O porażce radzieckiej cybernetyki
Niedawno gruchnęła nieco „dystopijna” i ponura wiadomość o tym, że korporacja Amazon stosuje sztuczną inteligencję do badania wydajności pracowników. Na podstawie owych badań ma zapadać decyzja o zwolnieniu pracownika, zgodnie z założeniem, że 20% pracowników jest niewydajnych z definicji. Przy i tak wysokiej rotacji kadr, nieustanne wyszukiwanie osób, którym akurat gorzej szło gwarantuje maksymalną produktywność, zarówno dzięki selekcji, jak i wskutek zgrozy zasiewanej w umysłach tych, których jeszcze nie zwolniono.
28.05.2019 10:22
Cyber-ekonomia w Kraju Rad
Tak ekstremalne podejście do generowania zysków uchodzi za końcowy, w pełni rozzuchwalony etap rozwoju „schyłkowego kapitalizmu”, w którym prawa pracownicze są jedynie kiepskim żartem, a w imię sukcesu (i wzrostu) wielkiej korporacji, każdy ma być gotów na najwyższe poświęcenie w każdej chwili. Tymczasem z zagadnieniem bezwzględnej optymalizacji ekonomicznej na poziomie pracownika (a nie procesu) oraz kolektywu mierzył się niegdyś Związek Sowiecki. Eksperymenty prowadzone przez ZSRR w ramach nowej, holistycznej dyscypliny zwanej cybernetyką wzbudziły głębokie obawy ekonomistów i polityków w USA, przekonanych, że sprzężenie jej z mechanizmem centralnego planowania doprowadzi do eksplozji wydajności. W jej konsekwencji, komunistyczna gospodarka RWPG miała stać się poważnym zagrożeniem dla ekonomii Stanów Zjednoczonych.
Dziś wiemy, jak absurdalne okazały się owe obawy. Centralnie planowana gospodarka ugięła się pod ciężarem swoich słabości, potęgowanych przez wyścig zbrojeń, inherentne niedobory oraz (jak wykazał w 1988 roku węgierski ekonomista János Kornai) doktrynalne sprzeczności, uniemożliwiające rozwój. Wiele lat trwało przyjmowanie do wiadomości, że nie da się utrzymać systemu, w którym nikt się nie boi, że zbankrutuje. Skąd zatem te amerykańskie obawy? Przecież USA uchodziły w czasach zimnej wojny za ideologiczny wzór przedsiębiorczości.
Meta-nauka o sterowaniu
Źródeł amerykańskiego strachu przez sowiecką super-gospodarką było wiele, ale najpierw wyjaśnijmy, czym jest cybernetyka. To właśnie przez tę dziedzinę, ekonomiści USA wpadli w przejściowy popłoch. Wbrew fantastycznonaukowym skojarzeniom, cybernetyka jest nauką o systemach sterowania i mechanizmach komunikacji. Gdy informatyka zajmuje się przetwarzaniem danych, cybernetyka – ich przepływem oraz lokalizowaniem uogólnionych (homologicznych) i skalowalnych zasad rządzących systemami i organizmami. Konsekwencją teoretycznych rozważań na polu cybernetyki są takie dzisiejsze dziedziny, jak inżynieria biomedyczna, teoria gier, metamateriały i psychologia poznawcza.
Optymalizacja procesów produkcyjnych nie jest zagadnieniem wyrosłym z cybernetyki. Metodyka tzw. programowania liniowego to narzędzie stosowane w badaniach operacyjnych i logistyce, powstałe wcześniej. Procesy produkcyjne są od dziesięcioleci definiowane i optymalizowane za pomocą metody CPM, czyli mechanizmu wytyczania ścieżki krytycznej. Z pomocą diagramowania Gantta (a więc mechanizmu z czasów sprzed Pierwszej Wojny Światowej) tworzenie ścieżek krytycznych jest łatwe.
Pozwala na to między innymi program Microsoft Project, dostępny w naszej bazie oprogramowania. Zdefiniowanie ścieżki krytycznej dla dużych przedsięwzięć i projektów jest doskonałym ćwiczeniem z zakresu logistyki i warto wypróbować je samodzielnie. Doskonały przewodnik stanowi tutaj witryna pomocy programu Project oraz niezastąpiona książka „Badania operacyjne w przykładach i zadaniach” z Wydawnictwa Naukowego PWN.
