorstwo milczy na temat nowej gałęzi działalności. "Ever to firma zajmująca się pomaganiem w uwiecznianiu i ponownym odkrywaniu wspomnień z życia" – głosi niezmiennie opis na stronie internetowej apki.
Oj, ci łaskawcy
Nic dziwnego, że sprawa w końcu, tj. w kwietniu br., ląduje w mediach. Dziennikarze NBC News wysyłają prośbę o wyjaśnienia. Efekt? Widniejące w polityce prywatności "produkty" zostają zdefiniowane ściśle; jako techniki rozpoznawania twarzy. Brawo! Po blisko dwóch latach rżnięcia głupa i interwencji dziennikarskiej ktoś wreszcie uznaje, że może warto oznajmić prawdę. Owacje na stojąco, proszę. Ale czy naprawdę biją się w pierś, przysięgając uczciwość? Niezupełnie.
Pozostaje przecież jeszcze jedna niewiadoma. Komu służą właściwie technologie i zebrane dane Everalbum Inc. – Wykorzystują komercyjnie wizerunki ludzi na zdjęciach do szkolenia produktu sprzedawanego wojsku i organom ścigania – grzmi profesor prawa Jason Schultz, powołany przez NBC News do roli jednego z ekspertów. – Twierdzenie, że ktokolwiek wyraża na to zgodę, jest śmieszne – dodaje uczony, który oczekuje pociągnięcia firmy do odpowiedzialności.
Grochem o ścianę
Teraz najlepsze – pomyślicie, że w przypadku tak szeroko zakrojonej ofensywy są dwie możliwości: przyznać się do nadużyć i starać załagodzić sprawę, albo oskarżeniom kategorycznie zaprzeczyć. Co robi dyrektor generalny Ever, Doug Aley? Idzie po trupach. – Myślę, że nasza polityka prywatności i warunki świadczenia usług są bardzo jasne i dobrze sformułowane – oznajmia Aley. – Nie widzę tu żadnych kruczków prawnych – dodaje, pewny swego. Zaprzecza kontaktom z wojskiem i służbami, ale chwali się 13 mld zdjęć i filmów używanymi do treningu SI. Chętnie wymienia także swoich klientów, w tym m.in. SoftBank Robotics, twórców humanoidalnego robota Pepper.
W międzyczasie rusza strona internetowa Ever AI. Nikt nie chwali się tam powiązaniem z magazynem zdjęć, a mimo to widzimy pierwotną datę założenia – 2013 r. Inny jest także opis. "Dążymy do dostarczenia krytycznej dla rozpoznawania twarzy technologii" – to profil zauważalnie różny od "ponownego odkrywania wspomnień". Czy ktoś trafi za ten numer przed sąd? Ciężko powiedzieć. Natomiast, wbrew pozorom, nie dlatego zadaję sobie trud opisania całej tej historii.
Cyk, i ewolucja
Wiele mówi się o tym, aby dokładnie czytać regulaminy i weryfikować do kogo trafiają dane, czy to osobowe czy pliki. Znacznie rzadziej pod uwagę brana jest dynamika internetu i możliwość przywdziana zupełnie innych szat przez, wydawałoby się, znany podmiot. Fanów mediów społecznościowych uświadamiać nie trzeba. To powszechnie znany scenariusz, kiedy ktoś zakłada profil o określonej tematyce, po czym uzyskawszy rozgłos, sprzedaje go do celów reklamowych. Nagle profil z, dajmy na to, kotkami staje się jedną wielką tablicą reklamową o rozpiętości towarów, jakiej nie widział Stadion Dziesięciolecia. Niestety, w sieci wszystko należy kontrolować regularnie.