Doskonałym zestawem programów wspomagających logistykę, zawierającym między innymi narzędzia do programowania liniowego, jest WinQSB. Ze względu na swoją niejasną licencję nie ma go w naszej bazie programów i najłatwiej znaleźć go na uczelniach. Wiele z algorytmów operacyjnych jest jednak realizowanych w gotowych, łatwych bibliotekach i do stworzenia modelu wystarczy Python, a często nawet Excel. Do obliczeń technicznych zaskakująco dobrze nadaje się też arkusz Gnumeric. Obecnie bez wersji dla Windows, ale na Maku daje radę. Warto się zapoznać o owym niszowym arkuszem, ponieważ potrafi on liczyć dokładniej, niż Excel i nie wymaga pisania kodu.
Jak jedna fabryka
Amerykanie nie bali się samej optymalizacji, ta nie była im wszak oba. Zdefiniowali natomiast pewną istotną cechę pośrednią, różniącą gospodarkę USA i ZSRR. Fundamentalna odmienność obu państw, w postaci własności środków produkcji jest różnicą u źródeł, niekoniecznie przekładającą się na różnice w efekcie. Mianowicie gospodarka USA, czy też ogólnie „burżuazyjne” rynki państw kapitalistycznych, nie rozwijają się pod egidą jednego, ściśle określonego celu. Owszem, istnieje podstawowa reguła biznesu, mówiąca o mnożeniu zysków. Biznes zakłada się po to, żeby na nim zarabiać. Każdy chce zarobić, więc celem istnienia i rozwoju gospodarki jest zarabianie, pomnażanie dóbr.
Ale niniejszy cel jest celem wypadkowym. Składają się na to dziesiątki milionów mniejszych „celów”, zorientowanych na to samo, ale z racji konkurencyjności – nierzadko przeciw sobie nawzajem. Sowiecki model gospodarczy, przynajmniej teoretycznie, opiera się na zlikwidowaniu pojęcia produkowania dla zysku. Zysk bowiem, będący wartością dodaną względem wyprodukowanego dobra, jest wg. Karola Marksa odbierany twórcy (robotnikowi) przez właściciela fabryki i stanowi źródło wyzysku. Zachodzi wtedy konflikt interesów („walka klas”). Tyle teorii.
Sowiecka praktyka, pod postacią usunięcia prywatnych właścicieli, wprowadziła… właścicieli państwowych. Leninowska koncepcja „zarządzania całym krajem jak jedną fabryką” wprowadziła likwidację produkowania dla zysku. Zamiast tego, produkcja miała być uzależniona od potrzeb kraju, zdefiniowanych globalnie. Miało już nie chodzić o zysk kapitalisty, a o dobrostan państwa, czyli „wszystkich”. Relacje między przedsiębiorstwami i wymagane poziomy produkcji miały być szacowane i ogłaszane przez planistów.
Komunistyczny kolektywizm sprzągł los wszystkich robotników pod jednym parasolem. A konieczność rozszerzenia rewolucji na cały świat i „dogonienia zachodu” narzuciły bardzo wysokie normy produkcji. W ten sposób (zobrazowany idealnie w „Folwarku zwierzęcym”) kapitaliści zostali zastąpienia biurokratami, a pracownicy niewypełniający norm nie byli zwalniani, a aresztowani jako sabotażyści.
Narzędzia wojny gospodarczej
W USA nikt jednak nie przejmował się tym, że Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa zamieniła ubogi kraj za wielką wodą w gigantyczny obóz pracy. Z politycznego punktu widzenia ważne było to, że centralne planowanie pozwala narzucić jeden cel wszystkim masom pracującym. Jeżeli Ojczyzna wymaga rakiet, a nie porządnych butów, cały kraj (boso) będzie produkował rakiety! Użycie mechanizmów cybernetycznych do opracowania najwydajniejszej metody osiągnięcia tego celu, z racji centralnego planowania, pozwoli przegonić każdą kapitalistyczną gospodarkę, ponieważ kraje „burżuazyjne” nie mają możliwości sterowania całą swoją ekonomią nawet podczas wojny. Niezależnie jak dobrą optymalizację zastosują.
Zdecydowana większość firm o wysokim obrocie stosuje jakieś metody optymalizacji procesu i wytyczania ścieżek krytycznych np. w swoim łańcuchu dostaw. Przedsięwzięcia kapitalistyczne są więc optymalizowane, ale lokalnie. Słynna, zmitologizowana „niewidzialna ręka rynku” nie jest na tyle dokładna, by wyregulować proces na takim poziomie szczegółowości, a skalując ją w górę, znajdzie zastosowanie jedynie w relacjach popyt-podaż, co jest zupełnie niepolityczne. W ZSRR tymczasem polityczne było wszystko, z definicji.
Nauka kontra dogmaty
Dlaczego więc Związek Sowiecki, wielonarodowy obóz pracy, nie skorzystał z dóbr cybernetyki, by zoptymalizować swoją gospodarkę i przegonić tę amerykańską? Powodów było wiele. Pierwszym z nich był Józef Stalin, sowiecki dyktator. Gdy Norbert Wiener tworzył zręby między-nauki, jaką jest cybernetyka, komunistyczna nauka przeżywała trudne chwile. Stalin, niezwykle wprawiony w mechanizmy Realpolitik i chłodnego pragmatyzmu, w kwestiach wewnętrznej ideologii swojego kraju pozostawał głęboko, wręcz religijnie, dogmatyczny. Dlatego w ZSRR przez lata wręcz zakazane były całe dyscypliny naukowe, jak filozofia, fizyka jądrowa, informatyka i genetyka.
Ze względu na ograniczoną, dziecinną interpretację marksizmu (który sam w sobie jest nurtem dość nieokrzesanym), za wszelką cenę promowano hasła z różnego rodzaju czerwonych książeczek: genetyka miała być fałszywa, bo przecież „byt określa świadomość”, więc to warunki hodowli definiują wszystkie cechy, a dziedziczność może zostać wykorzeniona. Filozofia jest zakończoną nauką, ponieważ Marks stwierdził, że „filozofowie dotychczas jedynie tłumaczyli rzeczywistość, a przecież chodzi o to, by ją zmieniać”. Wreszcie, komputeryzacja i cybernetyka są herezją, ponieważ przeniesienie myśli, inicjatywy i planowania z ludzi na maszyny jest odzieraniem robotników z ich wolności, jaką jest możliwość wytwarzania dóbr.
Cybernetyka militarna
Powyższe nonsensy sparaliżowały rozwój akademicki na wielu polach w ZSRR. Filozofia na przykład nie podniosła się nigdy i funkcjonowała wyłącznie w ramach ruchu dysydenckiego. Jedyną możliwością awansu z listy dziedzin zakazanych do kanonu akceptowanych nauk była możliwość wykorzystania jej do celów militarnych. Cybernetyka w ten sposób znalazła swoje rozgrzeszenie, a po śmierci Stalina i chruszczowowskiej odwilży – stała się modną dziedziną w świecie sowieckiej nauki lat sześćdziesiątych.
Gdy nastąpiły pierwsze próby pożenienia cybernetyki z ekonomią (próbując zarazem nieśmiało stworzyć burżuazyjną naukę zwaną ekonometrią), administracja Kennedy’ego, zaalarmowana przez CIA, rozpoczęła rękami Arthura Schlesingera pierwsze próby zdefiniowania skali zagrożenia, jakie stanowi potencjalna sowiecka akceleracja gospodarcza. Równolegle, swoje zainteresowanie postępami wrogiego obozu wykazała amerykańska armia. Na zlecenie US Air Force (między innymi), przez całe lata sześćdziesiąte opracowano dziesiątki raportów dotyczących poziomu rozwoju cybernetyki w Związku Sowieckim.
Część z nich nie snuła ponurych wizji superwydajnej gospodarki ZSRR (tu bowiem wciąż nie było owoców), zamiast tego skupiając się na innych zagrożeniach: postępie militarnym oraz potencjale destabilizacji ideologicznej (jak to ujęto w słowach „Cybernetics is a science with ideological implications that contradict and challenge the basic tenets of Soviet Marxism-Leninism”). Z biegiem czasu i to usunięto z palety głównych zagrożeń strategicznych i temat radzieckiej cybernetyki całkowicie zniknął.
Przyrodzona niereformowalność
„Ojczyzna robotników” była bowiem zbyt skostniała i niepodatna na reformy, nawet optymalizujące. Komunistyczne kadry były też głęboko niewykształcone i nierzadko zawdzięczały swą karierę kluczowi odgórnego awansu społecznego. Wskutek owego mechanizmu, rządy zwane u nas dyktaturą ciemniaków były całkowicie niezdolne do zrozumienia zalet i przeforsowania zmian koniecznych do zarządzania opartego o cybernetykę.
Według portalu Nautilus, komputeryzacja ZSRR i spięcie państwowych przedsiębiorstw w telefoniczną sieć komunikacyjną doprowadziły wyłącznie do spotęgowania biurokracji. Sowieccy „menedżerowie” wpadli w pułapkę lemowskiego „demona drugiego rodzaju”: otrzymali zbiór niewątpliwie prawdziwych informacji, ale w skali zbyt przytłaczającej, by czerpać z nich korzyść. Poza tym, wprowadzanie drastycznych zmian wymaga odwagi, na co rzadko stać miernoty.
Zresztą, w jaki sposób zwolnić sztab ludzi, gdy komputer wykazał, że są obiektywnie zbędni, ale w kraju istnieje „zakaz” bezrobocia? Co zrobić z szefem niepotrzebnego działu, który marnuje pieniądze, ale należy do partii? I wreszcie, jak przenieść fabrykę wybudowaną na odludziu, w ramach „industrializacji”, bez przemyślenia, jak zasilić ją w materiały i odebrać zamówienia, nie wyrzucając góry pieniędzy na logistykę? Przecież Partia nie popełnia błędów. Nikt też nie chce tracić swoich przywilejów.
Powyższy system jest więc niereformowalny. Jedyne środowisko, w którym holistyczne podejście do ekonometrii miało sens było jednocześnie zupełnie niezdolne do zaabsorbowania nowych narzędzi. Gospłan (sowiecki centralny urząd planowania) ani Komitet Wykonawczy RWPG nigdy nie podjęły się pełnej realizacji „cybernetycznego leninizmu”, w którym gospodarką „jak jedną fabryką” zarządzaliby nie biurokraci, ale algorytmy. Najbliżej wdrożenia podobnej inicjatywy było Chile ze swoim projektem Cybersyn. Został on jednak wstrzymany, gdy socjalistyczny rząd został obalony wskutek wspieranego przez CIA zamachu stanu (wskutek czego do władzy doszedł Augusto Pinochet).
Przyszłość gospodarki opartej o zysk
Po co w ogóle dziś o tym mówić? Są dwa powody. Pierwszym z nich jest przypomnienie, że bezmyślna biurokracja i zastój komunikacyjny nieuchronnie prowadzą do marnotrawstwa i żaden, najlepszy nawet algorytm przed tym nie uchroni. Drugi jest ciekawszy i bardziej niepokojący. Produkcja dla zysku i konkurencyjne względem siebie nawzajem procesy optymalizacji okazały się mieć pewien nieuwzględniony skutek uboczny. Jest nim olbrzymi, negatywny wpływ na środowisko naturalne. Regulacje i przepisy okazują się dziś niewystarczające. Istotnie, jeszcze trzydzieści lat temu udało nam się przekonać cały świat, że należy natychmiast zaprzestać produkcji CFC-11, którego obecność w atmosferze potęgowała dziurę ozonową. Dziś to osiągniecie zakrawa na cud. Żyjemy w świecie całkowicie bezkarnych przedsiębiorstw-monopolistów, wobec których prawo ma znikomą siłę oddziaływania. Często z powodu swojej nieaktualności, ale zazwyczaj chodzi po prostu o pieniądze: można iść na wojnę i żyć w biedzie, albo dać sobie spokój, pójść na ugodę i spłacić długi.
Dlatego profesor Ashley Dawson z Uniwersytetu Nowojorskiego zasugerował (imię męskie, niespodzianka!) w swojej książce „Extinction” konieczność zmiany gospodarczych sił sprawczych. Skoro prawo jest nieskuteczne a próby jego naprawy – zbyt skromne, należy zlikwidować źródło, w postaci nieskoordynowanego pędu po profit. Organizacja IPBES oferuje mniej komunistyczne rozwiązania, w postaci uproszczenia przepisów i surowego, niepokrytego ulgami, opodatkowania. Ryzykowna gra w „if it moves – tax it” (jak mawiał Ronald Reagan) może się jednak okazać zbyt słaba.
Możliwe, że zmierzamy w kierunku jednorodnej gospodarki, a nadchodzące problemy klimatyczne wymuszą reorientację z zysku na… przeżycie. Nie wolno jednak zapominać, że takie eksperymenty jeszcze nigdzie się nie udały. Czy w świetle globalnego zagrożenia „tym razem będzie inaczej”? Dzisiejsza algorytmika jest tak zaawansowana, że można ją wykorzystać nie tylko do smażenia fake news, ale także do optymalizacji systemów. Jesteśmy na to gotowi o wiele bardziej, niż w latach sześćdziesiątych. Ale może jest już za późno?